Zaczęło mu rzęzić w płucach i chwilę trwało, nim znowu mógł przemówić.

– Ravn, wiesz dobrze, że dzieje się coś niedobrego. Nieustannie napływają do mnie raporty o tajemniczych osobach, które tu węszą, tajnych spotkaniach, które natychmiast się kończą, ilekroć ktoś się zbliży. Przypomnij sobie, co wydarzyło się w wiosce w górach! To muszą być jacyś obcy, dlatego chcę, żebyś się udał do dworu rycerza Gudmunda – w pokojowych zamiarach – i zapytał, czy i oni zauważyli coś dziwnego. Wiesz, że w obliczu wspólnego zagrożenia nawet wrogowie się jednoczą.

– Zauważyli – odparł sucho Ravn, choć słowa Grjota nieoczekiwanie bardzo go wzburzyły.

– Tak? A skąd wiesz?

– Dziewczyna mi a tym opowiadała – odparł, ale imię córki rycerza nie przeszło mu przez gardło. – Podobno ktoś się kręcił w pobliżu starej chaty.

Jego głos brzmiał sucho i rzeczowo.

– W takim razie najlepiej będzie, jeśli wyruszysz od razu. A przy okazji rozeznaj się w sprawie przyszłości dziewczyny, która przecież jest już w takim wieku, że mogłaby wyjść za mąż. Okryta hańbą nie będzie przebierać ani grymasić. Przekaż rycerzowi, że mogę ją poślubić, nie zważając na wstyd. Jest nawet ładna. Może urodzi mi synów? Poza tym łatwiej mi będzie przejąć rycerskie dobra.

Ravn nabrał powietrze głęboko w płuca.

– Myślę, że nie jestem właściwą osobą do składania takich propozycji – odparł na pozór spokojnie, choć twarz mu pobladła.

– Rycerz przecież cię nigdy nie widział! Nie wie, że to ty pozbawiłeś czci jego córkę.

– Ale jego żona mnie widziała, kiedy zabrałem podstępem dziewczynę z domu.

– To trzymaj się z daleka od tej baby!

– Panie – odezwał się Ravn, wstając z łóżka. – Zapytam chętnie o to, czy mieszkańcy dworu Gudmunda nie zauważyli w okolicy czegoś podejrzanego, ale w swaty nie pojadę!

– Trudno. Może to i racja? Ale miej oczy i uszy otwarte! Oczekuję dokładnego meldunku. Resztę sam załatwię. Chyba że wolisz, bym wysłał kogo innego?

Ravn zwlekał z odpowiedzią.

– Właściwie jest mi wszystko jedno, mogę jechać – odparł w końcu i wysłuchawszy dokładnie rozkazów Grjota, opuścił izbę.

W dużej sali ludzie zbili się w grupki i rozmawiali o czymś z ożywieniem. Ravn, wytężywszy słuch, zorientował się, że mówią o młodej służebnej, którą podobno znaleziono martwą na dnie fiordu. Nikt nie miał wątpliwości, że targnęła się na swe życie z rozpaczy, porzucona przez dworskiego lekkoducha, który sprowadził na nią nieszczęście.

Ravn powoli torował sobie drogę przez ciżbę, czując w sobie wzbierający lęk, a może po prostu zwykłą niechęć wobec tych ludzi. Na ławie siedziały trzy trajkoczące kobiety.

– Dobrze jej tak – rzekła jedna z nich.

– Tak – zgodziła się z nią druga. – Samobójczyni… Teraz jej dusza nigdy nie zazna spokoju, będzie się smażyć w ogniu piekielnym.

Ta myśl najwyraźniej przypadła jej do gustu.

– Szkoda tylko, że wcześniej nie została ukarana – dodała trzecia. – Takie dziewki powinno się umieścić pod pręgierzem, rozszarpać albo ukamienować. Byłoby co obejrzeć!

Ravn zatrząsł się z gniewu. Gwałtownym ruchem chwycił za koniec ławy i uniósł ją w górę, nie pojmując, skąd wzięła się w nim taka irytacja. Plotkarki z przeraźliwym piskiem zsunęły się na ziemię.

