– Znowu mnie gdzieś ciągniesz?

– Po prostu nie chcę, żebyś zamoczyła buty. Niósł ją w stronę rzeki.

Odwróciła głowę i ujrzała przy brzegu kajak, ledwie widoczny w świetle księżyca.

– Ach, rozumiem.

Objęła go za szyję i uśmiechnęła się.

– Mój dzielny, indiański wojownik przyszedł, żeby mnie przewieźć łodzią w świetle księżyca.

– Więc awansowałem z jaskiniowca?

– Odrobinę. – Przechyliła zalotnie głowę. – Ale może lubię mocnych facetów.

Zerknął na nią. W mroku jego twarz zamieniła się w mozaikę ostrych kątów i mocnych płaszczyzn.

– Wiem, że lubisz.

Kiedy doszli do brzegu, zdała sobie sprawę, że zostawił kowbojki w kajaku i podwinął nogawki spodni. Wszedł do wody, a potem posadził Maddy na jednym z dwóch siedzeń. Bezgłośnie odepchnął kajak od brzegu i wskoczył szybko do środka, siadając naprzeciwko Maddy.

Patrzyła, jak wiosłuje. Wynurzali się z plam księżycowego blasku i zanurzali z powrotem. Jego ramiona i ręce pracowały bez wysiłku, z płynną gracją. Woda ściekała z wiosła niczym srebrzyste, spadające do czarnej rzeki perły. W jej głowie pojawiła się fantazja: Joe z nagą piersią z lśniącymi, czarnymi warkoczami sięgającymi za ramiona, i lędźwiami okrytymi przepaską z kawałków jeleniej skóry. To wyobrażenie sprawiło, że w dole jej brzucha zapulsowało pożądanie. Rozkoszując się tym delikatnym dyskomfortem, odchyliła głowę i przyjrzała się usianemu gwiazdami niebu oraz smużkom chmur przepływającym na tle księżyca.

– Pięknie tu nocą. Także zerknął w górę.

– To prawda. Jeden z powodów, dla których lubię być z dala od świateł miasta, to widok gwiazd.

Zasłuchała się w opadanie wiosła, gdy płynęli dalej.

– Zawsze lubiłeś przebywać na świeżym powietrzu.

– To wyostrza zmysły. Zwłaszcza noce.

Podprowadził łódź do brzegu zasłoniętego przez wierzby płaczące, a potem cicho wyszedł i stanął w sięgającej kostek wodzie. Wyciągnął łódź na brzeg, a potem wziął Maddy na ręce.

– Dziękuję – powiedziała, gdy postawił ją na brzegu.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. Cienie przesłaniały jego twarz. Pulsowanie w brzuchu zamieniło się w uporczywy ból. Już myślała, że Joe ją pocałuje, kiedy odsunął się.

Rozejrzała się, jakby chciała zebrać myśli.

– Zostawisz tutaj kajak?

– Nie. To by wzbudziło zbyt wiele pytań.

Wyciągnął łódkę wyżej na brzeg i wyjął buty. Oparł się o pień drzewa, otrzepał stopy i dopiero założył kowbojki.

– Odprowadzę cię do domu, a potem odstawię kajak z powrotem.

– Och.

Nerwowo zastanawiała się, co ma zrobić, gdy dojdą do Warsztatu. Powinna go zaprosić, żeby porozmawiali? A może na dzisiaj już wystarczy – to z kolei rodziło pokusę, aby go zaprosić i nie rozmawiać. Ale przysięgła, że tego nie zrobi. Żadnego seksu, dopóki nie ustalą kilku rzeczy.

– Gotowa?

Wyciągnął do niej rękę. Złapała go i pozwoliła, aby poprowadził ją ścieżką między drzewami. Dróżka stawała się coraz bardziej stroma, a grunt nierówny. Zamyślona źle postawiła nogę i prawie się przewróciła.

– Mam cię. – Objął ją. – Wszystko w porządku?

– Tak. – Zaczęła się prostować i skrzywiła się, gdy poczuła ból w kostce. – Chyba.

