Córka Catherine i Claya Forresterów urodziła się przy piątym skurczu i Catherine wiedziała, zanim zapadła w błogosławiony sen – teraz leżąc na plecach – że jest to dziewczynka.
Catherine płynęła w jeziorze mgły. Gdy wypłynęła na powierzchnię i otworzyła ciężkie powieki, zobaczyła Claya drzemiącego na krześle, z policzkiem opartym na ręce. Włosy miał zmierzwione, był zarośnięty. Pomiędzy falami bólu pomyślała mgliście: nadal go kocham.
– Clay? – wyszeptała. Otworzył gwałtownie oczy i zerwał się.
– Cat – powiedział cicho – nic śpisz? Przymknęła powieki.
– Drzemię. Znowu zrobiłam coś niewłaściwego, prawda, Clay? – Poczuła, jak ujmuje i całuje jej rękę.
– Masz na myśli to, że urodziłaś dziewczynkę? Skinęła powoli ciężką głową.
– Zmienisz zdanie, gdy ją zobaczysz. Catherine lekko uśmiechnęła się wyschniętymi ustami, a on pożałował, że nie ma nic, czym mógłby je zwilżyć.
– Clay?
– Jestem tutaj.
– Dziękuję za pomoc. Ponownie zapadła w nicość, oddychając ciężko, lecz regularnie. Clay siedział na krześle obok jej łóżka i długo trzymał jej rękę, nawet wtedy gdy zasnęła.
Laska babki Forrester obwieściła jej przybycie. Pojawiła się w drzwiach ze słowami:
– Młoda damo, mam siedemdziesiąt osiem lat. Lepiej, żeby następny był chłopiec. – Podeszła utykając do łóżka i z całego serca ucałowała swoją absolutnie doskonałą pierwszą prawnuczkę.
Roześmiana jak zawsze Marie przyszła powiedzieć Catherine, że zamierzają się pobrać z Joem, jak tylko on skończy szkołę. Dodała, że skłoniło ją do tego udane małżeństwo Claya i Catherine.
Claiborne i Angela wpadali codziennie i nigdy z pustymi rękoma. Przynosili sukienki tak absurdalnie falbaniaste, że dziecko z pewnością utopiłoby się w tych wszystkich koronkach, i pluszowe zabawki z pozytywkami, z których jedna wygrywała melodię z filmu „Królewna Śnieżka”. Oboje rozpływali się w zachwytach nad Melissa, a Claiborne, jak zauroczony, stawał w oknie sali noworodków i nie odrywał zachwyconych oczu od maleńkiej buzi. Odchodził niechętnie i zawsze ostatni. Pewnego dnia wpadł do szpitala, wracając z pracy, chociaż nie było to po drodze, i obiecywał małej: „Gdy będziesz na tyle duża, by jeździć na trójkołowym rowerku, dziadek kupi ci najlepszy w tym mieście”. A do Catherine: „Poczekaj, aż zacznie chodzić – to będzie coś”. Albo: „Ty i Clay musicie odpocząć, wyjechać na weekend i zostawić dziecko z nami”.
Przyszła też Bobbi. Stanęła pod oknem, wsadziła kciuki w tylne kieszenie dżinsów i tak się rozkołysała, że prawie stanęła na czubkach butów.
– No, patrzcie! – wykrzyknęła cicho. – I pomyśleć, że przyłożyłam do tego rękę.
Ada zapisała się na kurs prawa jazdy, by móc od czasu do czasu przyjeżdżać do Claya i Catherine, żeby zobaczyć dziecko.
Herb zniknął.
Steve przesłał ogromny bukiet różowych goździków, a trochę później zatelefonował, by powiedzieć Catherine, że postara się o urlop w sierpniu, a kiedy przyjedzie do Minnesoty, chce zobaczyć, że Cathy, Clay i Melissa mieszkają pod jednym dachem.
No i oczywiście był Clay.
