– A chciałabyś tego?

– Mało mnie to obchodzi.

Obchodziło ją, i to bardzo. Wyczytał to z jej oczu.

– Muszę to sobie jeszcze przemyśleć – oznajmiła.

– Dobrze. To już lepsze niż „nie".

– Powiedziałam „przemyśleć", nie „tak".

– To ładnie z twojej strony, że mnie uprzedzasz, żebym nie łudził się na próżno. – Uniósł dłoń. Przez chwilę patrzył na nią uważnie, po czym dłoń opuścił. – Musisz wiedzieć, Lane, że nigdy w życiu tyle się nie napracowałem, żeby namówić dziewczynę na spotkanie.

Zmierzyła go spojrzeniem, jego masywną postać, długie nogi, i poczuła moc, jaką emanował. Zapragnęła dotknąć jego muskularnych ramion, gładkiej skóry. Ujrzeć, jak, nagi, powoli się do niej zbliża.

– No, może zdarzyło się to raz. Z Mary Sanford.

Przerwał tok jej myśli.

– Z Mary Sanford? – powtórzyła.

– Tak. Była ruda, z warkoczami. Nie chciała ze mną zatańczyć, a ja się uparłem.

– Wiem z własnego doświadczenia, jaki potrafisz być namolny.

Uśmiechnął się smętnie, jakby z poczuciem winy.

– Dała mi porządnego kuksańca w bok.

Lane roześmiała się. Wyobraziła sobie Tylera i atakującą go rudą dziewczynę.

– To przez te rude włosy – powiedział.

– Czy, według ciebie, wszyscy muszą ci być powolni?

Zastanowił się.

– Skądże, tyle że lubię walczyć z przeciwnościami losu i nie rezygnować. Sama się o tym przekonałaś.

– Czuję się zaszczycona, Tyler.

– Ale w tym wypadku wolałbym nie walczyć. Chcę, żebyś sama mi się poddała.

Przysunął się do niej jeszcze bliżej i nikt z ewentualnych obserwatorów nie miałby wątpliwości, że zamierza ją pocałować.

– I co wtedy? – zapytała.

– Jak to „co wtedy"?

– Co się wtedy stanie? Załóżmy, że ci ulegam. Idziemy do łóżka. Co dalej?

– Nie szukam partnerki na całe życie, Lane.

Ściągnęła brwi.

– Więc wszystkie te zabiegi z twojej strony, to uwodzenie mnie dotyczą balu zimowego? Tańca?

Wyprostował się, zmierzył ją badawczym spojrzeniem. Zastanawiał się, kogo ona poddaje analizie – siebie czy jego?

– Nie, oczywiście że nie.

Westchnęła z ulgą, patrząc na strzegącego porządku strażnika. Ludzie mijali ich w drodze do domu, do zaparkowanych samochodów.

– Mówiłam ci już, że nie chcę być obiektem plotek jako kolejna twoja zdobycz, którą potem porzucasz. Takie jest moje stanowisko w tej kwestii i dostosuj się do niego.

Wstała, podeszła do drzwi i otworzyła je.

– Lane!

– Dobranoc, Tyler.

Zgasło światło na ganku, usłyszał trzask przekręcanego zamka.

Niech to szlag, pomyślał. I co teraz?


Nalla Campanelli była wyjątkowo piękną kobietą. Jej uroda nie wymagała specjalnych zabiegów, co doprowadzało do wściekłości co najmniej połowę kobiet w mieście. Lane podziwiała ją za jej serdeczność i życzliwość wobec wszystkich ludzi. Jej niewielka restauracja znajdowała się na niedawno odnowionym pasie wybrzeża. Bywalcy tej restauracji wysoko sobie cenili widok, jaki się stąd roztaczał, oraz wytwarzaną przez właścicielkę przyjemną atmosferę. Na piętrze Stukniętego Kraba można było się uraczyć eleganckim czterodaniowym obiadem, a ktoś bez specjalnych aspiracji mógł się najeść do syta krabami w salce na parterze. O tej restauracji śmiało można powiedzieć, że łączyła w sobie zarówno elegancję, jak i domowy, ciepły klimat. O tej porze lokal był już zamknięty, i właśnie wtedy Lane zwykła testować nowe potrawy. Teraz oceniała ciasto francuskie.

