– A czym się zajmuje?
– Studiuje na uniwersytecie, wiesz, jest najmłodszy z braci, ma dwadzieścia trzy lata. Starsi opłacają jego studia. Dostaje też od nich kieszonkowe. Teraz przyjechał do domu na wakacje.
– Wygląda na to, że dobrze sobie radzą – zauważyła Camilla trochę niepewnie.
– Oczywiście – odparła Helena i otworzyła drzwi samochodu. – Wierz mi, stanęli na własnych nogach. To najlepsze, co mogło ich spotkać. Nie mają więc żadnego powodu, żeby cię nienawidzić.
Camilla wysiadła. Miała nadzieję, że jej głos brzmiał naturalnie, kiedy spytała:
– Czy słusznie przypuszczam, że z każdym wiąże cię jakaś przelotna historia miłosna?
Helena zatrzasnęła drzwi samochodu.
– Tttak, to rozumie się samo przez się.
– Ze wszystkimi czterema?
Upłynęło kilka nieznośnie długich sekund, zanim Camilla uzyskała odpowiedź. Dostrzegła błysk niezadowolenia w pięknych oczach przyjaciółki.
– Nie mogę temu zaprzeczyć – powiedziała w końcu Helena ze śmiechem.
O nie, nie całkiem się udało, pomyślała Camilla. Jest jeden, który ci nie uległ, a którego bardzo byś chciała zdobyć.
Przyjrzała się uważniej tej zawsze podziwianej dziewczynie. Helena miała na sobie pasek przypominający pejcz. Przez głowę Camilli przemknęło inne wspomnienie, które przez moment wypełniło ją przykrym uczuciem strachu. Kiedy Helena zamykała samochód, Camilla zastanawiała się nad tym przez chwilę. Nie udało jej się umiejscowić owego wspomnienia w czasie. Obraz ten pojawiał się nieraz w jej myślach na przestrzeni lat. Pochodził z odległych czasów, kiedy to człowiek zaczyna notować w swej pamięci pierwsze drobiazgi, pojedyncze zdarzenia. Camilla wiedziała tylko, że wiązał się z wnętrzem jakiegoś domu. Jeżeli to wszystko nie było snem, musiała mieć trzy – cztery lata, kiedy to się stało. Znalazła się nagle w dziwnym pomieszczeniu z ogromnymi belkami. Na ścianach wisiały miecze i broń sieczna. Zobaczyła wielkie, ciemne łóżko. Ktoś, kto na nim leżał, podniósł się niczym zmarły wstający z grobu i zwiesił nogi z łóżka na podłogę. Był to olbrzymi mężczyzna o siwych włosach, kwadratowej twarzy i lodowatych oczach, wpatrujących się z uporem w Camillę. Po chwili usłyszała grzmiący głos:
– Co tu robisz, dziecko?
Teraz Camilla mogłaby określić jego wiek na mniej więcej pięćdziesiąt lat. Wtedy sprawiał wrażenie wiekowego starca, bardzo, bardzo niebezpiecznego. Jego oczy zaczęły dziwnie błyszczeć i wyciągnął rękę po wiszący na ścianie pejcz. Camilla stała jak zahipnotyzowana. Gdzieś zaskrzypiały drzwi.
Wtedy zjawił się jakiś chłopiec, niewiele starszy od niej samej, lecz otoczony glorią, z jaką zwykle traktuje się starsze dzieci. Gwałtownie pociągnął ją za sobą i zaczęli uciekać poprzez gęste pajęczyny. Biegli mijając nieruchome postacie nie żyjących ludzi. Ścigały ich ciężkie kroki szaleńca. Wreszcie chłopiec znalazł niewielką kryjówkę. Usiedli ciasno obok siebie – Camilla, która niczego nie rozumiała, i chłopiec płaczący ze strachu. Widząc to, ona także zaczęła płakać. Pamięta podniesione, dobiegające skądś przejęte głosy dorosłych, zamieszanie i karę…
Camilli nie udało się nigdy umieścić tego zdarzenia w jakimś konkretnym miejscu i czasie, więc uznała, że to tylko koszmar. Prześladujące ją wspomnienie nie mogło mieć żadnego związku z Liljegården, gdyż nie było tam takiego pomieszczenia ani też podobnego mężczyzny.