Clay, który wpadał o różnych porach. Clay, który stał w nogach łóżka Catherine i nie wiedział, co powiedzieć. Clay, który doskonale odgrywał rolę ojca w obecności znajomych, śmiejąc się z ich żartów na temat tego, że ani się spostrzegą a Melissa będzie przyprowadzać do domu chłopców, uśmiechając się do Catherine, zachwycając się górami prezentów. Był też taki Clay, który spędzał samotnie długie chwile przy oknie sali noworodków, przełykając kluchę, której nigdy nie zdołał przełknąć.
Kiedy Catherine i Melissa wróciły do domu, Ada spędziła z nimi trzy dni, pomagając. W tym czasie spała na tapczanie. Clay musiał spać z Catherine. Każdej nocy budziły go ciche odgłosy ssania z drugiej strony łóżka i pragnął bardziej niż czegokolwiek w życiu zapalić światło i przyglądać się temu. Wiedział jednak, że Catherine czułaby się zakłopotana. Leżał więc w milczeniu, udając, że śpi. Zdziwił się, że Catherine zamierza karmić dziecko piersią. Początkowo sądził, że dokonała tego wyboru powodowana poczuciem obowiązku, gdyż ostatnio ten temat był bardzo głośny. Kiedy jednak czas mijał, zdał sobie sprawę, że wszystko, co Catherine robi dla Melissy, wynika z głębokiej macierzyńskiej miłości.
Catherine zaczęła się zmieniać.
Były takie chwile, kiedy zastawał ją z twarzą wtuloną w brzuszek Melissy, szepczącą jej czułe słówka, zapewniające ją o swej miłości. Raz zobaczył, jak delikatnie ssie palce stopek Melissy. Kiedy kąpała małą, towarzyszyło temu nieustanne gaworzenie i śmiech. Kiedy dziecko spało za długo, Catherine stała niczym pies przy drzwiach jej sypialni, nie mogąc się doczekać, kiedy Melissa się obudzi i zażąda jedzenia. Catherine zaczęła śpiewać, początkowo tylko dla Melissy, ale potem zapominała się i śpiewała, wykonując prace domowe. Wydawało się, że znalazła swoje źródło uśmiechów i zawsze obdarzała Claya promiennym uśmiechem, kiedy wracał do domu.
Jednakże w miarę jak wzrastało zadowolenie Catherine, zadowolenie Claya malało, aż zupełnie zniknęło. Z całą stanowczością opierał się zaangażowaniu w sprawy dziecka, chociaż zaczynało to wywierać na nim coraz większy negatywny skutek. Wybuchał gniewem przy najmniejszej okazji, podczas gdy Catherine zdawała się równie niewzruszona jak Melissa, gdyż Melissa była rzeczywiście prawdziwie zadowolonym dzieckiem. Clay tłumaczył swą popędliwość napięciem nerwów przed egzaminami końcowymi i zbliżającymi się egzaminami adwokackimi.
Zatelefonowała Angela i poprosiła go o pozwolenie na zorganizowanie niedzielnego przyjęcia z okazji ukończenia przez niego studiów. Kiedy powiedziała, że Catherine już się zgodziła, Clay rzucił do słuchawki:
– Skoro wy dwie wszystko już zaplanowałyście, to po co mnie w ogóle pytasz!
Po czym musiał włożyć trochę wysiłku, by uniknąć pytań matki, co go gryzie.
Clay ukończył studia prawnicze z wyróżnieniem. Melissa miała wówczas dwa miesiące. Teraz miał tytuł, jednak ani razu nie trzymał w ramionach swojej córki.
ROZDZIAŁ 27
Rozległy dziedziniec na tyłach domu Forresterów prezentował się wspaniale. Na półkolistym tarasie ustawiono płonące podgrzewacze do potraw. Cały taras otaczały starannie przycięte żywopłoty i rabaty nagietków i ageratum; kontrast pomiędzy fioletem i złotem dawał zaskakujący efekt. Dziedziniec opadał tarasami do odległych krańców posiadłości, gdzie rząd niebieskich świerków wytyczał jej granice. Róże w ogrodzie były w pełnym rozkwicie. Kształtne klony i lipy nakrapiały trawę rozległymi plamami cienia. Wszystko to przywodziło na myśl sielską scenę, jaką namalowałby pędzel impresjonisty. Panie w zwiewnych sukniach przepływały przez taras na trawnik, panowie obsiedli balustradę.
