– Wątpię, żebyście popłynęli jeszcze w tym roku – powiedział – ale nie będziecie nic wiedzieli, dopóki nie porozmawiacie z lordem Baltimore.

Najpierw udacie się do Queen's Malvern, a Charlie już będzie wiedział, co macie robić dalej.

James Leslie i jego żona zdecydowali, że tym razem nie wybiorą się latem na południe Anglii, żeby odwiedzić, jak co roku, rodzinę. Książę uważał, że skoro niemal na rok opuścił swoje ziemie, nie powinien znów wyjeżdżać. Jasmine dochodziła do siebie po porodzie sprzed siedmiu miesięcy. Nie chciała zabierać na kolejną wyprawę tak małego niemowlaka, jak Autumn. Podróż do domu była wszystkim, co mogła zaryzykować z maleństwem, na punkcie którego zupełnie zwariowała. Fortune i Kieran mogli sami jechać do Anglii.

W miarę jak zbliżał się dzień ich wyjazdu, księżna Glenkirk stawała się coraz smutniejsza. Gdy jej druga córka opuści Glenkirk, w domu pozostanie tylko syn, Patrick Leslie. Ale Patrick miał szesnaście lat i chociaż kochał matkę i tolerował jej zainteresowanie, uważał się za dorosłego mężczyznę. No i była maleńka Autumn Rosę, która rosła jak na drożdżach.

Fortune wyczuła nastrój matki i próbowała ją rozweselić.

– Jest jeszcze niemowlakiem, mamo. Upłynie wiele lat, zanim cię opuści. Możesz się poświęcić jej wychowaniu tak jak nigdy nie mogłaś się poświęcić dla nas. Wydaje mi się, że Autumn ma ogromne szczęście, mając ciebie, mamo.

– Tak – odpowiedziała Jasmine, pogodniejąc nieco. Fortune była bardzo przebiegła, ale zawsze praktyczna. Jasmine pomyślała, że gdy dziewczyna i jej rodzeństwo byli mali, ona przebywała na królewskim dworze. Nie miała dla nich tyle czasu, ile będzie miała dla swojej maleńkiej córeczki. – Będzie mi ciebie brakowało – cicho powiedziała księżna Glenkirk.

– Będę za tobą tęskniła, mamo. Z jednej strony jestem bardzo podniecona wyprawą do Nowego Świata, z drugiej jednak trochę się boję. To wielka przygoda, a jak wiesz, nigdy nie marzyłam o przygodach, nigdy ich nie planowałam. A tymczasem wybieram się właśnie w nieznane z moim ukochanym Kieranem. Gdyby ludzie byli tolerancyjni nawzajem wobec swoich wyznań, nigdy nie musiałabym opuszczać Ulsteru. – Westchnęła głęboko. – Sądzisz, mamo, że to Mary's Land okaże się miejscem, gdzie będzie obowiązywać tolerancja? A jeśli nie? Gdzie się wtedy podziejemy? – Przyjedziecie do Glenkirk, gdzie możemy was chronić – stanowczo stwierdziła księżna. Potem wzięła córkę w objęcia i obie kobiety przytuliły się do siebie. – Wiesz przecież, Fortune, że ty i Kieran zawsze będziecie tu witani z radością. Zawsze!

W dniu wyjazdu Fortune rozmyślała, jak trudno jest odjeżdżać. Istniało duże prawdopodobieństwo, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego rodzinnego domu. Będzie ich oddzielał ocean, a Fortune nie miała pewności, czy po przepłynięciu go w jedną stronę miałaby odwagę powrócić. Jak zawsze powtarzała, nie była stworzona do przygód. I na co jej przyszło? Udawała się w dzikie miejsce. Nie było tam zamków, domów, miast, sklepów. Jak uda im się przeżyć? Ale czy mieli wybór?

