Ścisnęła z całej siły dłoń Alvara, prosząc w duchu, by zrozumiał jej intencję.

– Zresztą nie ja go ukryłam, lecz kapitan Befver – dodała. – Sama nie odnajdę tego miejsca.

Liczyła na to, że jej słowa uratują Alvarowi życie, przynajmniej na jakiś czas. Emil mógł bez trudu zastrzelić kapitana, po czym odebrać jej i jej rodzeństwu prawo do Hult, jednak w obecnej sytuacji otworzyła się przed nimi możliwość ratunku, nawet większa, niż pierwotnie przypuszczała.

Alvar milczał. Matylda nie miała pewności, czy ją właściwie zrozumiał.

– A więc, Emilu – rzekła drżącym z napięcia głosem – dostaniesz naszyjnik, a także dwór, ale pod jednym warunkiem.

– O, ciekawe, zaczynasz stawiać warunki? – szydził Emil. – Wydaje ci się, że możesz sobie na to pozwolić?

– Żądam, byśmy wszyscy pojechali w kierunku Hälsingborga…

– A co tam po nas?

– O ile dobrze się orientuję, niedaleko stąd znajduje się zajazd Röstånga. Ty i twoja matka poczekacie tam na nas, a w zastaw zatrzymacie dzieci. I niech Bóg się zmiłuje nad wami, jeśli nie zaopiekujecie się nimi jak należy. Biada wam, jeśli spadnie im choć włos z głowy! Mam aż nadto dowodów, byście oboje wylądowali w więzieniu.

– Nic nie pojmuję – odezwała się matka Emila, która nie odznaczała się nadzwyczajną inteligencją.

– Tymczasem my – ciągnęła Matylda – weźmiemy powóz i przeprawimy się na drugą stronę cieśniny, żeby przywieźć Brora, o ile jeszcze żyje. Jeśli umarł, cała odpowiedzialność spadnie na ciebie, matko, bo to ty wypędziłaś go z jego własnego domu. Obiecujemy, że wrócimy do gospody najpóźniej jutro wieczorem, choć postaramy się być wcześniej. I wtedy wszyscy pojedziemy razem do Hult. Wy dostaniecie naszyjnik i dwór, a my wolność. Akceptujecie nasz plan?

– Brawo – szepnął Alvar. – Przejrzałem dokładnie twoje zamiary.

– Dzięki, bałam się, że nie domyślisz się, o co mi chodzi.

– Niepotrzebnie! Jeśli chodzi o Brora, mamy bardzo mało czasu. Nie zdążylibyśmy, gdyby przyszło nam wracać do Hult i z powrotem.

– Chwała Bogu, że mamy ciebie, Alvarze – mruknęła.

Emil gorączkowo dyskutował z matką. Dzieci pochlipywały zziębnięte po nocy spędzonej pod gołym niebem.

W końcu zapadło postanowienie.

– Przyjmujemy wasze warunki! – zawołał Emil. – Ruszajmy do tej cholernej gospody.

Machał pistoletem i zapędzał wszystkich do powozu. Matyldzie przypadło miejsce na koźle obok stangreta, a na jej kolanach usadowił się Herman. Alvara Emil nie zamierzał spuszczać z oka, dlatego kazał mu usiąść w powozie. Ani na chwilę nie wypuszczał z rąk pistoletu. Gdy tylko kapitan wykonał najlżejszy ruch, błyskawicznie przystawiał lufę do czoła Bedy.

Podróż do gospody Röstånga upłynęła w ciszy i w ponurym nastroju.

ROZDZIAŁ XVI

Nad cieśniną Öresund zapadła noc. Pogodne niebo usiane było gwiazdami, okrągła tarcza księżyca lśniła jasno, niewiele brakowało do pełni.

Alvar i Matylda oparci o burtę wpatrywali się w srebrną poświatę odbijającą się w tafli wody.

Właściwie powinno być bardzo romantycznie, myślała Matylda. Ale jakże dalekie wydały jej się takie przeżycia. Przepełniał ją strach o Brora. Czy żyje?