– Skręciłaś nogę?

– Może.

– Poczekaj.

Znowu ją podniósł, zupełnie bez wysiłku, i przytulił do piersi. Objęła go za szyję, a on ruszył ścieżką. Chociaż wcześniej na to narzekała, doszła do wniosku, że kobieta może się przyzwyczaić do bycia noszoną.

Zatrzymali się w Ogrodzie Spokoju, terenie przy ścieżce, gdzie Leah i obozowiczki posadziły polne kwiaty oraz krzewy jagodowe, aby przyciągnąć motyle i śpiewające ptaki. Pomógł jej usiąść na ławce i klęknął przed nią. Siedząc na piętach, zdjął jej sandał i oparł stopę na udzie.

– Boli? – Badał palcami kostkę, a rozkoszny dreszczyk popłynął jej przez całą nogę.

– Nie bardzo. – Zdusiła jęk przyjemności, kiedy jego dłoń nadal badała. – Myślę, że zaraz będzie dobrze… hm… za minutę albo dwie.

Spojrzał na nią, nadal trzymając kostkę w dłoniach. Jego skóra była taka ciepła.

– Chcesz, żebym zaniósł cię do domu?

Och, czy to nie byłoby seksowne? Zwłaszcza gdyby wniósł ją do środka i położył na łóżku. Patrząc w jego oczy, doszła do wniosku, że naprawdę musi przejść tę część z rozmową, aby wreszcie mogli się skupić na części bez rozmowy.

– Nie. Daj mi tylko minutkę.

Skinął głową, ale nie ruszył się, żeby wstać bądź usiąść na ławce. Zebrała się na odwagę.

– Joe…

– Maddy… – powiedział w tej samej chwili, a potem roześmiał się. – Przepraszam. Ty pierwsza.

– Nie, w porządku, ty mów.

Potrzebował dłuższej chwili, żeby zebrać myśli. Bezwiednie gładził jej łydkę.

– Co do twojej propozycji zaprojektowania materiałów promocyjnych dla obozu treningowego… Jeśli, hm, nadal chcesz, ja, hm… – Spojrzał jej głęboko w oczy. – Chciałbym, żebyś się tym zajęła.

– Ty… – Serce zabiło jej mocniej. – Pozwolisz mi wziąć w tym udział? W rozkręcaniu nowego interesu?

– Tak. – Ze spokojem pokiwał głową. – Właściwie to bardzo bym chciał. Jeżeli oferta jest aktualna.

Poczuła przypływ radości, gdy zdała sobie sprawę, co tak naprawdę Joe mówi. Chciał znowu się dla niej otworzyć, może nie całkowicie, ale zrobił krok we właściwym kierunku.

– Tak, oferta pozostaje aktualna.

– Na pewno? – Joe ujął twarz Maddy wolną ręką i patrzył jej w oczy.

Pokiwała głową, czując, jak łzy napływają jej do oczu.

– To dlaczego płaczesz?

– Bo się boję, że cię zawiodę. Pogłaskał jej usta kciukiem.

– Powiedziałaś, że jesteś dobra w projektach graficznych.

– Jestem. – Chodziło jej o to, że bała się go znowu zranić, ponieważ nadal nie do końca wiedziała, czego chce. Wiedziała, że chce czegoś więcej niż seks. – Obiecuję, że będę bardzo się starała, aby cię nie zawieść.

– Och, Maddy. – Wyprostował się, nadal klęcząc, i przycisnął czoło do jej czoła. Jego ręce gładziły ją uspokajająco po plecach. – Nie musisz niczego obiecywać. Po prostu… będzie, jak będzie, dobrze?

– Dobrze. – Objęła go mocno. Tyle uczuć ją wypełniało: strach, ulga, szczęście, miłość. I pożądanie. – Kochaj mnie, Joe. Teraz, tutaj.

– Co? – Jego dłonie znieruchomiały. – Tu?

