– To już kompletne chrzanienie! – Maddy zastanawiała się, czy nie podejść do stolika Jane i nie powiedzieć jej, co o tym wszystkim myśli.

– Właściwie to prawda – odparła cicho Amy.

– Ale masz własną firmę – sprzeciwiła się Maddy. – To oznacza ryzyko.

– Nie bardzo – westchnęła Amy. – Podróżujące Nianie to franszyza, czyli coś dość bezpiecznego. Ponieważ jestem właścicielką, nikt nie może mnie zwolnić. To najmniejsze możliwe ryzyko.

– Ale to nie znaczy, że jesteś nieszczęśliwym tchórzem – upierała się Christine.

– Chyba nie. – Amy wbiła wzrok w stolik.

– Amy? – Maddy pochyliła się, żeby spojrzeć przyjaciółce w twarz. – Jesteś szczęśliwa, prawda?

– Przeważnie.

– Ale – Christine zamachała ręką. – Zdecydowanie usłyszałam w tym jakieś „ale”.

Amy zawahała się.

– Czasem żałuję, że sama nie jestem jedną z tych niań, które wysyłam z bogatymi i sławnymi ludźmi wyjeżdżającymi na wakacje. Jeżdżą do naprawdę niezwykłych miejsc, zatrzymują się w rewelacyjnych hotelach, jadają w eleganckich restauracjach i spotykają ciekawych ludzi. Ja nigdy nie wyjechałam poza okolice Austin.

– Naprawdę jest aż tak źle? – dopytywała się Maddy. – Nie masz za grosz wyczucia kierunku, więc to naturalne, że nowe miejsca cię przerażają. Nie ma się czego wstydzić.

– Jest, skoro to rządzi moim życiem. – Amy uniosła podbródek, a w każdym krągłym szczególe jej twarzy płonęła determinacja. – Popatrz na Christine. Boi się wysokości, ale gdy byłyśmy w college’u, w każde Boże Narodzenie wyjeżdżała do Kolorado razem z rodziną i wsiadała na wyciąg, żeby pojeździć na nartach.

– Właściwie… – Christine popatrzyła to na jedną, to na drugą.

– Nie wsiadałam.

– Co masz na myśli? – Maddy zmarszczyła czoło. – Przywoziłaś zdjęcia z wyjazdów narciarskich, więc myślałyśmy, że jeździsz.

– Dobra, powiem wam prawdę. – Pochyliła się ku przyjaciółkom.

– Kiedy dorastałam, tak bardzo chciałam przebić brata w jakiejkolwiek dziedzinie, że zmusiłam się do jazdy wyciągiem krzesełkowym, chociaż za każdym razem niemal mdlałam. Kiedy tylko zaczęłam college, postanowiłam wymyślić coś, żeby spędzać rodzinne wakacje w chatce. Stąd zdjęcia, ale tak naprawdę w ogóle nie jeździłam.

– Coś wymyślić? To znaczy co? – Amy pochyliła się wyraźnie zaintrygowana.

– Kilka lat temu udawałam, że dostałam choroby wysokościowej. Kłopot w tym, że odegrałam to dobrze i tata postanowił zbadać mnie w szpitalu. Więc następnego roku pojawiłam się na lotnisku w takim wielkim, czarnym buciorze i stwierdziłam, że złamałam nogę. Ale tata strasznie się upierał, żeby ją obejrzeć. Potem już po prostu wszystkim mówiłam, że jestem za bardzo zajęta, i w ogóle przestałam z nimi wyjeżdżać.

– Żartujesz. – Amy wyglądała na tak samo oszołomioną, jak czuła się Maddy. – Myślałam, że lubisz jeździć na nartach.

– Bo lubię! – Christine westchnęła z niesmakiem. – Nie lubię tylko sposobu, w jaki trzeba się dostać na górę. Ale na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, że te wyciągi to tylko ławeczka wisząca milę nad ziemią i człowiek wlecze się tym na szczyt jakieś trzy lata. Najgorsze, że jestem naprawdę dobrym narciarzem. Cholernie dobrym. Myślę, że w tej jednej dziedzinie mogłabym być lepsza od Robby’ego, gdybym tylko nie bała się tego cholernego wyciągu.

