Prowadziła swego czasu dom mody w Paryżu i Mediolanie. Znała się na swojej robocie. Wiedziała, jakie stroje podkreślają pewne cechy urody, a jakie tuszują niektóre jej wady.

Zdawała więc sobie świetnie sprawę, że na tym etapie życia nie wolno jej eksponować własnych walorów, wręcz przeciwnie, powinna przedkładać niepasujące do jej urody barwy, ubierać się bezstylowo, czesać niemodnie. Miała słaby wzrok, zawsze musiała nosić okulary, ale te modne leżały teraz w szufladzie, a używała zwykłych, okrągłych, w których wcale nie było jej do twarzy. Jeszcze jedna maska.

W tym momencie zadzwonił dzwonek u drzwi i do sklepu weszła klientka. Zatrzymała się w progu, rozejrzała po wnętrzu tego starego domostwa. Lane oceniła ją błyskawicznie. Szczupła, niewysoka, dobrze ostrzyżone siwe włosy. Miała na sobie żakiet z wielbłądziej wełny, a przez ramię przerzucony wzorzysty szal, spięty na piersi drogocenną broszką. Elegancka dama, stwierdziła Lane, gdy klientka godnym krokiem zbliżała się do lady.

Stanęła obok Tylera, i Lane odniosła wrażenie, że on swoją osobą przyćmił nieco jej dostojność.

– Cześć, mamo – powiedział tonem, w którym brzmiała irytacja. – Przecież rozmawialiśmy wczoraj…

– Jestem twoją matką i mam prawo… – Uderzyła go dłonią w pierś. – Przedstaw mi tę panią – rzekła.

Lane zmierzyła Tylera piorunującym spojrzeniem.

– Witam panią – rzekła. – Jestem Lane Douglas. Miło mi panią poznać. Diana Ashbury często mi o pani opowiada.

– Mnie również miło, moja droga. Jestem Laura. Wpadłam tu kiedyś z Dianą. Ona lubi twoją księgarnię.

– Zaszywa się w jakimś kącie z kubkiem kawy i czyta ostatni dreszczowiec – powiedziała Lane.

– Bardziej jej chyba zależy na cappuccino niż na lekturze – wyraziła przypuszczenie pani McKay.

Lane wyszła na zaplecze, by przygotować kawę dla gości. Szum ekspresu zagłuszał rozmowę matki z synem. Gdy wróciła, wystarczył jej rzut oka, by dostrzec irytację obojga.

Zbliżyli się do lady, wciąż rozmawiając. O niej.

– Starałem się przekonać Lane – mówił Tyler – by wzięła udział w festiwalu, ale na próżno, więc pomyślałem sobie, że mogłaby pomóc w organizowaniu widowiska dla dzieci.

– Wytoczyłeś ciężkie działo – rzekła Lane.

– Bo wiedziałem, że będzie ciężka bitwa – odparł, spoglądając w stronę matki.

– Nie zapominaj o dobrych manierach, synu.

– Straciłem je widać w college'u, gdy wymknąłem się spod twojej opieki – powiedział.

– Przestań, Tyler!

– Przepraszam, mamo.

Lane nie mogła powstrzymać uśmiechu, słysząc, jak spuścił z tonu.

– W gruncie rzeczy – zaczęła Laura – pomoc by się nam przydała.

– Jej zdaniem od pomocy są rodzice.

– Mów za siebie z łaski swojej – odparowała Lane, niosąc dwie filiżanki cappuccino z grubym kożuchem śmietany. – Chyba pani rozumie, iż prowadząc sama tę księgarnię, nie mam czasu na inne rzeczy.

Laura z widomą przyjemnością wypiła łyk kawy.

– Świetna. – Odstawiła filiżankę i popatrzyła na Lane. – Rozumiem, że biznes przede wszystkim, jednakże… – przerwała uśmiechając się słodko – jednakże jeszcze jedna para rąk rozwiązałaby nam wiele problemów. Rodzice dzieci pomagają nam, jak mogą. Tyler też ma swoją działkę, przy budowie.

