Billy słuchał przez jakiś czas, ale potem wymknął się cichaczem.

– Zobaczył jakąś dziewczynkę na schodach, pewnie pobiegł się z nią pobawić – wyjaśniła Joanna.

– To Renata, córka Gustava. – Carlo westchnął z głębi serca. – Biedne dziecko.

– Czemu biedne? Czyżby była zazdrosna o młodszego braciszka?

Profesor rozejrzał się i zniżył głos.

– Książę niedawno się rozwiódł, bo chłopiec nie był jego. Żona odeszła z dzieckiem do kochanka.

Joanna z trudem zdławiła okrzyk.

– Crystal go zdradziła?

– Tak. Pani ją zna?

– Spotkałyśmy się kiedyś, wiele lat temu. Nie utrzymywałyśmy kontaktu, więc nie wiedziałam, co się u niej dzieje.

– Oczywiście nie wspominamy o niczym w obecności księcia, on to bardzo przeżył, dlatego na wszelki wypadek ostrzegam panią, jaka jest sytuacja. A teraz może chodźmy zobaczyć wykopaliska. To jakieś półtora kilometra stąd.

– Bardzo chętnie pójdę, tak naprawdę nie mogę się już doczekać.

Jeden rzut oka na odkryty fragment dawnych fundamentów wystarczył, by Joanna zrozumiała, z czym ma do czynienia. To było epokowe odkrycie! A ona nie wypuści go z rąk, bo w obliczu czegoś takiego jej sprawy osobiste schodziły na dalszy plan. Nie ma znaczenia, że to majątek Gustava, nie ma znaczenia, co ją kiedyś z nim łączyło. To ona będzie tu dalej kopać, nie odda tego znaleziska nikomu.

Resztę dnia spędziła z profesorem na terenie wykopalisk, w pewnym momencie przyłączył się do nich Billy z Renatą, dzieci wydawały się całkiem dobrze dogadywać. Podczas kolacji Joanna poznała Laurę, opiekunkę dziewczynki, miłą kobietę w średnim wieku, którą zresztą Billy oczarował z miejsca i owinął sobie wokół palca – jak to on!

– Mamo, Renata opowiedziała mi o swoim tacie – zdradził, gdy wracali na górę. – To prawdziwy potwór! Czy wiesz, że jej mama odeszła?

– Tak, profesor wspomniał o tym.

– To książę kazał jej odejść i zabronił Renacie iść z mamą. Trzyma ją tu siłą i nie pozwala im się kontaktować. On wszystkich nienawidzi. A na niej się wyżywa.

– Nie wierz w to.

– Dlaczego? Sama zawsze mówisz, żeby trzymać się faktów i dowodów. To, co mówi Renata, jest faktem. Jaki masz dowód, że ona się myli?

Nie zamierzała mu tłumaczyć, że Gustavo nigdy by niczego podobnego nie zrobił. Czy ona rzeczywiście wiedziała, co on mógł zrobić, a czego nie? Westchnęła.

– Niepotrzebnie wbijałam ci do głowy podstawy logiki.

– Teraz już za późno, mamo.

– W takim razie przynajmniej poczekaj i przekonaj się, co ma na swoją obronę druga strona.

– Dobra. Jak on przyjedzie, spytasz go, co on wyprawia.

– Jazda do łóżka! I przestań być taki przemądrzały.

– Na to też za późno – odparował.

W ciągu kolejnych dwóch dni Joanna zdołała ściągnąć do Montegiano całą ekipę. Praca okazała się dla niej prawdziwym błogosławieństwem, gdyż odrywała jej myśli od Gustava i jego rozwodu. Jednak ilekroć patrzyła na Renatę, powracały dręczące myśli. Czy Gustavo rzeczywiście zgorzkniał i stał się „potworem"? To możliwe, zważywszy, jak uwielbiał Crystal. Ale czy naprawdę mściłby się na własnym dziecku?

