Wręczył Lane klucze. Rozejrzała się. Tak, wszystko pozamykał, wyłączył światła.

– Muszę mieć cię stale na oku – rzekła.

– Nie wnoszę sprzeciwu – odparł z uśmiechem. Otworzył drzwi do jej prywatnego holu, skąd schody prowadziły na górę. – A ty prawie że śpisz na stojąco.

– Potrzebuję odpoczynku.

– Wiem. Odprowadzę cię do drzwi.

Wchodząc po schodach, Lane czuła zmęczenie w całym ciele.

Marzyła o gorącej kąpieli i śnie.

Gdy weszli na górę, Tyler rozejrzał się. Przy oknie, wśród pnączy, zasłaniających widok na ulicę, znajdował się przytulny kącik pełniący rolę salonu. Kiedyś były tu cztery pokoje, teraz, po zburzeniu ścian, w jednym dużym pomieszczeniu mieścił się salon, jadalnia i kuchnia. Okna zdobiły grube zasłony, opadające na podłogę. Dębowy, błyszczący fornirem stół i trochę antyków dopełniały całości. Wszystko było tu przemyślane i służyło wygodzie. Stwarzało miły, przytulny klimat.

– Podoba mi się tu – oznajmił. – A może byś urządziła i mój dom?

– Nie. Idź już sobie, Tyler.

– Nie oprowadzisz mnie po mieszkaniu?

– Tu jest salon, tu jadalnia, tu kuchnia, tam pokój gościnny – rzekła wskazując palcem w różnych kierunkach.

– Nie cieszysz się, że jutro niedziela? – zapytał, zbliżając się do niej.

– Na samą myśl dreszcz mnie przenika.

Dzisiejszy dzień był dla niej bardziej pracowity niż dzień przed pokazem mody. A co dopiero jutro!

– Obejrzysz regaty? – zapytał.

– Nie mam tego w planie.

– Ja i Kyle bierzemy udział w zawodach.

– I bardzo dobrze.

– To już jest tradycja. McKayowie od początku uczestniczą w regatach. Nigdy nie wygraliśmy, ale to nam nie przeszkadza.

Stał tuż przy niej i Lane, mimo zmęczenia, całym sercem pragnęła tej bliskości.

– Chcesz, żebym podziwiała, jak żeglujesz? Żebym ci kibicowała jak na meczu?

Dotknął dłonią jej policzka.

– Coś w tym sensie – rzekł.

Włosy opadały jej na ramiona. Wspaniałe, gęste, lśniące jak płomień, i aż w głowie mu zawirowało z zachwytu.

– Masz na pewno wystarczająco dużo wielbicielek.

– Nie mam.

– Niedużo czy w ogóle nie? – dopytywała się.

Roześmiał się po chwili namysłu.

– Nieważne – odparł. – Ważne jest to, że tylko ty się liczysz.

– W tym tygodniu.

Cofnął się, spoglądając na jej twarz.

– Jeżeli sądzisz, że traktuję to jak przygodę, to znaczy, że mnie nie znasz. – Po krótkim milczeniu dodał: – Naprawdę tak uważasz?

– Staram się tak uważać.

Westchnęła i uznała w duchu, że przegrała kolejną potyczkę. Wobec tego mężczyzny traciła cały kontenans i była bezradna jak dziecko.

– Trudno z tobą wygrać, Tylerze McKay.

Wsunął kolano między jej uda i przyparł ją do ściany.

– To przestań ze mną walczyć – rzekł.

A nim zdążyła coś powiedzieć, pocałował ją w usta. Całował ją długo, z pasją, a moc jego doznań rosła z każdą sekundą. Ona czuła to samo; miała wrażenie, że padnie, nie wytrzyma tego napięcia. Jego usta były wszędzie, na jej ustach, na twarzy, szyi, ramionach. A gdy powędrowały niżej, nie protestowała.

Jeden guzik odpadł, potem drugi. Po chwili Tyler całował jej piersi. Zabrakło jej tchu, nerwowo chwytała powietrze, marząc o pozbyciu się bluzki, biustonosza, by mógł wszędzie ją całować.

