– Rozumiem, że mówisz całkiem serio, Phillipie. Obiecuję, że się nad tym zastanowię.

– Musisz zrobić więcej, niż się nad tym tylko zastanowić. Ktoś od dłuższego już czasu się powstrzymuje przed działaniem, ale dłużej nie wytrzyma.

– Phillip, czy jesteś moim przyjacielem? – spytała nieufnie.

– Tak, oczywiście, jestem twoim przyjacielem!

Camilla zorientowała się, że postawiła to pytanie w nieodpowiedni sposób. Miała na myśli Przyjaciela, Philip natomiast zrozumiał to w sensie potocznym. Nie miała odwagi drążyć tematu.

– Jeżeli wiesz o… niezbyt szlachetnych sprawach w twojej rodzinie, dlaczego nic w tej sprawie nie zrobisz?

Wyjrzał przez okno.

– Takich rzeczy nie robi się z przyjemnością, Camillo. I nie jest to takie proste. Próbuje się przynajmniej ratować pojedyncze kawałki. W desperackiej nadziei.

– A teraz pękają fundamenty?

– W znacznym stopniu. Powiedzmy, że łuk został trochę za mocno naciągnięty.

Camilla poszła za ciosem, przejmując inicjatywę.

– Phillipie, czy twój dziadek żyje? Wyprostował się, a jego oczy nabrały zimnego wyrazu.

– Taki człowiek jak mój dziadek jest nieśmiertelny – odparł krótko.

Zapadła cisza. Camilla miała nadzieję, że będzie mówił dalej, opowie o wielu tajemnicach Liljegården, ale ponieważ nie dodał nic więcej, wstała.

– Greger na mnie czeka.

– Pamiętaj o tym, o czym ci mówiłem, moja miła.

– Będę pamiętać.

Była to najdłuższa i najbardziej osobista rozmowa, jaką kiedykolwiek Camilla prowadziła z Phillipem.

A on był bardziej zagadkowy niż kiedykolwiek.


Camilla miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę; Greger będzie zły. Odwiedziła swojego znajomego lekarza, którego na szczęście zastała w domu.

– Ależ ty się zmieniłaś, Camillo! – zdumiał się, kiedy usiedli naprzeciw siebie. – Wiesz, przez jakiś czas naprawdę obawiałem się, że będziesz społecznie nieprzystosowana, jak to się mówi, ale chyba nie ma takiego niebezpieczeństwa.

Powinien mnie pan widzieć tydzień temu, pomyślała Camilla. Wtedy niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu. Zaczęła zdecydowanym głosem:

– Wiem, że obowiązuje pana tajemnica zawodowa i nie proszę o jej złamanie. Ale jest jedna sprawa, która ma dla mnie wielkie znaczenie i bardzo mnie martwi. Dotyczy ona Dana Francka…

Doktor znieruchomiał.

– Ach, tak.

– Nie pytam o to, co mu dolega, bo chyba się tego domyślam. Dan jest pana pacjentem, prawda?

– Tak.

– Proszę o radę, to wszystko. On dla mnie tak wiele znaczy, więcej niż sobie z tego zdawałam sprawę. Chciałabym tylko wiedzieć, czy można mu w jakiś sposób pomóc i czy takie próby nie są zupełnie bezcelowe.

Doktor zawahał się i przyglądał się Camilli w zamyśleniu.

– Czy jesteś silna?

– Kiedy się żywi prawdziwe uczucia, to chyba się jest silnym.

– Tak – zgodził się z nią doktor – i nie uda mi się chyba ci przeszkodzić. Trzymaj się tego chłopca. Trwaj przy nim. I spróbuj go przekonać do czegoś, o co od dawna go proszę. To dla niego trudny wybór, ale sądzę, że powinien wybrać tę możliwość. Jednak musi to zrobić dobrowolnie.

Camilla spuściła głowę.

– Dobrze – odparła po chwili. – Zrobię, co tylko możliwe, oby mnie tylko słuchał.

Uśmiechnęła się trochę niepewnie:

– Może mi się uda… Powiedział, że mnie potrzebuje.

Lekarz zrozumiał radość dziewczyny.