– Rety. – Maddy spojrzała na nią. – Nie miałam pojęcia, że aż tak się boisz.

– No to teraz już wiesz. – Nieco dramatycznym gestem Christine opuściła głowę na rękę, którą oparła na stoliku. – Jestem totalnym mięczakiem.

– Nie, nie jesteś – zaśmiała się Maddy. – Patrz, ile osiągnęłaś. Na miłość boską, ratujesz ludzkie życie. Kogo obchodzi, że masz lęk wysokości?

– Mnie. – Christine uniosła głowę. – Amy ma rację. To nic złego bać się, ale źle, gdy strach powstrzymuje cię przez zrobieniem czegoś, czego chcesz.

– Właśnie. – Amy z entuzjazmem pokiwała głową. – Dlatego uważam, że powinnaś znowu zacząć jeździć i spróbować poradzić sobie z wyciągami.

Christine roześmiała się.

– Zawrzyjmy umowę, Amy. Ja znowu zacznę jeździć na nartach, jeśli ty przyjmiesz jedno zlecenie dla podróżującej niani.

– O nie. – Amy pokręciła głową. Jej oczy za okularami zrobiły się wielkie i okrągłe. – Nie mogłabym na tak długo zostawić biura pod opieką kogoś obcego. Prawda?

– Nie wiem. – Christine uniosła brew. – Ale gadanie nic nie kosztuje.

– Tak, ale… – Amy zagryzła usta, zastanawiając się.

– Zrobię to, jeśli ty też. – Christine uśmiechnęła się. Maddy patrzyła to na jedną, to na drugą.

– Wiecie, myślę, że my wszystkie powinnyśmy to zrobić. A właściwie założyć się i ograniczyć czas. Uzgodnić, że w ciągu roku od dziś ta, która nie stawi czoła wyzwaniu, będzie musiała postawić reszcie bajeczny lunch w jakimś zabawnym miejscu.

– Naprawdę tak uważasz? – Twarz Amy rozświetliła się podnieceniem.

– Zdecydowanie. Zakład to dodatkowy bodziec. Amy, jeśli będziesz się bała jechać do miejsca, w którym nigdy wcześniej nie byłaś, pomyśl tylko o Christine – że twoja odwaga pchnie ją do zrobienia czegoś, co naprawdę chce zrobić. To samo dotyczy ciebie, Christine. Kiedy będziesz panikować przed wyciągiem, pomyśl o Amy i o tym, jak zachęcałaś ją do wyjazdu.

– Wiesz – Christine pokiwała głową – to chyba rzeczywiście może pomóc. Dla was przeczołgałabym się po rozpalonych węglach, więc czemu nie stawić czoła lękowi wysokości? A co ty na to, Amy? Wchodzisz w to?

– Wielkie nieba. – Amy złapała się za serce. – Mówisz to serio?

– Tak, jak najbardziej serio. – Christine uśmiechnęła się. – Zróbmy to.

Na twarzy Amy malowała się stanowczość, a zaraz potem pojawił się zachwyt.

– Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się!

– Dobrze więc. – Christine wyciągnęła dłoń. – Umowa stoi! – Po uściśnięciu rąk Christine zwróciła się do Maddy. – A co ty zrobisz?

– Ja? – Maddy zamarła.

– Tak, ty – parsknęła Christine. – Skoro my musimy zrobić coś przerażającego, ty też. Więc co to będzie?

– Wiem. – Amy podniosła rękę. – Musisz wystawić swoje prace w galerii.

– W ciągu roku? – rzuciła szyderczo Maddy. – Nie jestem do tego przygotowana. Chociaż… jest jedna rzecz, o której myślałam…

– Tak?