– Pragnę cię – wyszeptał. – Pragnę rozpaczliwie.

– Tyler…

– Wiem. – Odgarnął do tyłu jej włosy. – Wiem, że nie jesteś gotowa. Na to, co ma się stać. Ale, kochanie, zrozum, ja muszę cię dotykać…

Lane rozumiała i nie była bierna, jej usta błądziły po jego szyi, dłoń wsunęła pod koszulę, pieszcząc jego pierś.

Wciąż ją całował, a ona bliska już była szaleństwa, gdy raptem powiedział, napotykając przeszkodę w postaci autentycznego pasa do pończoch:

– Stale mnie zaskakujesz.

Pożądanie górowało nad wszelkimi jej odczuciami. Z ust Lane wyrwał się cichy okrzyk – to było jego imię.

– Czuję twój żar, twoją namiętność. – Te słowa wyszeptał jej do ucha. – Czy wiesz, co to dla mnie znaczy?

Przytulał ją do siebie, więc wiedziała. Serce podeszło jej do gardła, gdy zanurzyła palce w jego włosach.

Dłonie jego pieściły jej biodra, zbliżały się do miejsca najgorętszego. Przeżywała najbardziej podniecające chwile w życiu. Powolne kuszenie. Wiedziała jednak, że Tyler jest dżentelmenem. Nie zrobi niczego wbrew jej woli. Te jego pieszczoty były pytaniem.

– Daj mi siebie, kochanie – szepnął.

Jedno uderzenie serca i powiedziała – tak.

Rozdział 8

Serce waliło Tylerowi aż do bólu. Wiedział, że oboje wkraczają na bardzo wąską ścieżkę. I że drugi raz taka szansa może się nigdy nie powtórzyć. Był pod silnym wrażeniem Lane i zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Ze jak się zakocha, to już klamka zapadnie raz na zawsze. Lane opanowała jego duszę i serce, myślał o niej, gdy spał, gdy pracował. Gdy więc teraz trzymał ją w ramionach, pożądającą go, czekającą na dotyk jego dłoni, niczego poza nią w życiu nie pragnął.

Położył rękę na jej brzuchu. Drżąc, obróciła się ku niemu. Nie przestawał ją całować, a jego pocałunki stawały się coraz bardziej zaborcze. Uniosła się i siadła okrakiem na jego udzie. Była gotowa. A on uświadomił sobie nagle, że drży. Odchylił nieco głowę, spojrzał jej w oczy.

Wyszeptała jego imię – w tonie jej szeptu była prośba.

I spełnił tę prośbę pieszcząc ją, całując. Przymknęła oczy, chłonąc rozkosz. Z ust jej wydobył się jęk, dziwny, niepodobny do brzmienia jej głosu. Stanowiący kontrast z tą Lane, która kryła się przed całym światem. Była już całkiem inną kobietą, a on pragnął tej innej coraz bardziej.

– Uwielbiam to, co ze mną robisz – powiedziała ledwo słyszalnie.

Obserwując jej twarz, czuł pod palcami uderzenia pulsu na jej nadgarstku. Rozkoszował się każdym szczegółem jej ciała, zapachem, i chyba po raz pierwszy w życiu tak intensywnie odczuwał bliskość kobiety. Już, już miał ją chwycić wpół, położyć na podłodze… tak bardzo pragnął ją posiąść.

– Spójrz na mnie, kochanie.

Chwyciła go za ramiona, paznokcie jednej ręki wpiła mu w szyję, drugą targała mu włosy, podczas gdy on dokonywał cudów z jej ciałem. Całował ją, gdy znalazła się tam, dokąd on ją zaprowadził. Drżąca i osłabła, wtuliła się w jego ramiona.

– Jesteś wspaniała – rzekł czując ból niespełnienia. Nie pozwolił sobie na rozkosz. Nie dzisiaj.

Ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi.

– Aż nie do wiary… – wyszeptała.

– Pozwoliłaś mi.

