– Znajdź moich synów i każ im natychmiast stawić się w głównej sali. Najpierw poszukaj pana Kierana.

– Dlaczego najpierw Kierana? – zapytała żona.

– Bo Kieran może nam pomóc opanować wybuch Williama. Nie chcę, żeby pogalopował błagać dziewczynę. Wprawiłoby to w zakłopotanie lady Fortune, nas zaś okryłoby wstydem. Gdy pojawił się Kieran, pospiesznie został zapoznany z sytuacją. Uśmiechnął się sardonicznie. Czyż nie przewidział, że zarozumiała dziewczyna odtrąci jego młodszego brata? Nie pojmował, czemu w ogóle rodzina Lesliech brała pod uwagę Deversów z Mallow Court. Mając ojczyma z książęcym tytułem, braci z tytułami księcia i markiza, sporą fortunę i żyzne ziemie, lady Fortune Lindley mogłaby mieć książęcego małżonka. Pewnie pozostawiła w Anglii jakiegoś nieszczęśnika, torturując go wyjazdem do Irlandii w poszukiwaniu męża.

– Kiedy dziewczyna wyjeżdża? – zapytał ojca.

– Planują pozostanie tutaj przez lato – padła zaskakująca odpowiedź – co stanowi dodatkowy powód, dla którego należy jak najszybciej wywieźć Williama do Anglii. Jedziesz z nami? Kieran potrząsnął głową.

– Nie mam ochoty. Jedź z Williamem i lady Jane. Dopilnuję tu wszystkiego, tato. To żaden problem. Zboża są zasiane, owce pasą się na łąkach. Nie ma wiele do roboty, ale wiem, jak wielką wagę przywiązujesz do rachunków, a te mogę poprowadzić dla ciebie. Do komnaty wszedł William Devers.

– Wzywałeś mnie, tato?

– Lady Fortune odtrąciła twoją propozycję – otwarcie powiedział ojciec.

– Oczywiście, że zrobiła to za pierwszym razem – spokojnie stwierdził William. – Jest damą i nie wypada jej uczynić inaczej.

– Na miły Bóg, Willy – niecierpliwie parsknął jego brat. – Możesz się oświadczać setki razy, a dziewczyna i tak cię odtrąci! Nie chce cię. Jej rodzice przybyli tu, żeby osobiście powiedzieć to naszemu ojcu i twojej matce, chłopcze. Daj spokój i ożeń się ze swoją kuzynką Emily.

– Nie wierzę ci.

– To błąd. Ty mu powiedz, madam. Powiedz swojemu synowi, że dostał kosza od pogardzającej nim, aroganckiej angielskiej pannicy – ze złością rzuci! Kieran.

– To prawda, Williamie – rzekła lady Jane.

– Pojadę do niej! – zawołał William.

– Nie pojedziesz! – ostro powiedział sir Shane. – Chcesz sprowadzić hańbę na naszą rodzinę swoim zaślepieniem?

– Zrób tylko jeden krok za drzwi tego pokoju, a przysięgam, chłopcze, że stłukę cię do nieprzytomności! – ostrzegł go brat. Williama Deversa opuściła odwaga. Odtrąciła go. Jak mogła? Była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Rozmawiała o sprawach, których nigdy nie poruszała żadna kobieta. Uwielbiał ją. Jak mogła nie rozumieć, że ją kochał?

– Zawsze planowałaś, że poślubię Emily Annę – powiedział groźnie, zwracając się do matki. – Wybij to sobie z głowy, mamo. Nie chcę tej głupawo uśmiechniętej, przesłodzonej dziwki, nawet gdyby była jedyną dziewczyną na powierzchni ziemi!

Lady Devers wyprostowała się i gniewnie popatrzyła na syna.

– Nie odzywaj się tak do mnie, Williamie. Nie musisz się żenić ze swoją kuzynką, jeśli nie chcesz, ale lady Fortune Lindley też cię nie poślubi. Jutro wyjeżdżamy do Anglii, odwiedzić twoje siostry. Może kilka miesięcy poza domem uwolni cię od złych wpływów, którym uległeś w ciągu paru ostatnich dni. Nie! – Podniosła do góry rękę. – Nie próbuj ze mną dyskutować na ten temat! – I wyszła z sali, wyprostowana, z wysoko uniesioną głową. Kieran otoczył ramieniem brata, ale William strząsnął jego rękę.

