– Co się stało? – zapytał żonę książę. Jasmine z niepokojem spojrzała na córkę.

– Znaleziono Rois, która była z dziećmi w ogrodzie. Leżała nieprzytomna. Brendan spał bezpiecznie w swoim koszyku, ale Aine zniknęła.

– O Boże! – zawołała Fortune, podrywając się na równe nogi.

– Czy Rois odzyskała już przytomność? – zapytał książę.

– Powoli dochodzi do siebie, milordzie, ale zadano jej bardzo mocne uderzenie. Miała szczęście, że przeżyła. Zanieśliśmy ją do domu i teraz siedzi przy niej Polly. Brendan jeszcze śpi.

– Sir Christian Denby – wybuchnęła z gniewem Fortune. – Zabiję go, gdy tylko go znajdę!

– Co? Co powiedziałaś, Fortune? – zareagowała jej matka.

– Aine została wykradziona przez sir Christiana Denby'ego. Jestem tego pewna! Odkąd tylko go poznałyśmy, bez przerwy zżymał się, że moja córka będzie wychowywana jak katoliczka. Ten człowiek jest fanatykiem, mamo. Sama to widziałaś.

– Nie możesz go oskarżać bez dowodów – powiedział książę.

– Jakich dowodów byś chciał, tato? Instynkt podpowiada mi, że to on. Kto inny mógłby zabrać Aine? I dlaczego? Czy kobiety w tych okolicach mają tak mało dzieci, że miałyby odwagę ukraść moje? A może uważasz, że to Cyganie? Nigdzie ich tu nie widziano. To ten człowiek! Każda cząstka mojego ciała mi to mówi, tato. Natychmiast musisz wysłać grupę zbrojnych, żeby znaleźli jego i moje dziecko – ze złością powiedziała Fortune. – Pojadę z wami.

– Pańska córka z pewnością ma rację, milordzie. Proszę pozwolić mi powiedzieć, co wiem. Od pewnego czasu krążą pogłoski na temat tego człowieka – odezwał się cicho Jonathan Kira.

– Jakie pogłoski? – zapytał książę.

– Chodzi o niemowlęta i małe dzieci, milordzie, katolickie, anglikańskie, nawet jedno czy dwoje żydowskich. Wszystkie zniknęły w czasie, gdy w pobliżu przebywał sir Christian Denby. Zazwyczaj były to dzieci ludzi bez znaczenia, niemających władzy, siły ani pieniędzy, żeby się skarżyć czy szukać swoich dzieci. Ponoć te dzieci są umieszczane w rodzinach wiernych purytan, by je właściwie wychowali. Wierzę, że w tym konkretnym przypadku instynkt dobrze podpowiada lady Fortune. Z jej i z twoim, milordzie, pozwoleniem, chętnie pojadę do Oakley, żeby porozmawiać z tym dżentelmenem.

– Co możesz zrobić, żeby nam pomóc? – chciał wiedzieć książę.

– Powiedzmy, milordzie, że mogę mieć pewien wpływ na sir Christiana. Najważniejszy jest czas, milordzie. Nie zdążył jeszcze pozbyć się twojej wnuczki, bo w okolicy nie ma purytańskich rodzin. Będzie musiał wywieźć ją gdzieś dalej. Dzisiaj jest już za późno, żeby wyruszał w podróż. Proszę mi pozwolić pomóc, jeśli tylko będę mógł. Zanim James Leslie zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Fortune rzekła:

– Jedź, panie Kira. Jedź natychmiast i przywieź z powrotem moją córkę.

Jonathan Kira skłonił się grzecznie Fortune, po czym odwrócił się i pospiesznie opuścił salę.

Obserwując odchodzącego mężczyznę, James Leslie uśmiechnął się ponuro. Rodzina Kira była zdumiewająca. Ani przez chwilę nie wątpił, że jeśli sir Christian Denby więził Aine, dziewczynka zostanie im zwrócona jeszcze tej nocy.

– Adali! – zawołał. – Wyślij paru ludzi, żeby towarzyszyli panu Kirze i chronili go w razie potrzeby.