– Byłyście przy tym? Łatwo czynić zaletę z cnoty, komuś kto nie jest narażony na żadne pokusy – rzucił złośliwie i opuścił salę, torując sobie drogę łokciami.

Z ulgą wyszedł na dwór, oparł się o ścianę budynku. Z trudem łapał powietrze, czuł, że zbiera mu się na mdłości.

W głowie kłębiły mu się myśli i obrazy. Okrutne słowa kobiet… niewiasta osłaniająca swe dziecko, jakby w odruchu obronnym… uwiedziona dziewczyna, samotna i pełna rozpaczy, rzucająca się w głębiny. Chociaż jej nie znał, los porzuconej tak bardzo go poruszył, że chętnie by zadźgał nikczemnika, który wpędził ją w takie kłopoty. Niejasno uświadamiał sobie, że kiełkuje w nim nienawiść do pana Grjota.

Wstrętny stary cap! ciskał w myślach obelgi, wciąż nie uświadamiając sobie, skąd wziął się w nim nagle taki sprzeciw.

Zamyślony bawił się nożem.

Śmierć, ciągle śmierć! Czy w jego życiu na nic innego nie ma miejsca?

Dziewczyna, która popełniła samobójstwo, dziecko, które nigdy…

Ravn oddychał głęboko, ale ucisk w piersi nie chciał zelżeć.

Instynktownie skierował się ku stajni i mimo późnej pory zaczął siodłać konia.

– Wracasz od starego? – usłyszał nagle jakiś głos. To Fredrik wszedł niepostrzeżenie i z fałszywym uśmiechem na ustach stanął naprzeciwko Ravna. – Co z nim? Rychło umrze?

– Nie sądzę – odparł zapytany. – Czyżbyś na to liczył?

– Ja? – Fredrik zrobił zdziwioną minę i dodał przymilnie: – A cóż bym zyskał na jego śmierci? To ty zawsze byłeś jego pupilem! Ravn, wielki wojownik, który wprawdzie usiłował, ale jeszcze nikogo nie zabił.

Ravn obrzucił natręta lodowatym spojrzeniem, nie do końca pewien jego intencji, i rzekł złowieszczo:

– Może teraz spróbuję?

Fredrik nie odpowiedział, bo nagle zaczęło mu się bardzo śpieszyć. Ravn tymczasem z ciężkim sercem rozmyślał nad swoją sytuacją. Rana w boku, gdzie utkwiła strzała, szybko się mu zagoiła. Grjot miał znacznie mniej szczęścia. No, ale może to też i sprawa wieku?

Nagle wojownik stwierdził, że jest już zbyt późno, by wybierać się w drogę.

Jednak gdy tylko wstał brzask, nim ktokolwiek z mieszkańców Grindom zdołał się obudzić, dosiadł wierzchowca i ruszył galopem na wschód.

ROZDZIAŁ VII

Kiedy Ravn dotarł do dworu rycerza, dowiedział się, że gospodarz udał się do kościoła. Zapytany, czy wobec nieobecności Gudmunda chce się spotkać z panią, wojownik zaprzeczył gwałtownie.

– Czy rycerz pojechał sam? – spytał.

– Nie, jest razem z najmłodszą córką – odpowiedział parobek, zdziwiony nagłym grymasem na twarzy obcego. Czyżby to miał być uśmiech? zastanawiał się. Czy ten człowiek w ogóle potrafi się śmiać? Nie, chyba jednak coś go rozzłościło.

Ravn tymczasem zawrócił konia i pogalopował czym prędzej do doliny w stronę kościoła.


Tova siedziała w ławce rodzinnej tuż przy ołtarzu i walczyła z ogarniającą ją sennością. W głębokim poczuciu winy przyznała przed samą sobą, że nie znajduje w sobie tyle żarliwej wiary, by dla niej porzucić ziemskie uciechy.

Ale nie miała wyboru, skoro nie chciała opowiedzieć ojcu prawdy.