Uniosła głowę, ich spojrzenia się spotkały.

– Nie wiem, dlaczego ukrywasz się przed światem, ale taka jest prawda i ja to widzę.

Te słowa powinny wzmóc jej czujność, lecz ona zignorowała owo ostrzeżenie, wciąż z trudem chwytała oddech, wciąż bujała w obłokach.

– Marzyłem o tej chwili, kiedy będziemy się kochać, tymczasem ja…

– Marzyłeś o mnie? – przerwała mu. – O nas?

– O, tak. Aż do bólu. A teraz lęk mnie ogarnia…

Lane była szczerze zdumiona. Lęk? Nie miał żadnego powodu, by przypuszczać, że ona czegoś od niego oczekuje, chce czegoś więcej. Dał jej szczęście. Dzięki niemu czuła się pożądana, pełna seksu. O, Boże, jak on potrafił ją pieścić, myślała całując go.

Wziął ją na ręce. Pisnęła zaskoczona, a on, całując jej usta, zaniósł ją do salonu. Położył delikatnie na kanapie i sam przysiadł na brzegu. Wzrok wciąż miała zamglony, a rozpięta bluzka ukazywała biel jej pełnych piersi. To też trzymała w ukryciu. Własne ciało. Które on już trochę znał.

– Nie miej przestraszonej miny, ja już wychodzę – powiedział.

Uniosła brwi ze zdumieniem.

– Zrozum mnie dobrze, kochanie – rzekł tonem niższym o oktawę. – Chciałbym rozebrać cię do naga i całować każdy milimetr twego ciała, ale nie zrobię tego. Nie będziemy się kochać. Nie dziś.

– Co oznacza, że kiedyś będziemy.

– Liczyłem, że wysnujesz z tego taki wniosek – przyznał z uśmiechem.

Na samą myśl o jego pocałunkach, o wzajemnej bliskości zrobiło jej się gorąco. Chwyciła go za poły bluzy i przyciągnęła do siebie. Całowała go długo, z pasją, aż poczuła, że zapada się w jakiś mrok.

– Pójdziesz ze mną na Zimowy Bal?

– Zapytaj mnie o to jutro rano – Dlaczego?

– Bo teraz zgodziłabym się na wszystko.

Uśmiechnął się, objął ją, dotknął piersi. Wygięła się pod jego dotknięciami, on zaś, stale ją całując, sięgnął pod biustonosz, upajając się gładkością jej ciała.

Gdy pieścił jej brodawki, Lane wyszeptała jego imię. Żar emanujący z niego dawał sygnał jej ciału, nad którym nie mogła już panować. Pragnęła go teraz, już, i właśnie chciała zrzucić z siebie resztę odzieży, gdy on nagle się odsunął.

Obserwował ją dłuższą chwilę.

– Muszę iść – powiedział.

Stał, a Lane widziała, że jej pragnie. Ręce miał opuszczone wzdłuż ciała, wzrok utkwiony w podłodze. Słyszała, jak oddycha.

– Tyler.

– Ciii… Nic nie mów.

Zwinął dłonie w pięści, walcząc najwyraźniej ze sobą.

Chyba oboje nie byli jeszcze gotowi na spędzenie z sobą nocy.

Lane mogłaby pomyśleć, że on igra z nią, przekomarza się. Raczej nie. Stał bez ruchu, oddychając ciężko. Usiadła, spuściła nogi na podłogę.

– Chcę od ciebie czegoś więcej – powiedział. – Nie tylko seksu.

Ciekawe, na jak długo, pomyślała. Gdyby się dowiedział, że go okłamywała, odwróciłby się od niej. Tak, tego była pewna.

– Nie mogę ci tego dać – oznajmiła.

Jego błękitne oczy świdrowały ją na wylot.

– Nie wiem, co ukrywasz, ale nie sprawi mi to żadnej różnicy.

Wstrzymała na chwilę oddech.

– Niczego nie ukrywam.

– Kłamiesz.

– Jak śmiesz tak do mnie mówić?

