– Przepraszam – zdążyła wykrztusić po kilku dłuższych chwilach.
– Nie musisz. – Amy uspokajała ją, gładząc po plecach. – Cokolwiek się stanie, jesteśmy przy tobie. Możesz przy nas płakać, skoro potrzebujesz.
– Dziękuję. – Maddy pociągnęła nosem i wyprostowała się. Christine usiadła przed nią na stoliku do kawy, trzymając w ręku kieliszek czerwonego wina.
– Trzymaj. Wypij.
– Dzięki. – Maddy upiła łyk i złapała ją lekka czkawka.
– A teraz to. – Christine podsunęła jej do płowy odpakowaną tabliczkę czekolady.
Czekolada była ciemna i mocna. Smakowała tak cudownie, że Maddy jęknęła z nieoczekiwaną rozkoszą. Amy miała rację, mieli tu dobre słodycze.
– A teraz – Christine rzuciła surowo – powiedz nam, co ten łajdak zrobił, żebyśmy wiedziały, czy zasługuje na dalsze życie.
Czekolada zamieniła się w ustach Maddy w trociny. Zdołała ją spłukać łykiem wina.
– To nie on. To ja. O Boże, byłam taka głupia!
Pochyliła się gwałtownie, opierając przedramiona na udach. Kieliszek i czekolada w magiczny sposób zniknęły, dzięki czemu mogła schować twarz w dłoniach.
– Bardzo, bardzo głupia. Amy poklepała ją po plecach.
– Możesz nam powiedzieć, co się stało?
– Pod warunkiem, że Christine nie powie „a nie mówiłam”.
– Obiecuję na moją przysięgę Hipokratesa.
– Cóż, miałaś rację. – Usiadła prosto i znowu przyjęła wino. – Powinnam była już dawno temu porozmawiać z Joem. Nie o tym, że go kocham, bo do tego naprawdę dochodziliśmy, ale o propozycji Sylvii.
– Ach. – Christine uniosła brew. – Dowiedział się.
– O tak.
– I nie przyjął tego dobrze.
– Można to tak ująć. – Napiła się. – Właściwie to się nieźle wściekł. W pierwszej chwili oniemiałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się denerwuje. Przez całą drogę tutaj próbowałam to rozgryźć. Właściwie zaczęłam się kłócić z nim w myślach, bo zareagował absurdalnie. To nie było tak jak ostatnim razem, gdy zamiast niego wybrałam własne marzenia i niezależność, tylko całkiem odwrotnie. Postawiłam go na pierwszym miejscu. Nas. Ale coś, co powiedział, nieustająco chodziło mi po głowie w czasie mojej wewnętrznej tyrady i w końcu dotarło. Wreszcie zrozumiałam, co mówił.
– Co takiego? – zapytała Amy.
– Powiedział, że nie może być z kobietą, która ma o nim tak niskie mniemanie i uważa, że musi umniejszać siebie, aby on czuł się lepszy. I wreszcie zdałam sobie sprawę z czegoś potwornie upokarzającego.
– Czyli czego? – Amy patrzyła na nią okrągłymi oczami.
– Zamieniłam się we własną matkę!
– To naprawdę przerażająca myśl – stwierdziła Christine.
– Może nie dla każdego, ale dla mnie tak.
Maddy przypomniała sobie, jak Joe doznał takiego samego olśnienia, ale Mama Fraser była przynajmniej kimś, kogo ona chętnie by naśladowała.
– Co gorsza, potraktowałam Joego, jakby to był wielki, niepewny siebie frajer, czyli mój neandertalski ojciec. Nic dziwnego, że poczuł się urażony. Zraniłam go. – Zakryła oczy. – Zakłopotałam, zawstydziłam i naprawdę rozwścieczyłam.
– Maddy… – Christine uścisnęła jej kolano. – To nic dziwnego. Wszyscy nabieramy przekonań na temat związków, patrząc na własnych rodziców. Dorastamy, obserwując ich.
