– Kieran się zakochał! – zaśpiewała Aine. – Kieran się zakochał! Wyszczerzył do niej zęby i zwichrzył jej ciemne włosy.

– Pewnego dnia ty też się zakochasz, panno Łasiczko. Żałuję tylko, że nie będzie mnie tu wtedy. – Odwrócił się do stojącej przy kominku Maeve. – I co, Maeve?

– Rzadko zgadzam się z Aine – padła odpowiedź – ale wydaje mi się, że tym razem ma rację. Zakochałeś się, Kieranie. Nigdy nie sądziłam, że ten dzień kiedykolwiek nastanie. Roześmiał się.

– Wszystko się może zdarzyć, Maeve – oświadczył.

– Nawet ty pewnego dnia możesz być zakochana.

– Nie wydaje mi się, żeby pisany mi był ten luksus, bracie – z powagą odparła Maeve. – Mama, chociaż sama wybrała miłość, stale powtarza, że muszę być szanowana i poślubić szanowanego mężczyznę.

– Gdy wasz ojciec przyszedł do mnie, byłam szanowaną wdową – z energią powiedziała Molly. – Byłam dojrzałą kobietą, która dokładnie wie, co robi i zna konsekwencje swoich posunięć. A ty, Maeve, jesteś młodą dziewczyną bez żadnego doświadczenia. Zrobisz to, co ci mówię, dziecko, bo jestem twoją matką i nie będę tolerować żadnego nieposłuszeństwa!

– Spokojnie, dziewczęta, spokojnie – wtrącił Kieran. – Przyszedłem, żeby się z wami zobaczyć, a nie żeby wnosić niepokój w wasz dom. Powiedz mi, Molly, co mi dasz na kolację? Jestem dużym mężczyzną i przebyłem długą drogę w chłodzie i wilgoci. – Uśmiechnął się czarująco do starszej kobiety.

– Nie zwiedziesz mnie, Kieranie – powiedziała. – Jesteś takim samym uwodzicielem, jak twój tata. Niech Bóg ma w opiece twoją dziewczynę. Przyprowadzisz ją do nas, żeby poznała twoje przyrodnie siostry?

– Przyprowadzę – obiecał – ale dopiero po ślubie Willa. Dzisiaj mogę z wami zostać tylko do kolacji. Potem muszę wracać do domu, żeby macocha nie zaczęła się zastanawiać, gdzie się podziewam i dlaczego nie ma mnie na każde jej skinienie.

– Podobno to straszna praca dla tych, którzy zostali wezwani do czasowej pomocy – powiedziała Molly.

– Chciałabym tam być – z żalem rzuciła Aine.

– Ale nie możesz – warknęła Maeve. – Gdyby dwie śliczne córki z nieprawego łoża pojawiły się na ślubie prawowitego syna i dziedzica naszego taty, echo skandalu przez lata krążyłoby po całym Fermanagh. Ciesz się, że lady Jane nie wygoniła nas i mamy z Lisnaskea.

– Nie mogłaby tego zrobić! – krzyknęła zaniepokojona Aine.

– Nie mogłaby? Zrobiłaby to, gdyby tak było jej wygodniej, tak samo jak przekonała tatę, żeby wydziedziczył Kierana. To diabeł w ludzkiej skórze!

– Wystarczy – spokojnie odezwał się Kieran. – Posłuchaj mnie, Maeve, bo jesteś już dość duża, żeby zrozumieć, co powiem. Nie chciałem Mallow Court. Gdybym chciał, zrobiłbym, co trzeba, żeby zachować posiadłość. A teraz przestań się gniewać i zobacz, co Biddy przygotowuje dla mnie na kolację. – Wstał i wyciągnął do niej ręce.

Maeve wpadła mu w ramiona.

Nie wyjeżdżaj, Kieranie! Nie opuszczaj Irlandii, a jeśli musisz, zabierz ze sobą Aine i mnie! Mama ma swoje ambitne plany i marzenia, ale nie ma tu nikogo, kto poślubiłby nieślubne córki Shane'a Deversa. Musimy rozpocząć nowe życie, tak samo jak ty!