Wyruszyli z opóźnieniem, gdyż musieli czekać na prom, który mógłby zabrać na pokład powóz i konie. Na szczęście udało im się pożyczyć konie z zajazdu, bowiem ich własne były kompletnie wycieńczone. Powoził Alvar, na cóż mieli brać z sobą stangreta, któremu nie ufali?

Dziewczynę dręczył niepokój o przyszłość. Emil pozwolił jej wprawdzie odejść, ale to wcale nie oznaczało, że zgodzi się na rozwód. Sprawa była znacznie bardziej skomplikowana. Może upłynąć kilka lat, nim naprawdę będzie wolna.

Gdzie tymczasem rzuci ją los?

Najważniejsze, że nie będzie musiała znosić dłużej towarzystwa Emila. Dla niej to prawdziwe wybawienie.

Tak, uwolniła się od niego, ale zapłaciła za to wysoką cenę – straciła dwór. Jak teraz zdoła utrzymać się wraz z młodszym rodzeństwem? Alvar zaproponował wspaniałomyślnie, że odstąpi im część swego dworu w dalekim Uppland. Ale na razie sam nie miał grosza przy duszy.

Jeśli odnajdą Brora wśród żywych…

Czeka ich piesza wyprawa przez pół Szwecji z dwojgiem małych dzieci i śmiertelnie chorym chłopcem.

Czy ma prawo obarczać Alvara takim ciężarem?

Cóż jednak może uczynić innego? Emil i jego chciwa matka, uzyskawszy prawo własności dworu, uczepią się każdej najdrobniejszej rzeczy w Hult. Matylda nie miała najmniejszych złudzeń, że nie pozwolą jej ani rodzeństwu zabrać nawet odrobiny jedzenia, nie mówiąc o powozie czy pieniądzach. Znaleźli się we wrogich obozach, pomiędzy którymi zapanowała nienawiść.

Nienawiść? Nie, Matyldzie obce było takie uczucie. To prawda, czuła się zawiedziona, pozbawiona iluzji. Odczuwała pogardę dla niskich instynktów, jakimi kierował się Emil i jego matka.

Vivian była chyba najmniej sympatyczna z tej trójki. Nawet matka i brat nie rozpaczali szczególnie po jej śmierci. W każdym razie, gdy tylko minęła żałoba, więcej o niej nie wspomnieli.

Jak krótki jest żywot egoizmu! Jeśli istnieje jakakolwiek sfera, w której zwycięża dobro, to zapewne jest to pamięć potomnych. Po prostu wspomina się tylko tych ludzi, którzy za życia potrafili poświęcać się dla innych.

Alvar i Matylda nie rozmawiali wiele ze sobą. Wcześniej omówili wszystko, co można było w tej sytuacji. Rozważyli trudne położenie dziewczyny, zarówno teraz, jak i w przyszłości. Alvar obiecał, że będzie na nią czekał tak długo, aż odzyska wolność – o ile taka chwila nastąpi. Zapewnił, że zrobi wszystko, by rodzeństwo czuło się dobrze w jego dworze w Uppland, że otoczy opieką młodsze dzieci i nigdy nie zrani Matyldy jako kobiety. Zapewni jej bezpieczną przyszłość.

Ale od Uppland dzieliło ich wiele kilometrów. Jeszcze upłynie sporo dni, nim będą mogli się tam udać. Emil z całą pewnością będzie dążył do tego, by załatwić formalne przejęcie dworu. Sprowadzi wójta do Hult, by przepisać na siebie wszystkie dokumenty.

Na samą myśl o tym, co ją czekało, Matyldę ogarniało przygnębienie i zmęczenie. Rozważyli z Alvarem wszelkie możliwe rozwiązania i mieli świadomość, że niewiele mogą zdziałać. Alvar próbował postraszyć Emila, zagroził, że złoży skargę wójtowi, jeśli Emil ośmieli się wziąć dzieci jako zakładników. Ten jednak odrzekł chłodno:

– Spróbuj! Tylko spróbuj! Wówczas wójt się dowie, że moja żona złamała przysięgę małżeńską… Mało tego, gdybyś to zrobił, na zawsze utracilibyście wszelkie szanse, by odzyskać dzieci. Nawet jeśli byłbym zmuszony wam je oddać, to zapewniam was, że nie przeżyją roku. Każdego dnia będziecie drżeć ze strachu o ich życie. Taka będzie moja zemsta.