Joanna nie mogła uwierzyć, że ta pyzata dziewczynka o bardzo inteligentnym spojrzeniu to córka ślicznej jak aniołek Crystal. Mała jadała posiłki z Billym i Joanną, lecz prawie się nie odzywała, tylko raz podjęła próbę nawiązania kontaktu.

– Billy opowiadał mi o swoim tacie – oznajmiła nagle. – Moi rodzice też się rozwiedli.

– Słyszałam – odparła łagodnie Joanna.

– Billy mówi, że tata często do niego dzwoni na komórkę.

– Zgadza się. Kilka razy w tygodniu.

– A moja mama dzwoni do mnie codziennie! I specjalnie po to kupiła mi komórkę! Gdyby nie rozmawiała ze mną chociaż raz na dzień, toby umarła ze smutku. Czasem płacze, bo tata nie pozwala nam być razem, ale kiedyś po mnie przyjedzie, zabierze mnie i uciekniemy na koniec świata. Tata nigdy nas nie znajdzie! – Głos drżał jej coraz bardziej, wreszcie zamilkła i odwróciła się, by otrzeć łzy.

Joanna nie wiedziała, czy dziecko płacze, bo rzeczywiście ojciec źle je traktuje, czy dlatego, że ta opowieść była wyssana z palca. Oczywiście nie mogła o to spytać, pozostało jej tylko pozwolić, by Billy pocieszył Renatę.

Mijały dni. Codziennie koło pierwszej Joanna zwalniała swoich pracowników na dwie godziny sjesty, lecz sama nie wracała z nimi do pałacu, by odpocząć w chłodzie. Choć osoby o tak jasnej karnacji jak ona powinny wystrzegać się słońca, miesiące i lata spędzone na wykopaliskach zahartowały ją. Jej skóra dawno nabrała złocistego odcienia, włosy zjaśniały od słońca.

Któregoś dnia zrzuciła znoszone espadryle i wyciągnęła się wprost na ziemi, szeroko rozkładając ramiona. Miała na sobie pobrudzone ziemią workowate spodnie, męską koszulę, przepasaną w talii jednym ze starych krawatów Freddy'ego, bo nie było sensu kupować nowego paska do takiej brudnej roboty. Leżała bosa i umorusana, jej twarz przykrywał płócienny kapelusz z wielkim rondem. Musiała wyglądać jak kloszard, lecz nie dbała o to. Czuła się cudownie.

Przysnęła.

Obudził ją jakiś ruch, właściwie bardziej wyczuła niż usłyszała, że ktoś zatrzymuje się przy niej, a potem przyklęka u jej boku.

– Idź sobie – wymamrotała. – Ja śpię.

– Przepraszam bardzo… – odezwał się uprzejmy głos i ktoś zdecydowanie ujął ją za ramię.

Odsunęła kapelusz, spojrzała pod słońce na pochyloną nad nią twarz.

– Kim jesteś? – spytała półprzytomnie, zła, że przerwano jej sen.

Zanim odpowiedział, otrzeźwiała i rozpoznała rysy, których miała nigdy nie zapomnieć.

ROZDZIAŁ TRZECI

Usiadła, nie odrywając od niego wzroku. Dojrzał, zmężniał i mimo swoich trzydziestu czterech lat miał już lekko srebrzyste skronie oraz znękany wyraz twarzy człowieka uginającego się pod brzemieniem trosk.

Przyjrzał jej się, marszcząc brwi.

– Czy my się przypadkiem nie znamy?

– Spotkaliśmy się kiedyś. Dawno temu.

– Proszę mi wybaczyć… Zaraz sobie przypomnę.

– Tak, wszyscy się zmieniamy – stwierdziła filozoficznym tonem. – Dwanaście lat to bardzo dużo.

– Dwanaście? Panno najświętsza! Joanna!

– No, nareszcie! – Zaśmiała się, ponieważ już na tyle otrząsnęła się z zaskoczenia, że potrafiła docenić śmieszne strony sytuacji. – Nie było to zbyt taktowne z twojej strony!

