– Zgadzam się, madam – spokojnie skomentował Kieran Devers i spojrzał na żonę. – Fortune? Przynajmniej raz Fortune przyjęła bez protestu mądrą radę matki. Niechętnie kiwnęła głową.

– Nie mogę się spierać z obojgiem. Ale tak żałuję, że nie wyruszę z tobą, Kieranie.


*

Następnego dnia wyprawiono posłańców i przez kolejne parę tygodni kurierzy przybywali i wyjeżdżali. Rory Maguire przysłał informację, że irlandzcy koloniści dotrą do Dundalk w wyznaczonym czasie. Zbliżał się czas rozstania Kierana z żoną i Fortune zaczęła odczuwać potworny strach, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyła.

– Czy poszaleliśmy? To taka długa i niebezpieczna podróż przez ogromny ocean. A jeśli statek napotka sztorm? I jeśli zatonie? Już nigdy cię nie zobaczę! – zawołała i wybuchnęła płaczem, przywierając do niego i mocząc mu łzami nocną koszulę.

– A jaki mamy wybór? – zapytał spokojnie. – Setki razy już to rozważaliśmy, Fortune. Nowy Świat jest naszym przeznaczeniem. Nic tu po nas na tym świecie, kochanie. – Kojąco głaskał potargane, rude włosy.

– Mogę zostać katoliczką – powiedziała Fortune. – Tak byłam ochrzczona. Wtedy będziemy mogli wyjechać do Francji czy do Hiszpanii i zamieszkać tam. Możemy zamieszkać w zameczku mamy, w Belle Fleurs. Rodzina pradziadka Adama mieszka w pobliżu, w Archambault, Kieranie. Możemy być tam szczęśliwi! – Spojrzała na niego z nadzieją.

Kieran westchnął.

– Może ty byś mogła, Fortune, ale nie ja. Mam swoją dumę, którą trudno było mi połykać w czasie minionych miesięcy. Wiem, że są tacy, którzy uważają, iż poślubiłem cię, ponieważ jesteś bogatą dziedziczką, a nie dlatego, że cię kocham. Owszem, dzięki mojemu ojcu mam skromne dochody, ale mój majątek jest niczym w porównaniu z twoim. W Nowym Świecie zbuduję nasze życie i naszą ogromną posiadłość. Może nie tak wielką jak ta, z której zrezygnowaliśmy, ale zrobię to sam i nikt nie będzie na mnie patrzył z ukosa.

Nigdy dotąd nie przejmowałem się tym, co myślą o mnie inni, ale potem ożeniłem się z tobą, kochanie. Nie będę mężem żyjącym z majątku żony! I nie pozwolę, żeby ktokolwiek tak myślał! Wspólnie będziemy wykuwać nasze życie, Fortune, a możemy to uczynić tylko w Nowym Świecie. Nie tutaj. Nie w Anglii. Nie w Irlandii. Nie w Hiszpanii czy we Francji. Tylko w Mary's Land! Czy rozumiesz teraz, czemu muszę jechać, kochanie?

– Nie wiedziałam, że czujesz to w ten sposób, Kieranie. Wszystko, co mam, jest też twoje, kochany. I niech nikt nie twierdzi inaczej. Jeśli to cię ucieszy, wszystko przepiszę na ciebie! – odpowiedziała mu Fortune. Roześmiał się.

– Nie, kochanie, nie chcę twojego majątku. Twoja rodzina ma rację, dbając, żeby kobiety miały swoje pieniądze. Zresztą nie o to chodzi, Fortune. Tak jak ty, ja też mam swoją dumę. Mężczyzna musi sam wybierać sobie drogę na świecie. – Przytulił ją czule. – Gdzie się podziała moja praktyczna żoneczka?

– Nie chcę, żebyś mnie opuszczał! – ponownie zaczęła chlipać. – Wolałabym być z tobą i dzielić twój los, niż zostać w Anglii, żeby samotnie rodzić nasze dziecko!

– Nie będziesz sama – powiedział rozsądnie. – Będziesz miała przy sobie swoją mamę, kochanie.

