– To on! To właśnie mnich, który uprowadził Tovę!
A więc to tak! Jednak się znali!
Rycerz popatrzył ostro na Ravna, który stał jak wrośnięty w ziemię. Jego twarz nie zdradzała najmniejszej emocji, ale był wściekły na siebie, że zachował się tak nieostrożnie.
– Czy to prawda?
Zanim Ravn zdążył otworzyć usta, Tova wtrąciła pośpiesznie:
– Tak, to on. Oboje jednak wiecie, że uratował mi życie. Pozwolił mi odejść, mimo że miał rozkaz zgładzenia mnie. Oboje uradziliśmy, że puścimy w niepamięć tamto zdarzenie, i dlatego postanowiliśmy przemilczeć tożsamość Ravna. Zapomnieliśmy o tym, że przecież ty, mamo, widziałaś mnicha.
„Oboje”, pomyśleli równocześnie rycerz i jego żona. Nigdy dotąd nie uświadamiali sobie, jak intymnie brzmi ta forma.
Rycerz Gudmund przyjął to z ciężkim sercem. Jego mała Tova zaprzyjaźniła się z najgorszą kanalią Grjota, okrutnym Ravnem wyzutym z wszelkich ludzkich uczuć.
Zaprzyjaźniła? Hm, właściwie nie sprawiali wrażenia przyjaciół, ledwie tolerowali swą obecność.
Ale nie ulegało wątpliwości, że łączy ich silna więź.
ROZDZIAŁ VIII
Matka Tovy opuściła salę wzburzona, nie mogąc znieść obecności Ravna, ale rycerz Gudmund, obeznany z dworską etykietą, zachowywał się podczas posiłku nienagannie, acz z rezerwą.
Tova zaprotestowała, gdy ojciec napomknął, że powinna także wyjść, bo on chce z gościem w spokoju ustalić plan działania.
– Od samego początku uczestniczę w tych wszystkich wydarzeniach i wiem co najmniej tyle samo co ty, ojcze – odpowiedziała. – Każesz mi odejść tylko dlatego, że jestem kobietą!
– Dobrze, niech już tak będzie – ustąpił rycerz. – Wolę to, aniżeli wykład o niesprawiedliwości na świecie i tym podobne. Biedny będzie ten, kto się ożeni z moją córką – zwrócił się do Ravna ze śmiechem. – Ta dziewczyna ciągle chce, żeby traktować ją jak kogoś równego nam, mężczyznom.
– Nie słuchaj ojca – wtrąciła się Tova. – On uważa, że jeśli kobieta nie jest powolna mężczyźnie, należy ją wytargać za włosy.
Ravn poczuł, jak krew napływa mu do twarzy. Co za piekielna dziewka! pomyślał z oburzeniem, rozpieszczona i uparta, w pogardzie ma wszelkie autorytety. Jednocześnie jednak zwrócił uwagę na silne więzy łączące ojca i córkę.
– Cel twego przyjazdu pozostawimy na razie w tajemnicy – rzekł rycerz do Ravna. – Musimy zachować ostrożność, zanim nie wyjaśnimy, co się naprawdę dzieje.
Po wielu „ale” uradzili, że Ravn zajmie alkierz Tovy, skąd najlepiej widać chatę. Co prawda dziewczyna nie miała ochoty wyprowadzać się ze swej izby, a i Ravn się wzbraniał przed przekroczeniem progu panieńskiego alkierza, jednak stanęło na tym, co postanowił rycerz.
Wojownik czuł się nieswojo. Po raz pierwszy znalazł się w prawdziwym domu, w którym panowały przyjaźń i zrozumienie… Tego nie zaznał w Grindom. Bardziej niż kiedykolwiek brakowało mu teraz znajomości dobrych manier, których, jak powiedział Tovie, chciał nauczyć „swego przyjaciela”. Zwykle, w obawie przed okazaniem bezradności, reagował w podobnej sytuacji wybuchem gniewu, teraz po raz pierwszy starał trzymać się w ryzach, i właściwie więcej milczał niż mówił.
– Dziwny człowiek – mruknął pod nosem rycerz, odprowadzając wzrokiem gościa, który poszedł po torbę przytwierdzoną do siodła.