Kieran mocno przytulił siostrę do piersi i ponad jej ciemną głową spojrzał na Molly.

Ona może mieć rację, Molly – zauważył spokojnie. – Jeśli ta kolonia istotnie okaże się bezpiecznym miejscem, może być lepszym miejscem dla obu dziewcząt.

Po twarzy Molly Fitzgerald zaczęły płynąć łzy. Wolno skinęła głową.

Zawsze wiedziałam, że zakończę życie samotnie – zwróciła się do niego. – Może masz rację, Kieranie, ale czy gotów jesteś wziąć na siebie odpowiedzialność za nie obie? I co na to twoja Fortune?

Nie wiem, dopóki jej nie spytam – odpowiedział.

Ale to praktyczna dziewczyna i ma dobre serce. Najpierw niech was pozna, a potem zobaczymy, zgoda, Molly?

ROZDZIAŁ 9

Ślicznie dzisiaj wyglądasz, madam – książę Glenkirk obdarzy! komplementem lady Jane Devers. – To radosny dzień dla pani i dla sir Shane'a. Żałuję, że moja małżonka nie może dziś być z nami, ale jej stan uniemożliwia nawet najkrótszą podróż, rozumie pani. – Ukłonił się i ucałował jej dłoń.

Jane Bevers pomyślała, że jest bardzo przystojny. I taki elegancki i dystyngowany w zdobionej klejnotami kamizelce i w czarnych aksamitnych spodniach. Doda tyle splendoru ślubnym uroczystościom. Uśmiechnęła się, po czym przeniosła wzrok na jego towarzyszkę.

Fortune dygnęła.

– Wspaniały dzień na ślub – rzekła słodko. – To bardzo miło, że mnie pani zaprosiła, madam.

– Jak mogłabym tego nie zrobić? – odpowiedziała Jane Devers i uważnie zlustrowała dziewczynę. Fortune była ubrana w głęboko wyciętą suknię z fioletowego aksamitu z niezwykłym, koronkowym kołnierzem, udrapowanym na ramionach. Rękawy sukni były zebrane w bufki jedwabnymi tasiemkami w kolorze lawendy. Suknia miękkimi fałdami opadała do ziemi, a w rozcięciu spódnicy można było dostrzec kremową halkę, wyszywaną delikatną złotą nicią w motyle i stokrotki. Nisko nad karkiem jej rude włosy zebrane były w węzeł, a pojedynczy lok przewiązała jedwabną, lawendową wstążką. Miała długi sznur pereł i ametystowe kolczyki. Wyglądała niezwykle modnie, niewątpliwie modniej niż pozostali goście, lecz jej strój nie był ostentacyjny i nie na tyle wspaniały, żeby odwrócił uwagę od panny młodej.

Lady Jane Devers musiała przyznać, że młoda lady Lindley ubrała się bardzo właściwie. Stała wsparta na ramieniu ojca, skromnie spuszczając oczy. Jane Devers złościło, że Fortune może sprawić na gościach tak dobre wrażenie. Miała nadzieję, że ludzie nie będą się zastanawiać, dlaczego taki wzór doskonałości dał kosza jej synowi. Mogłoby się to źle odbić na nich wszystkich. Niestety, teraz już nic nie mogła na to poradzić! Uśmiechnęła się do mijających ją księcia i Fortune i odwróciła się, żeby powitać kolejnych gości.

Sam ślub odbył się w ogromnym salonie Mallow Court, gdyż kościół w Lisnaskea był za mały, aby pomieścić wszystkich. Panna młoda wyglądała prześlicznie w różowej sukni z satyny, tafty i koronki. Jej głowę zdobił wianek z delikatnych stokrotek. Ubrany w błękitny strój pan młody miał ponury wygląd. Na jego twarzy widniał posępny grymas, chociaż panna młoda stale się do niego uśmiechała, nie umiejąc powstrzymać radości. Jej odpowiedzi były wyraźne, William mruczał cicho pod nosem. Kiedy w końcu ogłoszono ich mężem i żoną, goście zaczęli wiwatować. William Devers, jak przystało, pocałował swoją nowo poślubioną żonę.