– Nie chcę mamy! Chcę ciebie! Jasmine ostrzegała go, że w tym stanie Fortune czasami może zachowywać się nierozsądnie. I oto teraz jego piękna żona, która sama kazała mu jechać do Nowego Świata z pierwszą falą kolonistów, zmieniła zdanie. Nie miał pojęcia, co w tej sytuacji mógłby jej powiedzieć, toteż zdecydował się na pociągnięcie, jakiego nigdy dotąd wobec niej nie stosował.

– Jeśli nie chcesz zniszczyć naszej szansy, nie możesz mnie zatrzymać, Fortune. Sama powiedziałaś, że nasze możliwości powodzenia zależą od tego, czy zdobędziemy właściwą ziemię dla koni. Jak mogę ją zdobyć, jeśli teraz nie popłynę? Przeżyjesz beze mnie. Czy India nie rodziła swojego pierwszego dziecka w chatce myśliwskiej, z pomocą tylko dwojga służących? Rodzenie dzieci jest najbardziej naturalną rzeczą dla kobiety. Teraz zaś weź się w garść, Fortune – oświadczył jej ostro. Była zaskoczona jego reprymendą.

– Jak możesz tak do mnie mówić? – zapytała, nagle zagniewana.

– A jak mogę nie mówić, jeśli zachowujesz się jak rozpuszczone dziecko? – odparował, szczęśliwy, że przestała płakać.

– Nigdy ci nie wybaczę, że mnie zostawiłeś – władczym tonem zakomunikowała Fortune. – Jesteś okropny, Kieranie.

– Kiedy latem przyszłego roku przybędziesz do Mary's Land i zobaczysz czekający na ciebie piękny dom, zasiane zboża i łąki soczystej trawy dla naszych koni, wtedy mi wybaczysz. Jadę dla ciebie, Fortune, i dla naszego dziecka. Czy naprawdę możesz być na mnie o to zła? – Uniósł jej śliczną buzię tak, żeby móc spojrzeć jej prosto w oczy.

– Tak!

– Naprawdę? – próbował ją udobruchać, muskając lekko wargami jej usta.

– Tak! – łypała na niego wściekle, ale usta zaczynały się wyginać w uśmiechu.

– Na pewno? – Pocałował ją z ledwie skrywanym głodem. Pchnął ją na łóżko, pomiędzy poduszki, rozwiązał tasiemki jej nocnej koszuli i wtulił twarz w jej pełne piersi. Fortune nie odpowiedziała, tylko westchnęła, zaczął więc całować kremowe, miękkie wzgórki. Była tak cudownie kusząca. Pieścił ręką jej pośladki, po czym nachylił się bardziej, żeby pocałować jej przymknięte powieki.

– Czy masz pojęcie, Fortune, jak bardzo mi będzie ciebie brakowało.

Powiadają, że kobieta w ciąży traci swoje pożądanie, ale mężczyzna jest pozbawiony takiego luksusu. Wydajesz mi się teraz bardziej kusząca niż kiedykolwiek.

Otworzyła oczy i powiedziała:

– Wykorzystuj więc te dni, które jeszcze spędzasz ze mną, jak najlepiej, mój mężu. Wiem, że nie będziesz mi niewierny, prawda? Ja cię nie zdradzę. – Przyciągnęła go do siebie i skubnęła wargami jego ucho.

– Nie, Fortune, nie będę niewierny – rzeki. Delikatnie przekręcił ją na bok i podciągnął do góry koszulę nocną. Gdy w nią ostrożnie wchodził, westchnęła. Kto mógł mu opowiedzieć tę głupią bajeczkę, że kobiety w ciąży tracą zainteresowanie seksem? Może później jej się to przytrafi, ale z pewnością nie teraz. Naparła na niego, mrucząc, gdy zaczął się w niej poruszać, pieścić jej brzuch, piersi.

– Będziesz za mną tęsknił? – przekomarzała się z nim. A potem oddała się rozkoszy, którą budował pomiędzy nimi.

– Owszem, będę – szepnął. A kiedy osiągnął cel, westchnęli razem, usatysfakcjonowani i syci.