Maddy zawahała się, czy ma dość odwagi, żeby chociaż powiedzieć im o liście, nie wspominając już o przyjęciu propozycji.

– Pozwól, że ujmę to tak. – Christine uśmiechnęła się do niej słodko. – Albo się przyłączysz, albo odwołujemy sprawę. Ja nigdy nie zjadę, Amy nigdzie nie wyjedzie, a to wszystko będzie twoja wina.

– Och, wielkie dzięki – żachnęła się Maddy. – Doceniam fakt, że nie naciskacie.

– Ej, a od czego są przyjaciele? – Christine zatrzepotała rzęsami.

– Dobra. – Maddy wzięła głęboki wdech. – Kilka dni temu dostałam Ust z propozycją pracy. – Wzięła plecioną ze sznurka torebkę i wygrzebała list. Ręce jej drżały, gdy kładła go na stoliku. – Pamiętacie, jak opowiadałam o Mamie Fraser?

Christine i Amy spojrzały po sobie i pokręciły głowami.

– No wiecie, Fraserowie? – podpowiadała im Maddy. – Przybrani rodzice Joego, którzy adoptowali go, gdy miał szesnaście lat.

– Joe? – Christine uniosła brwi. – Twoja szkolna miłość? Ten seksowny chłopak, który rozkołysał twój świat, a potem ci się oświadczył? Ten Joe?

Maddy pokiwała głową. Serce biło jej jak oszalałe.

– Właśnie ten. Chociaż Mama Fraser strasznie się na mnie wściekła za to, że złamałam Joemu serce, pozostała ze mną w kontakcie. Kiedy Pułkownik Fraser zmarł, przeprowadziła się do Nowego Meksyku i teraz prowadzi letni obóz dla dziewcząt w pobliżu Santa Fe. I… hm, poprosiła, żebym przyjechała i pracowała u niej.

Przyjaciółki spojrzały na nią wielkimi oczami.

– Nie jesteś trochę za stara na opiekunkę na obozie? – zapytała Christine.

– Byłabym jedną z koordynatorek – wyjaśniła Maddy. – Miałabym własne mieszkanie i nadzorowałabym zajęcia plastyki i rzemiosła. To tylko praca na lato, ale brzmi ciekawie.

– Nie wspominając już o tym, że Santa Fe to jedna ze światowych stolic sztuki – zauważyła Christine. – Może udałoby ci się wstawić prace do jednej z tamtejszych galerii?

– W Santa Fe? Wątpię! – Maddy zaśmiała się nerwowo. – Moje portfolio z dotychczasowymi dokonaniami jest dość cieniutkie, ale Mama Fraser mówi, że będę miała mnóstwo wolnego czasu na malowanie wieczorami.

– Zapowiada się idealnie – stwierdziła Amy. – Powinnaś jechać. Maddy skrzywiła się.

– Jest tylko jeden problem.

– Co takiego? – zapytała Christine.

– Joe – odparła Maddy, jakby to było oczywiste. – Nie wiem, czy chcę go spotkać.

– Mówiłaś, że poszedł do wojska. Do komandosów, czy coś takiego – zdziwiła się Christine. – Parząc na to, co dzieje się na świecie, wątpię, żeby siedział w kraju.

– Właściwie to… – Maddy wygładziła kopertę. – Był ranny dwa lata temu i musiał odejść z komandosów. Teraz pracuje u matki jako dyrektor obozu. Więc jeśli wezmę tę robotę, to wiecie, będę pracowała razem z nim. Widywała go. Codziennie.

– To będzie takie ciężkie? – Na twarzy Amy malowała się troska. Maddy sapnęła.

– Nie rozstaliśmy w przyjacielskiej atmosferze. O ile wiem, nadal serdecznie mnie nienawidzi i nie chce mnie nigdy więcej widzieć.

Amy zatroskała się jeszcze bardziej.

– Skoro tak, to dlaczego jego matka zaproponowała ci pracę?

– Wiesz… – Christine sączyła kawę. – To mnie gryzie. Żałosne prosić matkę, aby spiknęła cię z byłą dziewczyną.