– Proszę. – Przesunęła głowę, żeby spojrzeć na niego. – Tu, w świetle księżyca, pod gwiazdami. Kochaj mnie.

Spojrzał na nią, a ona dostrzegła własne emocje płonące w jego oczach, gdy ujął jej twarz w obie ręce.

– Tu – zgodził się z westchnieniem.

Powoli pochylił głowę i pocałował ją tak głęboko, że aż jej zaparło dech. Wiatr śpiewał wśród drzew, a on przesuwał dłońmi po całym jej ciele, budząc zmysły. Poddając się jego dotykowi, odchyliła głowę. Upajała się pieszczotami Joego. Zsunął żakiet i przesunął dłońmi po jej nagich ramionach. Pragnąc czegoś więcej, zaczęła rozpinać sukienkę, ale powstrzymał ją.

– Pozwól, że ja – szepnął głosem chrapliwym od pożądania.

Opuściła ręce na ławkę i patrzyła, jak rozpina jej sukienkę i powoli rozchyla. Nocne powietrze otarło się o jej gorącą skórę. Gdzieś w oddali zahuczała sowa. Joe pochylił głowę. Zamknęła oczy, nasłuchując odgłosów nocy i rozkoszując się ciepłem jego warg na piersiach nad obrębem stanika. Przeszedł ją dreszcz, gdy odsunął koronkę i jego usta zamknęły się na jednym z sutków.

Skoro nie mogła mu niczego obiecać na przyszłość, podaruje mu tę chwilę i odpowie całą sobą, aby wiedział, że pobudza nie tylko jej ciało. Jego delikatność i żarliwość dotarły aż do jej serca. Odchyliła się i jęknęła, podczas gdy jego język wyprawiał czary na jej mrowiącej skórze. Wsunął dłonie pod sukienkę i złapał figi.

– Chcę cię dotykać – powiedział, zdejmując kawałek jedwabiu. – Całą.

– Tak – westchnęła, unosząc biodra, aby mógł ją rozebrać.

Jego dłonie powróciły szybko. Przesunął ją na brzeg ławki. Z sukienką rozpiętą do talii i odsłoniętymi piersiami była całkowicie otwarta dla niego; oddała mu się cała.

Spojrzała mu w oczy, gdy rozsunął jej uda, i niewinny uśmiech wypłynął na jej twarz.

„Och, Maddy”, pomyślał, pragnąc zatrzymać tę chwilę na zawsze. Na wieczność. Pogodził się z przeczuciem, że to może nigdy się nie spełnić. Miłość trzeba dawać bez oczekiwań. Nie stawiając żadnych warunków.

Ta świadomość sprawiła, że zadrżał, gdy powoli przesuwał rękę po udzie ku jej żarowi. Cały czas patrzyła na niego i rozchyliła nogi odrobinę szerzej. Może i nie zatrzyma jej na zawsze, ale dzisiaj, teraz była jego.

„Bądź moja – powiedział jej spojrzeniem, gdy powoli zanurzał w niej palec. – Pozostań moja”.

– Tak – westchnęła, jakby usłyszała te słowa. – Tak.

Zapanował nad własnym głodem i skupił się na dawaniu rozkoszy. Powoli, świadomie doprowadził ją do skraju rozkoszy i dalej. Patrzył z męską satysfakcją, jak powoli Maddy osuwa się.

Dopiero wtedy przypomniał sobie o własnych potrzebach. Jedna sekunda, aby zabezpieczyć ich oboje, a potem przygotował się, aby zanurzyć się w ciepło. Przyciskanie się do niej było jak wchodzenie do nieba. Ogarniała go, wciągała, przytrzymywała mocno. Zamknął oczy, rozkoszując się wrażeniem, że jest częścią jej, a jednocześnie kocha ją tak bardzo, aż się tego boi.

Z jękiem uniosła biodra, przyjmując go jeszcze głębiej, tak że nie mógł już się powstrzymać. Poruszał się mocno i ostro. Każdy mięsień w ciele miał naprężony, a rozkosz narastała. Kiedy wreszcie wybuchnęła, przez jedno bicie serce myślał, że umrze.