Adali ruszył wypełnić rozkazy.

Jonathan Kira wcale nie był zdziwiony, gdy po chwili otoczyli go zbrojni Lesliech. Uprzejmie skinął głową ich dowódcy i bez słowa kontynuował podróż. Był wysokim, szczupłym mężczyzną w nieokreślonym wieku, o ciemnych włosach, ciemnej brodzie i bystrych, czarnych oczach. Ubrany był na czarno w strój o najmodniejszym kroju. Ci, którzy nie widzieli jego uśmiechu, uważali go za człowieka onieśmielającego. Zwykle bardzo mu to pomagało. Po godzinie podróży Jonathan Kira znalazł się przed drzwiami Oakley Hall. Zsiadł z konia i polecił swoim towarzyszom, żeby na niego zaczekali, po czym zapukał głośno do drzwi.

Drzwi otworzył służący w liberii.

– Zaprowadź mnie do swojego pana – polecił ostro Kira.

Służący, speszony jego władczym zachowaniem, posłuchał go i wprowadził ubranego na czarno gościa do biblioteki. W chwili, gdy wchodzili do pokoju, z góry dobiegł płacz dziecka.

Jonathan Kira uśmiechnął się do siebie, odsunął służącego, zamknął za sobą drzwi biblioteki i powiedział:

– Dobry wieczór, sir Christianie.

Zaskoczony gospodarz uniósł wzrok i poderwał się z fotela, gdzie siedział, czytając Biblię.

– Kira! Co tutaj robisz? Jeszcze nie minął czas spłaty mojego długu. Zapłacę ci w terminie.

– Przyjechałem po Aine Devers, sir Christianie – prosto z mostu powiedział Jonathan Kira. – Jeśli oddasz mi dziecko, żebym mógł je zawieźć jego rodzinie, nie będziesz miał żadnych kłopotów.

– Nie wiem, o czym mówisz – rzekł sir Christian, nie patrząc na nieproszonego gościa.

– Ach, zamierzasz popełnić głupstwo. Masz szczęście, że pokojówka nie umarła, bo zawisnąłbyś za morderstwo. Gdybyś porwał jej dziecko, nie byłoby takiego hałasu, bo malec jest katolikiem po obojgu irlandzkich rodzicach. Aine Devers, bez względu na swoją religię, jest wnuczką księcia i siostrzenicą paru zamożnych dżentelmenów, z których jeden jest bratankiem króla. Nie możesz się spodziewać, że to porwanie ujdzie ci płazem.

– Wynoś się z mojego domu! – ryknął sir Christian.

– Z twojego domu? – Jonathan Kira zaśmiał się ponuro. – Dopóki nas nie spłacisz, sir Christianie Denby, to nie jest twój dom. Chociaż jestem Żydem, mam prawo domagać się od pana zwrotu długu. A jeśli to uczynię, co ci zostanie? Bezwartościowy tytuł, góra długów i nic poza tym. Czy to dziecko jest tego warte? Jak będziesz pomagał swoim purytanom w naciskach na króla, jeśli pozbawię cię resztek bogactwa? Natychmiast przynieś mi dziecko. Jeśli nie, otworzę drzwi tego domu zbrojnym księcia, którzy mi dziś towarzyszą. Przeszukają dom i znajdą dziecko, którego płacz słyszałem przed chwilą. A wówczas sprawa stanie się publicznie wiadoma i będziesz zrujnowany, sir. Jeśli jednak teraz oddasz mi małą, sprawa nie zyska rozgłosu i przez jakiś czas nie będziemy żądali od ciebie zwrotu pożyczki. Powiedziałem już wszystko, co miałem do powiedzenia. Przynieś mi dziecko!

– Szatańskie nasienie! Wszyscy Żydzi to diabelski pomiot! – warknął sir Christian. Ruszył do przodu, rzucając w stronę Jonathana Kiry: – Chodź za mną, to dostaniesz to, po co przyjechałeś tej nocy!