Fortune nie czuła ani krzty żalu. Miała wzrok utkwiony w Kieranie, prezentującym się bardzo elegancko w ciemnozielonym ubraniu. Ledwo mogła się doczekać, kiedy wreszcie zostaną sami. Tak dawno się nie widzieli. Westchnęła głośno i zaczerwieniła się, słysząc śmiech Jamesa Lesliego.

– Spokojnie, dziewczyno – ostrzegł ją, widząc, w jakim kierunku patrzyła. – Przez tyle tygodni udawało się wam nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Nie zepsuj tego teraz, gdy cel jest tak blisko.

– Tato! – Policzki ją paliły.

– Trochę dyskrecji, moja panno – rzekł cicho. – Mamy tu pozostać do przyszłego lata. Nie życzę sobie wojny pomiędzy naszymi rodzinami.

– A nie boisz się, że nasz ślub napsuje wiele krwi? – zapytała niemal kpiąco.

– Owszem, na początku nie będą zbyt szczęśliwi, ale popracujemy nad nimi, dziewczyno, co powinno być o tyle łatwiejsze, że twój mąż nie dostanie Maguire's Ford. Wiesz dobrze, czego tak naprawdę pragnęła lady D – odpowiedział książę. Przyjęcie weselne przygotowano w obszernej jadalni, która kiedyś była główną salą Mallow Court. Służący kręcili się tam i z powrotem, nosząc półmiski z łososiem, wołowiną, kapłonami, kaczkami i dzikim ptactwem. Były szynki i kotlety baranie, karczochy w białym winie i duszona sałata, zielony groszek doprawiony miętą, chleb, krążki słodkiego masła, delikatny angielski czedar i miękkie sery francuskie. Kielichy stale napełniano winem, najlepszym, jakie byli w stanie sprowadzić Deversowie. Niektórzy kręcili nosem, że nie ma piwa, ale lady Jane nie uważała piwa za dość wykwintny trunek.

Goście świetnie się bawili, wznoszono toast za toastem na cześć młodej pary. Pośród wiwatów wniesiono lukrowany tort weselny. Był to zaiste niezwykły luksus, ale podczas pobytu w Anglii lady Devers dowiedziała się, że jest to najmodniejsza ekstrawagancja na weselach ważnych osobistości. Dlatego podanie takiego tortu na weselu jej jedynego syna było absolutnie konieczne.

Potem gości zaproszono do tańców w ogromnym salonie, gdzie wcześniej odbyła się uroczystość zaślubin. Podczas posiłku uprzątnięto stamtąd wszystkie meble, a w jednym kącie komnaty ustawiono podwyższenie dla orkiestry. W rogach pokoju przy przeciwległej ścianie rozstawiono pomalowane parawany, za którymi goście w razie potrzeby mogli znaleźć krzesła oraz nocniki. Początkowo tańczono jedynie tańce ludowe, a tancerze wykonywali poszczególne kroki, trzymając się za ręce, w kole albo w szeregu. Lady Devers zmarszczyła brwi i wdała się w rozmowę z muzykami, którzy zaczęli grać żwawego galliarda.

Kieran Devers poprowadził Fortune na parkiet. Trzymał ją za rękę gorącą dłonią, a ich pełne milczącej pasji spojrzenia spotkały się. Muzyka do galliarda była lekka i szybka. Tańczyli tylko młodzi ludzie, wszyscy, poza młodą parą. William Devers wpatrywał się w swojego brata i Fortune. Do tego momentu jej nie dostrzegał. Ale gdy teraz paradowała przed nim z jego bratem, nie mógł jej ignorować. Jej pierś odcinała się bielą od fioletu jej sukni. Jakże jej pożądał!

– Kim jest ta piękna dziewczyna, tańcząca z twoim bratem? – niewinnie zapytała go żona.

– To lady Lindley – cierpkim tonem odparł William.