Alvar odpowiedział, że Emil i tak już się zemścił na swej żonie, która przecież niczym nie zawiniła. Ale Emil zaśmiał się tylko szyderczo.

Kapitan i Matylda czuli się bezradni wobec takiego bezmiaru zła. Ludzie pokroju Emila i jego matki kierowali się własnymi pokrętnymi regułami postępowania. Byli całkowicie nieobliczalni i dlatego stanowili takie zagrożenie dla otoczenia.

Alvar, mimo obecności Emila, zwrócił się do właściciela zajazdu z prośbą o opiekę nad dziećmi, tak by nie stało im się nic złego.

Gospodarz, który doskonale znał Emila z jego częstych biesiad w towarzystwie zamożnych lekkoduchów, skinął Alvarowi uspokajająco głową. Nie darzył Emila nadmierną sympatią, zbyt często musiał go wyrzucać z szynku kompletnie pijanego, zbyt wiele razy dopominać się o zapłatę za hulanki.

Matkę Emila również widział nie po raz pierwszy. Pamiętał, jak razem z różnymi mężczyznami i kobietami lekkich obyczajów brała udział w prawdziwych orgiach. Eleganckie stroje, jakie miała na sobie, nie ukrywały jej prawdziwego ja.

Tak więc chwilowo dzieci były bezpieczne.

Teraz najważniejszym zadaniem było odnalezienie Brora.

Alvar położył rękę na drobnej dłoni Matyldy. Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Dostrzegła w nich ten sam niepokój, bezsilność i to samo ciepło, które czuła w sercu.

Naraz zdała sobie sprawę, że Alvar jej potrzebuje – jako przyjaciela i jako kobiety.

Poczuła, jak oblewa się rumieńcem. Nieśmiało uśmiechnęła się do niego. Zapewne spojrzenie wyraziło jej wewnętrzną rozterkę, bo Alvar odwzajemnił uśmiech dziewczyny, a jego twarz rozpromieniła się radością.


Nie chcieli sforsować koni, więc zatrzymali się na postój w Helsingör. Konie podobnie jak i ludzie potrzebują snu w nocy. Udali się do gospody. Wciąż głęboko zaniepokojeni losem Brora usiedli przy kominku i popijając wino rozmawiali.

Matylda miała na szczęście przy sobie pieniądze, które ukryła przed Emilem, mogli więc sobie pozwolić na tę odrobinę luksusu. Alvar bardzo cierpiał w swej męskiej dumie, że nie dysponuje własnymi funduszami, ale zamierzał zwrócić wszystko co do grosza. Niech tylko dotrą do Uppland.

– Nigdy bym nie przypuszczał, że tak szybko wrócę do tego kraju, którego z całego serca nienawidzę – uśmiechnął się. – Tymczasem minął zaledwie tydzień i znów tu jestem.

Matylda również się uśmiechnęła. Na wszelki wypadek pożyczyli w zajeździe w Röstånga ubranie dla Alvara. Pragnęli przedostać się do Danii dyskretnie, nie budząc niepotrzebnego zainteresowania, a szwedzki mundur kapitana mógłby im w tym przeszkodzić.

– Myślisz, że odnajdziesz drogę do stajni?

– Mam nadzieję – odpowiedział, patrząc na nią czule. – Muszę po prostu odtworzyć sobie tę trasę od końca, ale wydaje mi się, że stąd już jest niedaleko. Powinniśmy zdążyć dojechać tam i wrócić w ciągu jednego dnia. Jeśli oczywiście wstaniemy dość wcześnie.