– Tak, ale ja dorastałam, przysięgając, że nigdy nie będę taka jak moja matka.
– Kochasz swoją matkę – odparła Christine.
– Oczywiście. Ale to nie znaczy, że zawsze ją lubię. I zdecydowanie jej nie szanuję. Jest inteligentną, utalentowaną i sympatyczną kobietą z niewiarygodnymi zdolnościami organizacyjnymi. Prowadziła dom tak wspaniale, że to wręcz zdumiewające. Ale to wszystko działo się za plecami ojca. Umniejszała to, co zrobiła, za to chwaliła ojca, choćby nie wiem jak głupio się zachował. „Och niesamowite, ten człowiek zdołał podnieść tyłek z fotela i przejść do jadalni o własnych siłach, żeby zjeść ten skromny posiłek, który przygotowałam. Czyż nie jest cudowny? Och nie, kochanie, nie wstawaj, ja przyniosę następne piwo. Przez cały dzień jeździłeś samochodem, podczas gdy ja zrobiłam zakupy, posprzątałam, ponaprawiałam, ugotowałam i zajęłam się dziesięcioma tysiącami obowiązków przy piątce twoich niewdzięcznych dzieciaków. Pozwól, że ci podam piwo”. Bla, bla, bla.
– Nie powinnaś tak ostro jej oceniać – powiedziała delikatnie Amy. – Wiele małżeństw działało tak od pokoleń.
– Właściwie nadal wiele małżeństw tak działa – potwierdziła Christine. – Myślę, że niektórym ludziom to odpowiada.
– Ja mówię o ekstremalnym przypadku – upierała się Maddy. – Takim, na którego widok człowiekowi robi się niedobrze. Mama śpiewała w chórze kościelnym, ale wyśmiewała wszelkie sugestie, żeby zaśpiewała solo. Pracowała przez jakiś czas w domu towarowym, ale odmówiła, gdy zaproponowano jej awans na kierownika. Należała do klubu ogrodniczego i trzy razy odmówiła, gdy proszono ją, aby została prezesem. Dorastałam, obwiniając o to wszystko ojca i przysięgając, że nigdy, ale to przenigdy nie pozwolę, aby mężczyzna zrobił mi coś takiego.
– Chcesz teraz powiedzieć, że to nie była wina ojca?
– Tak i nie. Dochodzę do tego. Pierwszą część łatwiej zrozumieć. Stchórzyłam, gdy Joe poprosił mnie wtedy o rękę, bo nie chciałam wychodzić za mąż zaraz po szkole i przez resztę życia podporządkowywać się jakiemuś mężczyźnie. Zamierzałam harować, pójść do college’u i być niezależną kobietą. Malarką, która osiągnęła sukces. Chciałam być sama sobie panią. W mojej głowie te dwie rzeczy się połączyły. Ślub z Joem równał się zostaniu moją matką.
– Więc – Christine podniosła rękę – ponieważ zmieniłaś zdanie co do ślubu z Joem, zmieniłaś także co do reszty.
– Tak!
Amy zmarszczyła brwi.
– Jakim cudem nie byłaś taka przy Nigelu?
– Nie wiem. – Maddy pomasowała skronie. – Może dlatego, że on był skrajnie różny od mojego ojca, podczas gdy Joe jest bardziej męski i nie aż tak inny. Ale w sumie nie przypomina mojego ojca.
– Przyszło mi coś do głowy! – Christine zacisnęła usta. – Ale chyba ci się nie spodoba.
– Co takiego? – Maddy ściągnęła czoło, widząc wahanie przyjaciółki. – Możesz mi powiedzieć. Nie mogę już dziś gorzej o sobie pomyśleć.