– Och – cicho szepnęła Emily Devers. Jej matka bardzo szczerze wyjaśniła jej całą sprawę z lady Lindley, zanim pozwoliła córce przyjąć oświadczyny kuzyna Williama. William Devers poprosił lady Lindley o rękę, a ona mu odmówiła. Pani Elliot powiedziała córce, że był bardzo przejęty jej odmową. Możliwe, że nadal ją kochał.

– Sprawię, że zapomni o niej – odpowiedziała matce Emily Annę z czystą niewinnością, typową dla młodości. Ale teraz, widząc byłą rywalkę we własnej osobie, młoda pani Devers wcale nie była już taka pewna, że wymaże z pamięci Williama piękną i fascynującą Fortune Lindley. Emily Annę poczuła pierwsze ukłucie zazdrości.

Galliard skończył się. Fortune radośnie uśmiechnęła się do Kierana Deversa.

Był doskonałym tancerzem, co odkryła ku swemu ogromnemu zadowoleniu. Twarz zaróżowiła się jej z wysiłku, policzki płonęły. Gładki węzeł włosów na karku rozluźnił się i burza płomiennorudych loków spłynęła jej w nieładzie na plecy.

– Jesteś taka piękna – wyszeptał pochylony do jej ucha. – Gdybym nie był człowiekiem honoru, zaciągnąłbym cię do ciemnego kąta i kochał się z tobą, moja śliczna.

Fortune zaczerwieniła się jeszcze bardziej z radości, jaką wywołały jego słowa.

Muzycy znów wzięli do rąk instrumenty. Rozległy się dźwięki wdzięcznej, eleganckiej pawany. Kieran znów złapał Fortune za rękę i znów zatańczyli, nagle tak bardzo zaabsorbowani sobą, że zapomnieli o wszystkich innych, obecnych w salonie. Wyglądali razem tak wspaniale, że inni goście przerwali taniec i cofnęli się, patrząc na wirującą parę młodych ludzi.

Uniosła głowę, wpatrując się w partnera. Jej twarz rozjaśniała miłość do niego. Oczy dziewczyny błyszczały niczym drogocenne kamienie. Lekko rozchyliła usta w uśmiechu. Ciemna głowa Kierana pochylona była ku dziewczynie tak nisko, że niemal dotykali się wargami. Wyginali się, okręcali, wyczuwając najlżejsze zmiany rytmu zmysłowej muzyki. Patrzył na nią z oczywistą miłością i namacalną namiętnością. Stanowili jedność i nagle w jednym błysku uświadomili to sobie wszyscy obecni w salonie.

O Boże! – patrząc na nich pomyślał James Leslie. – Teraz już nie da się utrzymać sekretu.

Przeniósł spojrzenie na pana młodego, i na widok nagłego zrozumienia i ślepej furii, malującej się na twarzy młodzieńca, nagle uświadomił sobie, że nie jest uzbrojony.

Głos Williama Deversa przerwał otaczającą wszystkich magię i czarowną muzykę.

– Ty draniu! – wrzasnął. – Ty kłamliwy draniu! Pragnąłeś jej przez cały czas, chociaż zaprzeczałeś! Mógłbym cię zabić!

– William! – rzucił ostrzegawczo jego ojciec.

– Skoro ja nie mogę jej mieć, czemu miałaby przypaść tobie? – zapytał udręczonym głosem William Devers. Był bliski płaczu. Jane Devers pomyślała, że zaraz spali się ze wstydu. Teraz w całym Fermanagh, nie, w całym Ulsterze będą plotkować o tym straszliwym skandalu.

– Ty dziwko! – krzyknął William z ponownie budzącym się gniewem, wymierzonym tym razem w Fortune. – Zwodziłaś mnie, a przez cały czas puszczałaś się z moim bratem!

Głowy gości kręciły się, śledząc kolejno postaci tego trio. Kieran Devers milczał wobec zarzutów brata. Lecz Fortune nie była taka powściągliwa.

– Jak śmiesz, panie? – odezwała się swoim najbardziej władczym tonem.