Catherine siedziała na trawie, kiedy padł na nią cień. Podniosła wzrok, patrząc pod słońce, zamrugała powiekami, początkowo nie mogąc rozpoznać osoby, która nad nią stoi.
– Całkiem sama? – usłyszała głęboki głos Jill Magnusson. – Czy mogę się przyłączyć?
Catherine osłoniła ramieniem oczy.
– Oczywiście. Usiadła na trawie, tak by było widać jej piękne jak u pełnokrwistej klaczy nogi. Niczym baletnica w tańcu łabędzia, pomyślała Catherine. Jill odrzuciła z czoła swą gęstą grzywę i uśmiechnęła się promiennie do Catherine.
– Przepraszam, że nie posłałam prezentu waszemu dziecku, ale wiesz, jak to jest.
– Nic się nie stało – odparła słodko Catherine. Spojrzenie Jill omiotło Catherine, zanim uśmiechnęła się jadowicie.
– Czyżby?
– Nie wiem, do czego zmierzasz.
– Wiesz doskonale, do czego zmierzam, i nie będę hipokrytką. Jestem potwornie zazdrosna o to dziecko, twoje i Claya. Nie dlatego, że sama chciałabym mieć dziecko, rozumiesz, ale ono powinno być moje.
Catherine opanowała chęć uderzenia Jill.
– Powinno być twoje? Cóż, to dość dziwne stwierdzenie.
– Może dziwne, ale obie wiemy, że prawdziwe. Od zeszłego października hamuję się, ale dzisiaj postanowiłam wyłożyć karty na stół. Chcę Claya.
Catherine odpowiedziała bez zastanowienia:
– Obawiam się, że jest już zajęty.
– Ale nie na stałe. Powiedział mi o waszym układzie. Dlaczego chcesz zatrzymać mężczyznę, którego nie kochasz i który nie kocha ciebie?
– Może dlatego, by moja córka miała ojca.
– To nie jest ważny powód, musisz przyznać.
– Niczego nie muszę ci przyznawać, Jill.
– Doskonale. Zadaj sobie jednak pytanie, dlaczego Clay poprosił mnie, bym na niego poczekała, dopóki nie uporządkuje całej tej sprawy. – Głos Jill przypominał mruczenie zadowolonego kota. – Och, widzę, że to dla ciebie nowina, prawda? Nie wiedziałaś, że Clay poprosił mnie, bym za niego wyszła, już wtedy gdy zaszłaś z nim w ciążę? Ale moja duma została zraniona i zrobiłam głupstwo, odmawiając mu. Teraz jednak zmieniłam zdanie.
– A co on ma do powiedzenia na ten temat?
– Czyny przemawiają głośniej niż słowa. Pamiętasz, jak ubiegłej zimy traktowałaś go chłodno? Clay wiedział, gdzie zostanie ciepło przyjęty.
Catherine poczuła skurcz w żołądku.
– Czego chcesz ode mnie? – zapytała zimno.
– Chcę, żebyś zrobiła to, co słuszne – dała Clayowi wolność, zanim zakocha się w swojej córce i z tego powodu zostanie z tobą.
– Ożenił się jednak ze mną, a nie z tobą. Jill odrzuciła włosy na plecy.
– Dziecko, nie dałam się nabrać na ten wasz ślub. Rozmawiasz z Jill. Byłam tam tego wieczoru i nie miałam halucynacji, gdy Clay całował mnie znacznie czulej niż swoją żonę.
– Jill zrobiła dramatyczną pauzę, po czym dokończyła:
– I powiedział wtedy, że nadal mnie kocha. W dzień swego ślubu, ciekawe, nie?
