Przyjechała do Irlandii ze szczerym zamiarem poślubienia Williama Deversa, jeśli tylko nie okaże się potworną bestią o złym charakterze. I nie okazał się. Wysoki, przystojny, czarujący William bardzo chciał ją za żonę i Fortune czuła, że nie chodziło mu tylko o jej majątek. Ale podczas kilku dni, które spędziła poznając Willa, zrozumiała, że nie może wyjść za mąż, kierując się wyłącznie rozsądkiem i wygodą. Co się z nią stało? Wyglądało na to, że była bardziej podobna do swojej matki i siostry, niż sądziła. Niepokojące odkrycie.

Jeszcze bardziej niepokoiło ją rosnące zainteresowanie starszym bratem Willa, Kieranem. Opanował jej myśli zmysłowym niepokojem, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Ten skomplikowany człowiek wydawał jej się o wiele bardziej interesujący od swojego młodszego brata. Poczuła prawdziwą ulgę, że rodzina Deversów wyjechała do Anglii, aby uniknąć ewentualnych nieprzyjemności, jakie mogłoby wywołać niepowodzenie w planowanym skoligaceniu ich rodzin. Teraz miała czas, żeby spędzić go z Kieranem, i nikt nie mógł jej o to winić. A tata dostrzegł jej zainteresowanie Kieranem Deversem, zanim ona sama zdała sobie z niego sprawę! Fortune uśmiechnęła się do siebie w ciemności. James Leslie był dobrym ojcem dla niej i dla pozostałych dzieci.


*

Wstała rano, ale rozczarował ją deszcz. Patrząc na jezioro, nad którym wisiała gęsta mgła, zastanawiała się, czy w ogóle przyjedzie. Doszła do wniosku, że drobny deszczyk jeszcze nikomu nie zaszkodził. Ubrała się i zeszła na dół, żeby zjeść owsiankę i wypić rozcieńczone wodą wino. Widząc jej strój do jazdy, James Leslie obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem.

– Gdzie jest mama? – zapytała, siadając obok niego za stołem. Sięgnęła po bochenek wiejskiego chleba i urwała sobie niewielką porcję, posmarowała obficie masłem, a na wierzchu położyła plaster sera.

– Dobrze wiesz, że twoja matka z wiekiem coraz mniej chętnie wstaje o świcie – odpowiedział. Pociągnął łyk wina i sięgnął po gotowane na twardo jajko.

– Myślisz, że przyjedzie, tato? – wyrwało jej się pytanie.

– Gdybym był w jego wieku, odrobina deszczu nie powstrzymałaby mnie przed spotkaniem z ładną dziewczyną, skarbie – odpowiedział James.

– Nie wiem nawet, ile ma lat.

– Myślę, że dwadzieścia parę. Moim zdaniem mąż powinien być starszy od żony. – Zanurzył obrane jajko w misie z solą i ugryzł je.

– On nie ma być moim mężem – szybko rzuciła Fortune. James Leslie wziął do ust resztę jajka, po czym ujął Fortune za rękę, a kiedy odwróciła do niego twarz, powiedział:

– Posłuchaj mnie, dziecko. Pod wieloma względami jesteś podobna do swojej prababki. Mówiono mi, że madam Skye za miodu nie flirtowała jak dworska kokietka. Ale wystarczyło, żeby jakiś mężczyzna wpadł jej w oko… Sądzę, że z tobą będzie tak samo, skarbie. William Devers jest dobrym chłopcem, ale jest zbyt miękki, zanadto sterowany przez swoją rodzinę. Od początku widziałem, że to nie mężczyzna dla ciebie. Jednak z jego bratem sprawa ma się inaczej. To prawdziwy mężczyzna. Może wykazał się pewną głupotą, rezygnując z Mallow Court, ale jeśli zdobędzie ciebie, będzie miał Erne Rock, a to chyba nie najgorsza zamiana. Jeśli więc masz na niego ochotę, Fortune, zdobywaj go i nie czuj z tego powodu wstydu. Szczęście nie spada z nieba tylko dlatego, że jesteś ładną i majętną dziewczyną; musisz o nie walczyć.