– Ty powiesz mi prawdę – rzekła Nalla, owijając wokół palca swój rudy warkocz.

– Za słone – odrzekła Lane. – Psuje smak.

Nalla skinęła głową i zanotowała to sobie w notesie.

– Trudno, jutro trzeba będzie zrobić kolejną degustację – powiedziała.

– Obawiam się, że nie zdążę, Nallo.

– Ty jesteś jedyną osobą, która jest ze mną szczera. Moi pracownicy boją się, że jak powiedzą prawdę, to zwolnię ich z pracy.

Otworzyła butelkę wina, napełniła dwa kieliszki i podała jeden swojej przyjaciółce.

– Chodźmy na górę – rzekła. – O tej porze wieje zimny wiatr.

Usiadły na werandzie pierwszego piętra.

– A teraz opowiedz mi o Tylerze – zarządziła Nalla.

– Chciałabym najpierw usłyszeć coś o Kyle'u.

Nalla popatrzyła na kielich, a bose stopy oparła o poręcz.

– Może innym razem, zgoda?

Ten temat musi być dla niej bolesny, pomyślała Lane. Nalla była zawsze z nią szczera, nigdy nie kryła swoich emocji.

– Tyler jest na etapie namawiania mnie, żebym poszła z nim a bal zimowy. A słowa „nie" nie przyjmuje do wiadomości.

– A ty chcesz to „nie" powiedzieć?

– Zrozum mnie, jemu nie zależy na dłuższym związku. Ponadto ja nie mogę ryzykować, boję się zawsze, że Dan Jacobs albo inny reporter odnajdą mnie, a Danowi już zapłacono zapewne za dokończenie reportażu. Dlatego on jest groźny. Podobnie zresztą jak inni dziennikarze goniący za sensacjami. Jedynie mój ojciec wie, gdzie ja jestem. Przysiągł jednak, że mnie nie zdradzi.

– Powinnaś powiedzieć prawdę Tylerowi. Będzie cię chronił.

– Okłamałam go i okłamuję, a on nie znosi kłamstw.

– Działałaś w obronie własnej, a to jest różnica. Gdy Tyler dowie się o postępkach Dana Jacobsa, na pewno stanie w obronie twego honoru.

– Nie mogę na to liczyć. Nie wiem, jak zareaguje, kiedy dowie się, kim jestem naprawdę.

– Zakochałaś się w nim, prawda, Elaino?

Jak przyjemnie słyszeć własne imię w ustach przyjaciółki, pomyślała.

– Chyba tak.

– Chciałabyś się z nim przespać?

Lane przypomniała sobie, co Tyler mówił o spaniu.

– Bardzo.

– Toteż nie przejmuj się reporterami, a ciesz się uczuciem, którego od tak dawna byłaś pozbawiona.

Lane łzy podeszły do oczu. Poprawiła włosy, które wiatr jej rozwiewał.

– Nie masz pojęcia, co ja przeżyłam…

Mikrofony przytykane jej do ust, kamery w oknach sypialni, fotografie w porannej prasie.

– Wyobrażam sobie – rzekła Nalla. – Straciłaś wszystko. Mężczyznę, o którym sądziłaś, że go kochasz, a on ciebie, dobrą opinię, karierę projektantki mody. Wszystko się zawaliło. Ale czy jesteś gotowa odciąć się od tego świata na zawsze? Czy to jest w ogóle możliwe? Bo media stale wygrywają i Dan Jacobs stale zwycięża. Musisz się bronie, walczyć.

– Próbowałam.

