– Słusznie – podchwyciła żona rycerza, widząc nadarzającą się sposobność pozbycia się kłopotliwego gościa. – Najlepiej będzie, panie, jeśli pojedziesz od razu i dowiesz się wszystkiego.

– Chyba powinieneś się pośpieszyć – dodał Gudmund. – Doszły mnie słuchy, że kiepsko z twym opiekunem.

Wojownik westchnął ciężko, a przez jego oblicze przemknął cień.

– Najlepiej będzie, jeśli wyznam od razu całą prawdę – zaczął. – To ja zadałem mu tę przeklętą ranę. Niełatwo mi dźwigać to brzemię.

Żona rycerza jęknęła przerażona.

– Chciałeś zabić swego opiekuna? Nigdy nie słyszałam o czymś równie okropnym!

– Uratował mi życie – wtrąciła Tova. – Gdyby nie on, Grjot by mnie udusił.

– Musiałem dokonać wyboru – rzekł cicho Ravn. – Bodaj bym już nigdy nie musiał czynić czegoś takiego! Mój pan nie wie, że wbiłem mu nóż w plecy. Tova to przemilczała.

Rycerz i jego żona siedzieli ze zwieszonymi głowami.

Kiedy Borghild wróciła z wiadomością, że nie może znaleźć Øysteina, nikogo specjalnie to nie zdziwiło. Ravn powiedział:

– Cóż, zatem wracam natychmiast do Grindom. Spróbuję się dowiedzieć czegoś o mężczyźnie, który zajechał do dworu przed trzydziestu laty.

– Pojadę z tobą – zdecydował nagle rycerz. – Powinienem omówić z Grjotem parę spraw, póki jest przy życiu. Z planowanej przeze mnie podróży do miasta i tak nic na razie nie wyjdzie.

– Dzięki ci, dobry Boże – wyszeptała Tova. – Czy mogłabym pojechać razem z wami do Grindom?

– Nie, zabraniam ci! – wykrzyknęła wzburzona matka.

– Ależ tak, oczywiście, że może! – Rycerz objął córkę ramieniem. – Weźmiemy powóz, żebyś się nie zmęczyła. Rana nie jest taka groźna, jak nam się zrazu wydawało.

– Przecież nie możesz jej tam z sobą zabrać! I to jeszcze z tym człowiekiem! – zawołała żona rycerza.

– Wiesz, czego przede wszystkim nie mogę zrobić? – odpowiedział ostro. – Zostawić jej tutaj bez ochrony. Tyle złych przygód już ją spotkało! Wierzę, że razem z Ravnem potrafimy się nią zaopiekować.

Tovę ucieszyła decyzja ojca, ale zaraz przypomniała sobie, że Grjot znał całą prawdę o niej i Ravnie. Jeśli powie rycerzowi, jak wielką krzywdę Ravn jej wyrządził, trudno przewidzieć, co się stanie.

– To znaczy, że porzuciłeś, panie, podejrzenie, iż to wysłannicy królowej Margarethe usiłują poróżnić właścicieli potężnych dworów norweskich? – spytał Ravn, by zmienić temat. On także poczuł się niepewnie.

– Tak, bo choć doszły mnie słuchy o planach królowej, uważam, że w naszej sprawie nie o to chodzi. Dojdziemy prawdy. Jesteśmy na dobrej drodze.

– Na dobrej drodze – szepnęła Tova do ucha Ravnowi, gdy rodzice nieco się oddalili, i dodała: – Jeszcze raz dziękuję za piękną chochlę, obejrzałam ją sobie przy świetle dziennym. Rzeźbił ją prawdziwy artysta!

– Artysta? – żachnął się. – Przecież to moja robota!

– Twoja? – z udanym zachwytem wykrzyknęła Tova. – Jakiś ty zdolny! Czy naprawdę wyrzeźbiłeś ją dla mnie? To znaczy, czy myślałeś o mnie strugając drewno?

– Myślałem nieprzerwanie – zapewnił z powagą.

Tova westchnęła i zadrżała, przepełniona szczęściem.