– Ależ tato! – Fortune była autentycznie zaskoczona jego słowami. – Nie byłeś taki wyrozumiały wobec Indii.

– Kiedy India polowała na męża, zachowywała się trochę jak sroka – odpowiedział James Leslie. – Ty jesteś jej przeciwieństwem i nie masz tak pstro w głowie. Inteligencja u kobiety nie jest złą rzeczą, Fortune, ale nad miłością nie trzeba zbyt wiele myśleć. Jeśli ją znajdziesz, dziewczyno, chwytaj ją i trzymaj się jej mocno, bo może ci się trafić tylko raz w życiu.

Tak było w przypadku twojego ojca i w moim. Od początku pokochałem twoją matkę i będę ją kochać aż do śmierci. – Poklepał Fortune po policzku. – Jesteś dobrą dziewczyną. Jeśli chcesz, idź za głosem serca, nie będę miał nic przeciwko temu.

Fortune poczuła łzy pod powiekami. Szybko zamrugała, żeby powstrzymać się od płaczu. Nigdy jeszcze James Leslie nie rozmawiał z nią tak szczerze i z taką miłością.

– Jesteś pewny, że nie chcesz się mnie po prostu pozbyć? – zażartowała.

– Owszem – rzekł z uśmiechem. – Chcę, żebyś odeszła, dziecko, ale tylko do mężczyzny, który będzie cię kochał mocniej niż ja. – Wyciągnął dłoń i starł pojedynczą łzę, która nie wiedzieć jak znalazła się na jej bladym policzku.

– Milordzie. – W drzwiach komnaty pojawi! się Adali. – Właśnie przybył pan Devers. Pomyślałem, że łady Fortune będzie chciała to wiedzieć.

– A więc jednak przyjechał – na wpół wyszeptała.

– Byłby głupcem, gdyby tego nie zrobił – oświadczył książę Glenkirk, wstając ze swojego miejsca za stołem. – Jest w tym samym stopniu zaintrygowany tobą, jak ty nim, dziewczyno.

– Skąd możesz to wiedzieć, tato? – zapytała.

– Nie zauważyłaś tych spojrzeń, które ci posyłał, gdy był tutaj ostatnim razem? Kiedy je zobaczyłem, nie miałem wątpliwości, że jest już trochę w tobie zakochany. Szczęśliwie się złożyło, że jego głupia macocha wywiozła swojego małego kurczaczka do Anglii, prawda? – Książę roześmiał się głośno.

– Prawda, tato – z uśmiechem przyznała Fortune.

– Dzień dobry, lady Fortune, dzień dobry milordzie. – Kieran Devers wszedł do zamkowego holu i poda! przemoczony płaszcz Adalemu. – Kiedy wyruszałem z domu, siąpił tylko niewielki kapuśniaczek. A teraz pada całkiem intensywnie.

– Dopilnuję, żeby porządnie wysuszono pańskie okrycie, sir – powiedział Adali i pospiesznie wyszedł z holu.

– I tak jesteś mile widziany, Kieranie Devers – rzekł książę. – Czy grasz może w szachy?

– Tak, milordzie.

– Może więc, dopóki nie przestanie padać, spędzisz czas z moją córką przy tym zajęciu? Fortune gra całkiem nieźle, prawda, dziewczyno? – Nie czekał na odpowiedź. – Poślę Adalego po szachownicę, pionki i dobrą whisky dla pana na rozgrzewkę. Energicznie opuścił pomieszczenie.

– Naprawdę dobrze grasz? – zapytał Fortune Kieran.

– Nawet bardzo dobrze – odpowiedziała. – Nauczyła mnie matka, która jako mała dziewczynka w Indiach grywała w szachy ze swoim ojcem.

– Zagramy jedną partię, a jeśli uznam cię za odpowiedniego przeciwnika, może się o coś założymy. Co ty na to? – zapytał.

– Nie musisz wypróbowywać moich umiejętności, Kieranie Deversie – odparła Fortune. – Założymy się na samym początku. Czego będziesz chciał ode mnie, jeśli wygrasz? – Jej oczy zabłysły przekornie, ale słysząc jego odpowiedź, gwałtownie wciągnęła powietrze.