Z uśmiechem triumfu Jonathan Kira podążył za swoim gospodarzem, który zatrzymał się u podnóża schodów i zawołał, żeby zniesiono mu niemowlę. Polecenie szybko zostało wypełnione i pojawiła się służąca, niosąca Aine Devers.

Sir Christian szorstkim ruchem wyrwał dziecko z objęć kobiety i wcisnął w ramiona Kiry.

– Oto dziecko, które teraz skazane jest na wieczny ogień piekielny! – rzucił.

– Dziękuję – spokojnie odparł Jonathan Kira. – Gdybyś uważnie czytał swoją Biblię, sir Christianie, spostrzegłbyś, że my, Żydzi, nazywani jesteśmy narodem wybranym. Jest też faktem, że Joshua z Nazaretu, którego wy nazywacie Jezusem, też był Żydem. Dobrej nocy, panie. – Jonathan Kira wyszedł z domu ze swoją wygraną i wręczył ją kapitanowi zbrojnych Lesliech.

– Wracajmy teraz do Queen's Malvern – powiedział. Podrapał niemowlę pod brodą. – Zaliczyłaś niezłą przygodę, maleńka. Cóż, teraz jesteś już bezpieczna i jedziesz do mamy. Dzięki ci, Jahwe!

– Mama! – zawołała rozpaczliwie Aine. – Mama!

Uśmiechnął się słodko do małej, a zazwyczaj ostre rysy jego twarzy złagodniały.

– Tak, panno Aine. Jedziesz do domu do swojej mamy.

Jechali z powrotem przez wiosenny mrok, otoczeni zapachami świeżo zoranej ziemi, kwitnących wcześnie krzewów i kwiatów, które łaskotały ich w nozdrza. Fortune czekała na nich u wrót. Porwała córeczkę z ramion kapitana, przytuliła Aine do piersi i rozpłakała się.

– Mama! – cienki głosik Aine był teraz radosny.

– Tak, maleńka. Jestem twoją mamą i jesteś już bezpieczna w domu. – Pocałowała Aine w główkę. Potem przeniosła spojrzenie na Jonathana Kirę.

– Pański syn musi zabrać na pokład „Róży Cardiffu” jedynie zapas swojego jedzenia. Obiecuję, że dostanie całą resztę. Proszę też natychmiast przekazać jedną czwartą moich pieniędzy pod jego opiekę, panie Kira. A kiedy osiedlimy się już w Mary Land, proszę przekazać następną czwartą część. Pozostałą połowę pozostawię tutaj, w Anglii. Za to, co pan uczyni! dzisiaj w nocy, pan i pański syn zdobyliście moją dozgonną przyjaźń. Ale jak się to panu udało?

– Sir Christian odziedziczył zrujnowany dom i tytuł, nic poza tym. Potrzebował pieniędzy na odbudowę i zainwestowanie w przedsięwzięcie, które mogłoby zapewnić mu wystarczającą niezależność finansową, aby zainteresować kobietę o pokaźnym posagu. Przyszedł z tym do Kirów, a teraz jest naszym dłużnikiem. Musiał zdecydować, czy stracić wszystko, co dotychczas osiągnął, czy zwrócić dziecko. Na szczęście dokonał rozsądnego wyboru. Podeszli do domu.

– Dziękuję Bogu, że znalazł się pan tutaj, bo inaczej mogłabym odzyskać córeczkę jedynie siłą – rzekła cicho Fortune. Znów pocałowała dziecko i podała je Rohanie, żeby ta położyła je spać.

– A pani pokojówka?

– Odzyskała przytomność i opowiedziała nam, jak zaatakował ją sir Christian i drugi mężczyzna, prawdopodobnie jego służący. Widziała ich, bo pierwszy cios, jaki otrzymała, nie pozbawił jej przytomności. Próbowała krzyczeć, więc uderzyli ją ponownie. Ale rozpoznała obu – wyjaśniła Fortune. – Kiedy odpocznie, wszystko będzie dobrze, dzięki Bogu. Gdyby cokolwiek jej się stało, nie mam pojęcia, jak powiedziałabym o tym jej Kevinowi. Zapraszam do jadalni na kieliszek wina. Chyba może pan je pić?