– Joe nic nie wie. Mama Fraser napisała, że nie chciała mu nic mówić, dopóki nie pozna mojej odpowiedzi, na wypadek gdybym odmówiła. Z czego wnioskuję, że nadal jest na mnie zły.

– Albo że matka wie, że chciałby cię znowu zobaczyć – odparła Amy. – I nie chce, aby się rozczarował, jeśli odmówisz.

– Ważne jest teraz to, czy ty chcesz go widzieć – rzuciła Christine.

– Nie wiem. – Maddy potarła czoło. – Naprawdę chciałabym wziąć tę pracę. To byłby dobry most między ostatnimi dziesięcioma latami a tym, co zamierzam robić przez resztę życia. I pomogłabym Mamie Fraser, która chyba dość desperacko szuka odpowiedniej osoby.

– I w dodatku – Christine poruszyła dwuznacznie brwiami – spędziłabyś lato z byłym facetem. Zdaje się, że było między wami naprawdę gorąco.

– Christine – Maddy zaśmiała się nerwowo. – Nie jadę do Santa Fe po to, żeby przez całe lato uprawiać dziki seks z Joem na oczach jego matki i obozu pełnego dziewcząt.

– Czemu nie? – Christine odstawiła kubek z kawą. – Dla mnie bomba. To znaczy seks, a nie obóz pełen dziewcząt i jego matka. Wiem, jak Nigel ciężko chorował przez ostatnie lata, więc mogę sobie wyobrazić, od jak dawna nie uprawiałaś seksu, nie wspominając o naprawdę gorącym.

– Wieczność. – Maddy poczuła, jak robi jej się gorąco na samą myśl od seksie z Joem. Stwierdzenie, że zakołysał jej światem, było dość delikatne. Podpalił go. – Ale to zupełnie nie na temat. Po prostu chcę dogadać się z Joem. Kto wie, może mamy szansę wreszcie zapomnieć o przeszłości.

– Albo rozpalić ją na nowo. – Christine wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

– Szukasz dreszczyku u innych, bo u ciebie nic się nie dzieje – odgryzła się Maddy.

– Tylko dlatego, że poprosiłam was, abyście nie pozwoliły mi się spotykać z nikim, kto nie zyska waszej aprobaty – burknęła Christine.

– Nie bez powodu, biorąc pod uwagę twoich facetów. – Zdenerwowana Maddy zwróciła się do drugiej przyjaciółki. – Jak myślisz, co powinnam zrobić?

Amy złożyła ręce na stole.

– Myślę, że powinnaś to zrobić dla siebie, a nie jako część wyzwania. Jak sama stwierdziłaś, wyjechałabyś z domu. A przy okazji może pogodziłabyś się z Joem. Jeśli jednak to zrobisz – Amy wzięła Maddy za rękę – musisz obiecać, że zaprezentujesz swoje prace kilku galeriom w Santa Fe. Aż jedna z nich je przyjmie.

– Jezu. – Maddy próbowała się zaśmiać. – Stawienie czoła byłemu chłopakowi, który pewnie mnie nienawidzi, to nie dość?

Amy zmrużyła oczy za okularami.

– Nie, jeśli mam zaryzykować, że zgubię się w jakimś obcym miejscu, a Christine musi przeżyć wyciąg.

Panika ścisnęła Maddy za gardło.

– Uważam, że te wyzwania są nierówne.

– Jak cholera! – Christine odstawiła kawę. – Ty musisz zmusić jedną galerię, żeby przyjęła twoje prace, a zważywszy, że jesteś świetna, to będzie bułka z masłem. A ja będę musiała wytrzymać całe święta ze swoją rodziną w Kolorado!

– A kto mówił o rodzinie? – Maddy zmarszczyła brwi. – Możesz jechać sama.

– Nie, jeśli mam to zrobić, to upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Zmierzę się z wyciągiem i zniszczę mojego brata na stoku. Najlepiej na oczach ojca.