Niestety, w drodze do Grindom nie miała wielu okazji, by porozmawiać z Ravnem, gdyż siedziała w powozie, podczas gdy on jechał konno. Ale ich gorące spojrzenia często się spotykały. Łącząca ich więź zdawała się być coraz silniejsza. Oboje z utęsknieniem wyczekiwali chwili, gdy zostaną tylko we dwoje, tymczasem rycerz nie spuszczał ich z oka.

W powozie trzęsło niemiłosiernie przez całą drogę nad fiord, na szczęście piękne krajobrazy lata wynagradzały Tovie wszelkie niewygody.

Nigdy wcześniej dziewczyna nie była w Grindom. Z rozszerzonymi ze zdumienia oczami popatrzyła na starą posiadłość, niegdyś własność potężnych jarlów.

Gdy szli już przez dziedziniec, Tova nagle zatrzymała się i z wrażenia ledwie wydobywając z siebie głos, wyszeptała:

– To on, Lis, którego szukamy. Co on tu robi? Dziwne!

– Zwariowałaś? – zdziwił się Ravn. – Przecież to Fredrik! Doradca i przyjaciel Grjota.

– Ale to był Lis!

– Widziałaś tylko jego plecy! Nie bądź głupia.

Kiedy jednak Ravn odtworzył sobie w pamięci twarz Fredrika, skojarzenie Tovy nie wydało mu się już takie absurdalne. On co prawda znał Fredrika od zawsze i przywykł do jego wyglądu, ale… Nie, Tova fantazjuje, to nie może być prawda!

Przybyłych niezwłocznie poprowadzono do Grjota.

Tova przeraziła się ujrzawszy, jak bardzo zniszczyła go choroba. Domyśliła się, że nie zostało mu wiele czasu. Stanęła z tyłu, żeby nie rzucać się zbytnio w oczy. Odniosła wrażenie, że Grjot jej nie rozpoznał. Dwaj potężni mężowie wymienili uprzejme słowa powitania i wyrazili wolę puszczenia w niepamięć starych sporów.

– Przybyliśmy tu zapytać ciebie o wydarzenia sprzed trzydziestu lat – oznajmił rycerz. – Czy pamiętasz mężczyznę z zachodu, który pojawił się wtedy w naszych stronach?

Grjot wykrzywił twarz.

– Żądasz chyba ode mnie zbyt wiele. Jakże miałbym spamiętać wszystkich, którzy się tu kręcą?

– Chodzi o czas, kiedy grasowała „czarna śmierć”. Podejrzewano, że właśnie ten człowiek przywlókł dżumę, która poczyniła w naszych dworach tak straszne spustoszenie.

– A, tego pamiętam – odrzekł Grjot.

Milczał długo, zbierając siły. Słychać było jego ciężki oddech, z pewnością miał też gorączkę.

– Zabija mnie ten przeklęty bronchit – jęknął w końcu.

– Bronchit? – spytał powoli Gudmund. – A ja sądziłem, że to rana na plecach sprawia ci tyle cierpienia.

– E tam, coś takiego nie zmogłoby przecież starego Grjota. Choć po prawdzie rana słabo się goi, ale wiesz, ciało już nie takie młode. Strasznie męczy mnie kaszel. Ale jeszcze żarzy się we mnie iskierka życia – dodał.

Tova usłyszała westchnienie z drugiego końca izby. Bardzo ucieszyła się w imieniu Ravna, wiedząc, jaką ulgę przyniosła mu wiadomość, że nie jest winny chorobie opiekuna.

– Tak – westchnął Grjot. – Może powinienem to w końcu wyznać, żeby ominęły mnie czyśćcowe męki? Ale wierz mi, Ravn, że przychodzi mi to z trudem.

Wojownik popatrzył zaskoczony.

– Do mnie kierujesz te słowa, panie? Dlaczego?

– Posłuchaj! Z zachodu przybył mężczyzna, nie znał naszego kraju, ale znał język. Pochodził z wyspy Katanii.

Ravn i Tova drgnęli równocześnie.

– Szukał twojego ojca, Ravn. Fredrik doradził mi jednak, bym się nie przyznawał, że on tu jest, i wysłał obcego w dalszą drogę. Posłuchałem go.

– Dlaczego? – zapytał Ravn, a jego twarz stężała.