– Pocałunku – powiedział z powagą.

– Zuchwały jesteś – odparowała, odzyskując równowagę.

– A jeśli ty wygrasz, czego zażądasz? – zapytał.

– Pocałunku – odpowiedziała, czym go bardzo zaskoczyła. – Mam nadzieję, że będzie warto. Nie mógł się powstrzymać i roześmiał się głośno.

– Odnoszę wrażenie, że to ty jesteś zuchwała, mi – lady – powiedział.

– Dlaczego? Bo się nie zaczerwieniłam, nie sprzeciwiłam, a potem nie założyłam się o słodką, błękitną wstążkę do włosów? Przez całe życie bawiłam się z chłopakami, Kieranie. Ostrzegam cię. Gram, żeby wygrać. Nie jestem miłą, naiwną panienką. Zmrużył ciemnozielone oczy i ponownie obrzucił ją oceniającym spojrzeniem.

– Nie ma wycofania się? – zapytał cicho.

– Nie ma – odpowiedziała równie cichym głosem.

– Szachownica, milady – odezwał się Adali, podchodząc do nich. Na stoliku, przy którym mieli grać, postawił cynowy dzbanek z sokiem.

– Do licha, człowieku! Skradasz się jak kot – powiedział Kieran.

– Owszem, proszę pana – odpowiedział Adali, posyłając młodzieńcowi promienny uśmiech. – Nauczono mnie tego, gdy usługiwałem w haremie. To pożyteczna umiejętność. Często pojawiam się tam, gdzie nikt się mnie nie spodziewa. Rozłożył szachownicę na niewielkim, kwadratowym stoliku przy kominku. Z prostopadłościennego, srebrnego pudełka, wysadzanego zielonymi malachitami, wyjął pionki, rzeźbione z kości słoniowej i malachitu, i starannie rozstawił na planszy. – Proszę wybrać kolor, panie.

– Zagram zielonymi – zdecydował Kieran, usiadł, przy stoliku i szybko wychylił whisky.

Fortune zajęła miejsce naprzeciwko niego, po czym wykonała dość proste, typowe posunięcie swoim pionkiem.

Stojący w pobliżu Adali uśmiechnął się i opuścił komnatę.

Grali dość szybko. Kieran był zadowolony z jej umiejętności. Niewątpliwie była najlepszym graczem, z jakim zdarzyło mu się zmierzyć, ale i tak wygrywał. Śmiejąc się cicho, przesunął jednego ze swoich koni. Fortune wystudiowanym ruchem dała mata jego królowi.

– Wydaje mi się, że wygrałam, sir – rzekła słodko. Zamarł.

– Jakim cudem… – Spojrzał na nią pytająco, z wyrazem zdumienia na przystojnej twarzy.

– Pokażę ci, jeśli chcesz – powiedziała, a kiedy energicznie kiwnął głową, ponownie rozstawiła pionki i zademonstrowała, jak doszło do szacha i mata.

– Madam, to było bardzo przewrotne – powiedział. – Zagrajmy jeszcze raz.

– A moja wygrana? – upomniała się Fortune. Ujął jej dłoń i pocałował gorąco.

– Nie, sir – zawołała, zrywając się na nogi. – Gdybym to ja przegrała, czy przyjąłbyś takie marne wynagrodzenie? Żądam prawdziwego pocałunku! Nigdy jeszcze nikt mnie tak nie całował, ale teraz chcę, żeby to się stało! – Pochyliła się do przodu nad stolikiem, zamknęła oczy i wyciągnęła w jego stronę usta. Niech Bóg ma mnie w swojej opiece, pomyślał Kieran. Potem kciukiem i palcem wskazującym przytrzymał drobną brodę Fortune Lindley i delikatnie musnął wargami jej usta.

– Czy to cię bardziej satysfakcjonuje, milady? – zapytał, puszczając ją.

Serce jej podskoczyło, gdy tylko jej dotknął. A kiedy jego usta nawiązały kontakt z jej wargami poczuła, że tonie. Otworzyła oczy i powiedziała:

– Chcę więcej, sir. To było bardzo przyjemne, lecz z pewnością jest jeszcze coś więcej.