– Chciałbym w to wierzyć.

– Nikt do tej pory mnie nie potrzebował – wyznała cicho. – To takie wspaniałe uczucie – to mówiąc Camilla wstała. – Dziękuję za pomoc.

– Powodzenia, Camillo. Możesz go potrzebować, bo uprzątnięcie wszystkich nikczemności w Liljegården nie jest sprawą, której mógłby podjąć się ktokolwiek. I jeszcze jedno: sądzę, że nie powinnaś tam mieszkać. Mamy na oku ten dom, rozumiesz, zarówno policja, jak i wydział zdrowia. Nie możemy wkroczyć, dopóki bracia Franck zachowują się spokojnie, ale wiemy, że mieści się tam wiele zepsucia.

Skinęła głową.

– Słyszałam o tym.

Kiedy Camilla wyszła, zatrzymała się i zamknęła oczy.

Westchnęła głęboko, próbując opanować drżenie. Była kompletnie załamana.

Wolno stawiając kroki ruszyła w stronę domu.


Zrezygnowana weszła w ciemny korytarz i sprawdziła znajome miejsce na rurze. Wiedziała teraz zbyt wiele, aby wierszyk zawierający cztery zagadki dłużej ją interesował.

Leżała tam jakaś kartka. Wzięła ją ze sobą do pokoju i przeczytała.

Możesz skreślić Uwodziciela ze swojej listy. Zrezygnował ze swych planów. Zakochał się w Tobie.

Camilla zamyśliła się. Skąd Przyjaciel mógł tyle wiedzieć o swoich braciach?

Uśmiechnęła się do siebie. Uwodziciel zrezygnował. Zakochał się w niej…

W niej się zakochał!

Och, Dan, mój kochany, teraz kiedy już wiem, mogę zrobić dla ciebie wszystko!

Było tam jeszcze kilka słów, dopisanych na samym dole:

Ja także Cię kocham.

Przyjaciel, którego całowała tak gorąco w korytarzu. Cóż za ironia losu, mieć wspaniałego przyjaciela, na którym można absolutnie polegać, i zakochać się w…

Camilla chciała powiedzieć „zawodowym podrywaczu”.

Pośpiesznie napisała kilka słów i położyła kartkę w umówionym miejscu.

Jeden jest uwodzicielem – a więc to Dan.

O, nie, Greger musi być teraz wściekły. Tyle czasu jej nie było. W największym pośpiechu Camilla wróciła do biura.

Ale Greger nie był wściekły. Przeciwnie, jąkał się, był zmieszany i zachowywał się dziwnie przez całe popołudnie.

Tak jakby miał wyrzuty sumienia.

ROZDZIAŁ XVII

Gdyby Camilla teraz, na podstawie ostatnio zdobytych informacji, sporządziła nową listę, szybko zauważyłaby kilka alarmujących sygnałów. Nie zrobiła jednak tego. Instynktownie broniła się przed kolejnym eksperymentem ze skreślaniem imion.

Przy obiedzie, podanym przez niezbyt pomysłową, ale sympatyczną panią Johnsen, wszyscy byli obecni. Camilla zarówno cieszyła się, jak i obawiała spotkania z Danem, ale nigdy nie spodziewałaby się, że pojawi się w dobrej formie, pokazując swoje zwykłe, beztroskie i gadatliwe ja. Nie wierzyła, że w ogóle się pojawi. Nikt, wydawało się, nie zwracał uwagi na to, że nosił słoneczne okulary w mieszkaniu, i Camilla zrozumiała, że scena z dzisiejszego ranka nie była niczym niezwykłym. Pełna współczucia obserwowała go przez stół, ale on mówił bez przerwy, naturalnie i beztrosko, o niżu, który zbliżał się do Liljegården. Podwinął rękawy koszuli i Camilla spojrzała, czy nie ma na nich śladów ukłuć, ale nie zauważyła ani jednego. Zażywał chyba wyłącznie tabletki.