– Nie możesz powiedzieć nic, co mogłoby mnie pocieszyć – warknął.

– Proponuję, tato, żebyś zamknął go w pokoju do czasu wyjazdu – szyderczo rzekł Kieran. – Jeśli tego nie zrobisz, ten głupiec może uciec do Erne Rock i dać się wyrzucić stamtąd na zbity pysk przez księcia.

– Pewnego dnia zabiję cię, Kieranie – gniewnie rzucił William.

– Po co miałbyś się wysilać? – ostro odparował Kieran. – Masz już wszystko, co należało się mnie. Nie zależy mi na tym, Williamie, ale twojej mamie może zależeć. Weź się w garść, człowieku, i zachowuj się jak Devers. – Powiedziawszy to, również wyszedł z komnaty.

– Boję się, że nie mogę ci ufać, Williamie – zmęczonym głosem odezwał się jego ojciec i posłuchał wskazówek starszego syna.


*

Następnego ranka powóz Deversów opuścił Mallow Court. W powozie, z kamienną twarzą, siedział William z matką. Ojciec towarzyszył im konno wraz ze swoim starszym synem, który postanowił odprowadzić rodzinę aż do drogi do Dundalk. Tam Kieran Devers pożegnał się z nimi i skierował się na skróty w stronę domu.

Fortune dostrzegła go z daleka. Rozpoznała ogromnego białego ogiera, na którym tamtego dnia przyjechał do Erne Rock. Koń miał charakterystyczną czarną grzywę i czarny ogon. Fortune pomachała ręką. Wiedziała, że postępuje bardzo zuchwałe, ale gdy uświadomiła sobie, że młody William Devers nie był dla niej właściwą partią, jednocześnie zrozumiała, że jego starszy brat to o wiele bardziej interesujący mężczyzna. Teraz szukała potwierdzenia swojego pierwszego wrażenia. Fakt, że nie wychodziła za mąż za jego brata nie musiał oznaczać zerwania ich kontaktów. Przecież jej rodzice wyraźnie podkreślali, żeby nie unikać Deversów i nie wprawiać ich tym w zakłopotanie. A Kieran Devers wcale jej szczególnie nie interesował.

Co knuła ta dziewczyna? Kieran zastanawiał się nad tym, jadąc w jej stronę. Niewątpliwie była dość nieuprzejma podczas ich pierwszego spotkania, a potem udawała, że jest oczarowana jego bratem. Jeśli kogoś można było winić za złamane serce Williama, to z pewnością była to lady Fortune Lindley. Ale i tak go fascynowała. Dziewczyna, która dosiadała ogromnego konia i na dodatek jeździła po męsku. Pomachał w odpowiedzi, podjeżdżając bliżej.

– Dzień dobry, panie Devers – miło zagaiła Fortune.

– Dzień dobry, lady Fortune – odpowiedział.

– Jechał pan drogą z Dundalk?

– Odprowadzałem rodziców i Williama. Wybrali się do Anglii, żeby odwiedzić moje siostry w Londynie – wyjaśnił.

– Biedny Will. Jest takim słodkim chłopcem. Mam nadzieję, że spodoba mu się w Londynie, chociaż większość szlachetnie urodzonych latem wyjeżdża z miasta. Może pańskie siostry mają domy pod miastem?

– Jeśli należy to do dobrego tonu, to z pewnością mają – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Jedno jest pewne: macocha na pewno nauczyła moje siostry, jak nosić się modnie i zachowywać w angielskim stylu.

– Nie lubi pan Anglików? – spytała spokojnie.

– Nie zachwycam się tymi, którzy najeżdżają kraj, odbierają ziemie prawowitym właścicielom i próbują narzucić swoją wiarę i styl życia ludziom, którzy mają już własną religię i żyją zgodnie z własną tradycją – rzekł Kieran Devers.

