Nienawidzę go! myślała.
Ale nie łudziła się nawet, że to prawda. Kochała go. Kochała go całą swą obolałą duszą.
Raf otoczył ją ramieniem i poszli w stronę głównego wyjścia. Dotyk jego ręki był słodką torturą. Wiedziała, że jest to tylko kurtuazyjny gest, ale ciepło jego dłoni rozgrzewało ją, budząc pożądanie.
Wystarczyło muśnięcie marynarki Rafa, by poczuła dobrze znany dreszcz rozkoszy. Cóż za ironia losu! Subtelne pieszczoty Jorganssona nie robiły na niej żadnego wrażenia, a otarcie się o marynarkę męża pobudziło ją do tego stopnia, że chciało jej się krzyczeć.
Stanęli w drzwiach hotelu i Raf uniósł rękę, żeby przywołać taksówkę.
Chce się mnie pozbyć, pomyślała z rozpaczą.
– Raf, nie mam przy sobie pieniędzy – wyszeptała upokorzona.
Bez słowa sięgnął do kieszeni i wręczył jej portfel. Dopóki w grę wchodziły pieniądze, Raf Carlton był uosobieniem hojności. Skąpił jej jedynie swoich uczuć. Oddawał wszystko, z wyjątkiem samego siebie.
– Dziękuję – wymamrotała czerwona ze wstydu. Pieniądze były ostatnią rzeczą, o którą chciała go prosić.
Nadjechała taksówka i Raf szybko ruszył wraz z Tanią w jej kierunku. Spojrzała na jego kamienną twarz. W oczach męża nie dostrzegła ani śladu czułości. Nie było w nich nic poza ponurą determinacją, by zakończyć tę scenę i wrócić do pracy.
Przełknęła z trudem ślinę, usta miała wyschnięte na wiór. Chciała go jeszcze o coś prosić. Przesunęła językiem po zdrętwiałych wargach. Nawet jeżeli odmówi, nie będzie to miało żadnego znaczenia.
Słowo „duma” stało się dla niej pustym dźwiękiem.
– Coś jeszcze? – zapytał krótko ostrym, nieprzyjemnym tonem.
Teraz albo nigdy, pomyślała Tania.
– Pocałujesz mnie na pożegnanie? Głos wydobywał się z trudem ze ściśniętego gardła. Była pewna, że odmówi. Na jego twarzy ukazał się grymas zniecierpliwienia.
– Oczywiście – powiedział w końcu. Dostrzegła w jego oczach błysk ironii. Pochylił głowę i musnął wargami jej usta tak niedbale, że przyjęła to jak policzek. Kiedy cofnął głowę, uczucie dojmującej straty przeszyło ją ostrym bólem.
Odwróciła się i wsiadła do taksówki.
Kiedy zniknęła mgła zasnuwająca jej oczy i spojrzała w okno, zobaczyła już tylko jego plecy. Szedł zdecydowanym, energicznym krokiem w stronę drzwi.
Wracał do Niki.
– Dokąd, proszę pani?
Głos kierowcy wyrwał ją z zamyślenia.
Dokąd? Dobre pytanie.
Przypomniała sobie o pieniądzach, które miała w torebce.
– Sebel Town House – powiedziała ze znużeniem.
To był dobry hotel, a co najważniejsze, znajdował się blisko domu. Rano ulice Potts Point były niemal wyludnione, będzie więc mogła przemknąć się do domu, nie wzbudzając sensacji.
O ósmej Raf będzie już w drodze do pracy.
Nie łudziła się, że zmieni tryb życia. Kiedy wieczorem wróci z biura, jej już nie będzie. Nie chciała go widzieć, nigdy. Nie czuła już nic, nawet bólu. Z jej małżeństwa pozostały zgliszcza, ogień wypalił się do cna.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Nie spała wiele tej nocy. Po raz pierwszy od dnia ślubu leżała w ciemnościach sama.