– Jako ochotnik?

– Coś w tym sensie – rzekł, wyprzedzając matkę.

Lane zastanawiała się, czy on się domyśla, co ona czuje.

Jego spojrzenie mówiło jej, że tak. Podpowiadał jej to niezawodny kobiecy instynkt. Pragnęła jego bliskości, chciała poznać smak jego ust, przekonać się, czy jest tak samo słodki jak jego uśmiech. I wtedy pomyślała o tamtym mężczyźnie, który czegoś od niej potrzebował, udając przyjaźń, potem miłość. I oto teraz pojawił się Tyler.

Jak gdyby czytał w jej myślach. Oczy mu pociemniały, zapalił się w nich dziwny ogienek. Oj, niedobrze!

– Proszę cię, Lane – mówiła Laura. – Po wystroju tego wnętrza widać, że masz talent.

– Dzięki za uznanie, ale to tylko moje hobby. Jestem zwykłą sprzedawczynią.

Omal się nie zakrztusiła. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do zatajania prawdy, choć wiedziała, że tak być musi. Czuła się niekiedy jak w potrzasku.

– Ile czasu mam poświęcić tej pracy społecznej? – zapytała po chwili milczenia.

– Po dwie godziny wieczorem – odparła z uśmiechem Laura. – Festiwal rozpoczyna się w przyszłym tygodniu, musimy być więc gotowi pod koniec tego.

– Zgoda. – Zignorowała uśmiech, jaki rozświetlił twarz Tylera.

– Zatem o siódmej w teatrze, tak?

Lane skinęła głową.

Laura również skinęła głową na pożegnanie, i wyszła. Tyler spojrzał na zegarek.

– Czyżbyś musiał już iść? – zapytała i sięgnęła po swoją kawę. – Szkoda – rzuciła jakby mimochodem.

Wtedy chwycił Lane za rękę, a ją ogarnęła fala żaru. Wsunął dłoń pod jej rękaw i przyciągnął ją do siebie. Serce waliło Lane jak oszalałe.

– Daj spokój…

– Masz taką gładką skórę – szepnął.

– Dobre kosmetyki – wyjaśniła.

Spojrzał jej w oczy.

– Co ty masz w sobie, Lane Douglas, że tracę przy tobie głowę? Nie ruszę się stąd, aż dojdę prawdy.

– Musiałbyś długo się stąd nie ruszać, bo ja nic w sobie nie mam.

Przygarnął ją do siebie jeszcze mocniej, a Lane pomyślała: No, pocałuj mnie wreszcie.

– Jestem chłopakiem z Południa. – Czuła jego oddech na swoich ustach. – A chłopaki z Południa są cierpliwe.

– Tył mojego samochodu miał okazję się o tym przekonać.

Cofnął się, patrzył na nią chwilę, westchnął ciężko i skierował się ku drzwiom. Opuściła wzrok i zobaczyła leżące na ladzie kluczyki.

– Twoje kluczyki! – zawołała.

Nie zwracając uwagi na jej słowa nacisnął klamkę.

– Tyler!

Odwrócił się i przesłał jej triumfalne spojrzenie. Po czym wyszedł i wsiadł do identycznego jak ten niby należący do niej czarnego samochodu.

– Zupełnie jakby człowiek mówił do ściany – mruknęła pod nosem i wzięła kluczyki. Zachowały jeszcze ciepło jego dłoni. Wsunęła je do kieszeni i zrobiła najmądrzejszą w świecie rzecz: przestała o nich myśleć.

Opadła na fotel, otuliła się szalem i postarała się, by wyparowało z niej wszelkie napięcie.

Tak, to ten człowiek.

Bardzo niebezpieczny.

Wiedziała, że może się w nim zakochać, a wtedy już nie będzie odwrotu.