– Chodź już – ponagliła ją Helena. – Zobaczmy, co słychać u twojego ojca.
Oczywiście uznała, że Camilla już zaakceptowała jej propozycję. A Camilla naturalnie się zgodziła!
ROZDZIAŁ II
Camilla tu przyjeżdża! pomyślał przerażony. To bezmyślne i głupie ze strony Heleny! Czy ona nie rozumie, jak niebezpieczny jest nasz dom dla tej dziewczyny?
Rozczulił się. Biedna mała, nieporadna i niezręczna Camilla, wpatrzona z uwielbieniem w czterech braci i Helenę. Ciągle jeszcze pamiętał, jak zatrzymał ją w ciemnym korytarzu i pocałował. Jak intensywnie oddala pocałunek! Zrozumiał, że była bardzo zagubiona i samotna. Czy domyślała się, kim był? Sądził, że nie. Wystarczyła jej świadomość, że ktoś się o nią martwił.
Zawsze czuł się odpowiedzialny za Camillę. Znał swoich braci i ich nienawiść do tej Bogu ducha winnej dziewczyny po katastrofie sprzed sześciu lat. Wiedział, że nie zmienili się od tamtej pory. Zbyt tchórzliwi, ażeby zaatakować samego dyrektora Berntsena, swoją tłumioną nienawiść skierowali przeciwko jego niewinnej córce. Ich gorycz z powodu konieczności podjęcia pracy była ogromna.
Przez całe dzieciństwo i wczesną młodość to on opiekował się Camillą – ale w taki sposób, żeby ani ona, ani nikt inny niczego nie zauważył. Inaczej spaliłby się ze wstydu. Tak jak wszyscy chłopcy dokuczał jej i unikał, ale z daleka troszczył się o nią. Zaciskał pięści za każdym razem, kiedy jej elegancki ojciec otwarcie wyrażał zdziwienie, jak on mógł spłodzić tak nieładne dziecko, i tym samym zabijał w Camilli resztki wiary w siebie. Naturalnie biedna dziewczyna czuła się jeszcze brzydsza i bardziej niezgrabna, niż była naprawdę. Wtedy chłopiec zwykle dawał jej drobne dowody na to, że ma tajemniczego adoratora; na przykład bez jej wiedzy odrobił za nią matematykę (jakby to była jakaś pomoc!) albo przekopał nocą jej mały ogródek, żeby mogła od razu sadzić kwiaty. Jeżeli któryś z braci jej dokuczył, bił się potem z nim, choć tamten nie rozumiał z jakiego powodu. Nie dlatego, że miało to w jakiś sposób pomóc Camilli, ale sprawiało mu przyjemność, że mógł tamtemu sprawić lanie.
No tak… kilka razy zdarzyło się, że celowo jej nie unikał. Słaby uśmiech przemknął przez jego twarz. Och, nie… były to tylko dziecinne, a jednak szokujące pomysły. Najlepiej o tym zapomnieć.
Jednak mimo swojej bezradności i niezręczności Camilla podobała mu się. Nie mógł temu zaprzeczyć, chociaż wolał nie myśleć o dwóch fatalnych próbach… Jego wzrok padł na drewutnię w odległej części ogrodu i wstydliwie prześlizgnął się dalej. Przypuszczalnie jako jedyny człowiek dostrzegał piękno w jej postaci, coś zmysłowego w twarzy i prawdziwe ciepło w zbyt rzadko pojawiającym się uśmiechu.
Otrząsnął się z zamyślenia, gdyż do pokoju wszedł właśnie jego brat. Zbliżył się do okna, wyglądając na ogród, w którym kwitły lilie w całej swej okazałości.
– Słyszałeś już? – spytał brat. – Camilla przyjeżdża.
– Tak, słyszałem. Musimy ją życzliwie przyjąć.