– Jeśli jest, musisz ponownie wygrać, żeby to poznać – drażnił się z nią. – Teraz, gdy zobaczyłem twoją strategię, nie będzie ci tak łatwo ze mną wygrać. Siadaj, Fortune, i ustawmy ponownie pionki. – Serce waliło mu w piersiach. Chociaż bardzo się starał, nie potrafił się skupić. Ku jego wielkiemu upokorzeniu drugi raz też go pokonała.

– Zapłacisz teraz, sir – powiedziała Fortune – i to tym razem naprawdę, jak mój ojciec, kiedy całuje mamę. Weźmiesz mnie w objęcia i przytulisz do siebie. – Wstała i wyszła zza stolika.

– Dobrze, ty sprytna lisico – rzucił ostrym głosem i wstał.

Przyciągnął ją mocno do siebie, otaczając ramionami. Odnalazł jej usta i pocałował namiętnie, czując narastające pożądanie i serce rozsadzające mu klatkę piersiową.

To było uniesienie! Głód, który jej przekazywał, tak, prawdziwy głód, przyprawiał ją o pomieszanie zmysłów. Zrozumiała, że w tym pocałunku pragnął jej całej. Fortune, chociaż była dziewicą, umiała rozpoznać pożądanie. Często widywała je w męskich oczach. Zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek z równą mocą. Tego szukała przez całe życie. Było wspaniale!

Nagle odsunął ją od siebie. Prawie się trząsł.

– Nie! – powiedział.

– Tak! – sprzeciwiła się pospiesznie.

– Nie masz pojęcia, co mi robisz, kochana – wyszeptał.

– A ty wiesz, co mi robisz? – zapytała.

– Tak, wiem.

– Czemu więc mamy przestać, Kieranie Deversie? – zażądała odpowiedzi Fortune. Była zaróżowiona z rozkoszy i Kieran starał się z całych sił pozostać dżentelmenem.

– Bo jeśli nie przestaniemy, zaniosę cię do sypialni, by nacieszyć się twoją słodyczą – rzekł ochrypłym głosem. – Bo pragnąłem cię od chwili, gdy cię po raz pierwszy ujrzałem. Bo modliłem się, żebyś nie chciała Williama. Bo, chociaż cię kocham i pożądam, Fortune Lindley, nie mogę cię mieć, gdyż nie mam ci nic do zaoferowania. Nie jesteś zwykłą dziewczyną, jakie znałem. Jesteś panną ze znamienitej rodziny, o ogromnym majątku. Nie zasługuję na ciebie. I moje pochodzenie, i moje doczesne dobra są cholernie mało warte. Wiesz, jak mnie to złości, Fortune? – Odsunął się od niej. – Najlepiej będzie, jeśli wrócę do Mallow Court.

– Przestało padać, więc możesz wybrać się ze mną na przejażdżkę – rzuciła. Fortune doszła do wniosku, że w tym momencie nie może go stracić. Gdyby teraz pozwoliła mu odejść, nigdy więcej by go nie zobaczyła. Pamiętając słowa ojczyma, brnęła dalej: – W przyszłym miesiącu będę miała dwadzieścia lat. Przez całe życie czekałam na ciebie, Kieranie Deversie. Nie pozwolę, żebyś mnie zostawił! Co mnie obchodzi, czy jesteś bogaty, czy biedny. Możesz mieć mój majątek, jeśli tylko zechcesz. Natomiast twoje pochodzenie, gdyby takie rzeczy w ogóle mnie obchodziły, uznałabym za niezwykle szlachetne. Rodzina twojego ojca wywodzi się z rodu Debhers. Twoi przodkowie Celtowie zajmowali się poszukiwaniem wody. To była wysoka kasta, Kieranie. Maguire'owie, rodzina twojej matki, przez wieki panowali w Fermanagh. W obu drzewach genealogicznych są O'Neilowie. W twoim pochodzeniu nie ma nic złego. Obawiam się, że jesteś pod silnym wpływem angielskiej macochy, która pogardza wszystkim, co irlandzkie.