– Byłaś taka też przy Nigelu. – Christine wzruszyła przepraszająco ramionami. – Tyle że to było mniej widoczne. On sam miał wielkie sukcesy zawodowe i pochodził ze względnie zamożnej rodziny. Dzięki temu miałaś dość wysoką poprzeczkę do przeskoczenia, nim twój sukces przerósłby jego. Choroba zagroziła jego pozycji zawodowej. Niektóre kobiety rzuciłyby się wtedy do pracy nad własną karierą, aby wyrównać niższe zarobki męża. Ale ty, prowadząc jego firmę, całą energię przelałaś na chronienie jego sukcesu. To może być prawdziwa przyczyna, dla której porzuciłaś własną karierę. Poprzeczka za bardzo się obniżyła.
– O cholera, masz rację. – Maddy schowała twarz za dłonią. – I w tym miejscu wszystko zaczyna się bardziej komplikować. To nie dotyczy tylko mężczyzn. Kobiet też. Joe próbował mi to pokazać, ale dopiero teraz zobaczyłam, jaki to poważny problem.
Opuściła rękę.
– A teraz czuję się, jakby ktoś zerwał mi opaskę z oczu. Nagle patrzę na matkę i jakbym zobaczyła ją po raz pierwszy. Może mama nie pozwalała sobie na robienie tych wszystkich rzeczy, na które było ją stać, z tego samego powodu, dla którego mnie zawsze mdli, gdy zaczyna mi dobrze iść. Mój sukces mógłby zranić czyjeś uczucia albo sprawić, że ludzie przestaną mnie lubić. Może to dlatego nie śpiewała solo z chórem kościelnym. Może dlatego to małżeństwo, które z boku wyglądało na całkiem niesprawiedliwe, pasowało im obojgu. Tata dostał niewolnicę i kogoś, kogo mógł chłostać słowami, dzięki czemu czuł się bardziej męski, a mama miała dobrą wymówkę, żeby trzymać się z boku. Bardzo to pokręcone?
– Nieźle – zgodziła się Christine – ale jak mówiłam, im dwojgu to pasowało.
– Ale mnie aż skręca na samą myśl. – Maddy czuła niesmak aż w żołądku. – Nie chcę tak żyć.
– Nie musisz. – Christine odwinęła kolejną tabliczkę czekolady. – Pierwszy krok do przełamania wzorca to rozpoznanie go. Albo, jak to ujęła Jane w swojej książce, stawienie czoła wewnętrznemu lękowi.
– Tyle że się myliła. Nie boję się odrzucenia.
– Boisz się sukcesu. – Christine podsunęła czekoladę.
– Co to za lęk? – Maddy Odłamała kawałek.
– Całkiem powszechny, jak podejrzewam – odezwała się Amy.
– Ale dlaczego? To takie głupie.
– Sukces zmienia życie. – Christine wzruszyła ramionami. – Czasem jest to niewygodne. Wymaga odpowiedzialności i poświęcenia, naraża na niezasłużoną krytykę. Zmienia także sposób patrzenia na siebie i innych.
– Aha. – Maddy włożyła kawałek czekolady do ust. – Ludzie zaczynają cię nienawidzić.
– Tylko małoduszni, egoistyczni i niepewni siebie. Dowcip polega na tym, żeby zorientować się, że twój sukces nikomu niczego nie odbiera.
– Ale może okraść ciebie. Spójrz na Jane. Gotowa była poświęcić wszystko, aby spełnić marzenie, i poświęciła nas.
– Nie musiała – odparła Amy.
– Wiesz… – Christine przeżuwała swoje myśli. – Sporo zastanawiałam się nad jej książką. Pośród mnóstwa nonsensów jest tam kilka perełek na temat tego, jakie ciężkie potrafi być życie. Co sprawia, że mam wątpliwości, czy naprawdę jest tak niewiarygodnie szczęśliwa, jak kazała wierzyć światu.
– Widzisz? – Maddy machnęła kieliszkiem. – Sukces nie oznacza automatycznie szczęścia.
– Ale też go nie wyklucza – sprzeciwiła się Amy. – Uważam, że szczęście wiąże się ze znalezieniem złotego środka. Może po prostu musisz zrozumieć, że sukces także coś daje, nie tylko pożera ciebie i umniejsza innych. A przede wszystkim nie musisz poświęcać przyjaźni dla spełnienia marzeń. Ludzie, którzy cię kochają, będę się cieszyć z twojego sukcesu, a nawet przeżywać go razem z tobą.
