– Po prostu znikniesz, rozumiesz? Kto będzie chciał cię szukać? Potem cię znajdą, po jakimś czasie.

– Rozumiem. Chodzi o jego pieniądze.

– Właśnie, Helena potrzebuje pieniędzy. I ja też – włączył się do rozmowy Phillip.

Camilla skierowała wzrok na Phillipa. Teraz domyśliła się, skąd ta jego napięta skóra i powolne ruchy. Phillip był narkomanem w zaawansowanym stadium, chyba już nieuleczalnym. W Camilli zbudziła się dzika, dusząca nienawiść do Heleny. Wyczuła instynktownie, że ona była całym mózgiem tego wszystkiego. Helena to szatan, Meduza z wężowymi włosami i wzrokiem, który zabija wszystko, co znajdzie się w pobliżu.

A Dan… czy on także był pod jej wpływem?

– Weźmiemy ją na górę na strych? – spytał Phillip z nadzieją.

– Z przyjemnością – odparła Helena. – Czy masz jakiś pomysł?

Skinął głową.

– Już zacząłem przygotowania. Zajrzę na górę i skończę to.

Jego oczy błyszczały ze szczęścia jak u dziecka podczas fascynującej zabawy.

– Jeżeli tak, to ja dotrzymam Camilli towarzystwa.

Sam na sam z Heleną… Nie, ta myśl była nie do wytrzymania. Camilla podjęła desperacką próbę ucieczki. Rzuciła się do holu, Helena za nią. Dopadła jej i obie runęły jak długie. Phillip zbiegł po schodach prowadzących na strych i wspólnymi siłami przycisnęli szarpiącą się Camillę do zniszczonego dywanu.

– Masz strzykawkę, Heleno?

– Tak, zaraz ją przyniosę.

Helena pobiegła do swego pokoju, a Phillip tymczasem przytrzymywał Camillę. Jego oczy błyszczały fanatycznym blaskiem.


Taksówkarz pomylił drogę i wjechał w małą uliczkę na tyłach Liljegården. Dan miał właśnie wyjaśnić, jak trzeba jechać, by trafić na właściwą drogę, gdy nagle znieruchomiał. Za domem stał zaparkowany samochód.

Ten samochód… Dan zamarł z przerażenia.

Ona tu jest! Czy dowiedziała się, że on i Camilla byli bliższymi przyjaciółmi, niż myślała? Próbował swoje uczucia do Camilli zachować w tajemnicy, nawet przed samą dziewczyną, bo Camilla nie należała do tych, którzy potrafili cokolwiek ukryć. W jej twarzy można było czytać jak w otwartej księdze.

Czy ktoś ich widział w barze hotelowym? Bardzo ryzykował, zabierając Camillę tego wieczoru ze sobą, ale miał za zadanie obserwować wtedy okolicę, a nie chciał zostawiać swej przyjaciółki samej w domu. Wiedział bowiem o niecnych planach Gregera uwiedzenia jej. Ze swej strony gorąco pragnął spędzić z Camillą cały wieczór. Ale ktoś mógł o tym donieść.

Dan przypomniał sobie pewną dziewczynę, z którą tylko rozmawiał kilka razy w mieście. Helena zobaczyła ich i wkrótce po tym dziewczyna uległa przykremu wypadkowi. Dan domyślał się, za czyją sprawą, i dlatego nie chciał tym razem ryzykować. Bał się o Camillę.

A może Helena zjawiła się tu w innej sprawie?

Pierwsza próba zabójstwa Camilli oszołomiła Dana. Nie mógł zrozumieć, kto za tym stał, nawet Phillip miał niezbite alibi. O drugą próbę zamordowania Camilli podejrzewał natomiast Helenę, ponieważ tamta dziewczyna miała właśnie wypadek samochodowy. Wtedy Dan postanowił być jeszcze ostrożniejszy w okazywaniu uczuć Camilli, a jednocześnie strzec jej jeszcze staranniej. Ale dziś wieczorem musiał ją opuścić, a tu stał wóz Heleny!