– Przestraszyłem się, to proste. Zarówno twój ojciec, jak i ja wiedzieliśmy, że mój ojczym porwał syna księżniczki Katanii, córki szkockiego króla, i uczynił go swym niewolnikiem. Fredrik przypuszczał, że oto nadciąga zemsta. Na wszelki wypadek powiedzieliśmy obaj, że nic nie wiemy o twym ojcu, ale że słyszeliśmy plotki, iż wywieziono go gdzieś dalej w głąb kraju. Mężczyzna ruszył więc dalej, a po jego wyjeździe wybuchła u nas epidemia dżumy.

– Czy przywiózł coś ze sobą? – spytał powoli Gudmund.

– Przyjechał konno, solidnie objuczony. Zdaje się, że Fredrik ruszył w ślad za nim następnego dnia, żeby się zorientować, dokąd się udał, ale już go nie spotkał.

– Czy ja już byłem na świecie? – zapytał cicho Ravn.

– Nie, ty urodziłeś się trzy albo cztery lata później.

– To znaczy, że moi rodzice nie umarli na dżumę?

– Nie, okoliczności ich śmierci są dość niejasne, musiałbyś zapytać o to Fredrika, który zapewne wie więcej, aniżeli mówi. W każdym razie mogę cię zapewnić, że nie miałem z tym nic wspólnego. Zaopiekowałem się tobą, ponieważ byłeś wyjątkowo ładnym i silnym dzieckiem. Zapewniłem ci dobre wychowanie, godne wojownika.

Nie wydawało się, by Ravn podzielał jego zdanie.

– W takim razie mam nadzieję, że byłem dla ciebie, panie, dobrym sługą. Już jako dziecko chodziłem za tobą jak cień. Stałem u twego boku za dnia, nocą zasypiałem na progu twej izby. Starałem zdusić w sobie potworną samotność, jaką odczuwałem, udając twardego i bezwzględnego, nauczyłem się drwić z wszelkich objawów wrażliwości. W pogardzie miałem towarzystwo innych, za wszelką cenę starałem się zdławić w sobie strach, jaki wywoływały we mnie czyny, do których mnie zmuszałeś. Przez całe życie nie zajmowałem się niczym innym, jak tylko pilnowaniem i ochranianiem ciebie. Mam nadzieję, że jesteś ze mnie zadowolony – zakończył z goryczą w głosie.

– Owszem, nawet bardzo – rzekł Grjot.

– Powiedz mi, Grjot – wtrącił rycerz – czy sam wpadłeś na ów nieszczęsny pomysł, żeby porwać moją córkę i w zamian za jej uwolnienie zagarnąć moje dobra?

Mężczyzna na łożu machnął ręką.

– Nie, nie, podsunął mi to Fredrik, zresztą uważam, że była to świetna myśl. Nie pojmuję jednak, jak mogłeś wysłać ludzi, żeby podłożyli ogień pod Grindom. Przecież naraziłeś tym samym życie swojej córki.

– Nikogo nie posyłałem. Wprawdzie Øystein, jeden z parobków, twierdzi, że taki otrzymał rozkaz, jednak nie potrafił powiedzieć, od kogo.

– To znaczy, że wtrącił się ktoś obcy?

– Jedna osoba, która zresztą już nie żyje.

Twarz Grjota pociemniała z gniewu.

– Znam Øysteina, powiadają, że to mój bękart. No cóż, nie da się tego wykluczyć.

Tova zapominając, że powinna trzymać się w cieniu, wybuchła;

– Czy spotkałeś go, Ravn, tu w Grindom wczesną wiosną?

– Owszem, razem z Fredrikiem.

– Proszę, proszę, kogo ja widzę – rzekł Grjot mile zaskoczony. – Rycerzu Gudmundzie, Grjot jeszcze się nie poddał. Zamierzam poślubić twoją córkę, bo pewnie nikt inny jej nie zechce po tym, jak…

– O co chodzi? – spytał z niepokojem rycerz.

– A co, Ravn nic ci nie opowiedział? – chory zarechotał złośliwie. – Dziewczyna także się nie poskarżyła, że ją zhańbił?