*

Parę następnych dni spędzili otoczeni obłokiem namiętności. Nadszedł wreszcie czas wyjazdu Kierana z Queen's Malvern do Liverpoolu. Fortune udało się przezwyciężyć niepokój. Wyszła przed dom, na schody i podała mężowi kielich. Kieran wypił strzemiennego do dna i z powagą oddał żonie srebrny puchar. Potem ucałował ją po raz ostatni.

– To wszystko dla ciebie i dla dziecka – powiedział cicho. – Kocham cię, Fortune. Módl się o powodzenie, kochanie. Jeśli Bóg pozwoli, zobaczymy się latem przyszłego roku w Mary's Land. – Postawił Fortune na ziemi, bez słowa zawrócił konia i ruszył podjazdem. Za nim podążył Kevin oraz Jasmine.

– Mamo! – zawołała Fortune. Jasmine zatrzymała się. – Wracaj szybko do domu, a zanim się z nim rozstaniesz, udziel mu wszystkich rad, jakie przyjdą ci do głowy. Jasmine skinęła głową i ruszyła za zięciem.

Fortune zawróciła do domu. Nie mogła patrzeć, jak odjeżdżali, znikając jej z oczu. Mama miała wrócić do domu nie wcześniej niż za tydzień. Dziewczyna została zupełnie sama, jeśli nie liczyć poczciwej Rois.

– Nie znoszę tego – mruknęła do siebie Fortune i wezwała pokojówkę, żeby dotrzymała jej towarzystwa. Podejrzewała, że Rois jest równie nieszczęśliwa jak ona. Rois pojawiła się z oczami czerwonymi od płaczu.

– Nie becz, bo ja też się rozpłaczę – rzekła Fortune. – Jest mi równie smutno jak tobie, Rois.

– Wiem, że musieli odjechać – Rois pociągnęła nosem. – Kevin mówi, że jeśli mamy myśleć o przyszłości, musimy zdobyć własną ziemię, której nie posiadaliśmy w Ulsterze. Ale dlaczego teraz? Dlaczego teraz, kiedy spodziewam się naszego pierwszego dziecka! – I znów zaczęła płakać.

– Ty też będziesz miała dziecko? Kiedy? – Fortune nie mogła zrozumieć, czemu jest taka zaskoczona.

– Tuż po tobie, milady – wyznała Rois.

– Czy Kevin wie? Rois potrząsnęła głową.

– Bałam się, że nie pojedzie, kiedy mu powiem, a tak bardzo mu na tym zależało, więc nie chciałam psuć mu sposobności. Fortune zaczęła się śmiać. To wszystko było takie absurdalne. Sama wyszła za mąż za niewłaściwego brata, bo go pokochała, w konsekwencji straciła swoje wiano, a teraz, brzemienna, została z ciężarną służącą, podczas gdy ich mężowie wyruszyli na spotkanie swojego przeznaczenia. Gdyby ktoś dwa lata temu przedstawił jej taki scenariusz, śmiałaby się z niego.

– Cóż, Rois – powiedziała – chyba nie mamy innego wyjścia, jak tylko mieć nadzieję, że wysiłki naszych mężczyzn zostaną uwieńczone wielkim sukcesem. My tymczasem będziemy sobie dotrzymywać towarzystwa, a nasze dzieci będą rosły. Umiesz robić na drutach? Nigdy się tego nie nauczyłam, ale potrafię ładnie szyć. Zróbmy śliczne ubranka dla naszych dzieci. To równie dobre zajęcie, jak każde inne, które możemy wymyślić, aby się czymś zająć.

Młoda pani Bramwell, pomagająca ochmistrzyni, udała się do składziku, skąd przyniosła prześliczny batyst i potrzebne przybory krawieckie. Rohana, która nie pojechała ze swoją panią, przyszła im pomagać. Następny tydzień spędziły krojąc i szyjąc. Mała Autumn raczkowała wokół ich nóg, bawiąc się skrawkami materiału, które spadły na podłogę.