Kącikiem oka dostrzegła wysoką postać, kierującą się do ławki po przeciwnej stronie, gdzie siedzieli nieliczni zgromadzeni mężczyźni, ale nie zainteresowała się, kto to taki.

Ksiądz odprawiał mszę po łacinie, więc niewiele rozumiała. Ministranci raz po raz odpowiadali piskliwymi głosikami. Udział wiernych w modlitwach sprowadzał się do jednostajnego pomrukiwania, które brzmiało niezbyt inspirująco. Monotonne śpiewy nie przywodziły bynajmniej na myśl anielskiego chóru.

Tova poczuła na sobie wzrok przybysza. Lekko zakłopotana obejrzała się za siebie, ale natychmiast odwróciła głowę. Serce załomotało jej w piersi, a całe ciało jakby zdrętwiało. Na przemian zalała ją fala gorąca i zimna.

Ravn? myślała gorączkowo. Co on tu robi? W kościele?

Ponownie zerknęła na niego. Patrzył prosto na nią, a jego twarz wydawała się niczym wykuta w kamieniu. Upuściła chusteczkę na podłogę i szybko pochyliła się, by ją podnieść. Ojciec posłał jej zdziwione, acz ostrzegawcze spojrzenie. Wszak takie zachowanie nie przystoi w kościele.

Msza ciągnęła się w nieskończoność. Chłodne wnętrze kościoła nagle wydało się dziewczynie duszne i gorące.

Po raz kolejny popatrzyła ukradkiem na Ravna. Ubrany był inaczej niż wtedy w górach. Miał na sobie purpurową pelerynę zarzuconą na kaftan ze złoconej skóry. Spod czarnych gęstych włosów wyzierała opalona twarz, oczy w oprawie czarnych rzęs lśniły szarozielonym blaskiem.

Kiedy znów na nią spojrzał, Tova pospiesznie odwróciła wzrok.

Po co tu przyjechał? Czego chciał? Na nowo rozdzierać rany, które z wolna zaczynały się zabliźniać?

„Nienawidzę cię, Tovo córko Gudmunda, jak nikogo na świecie. Uciekaj do domu, zniknij mi z oczu!” Wrogie słowa, rzucone na pożegnanie, na nowo zabrzmiały w uszach dziewczyny.


Wreszcie nabożeństwo dobiegło końca. Tova wstała z ławki i z przerażeniem popatrzyła na swe drżące dłonie, ledwie zdolne utrzymać chustkę.

Wierni powoli kroczyli ku wyjściu.

Na schodach Tova znalazła się tuż obok Ravna. Ojciec dziewczyny szedł przodem i rozmawiał ze znajomym.

– Muszę z tobą pomówić – mruknął Ravn.

– Po co? – spytała równie cicho, nie podnosząc wzroku. – Chcesz mi zadać śmiertelny cios?

Nie odpowiedział.

– Właściwie przybyłem do twego ojca. Przysyła mnie pan Grjot. W pokojowych zamiarach.

– Dobrze, powiem mu o tym – rzekła Tova, nie bardzo wierząc w uczciwość przybysza. Zwracając się w stronę ojca, zawołała: – Ojcze, ktoś pragnie z tobą porozmawiać! Zdaje się, że to ważna sprawa.

Rycerz uśmiechnął się do niej z roztargnieniem i rzucił mimochodem:

– Niech poczeka chwilę, muszę najpierw zajrzeć na plebanię. Ksiądz już mnie tam oczekuje. Drogie dziecko, po raz pierwszy od dawna widzę blask w twoich oczach. Ale dlaczego jesteś taka przestraszona? Rzeczywiście, nasz duszpasterz mówił dziś głównie o sądzie ostatecznym i wiecznym potępieniu, ale ty przecież nie znasz łaciny.

– Ojcze, ja…

– Zabaw go, póki co, na pewno świetnie sobie poradzisz. O! Widzę księdza.

– Ale ojcze…

Za późno. Rycerz ruszył pośpiesznie w stronę plebanii, a Tovie nie wypadało za nim biec.

Zabawić Ravna, cóż za ironia!