– Życzliwie? – zadrwił. – Tak, przyjmę ją życzliwie. Teraz wreszcie będę się mógł zemścić i dopiec jej do żywego. Ta smarkula pewnego dnia odziedziczy nasze pieniądze! Posłużę się nią i wykorzystam do osiągnięcia swojego celu: zamierzam zadbać o to, żeby wszystkie jej pieniądze wróciły z powrotem do mnie, do nas! A wtedy pozbędę się jej jak śmiecia!
Ten z braci nie miał za grosz charakteru. Uważał, że jest silny, lecz nigdy nie umiał sobie radzić bez pieniędzy i wierzył, że pochodzenie z bogatego domu jest największym błogosławieństwem. Pasożyt.
Jego się nie obawiał. Kiedy Camilla lepiej pozna tego darmozjada, szybko przejrzy go na wylot.
Ciekawe, jak teraz wygląda Camilla, pomyślał. Czy była dość silna, ażeby wyzwolić się z wiecznej, hipnotyzującej pogardy swego ojca? Czy też może została całkowicie pozbawiona własnej woli i uwierzyła w to, iż jest tak brzydka, że nikt się nią nie zainteresuje?
Do pokoju weszło dwóch pozostałych braci. Jeden wymachiwał rakietą tenisową, wkładając bardzo wiele siły w wyimaginowane uderzenia.
– Na pewno już o tym słyszeliście – zaczął, a w jego oczach błysnęła żądza zemsty. – Dzwoniła Helena. Camilla, to niewinne jagniątko, wchodzi prosto w paszczę lwa.
– A tym lwem jesteś oczywiście ty.
Usta tamtego wykrzywił grymas pogardy.
– Pamiętacie tego beznadziejnego dzieciaka, który wszędzie łaził za nami? Chyba jeszcze nie miała żadnego mężczyzny. Kto chciałby dwa razy spojrzeć na coś takiego?
– Chyba nie tkwisz ciągle przy tym zamiarze, o którym kiedyś wspominałeś?
– O nie, nie zapomniałem o tym! Zniknęła wtedy zbyt szybko i nie zdążyłem zrealizować swoich planów, ale teraz przekona się, co to znaczy upokorzenie.
– Myślę, że wie lepiej od ciebie, jak to jest.
Brat jakby tego nie słyszał.
– Daj mi tydzień, a zrobię z nią wszystko. Spadnie jak dojrzały owoc. Kiedy znajdzie się w moim pokoju w sytuacji, co do której nikt nie będzie miał wątpliwości, otworzę drzwi na oścież i zaproszę was, żebyście się mogli pośmiać. A ja będę się śmiał najgłośniej.
– Świetnie – odparł inny z braci stojący przy oknie. – Tylko że ja nie wejdę i nie będę się z niej śmiał. Będę grzecznie czekał na zewnątrz. W ten sposób dziewczyna trafi prosto w moje ramiona, ramiona pocieszyciela. Wtedy ja przeprowadzę mój plan zemsty.
– Jesteście głupi, obaj! To, co się stało, to nie jej wina!
Twarze braci się zachmurzyły.
– Zawsze byłeś dwulicowy! Damy sobie radę bez ciebie. Wykorzystam okazję, gdy nie będzie cię w domu.
Zamachnął się jeszcze raz rakietą i opuścił pokój.
Uwodziciel… W jaki sposób uchronić przed nim Camillę? Ma niezwykłą siłę przyciągania kobiet. A Camilla już jako dziecko była w niego wpatrzona jak w bóstwo.
Czwarty z braci nic nie powiedział. Wyciągnął się na sofie z gazetą w ręku. Pogardliwe, zimne spojrzenie wróżyło coś o wiele gorszego niż jakiekolwiek gadanie o zemście.
Obserwujący go młody mężczyzna drgnął. Poczuł, że przez pokój przeszedł jakby lodowaty powiew budzący grozę. Tu kryło się prawdziwe niebezpieczeństwo! Ze wszystkich moich braci ten jest najgorszy. Jest całkowicie przesiąknięty złem. Widziałem, jak w dzieciństwie i jako nastolatek robił rzeczy, od których włos się jeży na głowie. Nigdy jednak nie przekroczył dozwolonych granic, nie uczynił nic, co pozwalałoby go przyłapać i wykorzystać, czy to w sensie prawnym, czy w opinii ludzi. Ale Camilla… Och, Heleno, dlaczego byłaś tak krótkowzroczna?