– Jest królewskim potomkiem – odpowiedziała Tova z nieukrywaną dumą.
– E tam, gadanie, to przecież niemożliwe.
– Oczywiście nie bezpośrednio, ale wywodzi się w prostej linii od szkockiej księżniczki, prawej córki króla.
– Aha, ze Szkocji – pokiwał głową rycerz. – Rzeczywiście, ten mężczyzna ma w sobie królewską dumę. Ale bądź ostrożna, córeczko, nie wolno z nim igrać!
– Wiem, ojcze. Znam go – odpowiedziała, patrząc w przestrzeń rozmarzonym wzrokiem. – Jemu potrzebna jest nasza pomoc.
– Jak to? – Rycerz Gudmund popatrzył ze zdumieniem na córkę.
– Poprosił mnie o to, oczywiście nie wprost, bo raczej wolałby umrzeć niż się do tego przyznać. Nie zwykł do kogokolwiek zwracać się o pomoc. Ale teraz jest mu bardzo ciężko. Jeśli dobrze zrozumiałam, nie umie sobie poradzić sam ze sobą.
Ojciec przez długą chwilę uważnie obserwował Tovę, która odprowadzała wzrokiem Ravna.
– W takim razie powinnaś zachować szczególną ostrożność, córko. Masz zbyt dobre serce, by dostrzec w ludziach zło.
– Z wiekiem człowiek się uczy – odrzekła cicho, a przez jej twarz przemknął grymas bólu.
Rycerz milczał wyczekująco. Próbował opanować strach, który ścisnął mu gardło. Tova bardzo się zmieniła od pamiętnych dni na początku wiosny, gdy została uprowadzona. Jej twarz wydawała się teraz niemal przezroczysta. Z ukłuciem w sercu przypomniał sobie scenę przed kościołem, niezwykłe, choć nie wolne od lęku ożywienie córki i jej słowa: „Ktoś pragnie z tobą porozmawiać, ojcze”.
Nie, nie wolno mu wyobrażać sobie Bóg wie czego. Tova zawsze była bardzo rozsądna, nie dała mu nigdy powodu do zmartwień.
„Chcę pójść do klasztoru”, zadzwoniły mu znów w uszach słowa córki
Nie! Powinien czym prędzej sprowadzić z miasta upatrzonego konkurenta i wydać ją za mąż. Ale przecież musi Tovie zaufać, zawsze jej ufał.
– Chyba powinnaś wskazać naszemu gościowi drogę do alkierza. Oczywiście o ile nie lękasz się zostać z nim sam na sam.
– A czego bym się miała lękać? – prychnęła.
– Tak, tak – roześmiał się Gudmund. – Nigdy nie byłaś tchórzem.
Wychodząc Tova odwróciła się do ojca i rzekła:
– Ravn powiedział mi, że Grjot zamierza słać do mnie swaty.
– Po moim trupie! – oburzył się rycerz. – Po moim trupie!
– Wiedziałam – uśmiechnęła się Tova i pośpieszyła w stronę swej chaty. Po drodze dogoniła Ravna. – Czy mógłbyś poczekać przez chwilę w sieni? Sprzątnę tylko moje osobiste rzeczy.
– Nie zamierzam ich ruszać.
– Wiem, ale wolałabym, by nikt ich nie oglądał.
Uprzątnięta izba wydawała się Tovie dziwnie pusta, ale Ravn był oszołomiony panującą tu atmosferą. Pokój dziewczyny tak bardzo różnił się od jego po spartańsku urządzonego kąta w Grindom. Tutaj wszędzie znać było kobiecą rękę. Gustowne meble dobrane z wielkim smakiem, ozdobione motywami kwiatowymi ściany, czysta pościel. I ten ledwie wyczuwalny szczególny zapach unoszący się w powietrzu!
– Będzie ci tu dobrze? – uśmiechnęła się nieśmiało Tova.
Nie patrząc na nią, skinął głową naburmuszony.
– Czy to jest ta chata? – zapytał, wyglądając przez niewielkie frontowe okienko.
– Tak.