Fortune przywołała na twarz odważną minę i pożegnała się ze wszystkimi, których kochała. Ze swoim ojczymem Jamesem Lesliem i matką, Jasmine, z bratem Patrickiem i maleńką siostrzyczką Autumn. Pierwszy raz widziała, żeby służący matki mieli oczy pełne łez. Pierwszy też raz spostrzegła, że się postarzeli. Nagle uświadomiła sobie, że już nigdy ich nie zobaczy. Zarzuciła ręce na szyję Adalemu, majordomusowi matki. Brakowało jej słów, żeby wyrazić to, co czuła w głębi serca. Adali przytulił ją bez słowa, po czym odwrócił się szybko, ale nie na tyle, żeby nie zdążyła dostrzec jego łez. Rohana i Toramalli wyściskały ją i wycałowały, płacząc otwarcie.

Opuścili Glenkirk, prowadząc za sobą karawanę z rzeczami należącymi do Fortune, strzeżeni przez grupę zbrojnych łudzi Jamesa Leslie. Podróż upłynęła bez przeszkód, ale dla Kierana, Rois i Kevina była to równie wielka przygoda, jak podróż z Ulsteru. Dla Fortune była to kolejna wyprawa na spotkanie angielskiego lata.

Charles Frederick Stuart, książę Lundy, oczekiwał na nich w swoim domu w Queen's Malvern. Jego pradziadkowie otrzymali tę posiadłość od Elżbiety Tudor, jemu zaś przekazał ją wraz z błogosławieństwem jego dziadek, król Jakub. W ten sposób oszczędny król nie poniósł żadnych kosztów, darowując wnukowi książęce włości, co bardzo mu odpowiadało. Charlie, jak nazywano go w rodzinie, był wysokim, szczupłym młodzieńcem o kasztanowych włosach i bursztynowych oczach Stuartów. Z wyglądu był bardziej podobny do swojego ojca, nieżyjącego księcia Henry'ego, niż do rodziny matki. We wrześniu kończył dwadzieścia lat i był równie gładkim dworakiem jak jego wuj Robin Southwood, hrabia Lynmouth, gdy był w jego wieku.

– Wyglądasz na niezwykle zadowoloną. Najwyraźniej małżeństwo dobrze ci służy, Fortune – z przekornym uśmiechem powitał starszą siostrę. Ucałował ją serdecznie i uściskał.

– Cały Stuart, jak mawia mama – odpowiedziała ze śmiechem. – To jest mój mąż, Kieran Devers. Kieranie, poznaj Charlesa, niezbyt królewskiego przedstawiciela rodu Stuartów w naszej rodzinie. Mężczyźni podali sobie ręce, oceniając się nawzajem i od razu poczuli, że się polubią.

– Henry powinien w końcu przyjechać z Cadby – powiedział siostrze Charles, po czym zwrócił się do Kierana: – To nasz szacowny najstarszy brat.

Weszli do domu, gdzie służący pospiesznie podali im coś do picia.

Czerwcowy dzień był dość chłodny, więc usadowili się przy kominku i zaczęli rozmawiać.

– Tato powiedział, że wiesz, jak skontaktować się z lordem Baltimore – odezwała się do brata Fortune.

– Jest w zamku Wardour w Wiltshire – usłyszała w odpowiedzi.

– Jak się tam możemy dostać? – zapytał Kieran.

– Fortune zostanie tutaj. Ty i ja pojedziemy tam za parę dni. Poślę wcześniej umyślnego, żeby umówić nas z lordem, bo jego wyprawa jest szalenie popularna i jest bezustannie nachodzony przez ludzi chcących w niej uczestniczyć. Oczywiście wiele osób interesuje wyłącznie zdobycie ziemi, żeby zostawić je swoim kolonistom, a sami chcą wrócić do Anglii i tu żyć dostatnio. Cecil Calvert, tak jak wcześniej jego ojciec, szuka odpowiedzialnych kolonizatorów, którzy pozostaną w Mary's Land. Wydaje mi się, że spełniacie to kryterium, co, wraz z waszą zdolnością do samodzielnego utrzymania się, silnie przemawia na waszą korzyść. A na dodatek jestem ukochanym bratankiem króla i chcę, żebyście zostali przyjęci na wyprawę – rzeki Charlie.

– Mamy też własne statki – powiedziała Fortune. – Jadę z wami, Charlie. Nie zostawicie mnie i nie będziecie mieli całej przyjemności dla siebie, braciszku.