Im szybciej się do tego przyzwyczaję, tym lepiej, powiedziała sobie, ale nie udało się jej odpędzić bolesnych wspomnień.
Zamówiła śniadanie do pokoju i jadła je bardziej dla zabicia czasu niż z potrzeby zaspokojenia głodu. Nie miała apetytu. Czuła się chora, mimo że fizycznie nic jej nie dolegało.
To przejdzie, pocieszała się, jak wszystko. Podobno wszystko mija. Miała nadzieję, że to prawda.
Długo tego nie wytrzymam, jęknęła w duchu.
Patrzyła, jak zmieniają się cyferki elektronicznego budzika, który stał przy łóżku. O ósmej pięć zadzwoniła do recepcji i upewniła się, że wymeldowanie się nie zajmie jej więcej niż pięć minut.
W jasnym świetle poranka czarna suknia bez pleców zrobiła na niej przygnębiające wrażenie. Jakim strasznym błędem było paradowanie w niej na oczach tłumu ludzi. Na dodatek musiała robić to dalej. Sprawę pogarszały włosy, opadające na ramiona splątaną masą. Doprowadziłaby je do porządku, gdyby miała szczotkę, ale nie miała.
Nika Sandstrom nie znalazłaby się nigdy w podobnym położeniu, pomyślała, usiłując przygładzić włosy. Przede wszystkim zaplanowałaby swój odwrót w najdrobniejszych szczegółach. Tania nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, w której ulubienica Rafa zapomniałaby o szczotce. Spontaniczność nie leżała w charakterze panny Sandstrom. Ciekawe, czy w łóżku zachowuje się z równie zimną precyzją.
Czy Raf wrócił wczoraj do domu? A może niezastąpiona asystentka skłoniła go do szukania ukojenia w jej ramionach? Chociaż nie, gdyby został z nią na noc, zrobiłby to z własnej potrzeby. Był przecież panem sytuacji.
Tak czy inaczej, w tej chwili nie ma go w domu, uspokajała samą siebie. Wychodził do biura punktualnie z wybiciem godziny ósmej. No, może nie zawsze, ale dzisiaj nie było tam nikogo, kto opóźniłby jego wyjście.
Zebrała całą odwagę i opuściła pokój. Pięć minut później siedziała już w taksówce. Podała kierowcy adres w Potts Point i opadła na poduszki z westchnieniem ulgi. I wtedy uświadomiła sobie, że jedzie tam po raz ostatni. Gdziekolwiek uda się potem, jej życie będzie beznadziejnie puste. Straciła Rafa.
Chyba zwariowałam! Chcę od niego odejść?! pomyślała ogarnięta nagłą paniką, ale z wolna wróciło jej poczucie rzeczywistości. Nie miała wyboru. Jeżeli zostanie, przez resztę życia będzie kukiełką w sprawnych dłoniach męża. Musiała pójść własną drogą, choćby miało ją to zabić.
Była tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyła, kiedy samochód zatrzymał się przed bramą willi. Aston martina nie było na podjeździe. Zamknięte drzwi garażu też nie zaniepokoiły jej w najmniejszym stopniu, było już przecież wpół do dziewiątej. Zapłaciła taksówkarzowi i pobiegła ku frontowym drzwiom.
Nie obdarzyła domu ani jednym spojrzeniem. Nie interesowała jej ani harmonia, ani wyjątkowa lekkość budowli. Ominęła wzrokiem artystycznie wystrzyżony trawnik. Wszystko to już od dawna straciło dla niej jakikolwiek urok. Dowodziło jedynie materialnych sukcesów Rafa.
Zatrzymała się tylko po to, by z doniczki przy schodach wyjąć zapasowy klucz. Ręce drżały jej z niecierpliwości, gdy wsuwała go w zamek.
Nie mogła doczekać się chwili, gdy dostanie się do środka i zejdzie ludziom z oczu. Z ulgą zatrzasnęła za sobą drzwi. Była sama, mogła teraz rozpaczać, rwać włosy z głowy i rozdrapywać rany.