– Rzeczywiście chyli się ku upadkowi, dach porósł wysokimi krzakami. Dlaczego nie zburzycie tej ruiny?
– Ojciec pragnie zachować dwór w nienaruszonym stanie tak długo, jak to możliwe.
– Tak, jest naprawdę piękny – odpowiedział roztargniony, nie uświadomiwszy sobie nawet, że po raz pierwszy wyraził się o czymś pozytywnie. On, który zawsze uważał, że to nie przystoi dzielnemu wojownikowi.
– Kto tam idzie? – zapytał i cofnął się gwałtownie, wpadając na Tovę stojącą tuż za nim.
Dziewczyna odskoczyła.
– Tam? E, to tylko Øystein, parobek. Nie lubię go!
Ravn popatrzył na nią uważniej.
– Twierdzi, że jest ze mną spokrewniony – wyjaśniła Tova niechętnie, bo tego tematu na ogół unikała jak ognia
– On? Coś ty, kłamie! Chyba że jesteś krewną pana Grjota?
– Nie, wcale nie! Czyżby Øystein był…
– Oczywiście, to jeden z jego bękartów.
Tova popatrzyła na Ravna z niedowierzaniem.
– Skąd wiesz?
Øystein zniknął tymczasem pomiędzy chatami.
– Widziałem go już kiedyś, dosyć dawno, w Grindom i słyszałem, co mówił potem o nim pan Grjot. Rozpoznałem go i dlatego się spytałem.
Usta Tovy drgnęły w lekkim uśmiechu, ale wciąż nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
– Och, Ravn! – wykrzyknęła uszczęśliwiona. – Tak mnie uradowałeś.
– Dlaczego? – burknął niegrzecznie w obawie przed zbytnią poufałością. Nie miał najmniejszego zamiaru sprawiać jej radości. Przeciwnie. Denerwowała go ta rozpieszczona panna, która wszystko miała, wszystko wiedziała i wszystko robiła jak należy.
– Bo słyszałam plotki, że w jego żyłach płynie szlachecka krew, i już się obawiałam, że jest moim przyrodnim bratem. Tymczasem to syn Grjota! Wierzyłam, że mój ojciec nie byłby zdolny do… Ale już biorę swoje rzeczy i odchodzę, żebyś miał spokój.
– Dokąd się przenosisz? – zapytał na pozór obojętnie, zamykając okienko.
– Do sąsiedniej izby. Kiedyś mieszkały tam moje dwie siostry. Podczas twojego pobytu u nas będzie ze mną spała Borghild. Ma mnie pilnować.
Wydawało się, że Tova jest w znakomitym humorze, ale może paplaniną usiłowała pokryć zdenerwowanie?
Kiedy wyszła, Ravn cisnął poduszką w drzwi.
Ponieważ poprzedniej nocy spał niewiele, położył się na łóżku z rękami pod głową, żeby przez chwilę odpocząć. Poirytowany rozmyślał o Tovie, zastanawiając się, w jaki sposób jej dokuczyć, ale już po chwili zasnął kamiennym snem.
Na dworze rycerza życie płynęło zwykłym rytmem. Zapadł wieczór, a Ravn jeszcze się nie obudził. Właściwie chyba nigdy nie leżało mu się tak wygodnie, dawno nie odczuwał takiego spokoju. Nie słyszał, gdy Tova delikatnie zapukała do drzwi, a potem weszła do środka z kolacją. Leżał obrócony twarzą do ściany – w tym samym ubraniu, w którym chodził za dnia. Dziewczyna przykryła go, żeby nie zmarzł.
Przez moment stała bez ruchu i ze smutkiem w oczach patrzyła na śpiącego. Potem postawiła mu na stole jedzenie i wymknęła się z alkierza.
Ravn śnił dziwny sen.
Znajdował się gdzieś na pustkowiu wśród bagien ciągnących się niedaleko dworu, ale widział niewyraźnie, bo wszystko wokół zasnuła gęsta mgła.
Nagle wśród kęp traw dostrzegł tańczące ogniki i poczuł bolesne ukłucie w sercu. Dobrze wiedział, że to dusze maleńkich dzieci, które umarły nie ochrzczone. Błąkały się po świecie, nie mogąc zaznać spokoju.