Gustavo zarumienił się, a ona przypomniała sobie, jak bardzo potrafił być wrażliwy, wręcz nieśmiały, i ta cecha wydała jej się tyleż dziwna, co ujmująca u człowieka o tak wysokiej pozycji społecznej.

– Wybacz, nie chciałem. Ogromnie miło znowu cię widzieć. Ale co tutaj robisz? Czyżbyś przyjechała w związku z tym odkryciem? – Wskazał w stronę wykopalisk.

– Tak, zostałam archeologiem.

Wyciągnął rękę, by pomóc jej się podnieść. Jego dłoń była dokładnie taka, jak Joanna zapamiętała – szczupła, lecz mocna.

– Bardzo tego chciałaś, doskonale pamiętam, jak mi o tym mówiłaś.

– Wiem, zadręczałam cię gadaniem o historii i…

– Wcale nie! Słuchałem tego z największą przyjemnością. Opowiadałaś z takim zapałem, oczy ci błyszczały… Czyli osiągnęłaś swój cel i pracujesz w ekipie pani Manton, która, jak mnie zapewnia Carlo, jest wybitną specjalistką, jedną z najlepszych. Z czego się śmiejesz?

– Muszę podziękować Carlowi za tak pochlebną opinię.

– Jak to? Nie chcesz chyba powiedzieć… Spojrzała na niego z rozbawieniem.

– Może chcę.

– To ty jesteś panią Manton?

– Przyznaję się do winy.

– Wybacz, nie przyszło mi to do głowy, ponieważ podobną reputację zyskuje się na ogół w późniejszym wieku.

– Cóż, jestem młoda, ale i tak najlepsza – skwitowała ze śmiechem.

– Nie wątpię. A teraz wracajmy do domu, tam będzie chłodniej. – Zapraszającym gestem wskazał stojący opodal samochód, którego Joanna dotąd nie zauważyła.

Podczas drogi zdołała pozbierać się do końca. Choć nadal ogromnie atrakcyjny, Gustavo nie był już tym młodzieńcem z jej snów, którego wizerunek hołubiła W sercu mimo upływu lat. Tak, teraz mogła czuć się przy nim zupełnie bezpiecznie, nic jej nie groziło.

– Czy Carlo cię uprzedził, że cała moja ekipa zamieszkała w pałacu? – zagadnęła.

– Tak, wspomniał mi o tym przez telefon.

– Nie przeszkadza ci taki najazd? – Gdy zaprzeczył, dodała: – Chodziło nam o to, by mieć jak najbliżej do pracy. W środku dnia wysyłam wszystkich z powrotem na lunch i sjestę.

– Sama też musisz coś jeść. Zapraszam do mojego gabinetu, zjemy razem i opowiemy sobie o wszystkim, co działo się przez te lata.

Gdy jednak przyjechali na miejsce, Carlo porwał ich od razu do jadalni, gdzie podano lunch pracownikom Joanny. Gustavo zachował się jak idealny gospodarz, w ciągu następnej godziny zdołał porozmawiać z każdym, traktując wszystkich z szacunkiem i uwagą. Joanna wiedziała, że to po prostu część wychowania, jakie odebrał. Jego zachowanie, choć świadczyło wyłącznie o nienagannych manierach, urzekło wszystkich, zwłaszcza należące do ekipy kobiety.

Młodziutka Claire, świeżo po college'u, gapiła się na niego z iście cielęcym zachwytem. Rudowłosa Lily, antropolog, która zakochiwała się w dziesięć minut i odkochiwała w pięć, wyglądała na zadurzoną po uszy. Nawet niska i poważna Sally, szorstka i burkliwa, chyba że siedziała z nosem w komputerze, nie potrafiła oderwać wzroku od włoskiego księcia, więc w końcu i Joanna spojrzała na niego ich oczami, zapominając o przeszłości. I w pełni zrozumiała ich reakcję.

Kiedy się w nim zakochała, był jeszcze bardzo młody. Po upływie lat stał się mężczyzną w kwiecie wieku. Przedtem był zbyt smukły, może nawet zbyt chudy, zbyt chłopięcy, teraz wyraźnie zmężniał.