– Nie udawaj obrażonej. Albo mam rację, że kłamiesz, albo powiesz mi o sobie coś więcej. Chciałbym wiedzieć, kto dzwonił do ciebie dziś wieczorem, i dlaczego tak to cię wzburzyło. Skąd ten włoski język? – Uniósł dłoń o rozpostartych palcach. – Mógłbym sam tego dociec. – Dostrzegł przerażenie w jej oczach. – Ale nie zrobię tego. Ponieważ chcę, żebyś mi zaufała i powiedziała z własnej woli.

Milczała, bo każde jej słowo, obojętnie jakie, utwierdzi go tylko w jego mniemaniu. Nie była jeszcze gotowa, by całkowicie mu zawierzyć. Igraszki cielesne to jedno, ale odkrywanie tajemnic jej życia osobistego to zupełnie inna historia.

– Powiedziałem ci już, że jestem cierpliwy – rzekł, po czym odwrócił się i ruszył w stronę holu. Nie podążyła za nim, nie ruszyła się z miejsca. Słyszała jego kroki na schodach i trzask zamykanych drzwi.

Opadła na kanapę. Czy może mu zaufać? Jak on zareaguje, kiedy się dowie, że opowiadała mu same kłamstwa? Romans z Tylerem McKay to wielka pokusa, nie miała jednak złudzeń, jak ów romans się zakończy. Bo nie tylko ona została zraniona przez ukochaną osobę, Tylera również ktoś zranił. Toteż oboje woleli dmuchać na zimne.

Nazajutrz rano Lane zmusiła się, by pójść do sklepu i posprzątać, lecz myśli jej skupiały się nie na niebywałych przychodach, jakie wczoraj osiągnęła, lecz na Tylerze, jego czułych pieszczotach.

Zastanawiała się, na jakiej podstawie przypuszczał, że ona nie mówi mu prawdy. Pomyślała, że po tym, co zaszło między nimi, nie będzie mogła spojrzeć mu w twarz. Po tym, co on zrobił.

Na widok ludzi ciągnących tłumnie ku rzece przypomniała sobie o regatach.

Coś korciło ją, by zajrzeć do własnej szafy. Odruchowo wzięła do ręki te swoje obwisłe spódnice i swetry i odrzuciła je w kąt. Sięgnęła w głąb szafy, do ubiorów, których fason zaprojektowała ongiś dla sieci wielkich magazynów i nigdy już nie miała okazji zobaczyć noszących te stroje kobiet.

Biorąc pod uwagę okoliczności, nie mogła dłużej uprawiać swego zawodu. Stała się osobą źle widzianą, i zaczęła stronić od ludzi – aż do momentu pojawienia się Tylera.

Zaczęła przeglądać swoje stroje, szukając raczej ubiorów tradycyjnych. Bo jeszcze nie była gotowa wrócić do osobowości Elainy. Po dłuższej chwili zastanawiania się włożyła spodnie marynarskie, ładną koszulę i pasującą do całości kurtkę. Wybiegła z domu.

Powinna zdążyć na regaty.


Tyler spojrzał na Kyle'a.

– Współczuję ci – powiedział.

– I słusznie. Nie moja wina, że spadłem z konia.

Tego ranka Kyle brał udział w rodeo na cele charytatywne. Koń go zrzucił, upadł na bok i miał teraz ramię w gipsie.

– Zdaję sobie sprawę, że zmniejszy to nasze szanse w regatach – przyznał.

– To bardziej tradycja niż zawody – rzekł Tyler, pocierając dłonią szyję. – Ale fakt jest faktem, że bez ciebie kiepsko ze mną będzie.

– Ja z tobą popłynę – powiedziała Kate.

Tyler spojrzał z czułością na swoją siostrę.

– Dzięki, słoneczko, ale wiem, jak ty źle się czujesz na wodzie. Nie chcę cię narażać na chorobę morską.

Ponadto, pomyślał, takie zawody bywają niebezpieczne.

– Zobacz, kogo spotkałam – dobiegł go głos matki.