Wszystko, co mówiła, dziennikarze przekręcali, pisali to, co przynosiło rozgłos, jej kosztem, a Dan dzielnie im sekundował. Wiadomość, że ona wraz z ojcem przedłożyli FBI dokumenty świadczące o tym, że ich przedsiębiorstwa nie prały brudnych pieniędzy, nigdy nie trafiła na czołówki gazet.

– Mnie chodzi o co innego – rzekła Nalla. – Żebyś walczyła o siebie, nie o karierę, nie o rodzinę. Bo wiem, że ten cel ci przyświecał.

– I przegrałam.

– Ale teraz, Elaino, musisz dokonać wyboru. Nie kryj się po kątach. A jeśli znów pojawi się Dan Jacobs, naślij na niego Tylera. – Wzruszając ramionami, wypiła trochę wina. – Cholera, cały klan McKayów!

Lane dwoma potężnymi haustami wypiła połowę zawartości kieliszka. Prawdę mówiąc, była już zmęczona tymi wszystkimi kłamstwami, ciągłym kręceniem. I jak Kopciuszek zapragnęła nagle iść na ten bal.

– Przemyśl to sobie, dobrze? I weź udział w niektórych imprezach Festiwalu. Będzie Jubileusz Północy, wyścigi żeglarskie, rodeo, a koncert w parku – ciągnęła Nalla – to moja ulubiona uroczystość.

– Przemyślę – jęknęła Lane.

Do tej pory, by nie rzucać się ludziom w oczy, nie brała udziału w żadnej imprezie, więc i teraz nie zapoznała się z programem festiwalu.

– A ten jubileusz! – mówiła Nalla. – Ulice wyglądają, jakbyśmy się cofnęli w czasie. Staroświeckie latarnie, kolędnicy, kostiumy z epoki… Będziesz musiała trochę lepiej się ubrać.

– Co takiego?

– No, zmienić styl.

Lane spojrzała po sobie, na swoją brązową sukienkę i uniosła wzrok na przyjaciółkę.

– Musisz wyglądać bardziej odświętnie. – Oczy Nalli rozbłysły. – Jest cudownie, jak w bajce. Przystawki serwują na ulicach panowie w liberiach, ludzie coś tam kupują na stoiskach, muzyka, mnóstwo światła, wszyscy się dobrze bawią. – Z uniesionymi w górę ramionami odchyliła się na oparcie krzesła.

A Lane myślała o tym, jak dalece „odświętnie" będzie musiała wyglądać.

– Co ty na siebie włożysz na ten bal? – zapytała.

– Bajecznie zwiewną, obszytą błękitnymi paciorkami koktajlową suknię, na którą oszczędzałam cały rok – odparła Nalla.

– Rok? To musiała kosztować fortunę. Pokaż mi tę suknię.

– Znasz ją.

Lane zmarszczyła brwi z niedowierzaniem. – To jeden z twoich modeli.

Rozdział 7

Nalla miała rację. Jubileusz Północy to była istna bajka.

Udostępniono publiczności wiele historycznych obiektów. Sklepy zamknięto wcześnie, aby otworzyć je później i by można było robić zakupy nawet po koncercie w parku. Już za dnia przymocowano lampiony do drzew i krzewów rosnących wzdłuż ulic, ozdobiono latarnie uliczne, a właściciele sklepów dekorowali swoje witryny.

Lane całe rano pracowała przy swojej wystawie. Udrapowała wnętrze błękitnym, mieniącym się aksamitem, na którym ułożyła podświetlone żarówkami książki oraz inne artykuły, jakie jej sklep oferował.

Zamówiła ponadto u Nalli cały zestaw różnorodnych kanapek, które na pewno przyciągną sporo klientów. Podobnie jak inni właściciele sklepów wystawiła przed drzwi stoisko z poczęstunkiem dla przechodniów, na który składało się wino i przekąska. Z głośników wzdłuż Bay Street dobiegały łagodne dźwięki muzyki, a straż miejska ubrana była w historyczne mundury.