Helena i Phillip… Pupile dziadka, którzy z błyszczącymi oczami słuchali jego makabrycznych historii. Równie źli i cyniczni – i tak samo zręcznie ukrywający to przed światem. Dan wątpił, żeby Phillip zdolny był do popełnienia morderstwa, ale Helena nie cofała się przed niczym, jeżeli chciała coś osiągnąć.

Dan zapłacił za kurs, przeskoczył przez płot sąsiadów, minął dziedziniec i znalazł się na terenie Liljegården. Wszedł tylnym wejściem i skierował się w stronę pokoju Camilli. Nagle usłyszał jęk dochodzący z góry.

Wbiegł po schodach na górę. Jego oczom ukazała się przerażająca scena: Camilla leżała na podłodze, szarpiąc się i kopiąc, Phillip przytrzymywał ją, a Helena pochylała się nad dziewczyną ze strzykawką w ręku.

Dan z całej siły odepchnął Helenę na bok. Wrzasnęła ze złości.

Wtedy przyszła kolej na Phillipa, był to twardszy orzech do zgryzienia, ale Dan sobie poradził. Kiedy przyrodni brat został unieszkodliwiony, Dan przeciągnął go do pokoju Michaela i zamknął drzwi na klucz. Phillip został wyłączony z gry, przynajmniej na pewien czas.

Camilla postąpiła niepewnie parę kroków w stronę Dana, powtarzając jego imię. Objął ją i przytulił do siebie.

– Kochana – szeptał – kochana Camillo.

Teraz już niczego się nie bala. Dan był przy niej. To on był prawdziwym Przyjacielem i nareszcie się ujawnił. Camilla oparła głowę na jego zdrowym ramieniu, ogarnął ją błogi spokój.

Helena tymczasem podniosła się i oparła o balustradę. Rzuciła z pogardą:

– Próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość? Myślisz, że uda ci się zwieść tę biedną dziewczynę? Nie wierz mu, Camillo. On robi to tylko po to, żebym była zazdrosna! Dan szaleje za mną, rozumiesz, ale nigdy mnie nie zdobędzie, bo ja potrzebuję mężczyzny, a nie słabeusza!

Dan spojrzał na nią.

– Ile razy musiałem wyrzucać cię z mojego pokoju, Heleno? Nie możesz znieść tego, że jakiś mężczyzna ci odmawia?

Helena zaśmiała się ironicznie.

– Ty niby miałbyś mi odmówić?

– Tak. Odkryłaś mój słaby punkt, wiedziałaś, że jestem uzależniony od leków przeciwbólowych i próbowałaś namówić mnie do narkotyków. Miały mi przynieść ulgę. Ale ja wiedziałem, że jeśli posłucham twojej rady, wkrótce będziesz miała mnie w swojej mocy, tak jak to się stało z Phillipem i Michaelem. Tego jednak nie chciałem. Poza tym nigdy nie pociągałaś mnie fizycznie.

Helena z trudem łapała oddech. Dan, mówiąc dalej, obejmował opiekuńczo Camillę. Wiedział, co może najsilniej zranić Helenę.

– Tylko Camilla coś dla mnie znaczy. Do ciebie nigdy nic nie czułem.

Helena zakryła rękami twarz i rozpłakała się ze złości.

Camilla zrozumiała, że Helena naprawdę chciała zdobyć Dana – przypuszczalnie tylko jako eksponat do kolekcji – i że nigdy go nie dostała.

Drżąc ze zmęczenia Camilla podniosła głowę i napotkała spojrzenie Dana. Oboje uśmiechnęli się i pomyśleli o tym samym.

Dan nadal kochał Camillę.

Drewutnia. Ruchliwe chłopięce ręce, rozhisteryzowana dziewczynka, która biła rękami na oślep. O wiele bardziej gorące spotkanie w garderobie. Pocałunek w korytarzu dwojga bardzo młodych ludzi. Iskra, która zapaliła się między nimi.