Z ociąganiem zawróciła w stronę schodów.

– Ojciec przyjdzie za chwilę – powiedziała, nie mając odwagi podnieść oczu. Jednak widok długich nóg Ravna bynajmniej nie podziałał na nią uspokajająco. Obróciła się więc gwałtownie i zaproponowała: – Poczekajmy przy dzwonnicy.

Ravn szedł za nią, mijając grupki zajętych rozmową wiernych. Dziewczyna czuła na plecach jego wzrok, ale starała się zachować spokój i udawała obojętność. Nie przejmowała się, co pomyślą sobie ludzie, przeciwnie. Podniecała ją myśl, że wszyscy widzą ich razem.

– Czy… były jakieś następstwa? – spytał nieoczekiwanie.

Tova wzdrygnęła się. Smutny uśmiech na twarzy i bolesna rezygnacja w oczach uzmysłowiły mu, że wyraził się zbyt obcesowo.

– Wiesz, co mam na myśli – syknął zirytowany.

Stłumiła westchnienie i odpowiedziała:

– Nie takie, o jakich myślisz.

Tova domyślała się, że przyczyną niespokojnych spojrzeń, jakie posyłała jej Borghild, była właśnie obawa o skutki gwałtu. Jednak służąca nie miała tyle odwagi, by porozmawiać z dziewczyną na ten temat. Ostatnio zaś Borghild wyraźnie się uspokoiła.

Ravn, który nie odznaczał się szczególną wrażliwością, nie bardzo wiedział, jak zareagować na tę wiadomość.

Zatrzymali się przy stopniach dzwonnicy i usiedli, zwracając się twarzą w stronę opuszczonej zagrody.

Tova siadła o stopień niżej. Odgrodzili się od spojrzeń rozmawiających na dziedzińcu parafian, równocześnie nie tracąc z oczu ścieżki prowadzącej na plebanię, którą miał nadejść rycerz.

– A z jakim to posłaniem przybywasz od pana Grjota? Jeśli to nie tajemnica?

– Nie, bynajmniej. Chodzi o obcych, którzy wmieszali się w spór. Czy wiesz coś o nich? Zauważyłaś może coś ostatnio?

– Widziałam ich kilka nocy wstecz.

Póki mówili o sprawach nie dotyczących ich bezpośrednio, rozmowa jakoś się toczyła. Tova zdawała relację z nocnych obserwacji, a Ravn wpatrywał się w jej włosy połyskujące złotem w promieniach słonecznych. Dziewczyna siedziała, objąwszy rękoma kolana, na pozór spokojna, tylko zaciśnięte dłonie zdradzały, że obecność wojownika poruszyła ją i zapewne męczy.

– Ale nikt mi nie wierzy – dodała na koniec. – Nie można się dostać do chaty, a ci, którzy zaglądali przez szpary do środka, twierdzą, że nic tam nie ma.

– Mówisz, że widziałaś już kiedyś tego mężczyznę?

Matko Święta, nie pozwól, by jego głos wprawiał w wibracje każdy nerw mego ciała! Niech ojciec zjawi się tu czym prędzej!

Potrząsnęła głową przepraszająco.

– Dostrzegłam tylko zarys postaci, nie mogę stwierdzić nic pewnego.

– Opowiedz coś o tej chacie! Jaka jest jej historia?

– Niewiele wiem. Podobno mieszkał tam do samej śmierci wuj mojego ojca. Od tamtej pory drzwi są zamknięte, ale poczekaj…

– Tak?

– Nic, nagle naszło mnie pewne wspomnienie z dzieciństwa, które być może niewiele ma wspólnego z tym, o co pytasz.

– Opowiedz!

– Podsłuchałam kiedyś, w jaki sposób dżuma została przywleczona na nasz dwór. To było tak dawno, że właściwie całkiem wyszło mi z pamięci, dopiero teraz…

Tova zamilkła.

– Tak? – odezwał się Ravn i nie mogąc dłużej spokojnie na nią patrzeć, odwrócił wzrok. Znów poczuł dziwne ssanie w żołądku.