Poza tym czy nie wiedział, że rani ją, zachowując się tak obojętnie i nie okazując nawet cienia sympatii? Do sceny sprzed paru godzin nie nawiązał ani słowem, jakby się nic nie stało. I Camilla, biedna, zaczęła wierzyć, że Przyjaciel pomylił się w swoim przypuszczeniu, iż Uwodziciel Dan się w niej zakochał.

Po obiedzie czekał ją nowy szok. Jej kartki, którą zostawiła w korytarzu, nie było, ale nie było też nowej wiadomości! Żadnej odpowiedzi. Żadnej odpowiedzi na jej ostatnie pytanie. Camilla poczuła nagle, że straciła jedyną podporę. Milczenie Przyjaciela wywołało przeraźliwą pustkę.

A jeśli on już nigdy nie odpowie? Jakże była samotna! Nagle zrozumiała, jak wiele dla niej znaczyła przyjaźń nieznajomego!

W desperacji zostawiła kartkę z jeszcze jednym pytaniem. Jeżeli teraz nie otrzyma odpowiedzi, sama sobie dłużej nie poradzi. Danowi nie mogła się zwierzyć, jej stosunek do niego był czymś zupełnie innym.

Gdzie jest dziadek? napisała i podkreśliła słowa, żeby pokazać swą rozpacz i zagubienie.

Dłuższą chwilę siedziała w swoim pokoju, gryząc ze zdenerwowania palce i próbując nie tracić kontroli nad sobą.


Tego samego wieczoru Michael przystąpił do ataku. Camilla spodziewała się tego i była dobrze przygotowana.

Znaleźli się sam na sam w salonie. Inni bracia zajęci byli swoimi sprawami.

– No…? – zaczął Michael, odkładając gazetę.

– Co no? – spytała Camilla, nie spuszczając wzroku z ekranu telewizyjnego.

Wstał ze swego miejsca i usiadł na poręczy fotela Camilli. Wydawało się, że rozkoszuje się zapachem jej włosów.

– Czy już się zastanowiłaś?

Spojrzała na niego niewinnie.

– Zastanowiłam?

Zmarszczył czoło zirytowany.

– Tak, nad tym, o co pytałem. Dałem ci na to dwa dni. Pytałem, czy chciałabyś wyjść za mnie!

– Naprawdę? – spytała z uśmiechem. – Myślałam, że żartujesz.

– Nie żartowałem – odparł, opanowując się. – No, chcesz?

– Wyjść za ciebie? Dlaczego, u licha, miałabym to zrobić?

– No, a dlaczego nie? – nie poddawał się. – Kocham cię, wiesz o tym!

– To przykre – Camilla udała zmartwioną. – Ponieważ ja cię nie kocham. I nigdy cię nie pokocham.

– Jak możesz być tego pewna?

– Po pierwsze dlatego, że nie masz innych zalet poza pociągającym wyglądem. Po drugie, ponieważ absolutnie nic nie czułam, kiedy mnie pocałowałeś. Po trzecie, ponieważ nie mam ochoty cię utrzymywać, a po czwarte, ponieważ kocham innego. Kogoś, kto może nie wygląda tak dobrze jak ty i kto, być może, nie będzie mnie mógł utrzymywać, ale za kim tęsknię dzień i noc. Wystarczy?

Wyszła z dumnie podniesioną głową, a Michael patrzył za nią, całkiem oniemiały.

Dopiero wtedy Camilla zauważyła, że na sofie w holu leżał Dan. Musiał słyszeć każde słowo.


Camilla bała się burzy, mimo że sama energicznie temu zaprzeczała. Tej nocy około jedenastej rozległy się pierwsze grzmoty i dlatego nie mogła usnąć.

Deszcz lal jak z cebra, burza szalała, a błyskawice przeszywały ciemność jedna po drugiej. Z tego powodu Camilla nie położyła się do łóżka, ale siedziała na fotelu z podkulonymi nogami. Nagle usłyszała krzyk.

Dziki, nieludzki krzyk, jakby nie z tego świata, który rozniósł się po całym domu.

Pierwszy na myśl przyszedł jej Dan. Czy zabrakło mu środków stymulujących? Czy miał nowy atak?