– Tak się dzieje na tym świecie – powiedziała Fortune, jadąc koło niego. – Nasi nauczyciele uczyli mnie i moje rodzeństwo, że zawsze jedna kultura podbijała drugą. Dzisiejsi mieszkańcy Irlandii pewnego dnia przybyli z innego rejonu świata i podbili Tuatha de Danae, legendarny lud, który podobno kiedyś władał tymi ziemiami. Ponoć teraz żyją pod ziemią, bo nie chcieli się zasymilować z Celtami. Czasami takie zmiany wychodzą na dobre, czasem nie. Nie pochwalam sposobu, w jaki większość Anglików traktuje Irlandczyków, ale czyż Irlandczycy nie zachowywaliby się podobnie, gdyby nadarzyła się im okazja? Gdybyście mogli, palilibyście i łupili tak jak wasi przodkowie i zepchnęli Anglików do morza. Nie okazalibyście łaski, nie bylibyście lepsi od nich.

Roześmiał się, nagle dostrzegając to, co tak bardzo zafascynowało jego młodszego brata.

– Owszem – przytaknął – tak byśmy postąpili, lady Fortune Lindley. Lecz ciebie moglibyśmy zostawić w Irlandii, bo słyszałem, że płynie w tobie irlandzka krew. Czy to prawda?

– Tak. Moją prababką była Skye O'Malley. Wspaniała kobieta z rodu O'Malleyów z Innisfany. Umarła, gdy miałam trzynaście lat, ale znałam ją dobrze i nigdy jej nie zapomnę – powiedziała Fortune, czując łzy cisnące się do oczu. – Zawsze była dla mnie taka dobra. Z zaciągniętego chmurami nieba zaczął padać gęsty kapuśniaczek.

– Schowajmy się w tych ruinach – zaproponował. Gdy schronili się pomiędzy murami z szarego kamienia i zsiedli z koni, Fortune zapytała:

– Co to za miejsce? Potrząsnął głową.

– Nie wiem na pewno, ale mówią, że kiedyś, kilkaset lat temu, był tutaj dwór przywódcy klanu Maguire. Widzisz, jaka gruba warstwa mchu porasta mury? Ale to sklepienie uchroni nas przed najgorszym. Usiądź, Fortune Lindley, przeczekamy deszcz. – Sam usadowił się na kamiennym murku, który tworzył naturalną ławkę, i wskazał jej miejsce koło siebie.

Usiadła i powiedziała:

– Czy mogę ci zadać jedno pytanie, Kieranie Deversie? – A kiedy potakująco kiwnął głową, ciągnęła: – Dlaczego zrezygnowałeś ze swoich praw do spadku dla religii? Nie wyglądasz na fanatyka, jak tylu innych.

– Dobre pytanie, i postaram się na nie odpowiedzieć. Masz rację, nie jestem fanatykiem i, szczerze mówiąc, religia niewiele dla mnie znaczy. Nie jestem męczennikiem ani świętym, lecz wiara katolicka jest jedyną rzeczą, jaka mi pozostała po matce. Umarła, gdy byłem małym chłopcem. Wtedy byliśmy irlandzką rodziną, Moire, ojciec i ja. Potem urodziła się mała Colleen i mama straciła życie, rodząc naszą siostrzyczkę. Z początku ojciec był załamany. Szybko jednak zaczął się rozglądać w poszukiwaniu nowej żony, która wychowałaby jego dzieci i prowadziła mu dom. Inne swoje potrzeby zaspokajał już z pomocą pewnej dyskretnej niewiasty o imieniu Molly, z którą spłodził dwie córki. Mają na imię Maeve i Aine i obie są bardzo miłymi dziewczynami – uśmiechnął się.

– Znasz je? – Fortune była zdumiona.

– Owszem, chociaż moja macocha nie ma o tym pojęcia. Maeve urodziła się, gdy miałem jedenaście lat, a Aine, gdy miałem czternaście. Tato był już wtedy mężem lady Jane, pięknej dziedziczki o zdecydowanych poglądach na wszystko.

– Powiadają, że nie chciała go, dopóki nie stał się protestantem – zauważyła Fortune. – I że zmusiła go do ponownego chrztu.