Rycerz poczerwieniał na twarzy. Zapadło ciężkie milczenie, które przerwała Tova:

– Jeśli Ravn powiedział wam coś takiego, panie Grjocie, to pewnie dla przechwałki. Chciał, byś był z niego zadowolony. Ja mogę jednak przysiąc, że Ravn nigdy nie użył wobec mnie przemocy.

Rycerz patrzył to na nią, to na Ravna, zaskoczonego słowami dziewczyny. Tova odważnie wytrzymała wzrok ojca, a Ravn zachodził w głowę, jak mogła przysiąc nieprawdę, ona, która tak gorąco wierzyła w Madonnę.

Ale nawet jeden mięsień nie drgnął w jego twarzy.

– Wierzę ci, córko – powiedział rycerz. – Wiem, że nie okłamałabyś mnie. Ale wracając do sprawy. Wszystko wskazuje na to, że Fredrik z Øysteinem zmówili się, żeby nas ze sobą skłócić, Grjot. Prawdopodobnie po to, by…

Ale pan na Grindom, wyraźnie zmęczony rozmową, zapadł w drzemkę. Opuścili więc izbę i zostawili go pod opieką służby.

Kiedy wyszli, Ravn szepnął do Tovy:

– Jak mogłaś przysiąc, że nic ci nie zrobiłem? Okłamałaś ojca i swoją Madonnę.

– Nieprawda – odrzekła, patrząc mu w oczy. – Czy to gwałt, jeśli kobieta dostanie to, czego tak naprawdę w głębi serca pragnie? – I uśmiechnęła się do niego.

Ravn stał oniemiały. Długo patrzył na nią, jak odchodzi lekko utykając.

Poczuł żarliwe pragnienie, by już na zawsze pozostać przy niej, opiekować się nią, ofiarować jej całą swoją miłość i cieszyć się jej miłością. Jednocześnie jednak zdawał sobie sprawę, że rodzice dziewczyny nigdy mu jej nie oddadzą.

Pozostanie mu tylko cudowne wspomnienie tej krótkiej chwili, gdy tuląc do siebie uwięzioną w potrzasku Tovę, po raz pierwszy doznał prawdziwej bliskości drugiego człowieka.

ROZDZIAŁ XI

Ravn powiadomił rycerza i Tovę, że zamierza udać się na wybrzeże, bo dowiedział się w końcu, jak nazywał się ów mężczyzna, który spotkał się z Øysteinem i Fredrikiem w Grindom, a którego już nikt później nie widział.

– Trudno się dziwić, skoro Fredrik go zabił – rzuciła z przekąsem Tova. – Czy wrócisz prędko?

– Sądzę, że będziecie chcieli usłyszeć, czy udało mi się rozwikłać zagadkę? – Serce zabiło mu mocno w nadziei, że powiedzą: „tak”.

– Oczywiście – odpowiedział bez wahania rycerz.

– To dobrze – ucieszył się wojownik, a na jego twarzy odmalowała się wyraźna ulga. Teraz, gdy wiadomo już było, kogo szukał przybysz z Katanii, Ravn uznał, że sprawa dotyczy jego osobiście.

Starał się przedłużyć moment rozstania, gdyż bardzo mu zależało na tym, by pożegnać się z Tovą na osobności, ale widząc, że ojciec nie odstępuje córki, ruszył powoli w stronę stajni. Doniesiono mu, że Fredrik w pośpiechu, jakby grunt mu się palił pod nogami, osiodłał konia i pogalopował na wschód. Nieoczekiwany przyjazd rycerza najwyraźniej pokrzyżował mu plany.

Tova stanęła przy drzwiach powozu.

– Może poszłabym do stajni, ojcze? Chciałabym się pomodlić za konia Ravna, żeby szczęśliwie dowiózł go do celu.

Rycerz bez trudu przejrzał zamiary Tovy i rozbawiony wymyślonym przez nią pretekstem, wybuchnął śmiechem.

– Doprawdy wrodziłaś się we mnie, córko! Twoja matka nigdy nas nie zrozumie! Ale okażmy jej pobłażliwość, ona po prostu jest inna. Jedźmy już, żeby przed zmrokiem zdążyć do domu!