Teraz byli dorośli. I nic się między nimi nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, ich uczucia przekształciły się w coś głębszego niż tylko fizyczny pociąg.

Helena zrozumiała to i z wściekłością krzyknęła do Dana:

– Co?! Naprawdę chcesz być z tą idiotką, która nie wie o tym, że ma zbyt szerokie biodra, żeby ubierać się w ten sposób, niezręczna, głupia i niewychowana krowa, która…

Głos Dana zabrzmiał jak trzask bicza:

– Wystarczy już, Heleno. Nie rób z siebie bardziej śmiesznej, niż jesteś.

Przez chwilę patrzyła na niego pustym wzrokiem, po czym wbiegła do swego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.

– Zejdź na dół i zadzwoń po policję, Camillo – poprosił cicho Dan.

Wkrótce pojawili się funkcjonariusze. Wyważyli drzwi do pokoju Heleny. Wzięła zbyt dużą dawkę i jej życia nie można było już uratować.

Phillip natomiast został odwieziony do szpitala. Był już jednak tak zaawansowanym narkomanem, że o żadnej kuracji odwykowej nie mogło być mowy. Lekarze dawali mu zaledwie parę miesięcy życia.

ROZDZIAŁ XIX

Dan zadzwonił do Marthy i zjawiła się jak na skrzydłach. Zarówno on, jak i Camilla byli wstrząśnięci śmiercią Heleny i losem Phillipa. Na szczęście Martha przejęła wszystko w swoje ręce. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy Camilli i Dana do swego samochodu i odjechała z Liljegården, zabierając ich ze sobą.

– Zawiozę was do jednego z mieszkań dla pracowników, które obecnie stoi puste. Możecie co prawda mieszkać u mnie, ale myślę, że musicie trochę odpocząć, zanim znowu zaczniecie widywać się z ludźmi, prawda?

Zdołali tylko kiwnąć głowami na znak zgody.

– Jak tam ramię, Dan? – spytała Martha.

– Rano zacznie się piekło, ale zabrałem tabletki.

Camilla wzięła go za rękę.

– Dan, musisz zrobić coś z tym ramieniem.

– Skąd o tym wiesz?

– Wiedziałam o tym już dawno, kiedy miałam jeszcze szesnaście lat. Chociaż nie wiedziałam, że tym mężczyzną w korytarzu byłeś ty.

Twarz Dana wyglądała na bardzo bladą w świetle latarni ulicznych.

– Nie chciałbym stracić ręki.

– Zostanie przecież na swoim miejscu – uspokoiła go Martha.

– Ale nigdy nie będę mógł przytulić Camilli.

– Nawet nie wiesz, jak można sobie radzić z jedną ręką – odezwała się Camilla. – Nie mogę spokojnie patrzeć, że tak cierpisz.

Dan skinął głową.

– Sam też chyba już dłużej tego nie wytrzymam. Dobrze, zgodzę się na zabieg. Dawno już o tym myślałem, ale odkładałem z dnia na dzień.

– I jak tam, Camillo? – uśmiechnęła się Martha. – Czy mogę cię przywitać w naszej rodzinie?

Camilla spojrzała zaskoczona na Dana.

– Tak, co o tym myślisz? – spytał Dan. – Czy chcesz mieć męża inwalidę i teściową starą pannę?

– O tak! – wykrzyknęła Camilla, ocierając łzy. – Ale zaraz, wygląda na to, że wszystko o sobie wiecie?

– Pewnie, że tak – odparł Dan. – Od dawna jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, chociaż ta lisica nigdy mi nie powiedziała, że jest moją matką.

– Wiedziałam na przykład – oznajmiła Martha – że Helena szalała za nim i była tak zazdrosna, iż pewna dziewczyna niemal straciła przez to życie.

– Michael zostanie teraz sam w Liljegården? – zauważyła nieśmiało Camilla.

– Tak, tylko musi pójść na leczenie odwykowe do szpitala. Z pewnością się uda, nie zaszedł tak daleko jak Phillip.