O godzinie siódmej po obu stronach schodów wiodących do domu mieszczącego urząd hrabstwa ustawili się chórzyści w strojach z epoki i śpiewali pieśni ludowe z tego regionu, z tego miasta. Prawdziwa muzyka folk, myślała z zachwytem Lane, otwierając o zachodzie słońca drzwi swego sklepu i pozdrawiając przechodniów. Ulica tętniła życiem, wszyscy byli radośni, roześmiani.

Nie minęło jednak wiele czasu, gdy jej zachwyt zamienił się w panikę.

Kto by przewidział, że zgromadzi się tu aż tyle ludzi. Podzieliła się tą myślą z autorką, która podpisywała właśnie swoją ostatnią książkę i która znała wszystkich klientów przestępujących próg jej księgarni, a było ich sporo. Lane biegała od półki z książkami do stołu z jedzeniem, przekopywała się przez stertę tomów stojących na biurku, by znaleźć ten, o który klientowi chodziło. A jeszcze podawanie kawy. Pochłodniało, więc goście prosili o gorące cappuccino, a nie o wino czy wodę sodową.

Lane, która zwijała się jak w ukropie, rada była, że ma na sobie krótszą spódnicę. Długa krępowałaby na pewno jej ruchy. Pluła sobie w brodę, że nie zatrudniła kogoś do pomocy. Opadała z sił.

– O Boże, popatrz, ile tu ludzi! – powiedziała do Tylera jego siostra Kate, wchodząc za nim do księgarni.

– Na pewno właścicielka nie spodziewała się takiego najazdu – rzekł i torując sobie drogę wśród tłumu zmierzał ku Lane, która biegała zaaferowana od półki do stołu i z powrotem.

– Cześć, Lane!

Coś tam zapisywała pochylona nad biurkiem. Unosząc wzrok spojrzała na niego.

– Cześć.

Rany boskie, jak on wspaniale wygląda, pomyślała rumieniąc się z wrażenia. Niebieski sweter podkreślał błękit jego oczu, szerokość ramion. Świetnie, bo właśnie potrzebowała się na nich wesprzeć.

– Chętnie bym pogadała, ale widzisz…

Włożyła książki do torby i wręczyła ją klientowi.

– Dziękuję – rzekła w stronę tegoż. – A w sprawie tej książki, jakiej pan poszukuje, zadzwonię w przyszłym tygodniu.

Popędziła do baru i zaczęła szykować kawę dla siedzących na stołkach gości. Tyler powędrował wzrokiem do klientów pochylnych nad katalogiem, przeniósł spojrzenie na autorkę, potem na stół z kanapkami, potem na młodą kobietę, która najwyraźniej szukała właścicielki.

– Mogę ci w czymś pomóc? – zapytał, dopadłszy Lane w barku.

– Nie, a właściwie…

Chwycił kubki i serwetki.

– Już się robi, a poza tym jest tu też moja siostra, która…

– Twoja siostra? – zapytała Lane wyraźnie spłoszona.

Dziewczyna o ciemnych włosach, podobna do brata, uśmiechnęła się.

– Cześć, mam na imię Kate.

Lane popatrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.

– Cześć. To miło, że wpadłaś.

– Mało ci klientów? – zapytała Kate, ogarniając wzrokiem sklep pełen ludzi.

– Interes się kręci – odparła Lane z niemałą satysfakcją, choć z powodu tłoczących się wokół pisarki jej fanów o kręceniu się, a nawet swobodnym poruszaniu nie było mowy.

– Chętnie ci pomożemy – zaofiarowała się Kate.

– Nie, jakżebym mogła…

– Podtrzymuję propozycję – rzekł Tyler. – Dlaczego nie zatrudniłaś Peggy?

– Nie przypuszczałam, że będzie taki tłok. – Wskazała na ludzi. – Peggy jest na festiwalu z Deanem.

– Mogę zająć się tym – powiedziała Kate wskazując na ekspres do kawy.