Rozdział 3

Światła w teatrze wręcz oślepiały. Dorośli i dzieci zgromadzili się na estradzie i każda grupka pracowała na wyznaczonym sobie odcinku.

Lane zmierzała właśnie ku tej estradzie, gdy wszedł Tyler, niosąc na ramieniu jakąś drewnianą obudowę. Na jej widok zatrzymał się i uśmiech pojawił się na jego twarzy. Zatrzymał wzrok na butach i potrząsnął głową z niedowierzaniem. Pokazała mu język.

– Wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział.

– Wiesz przecież, że działam pod presją twojej matki.

– Dobrze wiedzieć, że jakiejś presji ulegasz – stwierdził.

Przez ciebie, pomyślała, gdy obrzucił ją długim spojrzeniem, które mówiło więcej niż wszelkie słowa. Co go we mnie tak pociąga? myślała, odprowadzając go wzrokiem, podziwiając jego smukłą sylwetkę w obcisłych dżinsach i pas opadający na pośladki.

– Dzięki, że przyszłaś, Lane – rzekła Diana Ashbury.

– Chętnie służę pomocą. Wyznacz mi pracę, którą uznasz za najpilniejszą – oświadczyła.

– Mamy zaległości w szyciu kostiumów – powiedziała nieśmiało.

– Kostiumów? – zapytała Lane uradowana w głębi duszy. Szycie. Może projektowanie? – Nie ma sprawy – rzekła. – Już się do tego biorę.

Ruszyła w stronę estrady, gdzie stał wielki stół, a na nim dwie maszyny do szycia. Bele materiału leżały obok.

Szyć kostiumy Lane mogła na ślepo. Szybko zorganizowała sobie na stole warsztat pracy – wymierzyła materiał, dobrała odpowiednie kolory, pokroiła tkaniny według wzoru. I zasiadła do roboty. Pracowała w skupieniu.

Gdy uniosła wzrok znad maszyny, napotkała spojrzenie Tylera, który, w jednej ręce trzymając młotek, a drugą wspierając o biodro, wpatrywał się w nią.

Zarumieniła się jak nastolatka. Co za moc ma ten mężczyzna, pomyślała. Jego roboczy niebieski sweter tylko podkreślał intensywny kolor niebieskich oczu.

– Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś zaczerpnąć świeżego powietrza.

Lane spojrzała na zegarek i stwierdziła, że jest tu już przeszło godzinę.

– Nieprawda – rzekła – wcale się nad tym nie zastanawiałeś.

Zmarszczył czoło, a uśmiech zniknął z jego ust.

– Ja nigdy nie kłamię – oświadczył.

Kto jak kto, myślała, ale ona nie powinna zarzucać komuś kłamstwa. Ona, która, mówiąc oględnie, zataja prawdę.

– Zapamiętam to sobie – powiedziała.

Dlatego, myślała, on nie będzie tolerował jej kłamstw. Zatem musi stanowczo trzymać go na dystans.

– Pójdziesz ze mną na Zimowy Bal? – zapytał nagle.

– Słucham?

Dobrze go usłyszała. Musiała się tylko zastanowić nad odpowiedzią.

– Odbywa się na zakończenie festiwalu. Wielka gala w Country Clubie.

Zaczerpnęła haust powietrza i, zadając kłam własnym pragnieniom, powiedziała:

– Nie, dziękuję za zaproszenie.

Westchnął, ale widać było, że takiej reakcji się spodziewał.

– Wobec tego zapraszam cię na kolację.

– Nie, również dziękuję.

– Musisz przecież coś zjeść! – zauważył.

– Nie z tobą – odparła.

Roześmiał się głośno, aż rozległo się echo, i wrócił do pracy, Lane zaś całą swoją uwagę skupiła na mierzeniu kreacji królewny z bajki. Potem wzięła się z nowym zapałem do innych kostiumów.

Po upływie dwóch godzin usłyszała:

– Dziewczyno, czas już chyba skończyć pracę!