W Camilli obudził się instynkt opiekuńczy. Zapomniała o swoim strachu przed burzą, wsunęła na nogi pantofle i wybiegła przez kuchnię do holu. Zatrzymała się, nasłuchując.

W domu panowała cisza. Deszcz bębnił o dach i szyby, w holu paliło się światło, ale w salonie było ciemno i pusto. Pośpiesznie dotarła do drzwi pokoju Dana, zapukała i nacisnęła klamkę, nie czekając na odpowiedź. Ku jej zaskoczeniu drzwi się otworzyły. Wewnątrz panował mrok. Zapaliła światło i szybko przeszła przez pokój. Dana nie było, nie było też śladu, żeby się kładł do łóżka. Obok telefonu leżał bloczek i Camilla zauważyła w nim jakieś notatki. „Czw. Cam. Pt. S.R. g. 21”.

Godzina 21… Dwie godziny temu. Przypuszczalnie nadal był poza domem. Coś zakłuło ją w środku. Najpierw musiał zanotować, że ma się w czwartek spotkać z Camillą, żeby mieć pewność, że nie zapomni, a teraz w piątek wyszedł z S.R. Kto to był S.R.?

Camilla znowu wyszła do holu. Z góry dochodził słaby dźwięk, widocznie nie była sama w domu. To pocieszające.

Zapukała do drzwi Phillipa, lecz bez rezultatu. Wbiegła po schodach. W tej sekundzie uświadomiła sobie, że jest ubrana tylko w lekką koszulkę nocną (pomysł Marthy), ale wracać teraz to bez sensu.

Zapukała też do drzwi Michaela i Gregera, żadnego z nich nie było. W największym pośpiechu zajrzała do pokoju Heleny, ale świecił pustką. Ktoś jednak musiał być w domu!

Wtedy to zobaczyła. Słaba smuga światła wpadała do pogrążonej w ciemności najodleglejszej części holu. Ktoś otworzył drzwi na strych!

Camilla zaczęła powoli iść w tę stronę jak przyciągana magnesem.

Wtedy z góry doszedł ją kolejny krzyk, krzyk strachu.

– Ty diable!

Potem usłyszała cichy, zduszony śmiech.

Camilla nie namyślała się dłużej. Kierowana instynktowną potrzebą niesienia pomocy wspięła się na wąskie schody prowadzące na strych. Ujrzała nad sobą belki sklepienia oświetlone lampami jarzeniowymi. Kiedy znalazła się na górze, pod stopami poczuła surowe deski podłogowe.

Zdążyła ogarnąć wzrokiem groteskowe skamieniałe postacie ludzkie, które mroziły krew w żyłach. Zobaczyła też komin oraz stary wojskowy hełm na parapecie niewielkiego okienka, gdzie pająk utkał swą sieć. Po chwili usłyszała cichy, bezradny jęk dochodzący zza komina. Zdążyła postąpić parę kroków w głąb strychu i zawołać:

– Czy jest tu ktoś?

Wtedy domem wstrząsnął grzmot, poprzedzony błyskawicą. Zgasło światło i wokół zrobiło się czarno.

W ciszy, która nastała po uderzeniu pioruna, Camilla usłyszała, że ktoś wypadł z drugiego pomieszczenia. Szybkie kroki zbliżały się, a z oddali usłyszała krzyk wściekłości.

Błyskawica przecięła ciemność. Biegnąca postać dostrzegła Camillę i pociągnęła za sobą w stronę schodów. Ale dziewczyna zareagowała odruchowo. Nie pomyślała o tym, czy ten, który ją złapał, był przyjacielem, czy wrogiem, tylko próbowała się wyrwać. Udało się jej i uskoczyła w nieznaną ciemność. Lecz uciekający mężczyzna znalazł się znów tuż obok, położył jej rękę na ustach i pociągnął w kąt za belką. Stanął plecami do ściany i mocno przytulił Camillę do siebie. To, co teraz usłyszała, słyszała już przedtem – powolne, lecz bezlitośnie pewne swego celu kroki. Dawno już oddaliły się od pomieszczenia za kominem i słychać je było, ciężkie i nieustępliwe, w miejscu pomiędzy kryjówką uciekinierów a schodami.