Jasmine, eskortowana przez zbrojnych z Glenkirk, wróciła do Queen's Malvern po ośmiu dniach.

– Popłynęli do Irlandii – zakomunikowała. – Wiatr był sprzyjający, a morze spokojne. Nie miej takiej zmartwionej miny, skarbie – powiedziała do córki. – Podróżowałam z Indii przez sześć miesięcy i udało mi się przybyć szczęśliwie.

– Powinien już dotrzeć do Ulsteru i zabrać na pokład osadników – odpowiedziała Fortune. – Może teraz właśnie płyną na spotkanie z Leonardem Calvertem. A już na pewno wsiedli na statek.


*

I rzeczywiście, wyprawa lorda Baltimore opuściła Gravesend, ale nie odpłynęła daleko. Cecil Calvert miał słuszność, pozostając w Anglii. Jego przeciwnicy rozsiewali pogłoski, że jego dwa statki, „Ark” i „Dove” w rzeczywistości przewożą do Hiszpanii żołnierzy i zakonnice. Lord Baltimore musiał udać się na królewski dwór, żeby bronić siebie i wyprawy. Statki zostały zatrzymane przez królewski okręt i zmuszone do zawinięcia do Cowes na wyspie Wight. Stały tam niemal przez miesiąc, zanim pozwolono im na kontynuowanie podróży. Właściciel „Ark”, wiedząc że „Róża Cardiffu” czeka koło przylądka Clear, posłał wiadomość do Kierana Deversa. Wyjaśnił powód opóźnienia i zasugerował, żeby „Róża…” płynęła na Barbados, gdzie może czekać na wyprawę lorda Baltimore.

Dwudziestego drugiego listopada koloniści zmierzający do Mary's Land w końcu wypłynęli. Ledwo stracili z oczu angielski brzeg, a już złapał ich gwałtowny sztorm, ale gdy burza minęła, mieli wspaniałą pogodę przez całą podróż na Barbados. Pogoda była tak idealna, że kapitan „Ark” stwierdził, iż jeszcze nigdy nie widział tak spokojnego rejsu. Jednak początkowy sztorm rozdzielił ich z drugą, mniejszą jednostką, „Dove”. Mogli tylko mieć nadzieję, że przetrwała nawałnicę i że spotkają ją na Barbadosie.

Kieran Devers i jego towarzysze płynęli przez błękitny ocean ku nieznanemu. Każdego dnia prażyło ich słońce. Im bardziej oddalali się od Irlandii, tym robiło się goręcej. Pogoda była tak piękna, a morze tak spokojne, że pani Jones i Taffy wynieśli na pokład swoje rośliny, robiąc dla nich niewielkie ogrodzenie na dziobie statku. Po sześciu tygodniach „Róża Cardiffu” dotarła na Barbados, gdzie mieli czekać na resztę wyprawy.

Gubernator wyspy, sir Thomas Warner, powitał ich z ostrożnością. „Róża…” należała do kompanii handlowej O'Malley – Small i w zasadzie nie należało się niepokoić. Jednak statek był pełen katolików z Irlandii. Nie tylu, żeby wywołać kłopoty, ale gubernator był zatroskany. Wystosował zaproszenie do Kierana i kapitana statku, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Kieran pozwolił kolonistom zwiedzić wyspę, ale ostrzegł, żeby nie wywoływali żadnych konfliktów, bo zostaną odesłani na pokład i zatrzymani.

– Musimy poczekać na lorda Calverta. Będzie to znacznie przyjemniejsze na lądzie niż na statku. Czeka nas jeszcze długa droga. Każdy, kto się upije, nie dostanie więcej pozwolenia na opuszczenie pokładu, dopóki nie dotrzemy do Mary's Land.

Następnie Kieran Devers udał się z kapitanem O'Flahertym do domu gubernatora.

Przywitano ich serdecznie i posadzono za stołem. Kieran był zafascynowany widokiem pęków żółtych owoców w kształcie ogórków, zwieszających się z drzew rosnących za oknem.

Widząc, gdzie skierowane jest spojrzenie Kierana, gubernator roześmiał się.