– To prawda – przyznał Kieran. – Jane Elliot od pierwszego wejrzenia zakochała się w Mallow Court. Bardzo go pragnęła, ale jest oddana swojej wierze i uparta. Nalegała, żeby tato się nawrócił. Do Mallow Court przybył ksiądz z Lisnaskea i ostrzegł mojego ojca, że jeśli to uczyni, sczeźnie w piekle, więc naturalnie ojciec się ochrzcił. Obaj jesteśmy do siebie podobni i nie lubimy, żeby ktoś nam dyktował, jak mamy postępować. W odwecie za groźby ojciec wyrzucił księdza.

– A ty dlaczego nie zostałeś ponownie ochrzczony?

– Nie mogli mnie złapać – odparł Kieran z przekornym uśmiechem. – Kiedy lady Jane przybyła do Mallow Court, wszystko uległo zmianie. Rzeczy należące do mojej matki zaczęły kolejno znikać. Jej wiara została usunięta z naszego życia. Zupełnie jakby Jane chciała całkowicie wymazać naszą matkę. Dopiero gdy dorosłem, zrozumiałem, że wcale tak nie było. Moja macocha jest przyzwoitą kobietą, ale żyje w świecie własnych zasad i zwyczajów, i oczekuje od rodziny, żeby też je akceptowała. Toteż chociaż nie zostałem ponownie ochrzczony, postanowiła okazać mi cierpliwość. Co niedzielę i w dni świąteczne zmuszano mnie do uczestniczenia we mszy razem z całą rodziną. Jane sądziła, że gdy przyzwyczaję się do jej wiary, ulegnę też innym jej życzeniom. Dopiero po paru latach odkryli, że po mszy z nimi wymykałem się na mszę katolicką. W dniu moich dwudziestych pierwszych urodzin usłyszałem, że albo się ochrzczę jako protestant, albo ojciec wydziedziczy mnie i uczyni Willa swoim spadkobiercą. Będę dostawa! rentę i mogę mieszkać w Mallow Court, ale stracę prawo do lwiej części posiadłości Deversów. Próbowałem wyjaśnić ojcu, co czuję. Wiesz, co mi powiedział? Że już nie pamięta twarzy mojej matki. Że jego żoną jest Jane i chce, aby była zadowolona. Wtedy właśnie powiedziałem mu, że nie potrzebuję Mallow Court i żeby dał go Willowi.

– Czy przypadkiem nie kieruje tobą poczucie dumy, a nie zdrowy rozsądek? – głośno zastanawiała się Fortune. – Nie sądzę, żeby twój ojciec był gruboskórny, gdy mówił, że nie pamięta twarzy twojej mamy. Po pewnym czasie trudno jest sobie przypomnieć, jak wyglądali ludzie, którzy umarli. Nie ma w tym niczyjej winy.

– Prawda polega na tym – powiedział Kieran Devers – że nic nie czuję do Mallow Court. Wiem, że powinienem, ale nic z tego. Nigdy nie czułem, że jest mój, nigdy też nie uważałem, że należę do tej ziemi, na której się urodziłem. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wierzę, że mój prawdziwy dom znajduje się gdzie indziej.

Fortune otworzyła zdumiona usta i wbiła w niego wzrok.

– Ty też? – udało jej się tylko wykrztusić.

– Ale przecież na pewno istnieje miejsce, które kochasz, które jest dla ciebie domem – odpowiedział.

– Urodziłam się tutaj, w Maguire's Ford – zaczęła – ale zabrano mnie do Anglii, gdy miałam zaledwie kilka tygodni. Mieszkałam w Queen's Malvern, w domu mojej prababki. Potem mieszkałam w domu mojej matki we Francji, w Belle Fleurs. Mieszkałam w Szkocji, w zamku Glenkirk, należącym do mojego ojczyma, i w Cadby, siedzibie mojego ojca w Oxfordshire. Nigdy jednak nie czułam się naprawdę jak u siebie w domu, choć przyznaję, że najlepiej mi było w Queen's Malvern. Chyba nie istnieje miejsce na świecie, które byłoby naprawdę moje. Miałam nadzieję, że znajdę je w Irlandii.