Jednak najpierw musiała pozbyć się tej strasznej sukni.
Ruszyła w stronę schodów, stukając obcasami po marmurowej posadzce. Sięgnęła już ręką do poręczy, kiedy zatrzymał ją głos Rafa.
– A więc zdecydowałaś się wrócić do domu!
Szyderczy ton jego głosu smagnął ją jak uderzenie w twarz.
Wstrząs był zbyt silny, by mogła nad nim zapanować. Zadrżała od stóp do głów i instynktownie zacisnęła dłoń na poręczy. Raf stał w drzwiach salonu oparty niedbale o futrynę, z rękoma w kieszeniach. Nadal miał na sobie spodnie od wyjściowego garnituru, ale był bez marynarki. Koszulę miał rozpiętą na piersiach, rękawy podwinięte do łokci. Był nie ogolony i wyglądał na kompletnie wykończonego. Głębokie cienie pod oczami świadczyły o nie przespanej nocy, źrenice płonęły gorączkowym blaskiem.
Patrzył na Tanię z natężeniem, które paraliżowało jej ruchy.
Rozleniwienie Rafa było pozorne. Przypominał dzikie zwierzę, które czai się do skoku. Tym razem nie chodziło mu jedynie o zademonstrowanie pazurów, miał ochotę rozszarpać ją na strzępy. Widziała żyłkę, pulsującą dzikim rytmem na jego szyi, napiętą linię ramion.
Unosiła się wokół niego atmosfera powściąganej przemocy.
Tania gapiła się na niego jak zahipnotyzowana.
Przecież miało go tu nie być!
W jej głowie kołatała się tylko jedna myśl: Raf jeszcze z nią nie skończył. Myliła się sądząc, że wymazał ją ze swego życia. Jeszcze nie. Wymaże ją dopiero wtedy, gdy ją zniszczy.
– Nie masz mi nic do powiedzenia? – zapytał drwiąco. – Żadnych wyjaśnień, przeprosin? Ani słowa na powitanie?
Nogi miała jak z waty. Zacisnęła mocniej dłoń na poręczy, szukając oparcia. Żołądek podszedł jej do gardła, serce waliło jak oszalałe, jakby chciało zatłuc się w niej na śmierć. Ale umysł pracował gorączkowo, szukając drogi wyjścia z pułapki. Niczego jednak nie wymyśliła.
Zapytała o to, co w chaosie przytłaczających ją pytań wydawało jej się najważniejsze.
– Co ty tu robisz? Jej głos był tak słaby, że ledwie sama go słyszała.
– Czekam na ciebie. Zabrzmiało to jak groźba. Nigdy przedtem na nią nie czekał. To musiało być dla niego duże przeżycie.
– Myślałam, że poszedłeś do pracy – powiedziała przepraszająco, chociaż nie wiedziała, dlaczego czuje się winna. – A ty jesteś tutaj – dodała słabo.
– Tak, jestem tutaj. Jestem tu od dziewięciu godzin i dwudziestu trzech minut – stwierdził z naciskiem.
– Dobrze się bawiłaś? Z kim się przespałaś?
– Nie bądź idiotą! – niemal krzyknęła, czerwieniąc się na wspomnienie ostatniego wieczoru. Powiedziała mu, że nie chce w ogóle wychodzić z łóżka, ale Raf nie pragnął jej już wtedy.
– Przecież tego właśnie chciałaś. – Zacisnął wargi.
– Żeby cię ktoś przeleciał. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Był przekonany, że spędziła noc z kimś innym, a przecież sam wsadził ją do taksówki!
– Na litość boską, Raf! To absurd…
– Doprawdy? Więc dlaczego nie wróciłaś do domu? Uniosła wysoko podbródek. Ona też miała swoją dumę.
– Sposób, w jaki pocałowałeś mnie na pożegnanie…
– Ach! Więc to przez ten pocałunek!