Brzmienie głosu Tylera przyspieszyło jej puls. Uniosła wzrok – on stał tuż obok, pachniał świeżymi wiórami i dobrą wodą po goleniu. Nie zdarzyło jej się dotąd tak reagować na mężczyznę. Nigdy.

– Kawał roboty odwaliłaś – rzekł.

– Jednym ciągiem. To moja metoda – odparła, usiłując pokonać w sobie ów niebezpieczny dreszcz spowodowany jego bliskością.

Obrzucił wzrokiem rząd wiszących na wieszakach, gotowych już kostiumów.

– Powielany model – powiedziała skromnie. – Muszę jeszcze poprzyszywać guziki.

– Od tego jest jutro.

– Co prawda, to prawda – rzekła wyraźnie zmęczona, odchylając się na poręcz krzesła.

– Zjedz ze mną kolację – zaproponował szybko, czując, że teraz jest najlepszy moment. Chwila zwłoki i odmówi mu.

Zmierzyła go spojrzeniem.

– Nie powtarzaj się, Tyler.

– Do trzech razy sztuka: zjedz ze mną kolację. Lane.

– Nie, dziękuję.

Miała taką minę, jakby chciała powiedzieć „tak", lecz z jakiegoś powodu uznała to za niemożliwe.

– Ale uparciuch z ciebie!

Podszedł do stołu i wskazał stojące na blacie butelki z napojami, chipsy, hamburgery, marynaty.

Spojrzała na niego i wreszcie uśmiech rozjaśnił jej twarz.

– To co innego – rzekła. – Poddaję się.

Usiadła na skraju estrady i, wyraźnie uradowana, zaczęła machać nogami.

Usadowił się za nią, oddzielając ją jak gdyby własnym ciałem od reszty świata.

– Nie widziałem brzydszych butów chyba u żadnej na świecie kobiety – powiedział.

– Już raz byłeś łaskaw to stwierdzić – rzekła, spoglądając na te swoje koszmarne buciska. – Są wygodne i ciepłe. Podobne zresztą do twoich. – Gestem głowy wskazała na jego obuwie. Istotnie, nie różniły się zbytnio od jej butów, tyle że były nowsze.

Przyglądał się jej uważnie. Nie zamierzał rozmawiać z nią o butach. Chciał jej powiedzieć, jaką jest wspaniałą dziewczyną. Jak wielkie wywarła na nim wrażenie jej pełna poświęcenia praca. Jedyne jednak, co przeszło mu przez gardło, to:

– Masz piękny uśmiech – rzekł. – Powinnaś często się śmiać.

– Tak też robię, przynajmniej dwa razy dziennie.

– Niestety, nie do mnie.

– Do ciebie też mi się zdarza.

– Sądząc po twoim akcencie, nie jesteś z tych stron. Co cię przywiodło na Południe?

Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, po czym rzekła, starannie dobierając słowa:

– Piękna okolica. Spokój.

Anonimowość, dodała w duchu.

– Zawsze sprzedawałaś książki?

– Tak.

Jeszcze jedno kłamstwo. Kolejne. Ale na tym etapie co to ma za znaczenie? Siedzi na wierzchołku ogromnej góry kłamstw i musi tylko pilnie zważać, by z niej nie spaść na łeb na szyję.

– Co cię skłoniło do kupna i renowacji tego starego domu? – zapytał.

– Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Ten dom to jak stara kobieta, która się nie poddaje. Jest smutna, nieszczęśliwa, obdarta i błaga o nową sukienkę i fryzjera.

Uśmiechnął się.

– Mówiłeś coś? – zapytała sięgnąwszy po chipsa.

– Podobnie widzę i ja te stare domy tutaj – powiedział. – One mają dusze i, w moim odczuciu, te dusze umierają.

Nie wiem, czy ci wiadomo – ciągnął – że mój dziadek i ojciec zaczęli tu swoją działalność od generalnych renowacji. Czy nasza firma nie odnawiała również tego domu?