Napiął się, nadal głęboko w Maddy, odchylił głowę, a serce waliło mu jak oszalałe. Kiedy wrócił do siebie, zorientował się, że oplotła go całą sobą, trzyma mocno ramionami i nogami, a głowę przyciska do jego piersi. Objął ją i oparł policzek o jej włosy. Chciałby trzymać ją tak przez całą noc.

W końcu jednak zmęczone ciało oderwało się od niej. Z westchnieniem rozczarowania Maddy przechyliła głowę i uśmiechnęła się do Joego.

– Masz rację. Na dworze zmysły się wyostrzają.

Uśmiechnął się, głaszcząc jej policzek.

– Myślisz, że dasz teraz radę iść z tą kostką?

– Kostką? – Przebiegła radość zagrała w jej oczach. – Jaką kostką?

Poprawili ubrania. Pomógł jej wstać.

– Chodź, odprowadzę cię do domu.

Rozdział 18

To prawda, co się mówi: czas leci szybko, gdy dobrze się bawisz.

Jak wieść idealne życie


Przeciągając się niespiesznie, Maddy powoli się budziła. Nagle znieruchomiała, gdy zdała sobie sprawę, że nie leży w swoim łóżku. I nie jest sama. Zerknęła nad ramieniem i zobaczyła, że obok śpi kamiennym snem Joe. Nawet potargany wyglądał jak zwykle przystojnie. Może nawet bardziej niż zwykle, bo mięśnie twarzy – zwykle napięte – rozluźniły się we śnie.

Zafascynowana ostrożnie obróciła się do niego i oparła głowę na ręce. Gdy patrzyła na Joego, na jej twarz wypłynął uśmiech głębokiego zadowolenia. W ciągu ostatniego tygodnia od wystawy spędziła całkiem sporo czasu w jego łóżku, ale po raz pierwszy została do rana. Właściwie to po raz pierwszy w życiu została z nim do wschodu słońca.

Jak by to było budzić się obok niego co rano przez resztę życia? Ku własnemu zaskoczeniu poczuła, że to byłoby coś właściwego. Wypełniła ją miłość. Ciepła, wibrująca i jaśniejąca. I znała odpowiedź.

„Chcę spędzić z tobą całe życie”.

Obudził się tak nagle, że przestraszył ją tym przeskokiem od snu do pełnej przytomności. Szybko rozejrzał się, a potem opadł na poduszkę i rozluźnił się. Uśmiechnął się do Maddy zaspany, wymiętoszony i seksowny.

– Dzień dobry.

– Dzień dobry. – Posłała mu szeroki uśmiech. – Szybko się budzisz.

– To pewnie hałas.

Przygarnął ją i ułożył tak, żeby oparła głowę na jego ramieniu, a ich nogi przeplotły się.

– Jaki hałas?

Nasłuchiwała czegoś poza śpiewem ptaków na kaktusie za oknem sypialni. Wczoraj zakończył się pierwszy turnus i obóz stał się niemal dziwnie pusty.

– Niczego nie słyszę.

– No właśnie. – Musnął jej czoło. – Cisza. Cały tydzień bez wrzasków.

Serce trochę jej się zacisnęło, gdy przypomniała sobie ceremonię zamknięcia i ostatnie ognisko, po którym nadszedł dzień pełen załadowanych autobusów i wylewnych pożegnań. Gdy autobusy odjechały, koordynatorki i opiekunki także wyjechały na tydzień wolnego. Nie licząc Mamy i Harolda, Maddy i Joe mieli cały obóz dla siebie.

– Wiesz, już tęsknię za Kaylee i Amandą.

– Aha, ja też. – Ziewnął. – Ale wrócą w przyszłym roku.

„Tak, tylko czy ja tu będę?”. Zagryzła usta i powstrzymała słowa. Oboje zawarli milczącą umowę, żeby nie rozmawiać o przyszłości na poziomie osobistym.