– Teraz rozumiem, że wszystko zostało dokładnie zaplanowane – stwierdziła Camilla. – To nie przypadek, że Helena niby niechcący wpadła na mnie, kiedy szłam do szpitala odwiedzić ojca.

– I śledziła cię? I zamierzała bliżej poznać się z twoim ojcem?

– Oczywiście. I wysłała mnie do Liljegården, żeby łatwiej było się mnie pozbyć. Sądzę jednak, że Phillip się wahał. Właściwie ostrzegł mnie przed sobą lub Heleną albo przed obojgiem. Tak, Phillip się wahał.

– Tak, ale kiedy zapewnił sobie alibi, Helena uderzyła. Phillip zadzwonił w sprawie orchidei, ażeby dać Helenie czas na przygotowanie pieca. I to Helena wzięła mój samochód i goniła cię nim po pobliskich uliczkach.

– Dan – przerwała mu Camilla. – Ty też musisz mi wyjaśnić to i owo. Kiedy barman podszedł do naszego stolika i obiecałeś mu pomóc „pozbyć się tego”, myślałam, że rozmawialiście o narkotykach.

– Bynajmniej – zaprzeczył. – Chodziło o te duże pojemniki na mleko przed kuchennym wejściem. Tamtędy mieli przecież wejść policjanci.

– A ten list ekspresowy, który dostałeś, był też od policji?

– Tak, to były instrukcje dotyczące „Santa Rosy”.

– Dzięki, teraz już wszystko jasne.

Samochód zahamował.

– No to jesteśmy na miejscu – zakomunikowała Martha.

Pół godziny później zostali sami w małym, urządzonym ze smakiem mieszkaniu. Dan leżał wyczerpany na łóżku i przyglądał się Camilli, kiedy rozpakowywała rzeczy. Poruszała się niepewnie i niezgrabnie, ale rozumiał, że znalazła się w dość trudnej sytuacji. Było to trochę brutalne ze strony Marthy, że tak szybko ich połączyła, ale chyba nie wiedziała, jak mało właściwie się znali. Dan poczuł ciepło i serdeczność, kiedy patrzył na onieśmielenie Camilli.

– Nareszcie się doczekałem – powiedział z czułością.

– Co masz na myśli?

– Za pierwszym razem ja miałem jedenaście, a ty osiem lat. Za drugim razem ja miałem szesnaście, a ty trzynaście. Teraz…

– Rozumiem – odparła Camilla uśmiechając się łagodnie, czym go zaskoczyła. – Teraz cała wieczność tutaj.

Powoli wstał. Zaczął rozpinać jej bluzkę. Nie zamienili ani słowa, kiedy posunął się dalej. Camilla stała bez tchu, nieporuszona, patrząc Danowi prosto w oczy. Wargi jej drżały w obawie przed jego reakcją.

Kochane dziecko, pomyślał ze zrozumieniem. Nie bój się mnie! Nie ma powodu do krytyki. A nawet jeśli znalazłby się jakiś, to ode mnie jej nie usłyszysz.

Na koniec cofnął się kilka kroków. W jego głosie zabrzmiał zachwyt, kiedy powiedział:

– Piękniejsza niż myślałem… Czternaście lat czekania.

Ostrożny i niepewny uśmiech zadrżał na ustach Camilli. Z pewnym wahaniem wyciągnęła do niego ręce. Mocno przytulił ją do siebie.

Ale Camilla odsunęła go delikatnie. Rozpięła kilka guzików jego koszuli, zsunęła ją z ramion w dół. Jej oczy uderzył potworny widok.

– Dan, jaka okropna blizna – szepnęła.

– Zostanę w koszuli – odparł szybko.

Odsunęła jego rękę, ostrożnie, ale zdecydowanie. Delikatnie pocałowała nierówną skórę.

– Nie wierzyłem, że można kochać kogoś tak bardzo, jak ja kocham ciebie, Camillo – szepnął Dan zduszonym głosem.