– Wardour to nie miejsce dla kobiety – zaprotestował. – Przygotowywana jest tam ważna wyprawa. Będzie tam pełno mężczyzn, Fortune, ty zaś jesteś teraz szacowną mężatką, na litość boską.

– Czy lord Baltimore nie ma żony, Charlie?

– Ależ ma, lady Annę Arundel – padła odpowiedź.

– Czy jest tam?

– Oczywiście! To dom jej ojca.

– Pojadę więc – stwierdziła Fortune. – Jesteś dworzaninem, Charlie, i w gruncie rzeczy niewiele wiesz o sprawach, które nie dotyczą dworu. Mój mąż z kolei jest dżentelmenem z Ulsteru, niezorientowanym w angielskie – obyczajach. Muszę jechać. Spośród nas tylko ja jestem osobą praktyczną i będą nam potrzebne moje umiejętności prowadzenia negocjacji.

– Ma rację. I wcale nie będzie mi przeszkadzało jej towarzystwo, Charlie – rzekł ze śmiechem Kieran. Młody książę zamyślił się, po czym rzekł z uśmiechem:

– A niech to, jak zwykle masz rację, siostrzyczko. Zapomniałem, że jesteś najrozsądniejsza z nas. Dobrze, jedź z nami, Fortune, ale uprzedzam, że wybierzemy się tam konno. Żadnej służby, żadnych eleganckich strojów. Wardour nad Tisbury leży o parę dni jazdy z Queen's Malvern. Może w drodze powrotnej zahaczymy o Oxton i zobaczymy Indię i jej rodzinę.

– Och, bardzo bym chciała! – z entuzjazmem zawołała siostra.

Posłali list do Henry'ego Lindleya do Cadby z wiadomością, że wyruszają do Wiltshire i zobaczą się z nim po powrocie. Rois i Kevin pozostali w Queen's Malvern pod opieką tamtejszych służących.

Rodzeństwo i Kieran wyruszyli pewnego pogodnego czerwcowego poranka. Kieran był zaskoczony umiejętnościami żony troszczenia się o siebie. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy i nagle uderzyła go myśl, jak słabo w gruncie rzeczy zna Fortune. Parę dni później dotarli do Wardour. Fortune nigdy dotąd nie widziała budowli takiej jak Wardour. Wzniesiony na planie sześciokąta budynek miał mury wystające daleko przed główne wrota.

Cecil Calvert powitał ich osobiście.

– Charlie! Jakże miło cię widzieć, milordzie. Jak się miewa król?

– Od miesiąca nie byłem na dworze – odpowiedział Charlie. – Przyjechałem, żeby cię prosić o przysługę, Cecilu. To moja siostra, lady Fortune Lindley, i jej mąż, Kieran Devers. Kieran miał być dziedzicem ślicznego, niewielkiego majątku w Ulsterze, ale jego angielska macocha doszła do wniosku, że przyrodni brat Kierana będzie lepszym panem Mallow Court.

– Jesteś katolikiem? – zapytał lord Baltimore, patrząc ze współczuciem.

– Owszem, milordzie – spokojnie odparł Kieran.

– Chcą pojechać z tobą, Cecilu – powiedział Charlie. Lord Baltimore sprawiał wrażenie zakłopotanego.

– Mamy już więcej ludzi, niż się spodziewałem – rzekł. Nadeszła kolej na Fortune.

– – Posiadamy własne statki, milordzie – rzekła. – Moje dwa statki handlowe. Większym będziemy podróżować. Drugi statek zamierzam przeznaczyć na transport koni. Mamy też kolonistów, czternastu mężczyzn, w tym pięciu rolników, dwóch rybaków, dwóch tkaczy i po jednym kowalu, bednarzu, garbarzu, szewcu i aptekarzu. Pięciu rolników ma żony i po kilkoro dzieci. Wszyscy są zdrowi, poważni i mają dobre charaktery. Mamy też medyka, panią Happeth Jones, i dwójkę moich służących. Możemy zaopatrzyć naszych ludzi równie dobrze, jak wyposażymy statki, milordzie. Proszę pozwolić nam z panem jechać. Nie mamy dokąd pójść, bo mój mąż jest katolikiem, ja zaś należę do Kościoła anglikańskiego. Mówią, że w Mary's Land będzie panowała pełna tolerancja religijna. To bałoby dla nas wymarzone miejsce.