– Czy ktoś może wie, gdzie jest moja córka? – spytał w pewnym momencie, rozglądając się dookoła.

– Pewnie z moim synem – odparła Joanna. – Świetnie się dogadują.

– Masz syna? Ile ma lat?

– Dziesięć.

– Czy twój mąż też przyjechał?

– Nie, rozwiedliśmy się przed dwoma laty.

– Joanno, naprawdę musimy porozmawiać. Chcę wiedzieć o wszystkim, co się wydarzyło.

– Ja też. O, jest Billy. I Renata.

Uważnie obserwowała jego reakcję. Natychmiast obrócił się ku drzwiom, na jego twarzy malował się uśmiech. Przez ułamek sekundy jego córka odpowiedziała podobnym uśmiechem, po czym spochmurniała, co stanowiło wyraźny dowód, że jej niechęć do ojca nie płynie z głębi serca. Gustavo podszedł i uściskał ją, co przyjęła niemal obojętnie.

– To Billy, mój syn – przedstawiła Joanna, zbliżywszy się do nich. – Kochanie, to jest książę Gustavo.

– Dla ciebie po prostu Gustavo – rzekł, wyciągając dłoń do chłopca.

Billy przywitał się grzecznie, lecz ku konsternacji Joanny zachowywał się bardzo chłodno, co książę chyba też zauważył.

– Szefowo, jakie konkretnie masz dla nas plany na dzisiejsze popołudnie? – spytał Hal, prawa ręka Joanny.

– Ja mam dla państwa plany, jeśli można – wtrącił gładko Gustavo. – Chciałem zaprosić wszystkich obecnych na kolację. Stroje dowolne – dodał, podchwytując spłoszone spojrzenie Hala. – A teraz proszę mi wybaczyć.

Dotknął ramienia córki, bez słowa dając znak, by poszła razem z nim, lecz ona odwróciła się plecami. Patrzył na nią przez chwilę, zaś Joannie zdawało się, że oddałby wszystko za jeden uśmiech córki. Kiedy to nie nastąpiło, wyszedł.

Wieczorem Joanna wzięła długą kąpiel, potem włożyła szkarłatną jedwabną bluzkę, spodnie z czarnego aksamitu, wpięła w uszy złote kolczyki, rozczesała włosy sięgające teraz ramion. Gdy wyszła na korytarz, dołączyły do niej Lily i Claire, które dzieliły pokój. Zwłaszcza Lily wiele sobie obiecywała po tym wieczorze, na co wskazywała głęboko wycięta sukienka.

– Co za towar! – Entuzjazmowała się. – Pierwsza klasa! Co za oczy! Co za mięśnie! Ach, mieć takiego!

– Czy ty zawsze musisz myśleć o jednym? – zganiła ją Sally, wyłaniając się z sąsiedniego korytarza razem z Halem.

– Słuchaj, jako antropolog mam tyle do czynienia z martwymi facetami, że w porównaniu z nimi każdy żywy jawi mi się jako cud natury.

– Ja jestem jak najbardziej żywy – zadeklarował natychmiast Hal, który od niepamiętnych czasów nie tracił nadziei na zdobycie Lily. W odpowiedzi usłyszał tylko:

– Waruj!

I Hal potulnie położył uszy po sobie.

– A co się stało z żoną księcia? – zaciekawiła się Sally.

– Rozwiedli się – wyjaśniła ściszonym głosem Joanna. -Oczywiście nie należy o tym wspominać

– Nie pisnę ani słowa, przecież jestem niezwykle dyskretna – zadeklarowała Lily, zresztą mijając się z prawdą.

– Swoją drogą, czy ona upadła na głowę? Mieć takiego i nie trzymać się go pazurami przez resztę życia?

– Czy możemy zmienić temat? – spytała Joanna.

– Może on wcale nie jest taki wspaniały, na jakiego wygląda – podsunęła Claire. – Kto wie, czy nie ma paskudnego charakteru? Lily tylko prychnęła.