– Boże, kocham tę kobietę – odezwała się Christine. – Jest taka cholernie mądra. I ma rację, Mad. Ci z nas, którzy cię kochają, będą się tylko cieszyć.
– I tym samym wracamy do Joego. – Maddy zagapiła się w pusty kieliszek. – Co mam zrobić? Naprawdę go zraniłam.
Amy uścisnęła ją za rękę.
– Przeproś go.
Christine wzruszyła ramionami.
– Nie odrzuca cię ten pomysł?
– Nie, kiedy się tak wydurniłam. – Maddy westchnęła. – Mam tylko nadzieję, że sobie z tym poradzimy.
– Jeśli cię kocha, to tak. – Christine obróciła się na stoliku, żeby przejrzeć ich zapasy. – A jak na razie mamy wino, czekoladę i Johnny’ego Deppa.
– Orlanda Blooma – sprzeciwiła się Amy. – On ma najsłodsze oczy na świecie.
– Dobra, dla ciebie słodki, dla mnie niegrzeczny, a Maddy ma ogórka.
– Christine! – Amy zarumieniła się.
– Na oczy! – Christine zamrugała jak chodzące niewiniątko. – Dlatego go dostałaś, nie?
Maddy uśmiechnęła się do przyjaciółek. Kochała je tak bardzo, że aż jej się płakać zachciało. Znowu. Dobrze, że Amy przyniosła ogórka.
Rozdział 22
W dniu otwarcia wystawy Maddy stała pośrodku galerii w Taos i czuła się jak ogłuszona. Tłum niemal się przelewał, ludzie obijali się o siebie, wędrując od stołu z jedzeniem do baru. Głosy buzowały równie radośnie jak szampan, a w światłach rozbłyskiwało tyle biżuterii, że można by otworzyć na miejscu filię Tiffany’ego. Zjawili się tu ze względu na Ricka – piękni, bogaci i nawet sławni – nic nie wiedząc o Madeline ani nawet nie interesując się nią. Ludzie przepływali przed jej oczami.
– Wygląda na to, że sprzedałaś następny obraz. – Christine skinęła w stronę jednego ze sprzedawców, który przyczepił karteczkę „sprzedany” to ramy obrazu.
Para stojąca obok niego praktycznie promieniała z dumy. Promieniała. Na myśl, że jest posiadaczem oryginału. Maddy zamrugała ze zdumienia.
– Chyba muszę więcej popracować.
– Tak myślisz? – Christine uśmiechnęła się do niej. – Te nowe obrazy są naprawdę niesamowite. Jak dotychczas to najlepsze twoje prace. Chyba muszę się pospieszyć, jeśli chcę kupić Wschód w kanionie.
– Nie jest na sprzedaż. – Maddy spojrzała na obraz, który wisiał na wyróżnionym miejscu. – Postanowiłam podarować go Joemu, żeby powiesił nad kominkiem w jadalni. Tam jest jego miejsce.
„Tam jest jego miejsce”.
Gdy patrzyła na obraz, na barwy lśniące w świetle, aż ją skręcało, aby wrócić do obozu.
Rick stanął za nią i uścisnął za ramiona.
– Sprzedaliśmy pięćdziesiąt reprodukcji, kochana. Gratuluję. Pocałował ją w policzek i ruszył dalej, wołając kogoś po imieniu.
Ta nowina sprawiła, że aż się zatoczyła.
– Rety!
– Chcesz usiąść? – zatroskała Amy.
– Nie. – Zaśmiała się. Kręciło jej się w głowie. – Nic mi nie jest. Christine przechyliła głowę i przyjrzała się jej.
"Prawie idealnie" отзывы
Отзывы читателей о книге "Prawie idealnie". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Prawie idealnie" друзьям в соцсетях.