Cecil Calvert przyglądał się stojącej przed nim ślicznej kobiecie. Chociaż ubrana była dość bezwstydnie w zamszowe bryczesy do jazdy konnej, jej strój był bogaty i elegancki. Miała ręce damy. Mówiła w sposób subtelny.

– Nie będzie tam łatwo zamieszkać, lady Lindley – zwrócił się do niej. – Będziecie musieli sami wybudować sobie dom, który, gotów jestem się założyć, w niczym nie będzie przypominał tego, do czego jesteście przyzwyczajeni. To dziki kraj. Czyhają tam różne niebezpieczeństwa. Niektórzy tubylcy nie są zbyt przyjacielscy i są równie skorzy do wojny, jak Francuzi czy Hiszpanie. Mam jednak nadzieję, że uda mi się zawrzeć z nimi traktat pokojowy. Musicie zabrać ze sobą wszystko, czego będziecie potrzebować, a jeśli się okaże, że czegoś nie macie, będziecie się musieli bez tego obejść. Będzie pani pozbawiona bliskich, a wiem od Charliego, że macie ogromną rodzinę. Przez wiele lat nie zobaczy pani swoich sióstr i braci, jeśli w ogóle kiedykolwiek w życiu ich pani jeszcze spotka. Jest pani przekonana, że chce odbyć tak wielką podróż i żyć w tym nowym świecie?

– Owszem. Jestem gotowa, milordzie – odpowiedziała dzielnie Fortune. Lord Baltimore machnął ręką.

– Cóż, Charlie, cieszę się, że mogę zaoferować twojej siostrze i jej małżonkowi miejsce w mojej kolonii. To ludzie, jakich naprawdę chcę. Uczynią coś z otrzymaną ziemią i zostaną, żeby budować kolonię. Chodźcie ze mną do mojego gabinetu. Opowiem wam, co musicie zabrać ze sobą i co otrzymacie w zamian. – Ujął Fortune pod rękę. – Pamiętam panią i pani siostrę, Indię, z królewskiego dworu. W tamtym czasie byłyście tam najładniejszymi młodymi damami. Opuszczając dwór, pozostawiłyście za sobą wiele złamanych serc. – Poprowadził ich kamiennym korytarzem aż do wykładanego boazerią pokoju, z ogniem wesoło buzującym na kominku. Lord Baltimore posadził swoich gości i sam usiadł, po czym zwrócił spojrzenie na Fortune i Kierana.

– Przy każdym nadaniu ziemi, jako zarządzający kolonią, będę oczekiwał przysięgi wierności. Na każdych pięciu ludzi, których przywieziecie ze sobą, dostaniecie tysiąc akrów ziemi. Ponieważ przyjedziecie z piętnastoma, otrzymacie trzy tysiące akrów, panie Devers. Chcę dwadzieścia funtów za każdego przewożonego mężczyznę. Kobiety i dzieci będą podróżować za darmo. Każdy kolonista płci męskiej dostanie dla siebie sto akrów ziemi, a jeśli jest żonaty, to dodatkowe sto akrów na żonę. Pięćdziesiąt akrów należeć się będzie każdemu dziecku powyżej szesnastego roku życia. Za każde pięćdziesiąt akrów będą płacić roczną daninę w wysokości dwunastu pensów. Wy zapłacicie dwadzieścia funtów rocznie. Każdy z waszych ludzi musi mieć przynajmniej dwa kapelusze, dwa komplety ubrań, trzy pary skarpet, buty, siekierę, piłę, łopatę, gwoździe, kamień szlifierski, rożen i ruszt do gotowania, garnek, czajnik, patelnię i siedem łokci płótna. Oczywiście, kobiety zabiorą ze sobą suknie. Każdy mężczyzna powinien mieć muszkiet, dziesięć funtów prochu, naboje, a także szpadę, pas, banolet i rożek na proch. Twoi ludzie, nie tylko mężczyźni, ale również kobiety, powinni się nauczyć strzelać, nie będą bowiem mogli liczyć na bezustanną ochronę innych członków wyprawy. Kieran skinął głową.