– Wstaniemy – zapewniła Matylda, której wino zaczynało uderzać do głowy, tak że postrzegała Alvara w złocistej aureoli, dosłownie i w przenośni. Bezwiednie przysunęła się bliżej niego.

– Myślę, że najlepiej będzie, jeśli pójdziemy się położyć – rzekł niechętnie, bo z przyjemnością siedziałby przy stoliku i patrzył jej w oczy przez cały wieczór. Obawiał się jednak następstw takiego postępowania.

– Oczywiście – przytaknęła Matylda i wstała.

Udali się do swych pokoi, jedynych reprezentacyjnych pomieszczeń dla gości, jakie znajdowały się w tej gospodzie. Alvar odprowadził ją do drzwi.

– Nie zechciałbyś wejść do środka? Moglibyśmy jeszcze trochę porozmawiać – zaproponowała spontanicznie. Jednak w tej samej chwili, kiedy powiedziała te słowa, zorientowała się, jaką popełniła gafę. – Wybacz Alvarze! Zapomnij o tym, co powiedziałam. Zmieniłam zdanie. Nie myśl o mnie źle.

– Chętnie wstąpiłbym do ciebie, by pogawędzić – rzekł kapitan z czułością w głosie. – Ale wydaje mi się, że w tej sytuacji byłoby to bardzo nierozsądne.

– Tak, oczywiście. Masz rację.

Ujął jej dłoń, pochylił się i ucałował. Matylda wstrzymała oddech. Zdawało jej się, że w powietrzu zaiskrzyło, a jej dłoń wysyła impulsy rozchodzące się po całym ciele. Nie miała odwagi się poruszyć.

Naraz wspięła się na palce i pocałowała go pośpiesznie w policzek.

– Dziękuję ci, Alvarze, za wszystko – rzuciła i szybko weszła do pokoju.

Oparła się plecami o drzwi, drżąc jak liść osiki.

A więc na tym polega różnica, pomyślała. Co innego zadurzyć się w kimś o twarzy tak pięknej, że aż słodkiej, co innego zaś odczuwać głęboki, autentyczny pociąg do mężczyzny, którego wprawdzie znała zaledwie od kilku dni, więc może powinna wyrażać się o nim ostrożnie, ale z którym mimo to odczuwała prawdziwą więź.

Wierzę w to uczucie, myślała. Ufam, że Alvar je podziela. Wiem jednak, że nigdy nie będę wolna, a przynajmniej przez najbliższych kilka lat. Zdaję sobie sprawę, że Alvar tak bardzo pragnie być blisko mnie. Jakże byłam dziecinna, kiedy zakochałam się w Emilu! Przypominam sobie, że z przerażeniem myślałam o nocy poślubnej, nie miałam bowiem pojęcia o tym, co się ma wydarzyć. Tymczasem nie było żadnej nocy poślubnej i teraz cieszę się, że tak się stało.

Alvar naprawdę mnie pociąga. Nie mogę się temu oprzeć. Jest to uczucie silne i prawdziwe, szczere, zupełnie inne niż te niedorzeczne wyobrażenia, jakie miałam o sobie i Emilu we wspólnym łóżku. Mój Boże, przecież ja byłam wówczas taka przerażona, że o czymś takim nie miałam nawet odwagi pomyśleć.

Teraz pragnęłabym uczynić wszystko, by Alvarowi było przyjemnie. Ofiarować siebie i przyjmować pieszczoty jak dorosła kobieta.

Ale to się nigdy nie stanie.

W pokoju wisiało stare pożółkłe i krzywe lustro. Matylda uczyniła coś, co nigdy przedtem nie przyszłoby jej do głowy. Rozebrała się i spojrzała na swe odbicie, zrazu bardzo niepewnie, odwrócona plecami, potem z lekkim ociąganiem odważyła się obrócić, najpierw trochę, potem coraz bardziej…

Oddychała szybko przerażona, nie mając odwagi napotkać swego spojrzenia. Ale oglądała się uważnie i na koniec doszła do wniosku, że ma zupełnie niezłą figurę.

Ciekawe, czy Alvarowi także się spodoba.