Catherine wróciła pamięcią do tego wieczoru, ukryła jednak żal za maską obojętności. Rozejrzała się, szukając Claya. Siedział na tarasie, zagłębiony w rozmowie z ojcem Jill.
Jill ciągnęła:
– Nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdyby nie doszło do tej… pomyłki – zawiesiła głos, by podkreślić to słowo – Clay i ja planowalibyśmy teraz nasz ślub. Wszyscy zawsze myśleli, że Clay i ja w końcu się pobierzemy. Cóż, byliśmy ze sobą związani od czasu, kiedy nasze matki wrzucały nas razem nago do małych plastikowych basenów na podwórku. Kiedy w październiku poprosił mnie, bym za niego wyszła, przyznał, że nie jesteś dla niego niczym więcej jak tylko tragiczną pomyłką. Dlaczego nie oddasz mu przysługi i z gracją nie opuścisz sceny?
Było oczywiste, że Jill Magnusson przywykła dostawać to, czego chciała, uczciwymi czy nieuczciwymi sposobami. Zachowanie tej kobiety było bezczelne i niegrzeczne. W jej postawie nie było ani śladu prośby, tylko granitowa pewność siebie.
Och, jest tak zimna jak obłożona kruszonym lodem galaretka pomidorowa Inelli, pomyślała Catherine. Znienawidziła galaretkę pomidorową.
– Zbyt wiele sobie wyobrażasz, Jill – powiedziała Catherine lodowato.
– Niczego sobie nie wyobrażam. Ja wiem. Wiem, ponieważ Clay mi się zwierzał. Wiem, że wyrzuciłaś go z jego własnego łóżka, że zachęcałaś do tego, by prowadził własne życie, zachował dawnych przyjaciół, dawne zainteresowania. Dziecko się urodziło, ma nazwisko, a Clay przyjął na siebie względem niego jedynie zobowiązania finansowe. Dostałaś to, czego chciałaś, dlaczego więc go nie uwolnisz?
Catherine wstała, strzepnęła spódnicę i rozmyślnie pomachała do Claya, który odwzajemnił ten gest. Nie patrząc na Jill, powiedziała:
– Clay jest już dużym chłopcem. Jeśli będzie chciał być wolny, to chyba o to poprosi, nie sądzisz?
Catherine ruszyła w stronę tarasu, zanim jednak odeszła, Jill wypuściła na pożegnanie ostatnią strzałę, która tym razem sięgnęła celu.
– Jak sądzisz, gdzie był, kiedy ty leżałaś w szpitalu?
Przez głowę Catherine przebiegły szalone myśli, dziecinne w swej mściwości. Żałowała, że wspaniała galaretka pomidorowa Inelli nie jest zrobiona z krwi Jill. Miała ochotę ogolić jej głowę, przetoczyć ją nagą w smole i pierzu, poczęstować czekoladkami nafaszerowanymi środkiem przeczyszczającym. Te myśli nie wydawały się Catherine niedojrzałe. Czuła się zraniona i poniżona – pragnęła zemsty, lecz nie potrafiła wymyślić sposobu.
I Clay! Miała ochotę wziąć garść kulek z melona i obrzucić go niczym pociskami artyleryjskimi. Miała ochotę poprzewracać podgrzewacze, zwrócić na siebie uwagę wszystkich obecnych, powiedzieć im, jakim Clay jest kłamcą! Jak mógł! Jak mógł! Wystarczająco przykre było już to, że kontynuował swój erotyczny związek z Jill, ale myśl, że zwierzał się jej z intymnych małżeńskich spraw, dotknęła Catherine do żywego. Wróciły bolesne wspomnienia, wyraźniejsze niż kiedykolwiek: sylwester i Clay całujący Jill, z małym palcem wsuniętym pod ramiączko jej sukienki; noc, kiedy nie wrócił do domu, wystygła kolacja i ona czekająca; i najgorsze wspomnienie – cztery noce, kiedy ona leżała na oddziale położniczym…
Od przyjęcia minął jakiś czas.
"Osobne Łóżka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Osobne Łóżka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Osobne Łóżka" друзьям в соцсетях.