– We własnym kubku – roześmiał się.

– Od jak dawna nasze rodziny są ze sobą związane? Chyba już wiele lat, prawda? – z ciekawością dopytywała się Fortune.

– Owszem – odpowiedział. – Czcigodna przodkini twojego ojczyma, potężna i wpływowa kobieta, zaprzyjaźniła się z moją szacowną przodkinią Esther Kirą Obie kobiety pomagały sobie w rozmaity sposób i dzięki wpływom jednej, drugiej przybywało mocy i bogactwa. Mówiono mi, że wszystko zaczęło się ponad sto lat temu. Potem babka twojej matki zaczęła prowadzić z nami interesy i stwierdziliśmy, że również ona jest kobietą niezwykle mądrą uczciwą i szlachetną To działo się siedemdziesiąt lat temu. Z kolei gałęzie obu rodów, splecione małżeństwem, kontynuowały interesy z Kirami. To była owocna współpraca, milady.

Oby taka okazała się również w Mary's Land – rzekła Fortune ze szczerym uśmiechem. Amen – podsumował Jonathan Kira. – Amen, milady.

ROZDZIAŁ 17

Fortune stała na pokładzie „Róży Cardiffu” przy relingu i z zainteresowaniem przyglądała się wyłaniającemu się krajobrazowi nowego kraju. Jego niezwykłe piękno niemal doprowadzało ją do łez. Miała silne poczucie przynależności, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Tak. To był dom. Niepodobny do wszystkiego, co znała do tej pory. Płynęli przez ogromną zatokę. Woda zdawała się bardzo, bardzo niebieska. Z bezchmurnego nieba prażyło słońce. Jakże było inaczej niż przed miesiącem, gdy wypływali z Anglii.

Tamten wiosenny dzień byt szary i deszczowy i Fortune Lindley nagle poczuła gwałtowny strach. Stała na pokładzie statku szykowanego do wyjścia w morze ze swoją matką i jedynym ojcem, jakiego znała. Jasmine miała oczy czerwone od płaczu, chociaż wydawała się opanowana i spokojna. Nawet James Leslie, trzymający w objęciach Aine, był niezwykle cichy.

– Niedługo musimy wypływać, kuzynko – powiedział Ualtar O’Flaherty, dołączając do nich. – Wkrótce zacznie się odpływ. – Potem odszedł, aby zapewnić im prywatność, której wyraźnie potrzebowali.

– Pewnego dnia przyjedziesz nas odwiedzić – nagle odezwał się James Leslie. Fortune poczuła łzy pod powiekami.

– Nie sądzę, tato. Nie jestem odważna, nie szukam też przygód, jak mama czy India. Obawiam się, że kiedy bezpiecznie przepłynę przez ocean, już tam pozostanę. Pamiętaj, że jestem rozsądną i praktyczną córką – dodała, posyłając mu słaby uśmiech.

– Gdybyś była rozsądna, nigdy nie zakochałabyś się w Kieranie Deversie – niemal z goryczą stwierdziła Jasmine. Serce jej krwawiło na myśl o tym, że już nigdy w życiu nie zobaczy drugiej córki Rowana. Fortune odejdzie od niej tak samo jak kiedyś odszedł od niej Rowan. Jasmine czuła narastający gniew. Powstrzymała go jednak. Za zaistniałą sytuację nie mogła winić Kierana czy Fortune. Winni byli głupi i ograniczeni ludzie, którzy nie potrafili zaakceptować nikogo, kto by się choć odrobinę od nich różnił. Winni byli ludzie, którzy chcieli, żeby wszyscy tak samo wyglądali, tak samo myśleli, to samo czcili. Pozbawione radości istoty, które nie umiały zaakceptować Boga miłości, które chciały oddawać cześć potępiającemu bóstwu, ziejącemu ogniem i siarką. Jasmine było ich żal, ale jednocześnie przeklinała ich w myślach za nietolerancję, która zmuszała jej córkę do wyjazdu.