Nie, Helena w ogóle nie jest przewidująca. Poza tym nie wie nic o tym mężczyźnie. Nie wie, że teraz, tak jak i wtedy, ma tylko jeden cel: niszczyć. Dręczyć i zabijać.
Ale co on chce przez to osiągnąć? To najmniej pewna forma zemsty, która potem automatycznie uderzy z powrotem w niego samego. A może planuje zabezpieczyć się w ten czy inny sposób?
Gdybym tylko mógł uciec jak najdalej od tego zatrutego domu! Teraz jednak jest już za późno. Nie mogę wezwać policji, muszę pozostać na miejscu i dowiedzieć się, czy Camilla rzeczywiście jest w niebezpieczeństwie, czy też jest to tylko puste gadanie.
Czy powinienem unieszkodliwić mojego brata?
Jak tego dokonać?
ROZDZIAŁ III
Oto i dom Liljegården, wielki i wspaniały! W oknach lśniły liczne małe szybki, dach pokryty był czarnymi dachówkami. Zniknęło sześć lat, wszystko wyglądało jak dawniej. Nie, niezupełnie. Kiedy Camilla podeszła bliżej, dostrzegła ślady zniszczenia. Kilka brakujących dachówek, zaniedbany ogród, zszarzałe barwy domu i ogrodzenia. Liljegården należało do posiadłości, które powinny trafić do skansenu jako przykład dobrobytu minionych czasów. Jeśli jednak bracia pozwolą, żeby zniszczenie postępowało, nikt nawet nie zainteresuje się tym domem.
Camilla próbowała nie patrzeć na dom swego dzieciństwa, stojący tuż obok Liljegården, ale jej wzrok mimo wszystko skierował się w tę stronę. Nieskazitelnie białe ściany willi, starannie wypielęgnowany ogród. Teraz mieszkali tam obcy ludzie i widać było, że dbają o to miejsce.
Jej ojciec nigdy już tu nie wróci…
Odwiedziny w szpitalu przebiegły lepiej, niż się spodziewała. Dzięki Helenie. Ta urocza młoda dziewczyna zawsze działała inspirująco na Johna Berntsena. Zapomniał niemal całkowicie, że przyszła do niego także Camilla. Poza tym nie zdawał sobie sprawy z tego, jak poważnie jest chory. Nie był typem człowieka, który ze spokojem przyjąłby wyrok śmierci, dlatego lekarze nie powiedzieli mu prawdy. Miał trochę pożółkłą twarz, ale poza tym mógł chodzić, zachował witalność i młodzieńczość. On i Helena szybko znaleźli wspólny język i wrócili do dawnego stylu. Dopiero kiedy ojciec Camilli miał uścisnąć przyjaciółkę na pożegnanie, Helena powstrzymała go ze śmiechem:
– Ależ, John! Pamiętaj, że patrzy na ciebie twoja córka!
– Skąd mogę wiedzieć, że jest moim dzieckiem? – odparł Berntsen. – Nie ma między nami żadnego podobieństwa.
Nie przytulił Camilli na pożegnanie, sama zresztą tego nie chciała. Jej miłość do ojca umarła razem ze śmiercią matki wiele, wiele lat temu.
Camilla stała na ulicy, przebiegając wzrokiem doskonałe linie Liljegården. Wbudowane okienka w dachu, białe, marszczone, delikatne jak mgiełka firanki, imponująca fasada z ciężkimi, czarnymi drzwiami nad szerokimi schodami. Na samym szczycie, nad wejściem, znajdowało się maleńkie okienko, które z pewnością należało do strychu. Na parapecie leżało coś, co przypominało hełm lub czaszę. Kształt tego przedmiotu zawsze było widać przez szybę, odkąd Camilla mogła sięgnąć pamięcią.
"Przyjacielu, kim jesteś?" отзывы
Отзывы читателей о книге "Przyjacielu, kim jesteś?". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Przyjacielu, kim jesteś?" друзьям в соцсетях.