Chciał stamtąd uciekać, ale stopy utkwiły mu w gęstej mazi. Przerażony, oblał się zimnym potem, bo od razu domyślił się, że błędne ogniki szukają właśnie jego.
Kiedyś już tu byłem, rzekł półgłosem. Razem z Tovą.
Nagle jeden z ogników zbliżył się do niego i szybko zaczął się powiększać, by wreszcie zapłonąć trupiobladym płomieniem, z którego wyłoniło się dziecko, dziewczynka o wielkich wyrażających rozpacz oczach.
Przysunęła się bliżej. Jej ubranie, całe w strzępach wisiało na wychudzonym ciałku. Złociste jak u Tovy włosy, potargane, skręcone w loki, zwisały na ramiona.
Ravn poczuł, że brakuje mu tchu. Zlany zimnym potem chciał coś powiedzieć temu dziecku, poprosić, by sobie poszło, ale nie był w stanie wymówić słowa.
Dziewczynka z twarzą mokrą od łez wyciągnęła do niego ręce.
Ravn nabrał powietrza w płuca i nagle ucisk w piersiach ustąpił. Upadłszy na kolana, chwycił dziecko w ramiona.
– Nie lękaj się, maleńka – szepnął. – Jestem tu i nigdy od ciebie nie odejdę. Ogrzeję cię i nakarmię, zabiorę z tych ponurych trzęsawisk.
Przytulił zziębnięte ciałko.
– Skrzywdzili cię? Nigdy więcej tego nie zrobią. Będę teraz dobrym ojcem tak jak rycerz.
Nagle spostrzegł, że dziecko staje się coraz mniejsze i znika w oddali. Ciężko dysząc z przerażenia, rzucił się za nim i… usiadł gwałtownie na łóżku.
Gdzie ja jestem? pomyślał, rozglądając się dokoła błędnym wzrokiem. Upłynęła długa chwila, nim oprzytomniał.
Za oknem noc, sam w alkierzu Tovy…
Dziecko, moja mała córeczka, muszę…
Opadł z ciężkim westchnieniem. Przecież nie ma żadnego dziecka, ono nie istnieje. To był tylko sen!
Poczuł słony smak własnych łez i ze zdumieniem dotknął dłonią mokrych policzków.
Ale z niebywałą ulgą stwierdził, że przestało go dusić w gardle.
Spuścił nogi na podłogę i naraz jęknął zawstydzony. Kto go przykrył? I zostawił jedzenie na stole? Na pewno Tova, nikt inny, tylko ona!
Rzeczywiście, Tova bardzo się starała, szykując kolację dla Ravna, ukradkiem sięgnęła do najlepszych zapasów. Bardzo chciała, by mu smakowało. Domyślała się, że przeważnie żyje on na chlebie i wodzie, bo to także miało, według Grjota, uczynić go twardym.
Ravn gwałtownie odsunął na bok przykrycie. Z apetytem wypił mleko, zjadł trochę chleba i pieczonego mięsa. Potem otworzył okienko i popatrzył na pogrążony w mroku dwór i ciemną sylwetkę starej chaty, której kontury odcinały się wyraźnie na tle nocnego nieba.
Zgasił kaganek i obserwując przez dłuższą chwilę sąsiedni dom, uznał, że nie dzieje się tam nic podejrzanego.
Zapewne dziewczyna ma bujną wyobraźnię, a ponieważ życie na dworze wydaje jej się dość monotonne, próbuje sobie je nieco urozmaicić. Pewnie boi się nocować tu sama i dlatego nabiła sobie głowę duchami.
Nagle Ravn wstrzymał oddech. Zza ściany doleciał go jakiś odgłos, jakby ktoś przewracał się na łóżku.
A więc Tova leży tuż obok, pomyślał. Na pewno nie ma na sobie nocnej koszuli. Znowu się poruszyła, pewnie jej gorąco, koc zsunął się na podłogę…
"Przybysz Z Dalekich Stron" отзывы
Отзывы читателей о книге "Przybysz Z Dalekich Stron". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Przybysz Z Dalekich Stron" друзьям в соцсетях.