– Nie tylko! Raf oderwał się od drzwi. Szedł ku niej wolno, z ramionami opuszczonymi swobodnie wzdłuż ciała. Z każdego jego ruchu emanowała niezachwiana pewność siebie.
– Więc twoja wierność i lojalność zależą od sposobu, w jaki całuję cię na oczach tłumu ludzi – wolno cedził słowa, by każdy dźwięk zapadł głęboko w jej serce, umysł i duszę.
– Gdybym wiedział, że zależy ci na publicznym przedstawieniu, dałbym z siebie więcej. Szkoda, że mnie nie uprzedziłaś.
– Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi. – Oczy jej płonęły. – Mam dość przedstawień. Moje potrzeby w tej dziedzinie zostały zaspokojone.
– Więc kto dał ci to, czego nie dostałaś ode mnie?
– Wracał do interesującego go tematu z nieubłaganą konsekwencją. – Nasz przyjaciel Jorgansson? A może Graham? Prawda, zapomniałem, że jestem szczęśliwym posiadaczem brylantu bez skazy. I ten brylant przyciąga każdego mężczyznę w promieniu stu mil. Więc kto to był, Taniu? Czy mogłabyś zaspokoić moją ciekawość?
– Jesteś szalony – wyszeptała.
– Nie sądzę – wycedził przez zęby. Potrząsnęła głową z przerażeniem. Jak mógł pomyśleć, że ona… Jorgansson był dla niej obcym człowiekiem. Harry… Co za absurd! Ofiarowała Rafowi cząstkę samej siebie, nie mogłaby obdarzyć tym samym żadnego innego mężczyzny. Wiedział o tym, chyba że była dla niego wyłącznie obiektem seksualnym.
Stał tuż przy niej. Jedną ręką nakrył dłoń spoczywającą na balustradzie, drugą przesunął delikatnie po jej policzku. W jego oczach płonęło wyzwanie.
– Chcę, żebyś mi powiedziała… czy teraz jesteś zaspokojona?
– Raf… – Spojrzała na niego z rozpaczą. – Ja nigdy nie myślę w ten sposób.
– Jaka szkoda! – Uśmiechnął się z przymusem.
– A ja jestem taki wyrozumiały. Potrafię okazać mojej małej żoneczce tyle zrozumienia. Gorzej będzie z przebaczeniem. Nie mam wprawy, ale kto wie, może z czasem… – Wsunął palce w rozcięcie jej sukni.
– W takich momentach jak ten potrafię zapomnieć o wielu rzeczach.
Pragnął jej. Nadal jej pragnął! Straszny niepokój targnął jej ciałem. Szydził z niej? A może była to jakaś złośliwa zemsta za wczorajszy wieczór, za to, że pokrzyżowała mu plany?
Dłoń Rafa powędrowała z wolna w górę ku jej włosom i zagłębiła się w ich splątaną masę.
– Musiało być nieźle. Mogłabyś doprowadzić się do porządku przed powrotem do domu – zbeształ ją.
– Gest bez znaczenia, jak sądzę, ale miły. Mężczyźni cenią sobie tego rodzaju względy. Pozwalają zachować pozory godności, rozumiesz?
– Przestań! – wykrztusiła, trochę zaniepokojona intensywnością jego spojrzenia.
– Chciałbym, naprawdę, ale nie mogę. Całą noc zastanawiałem się, kogo wybrałaś na moje miejsce. Jak reagowałaś na dotyk jego rąk? Czy kochałaś się z nim tak, jak robiłaś to wczoraj ze mną, czy tylko pozwalałaś się kochać? Gdybyś więc była tak dobra i odpowiedziała na moje pytania, pozwoliłoby to mojej rozgorączkowanej wyobraźni nieco ochłonąć. Graham czy Jorgansson?
– Żaden! Zaczynała tracić panowanie nad sobą. Jak Raf mógł coś takiego pomyśleć?
– Więc co robiłaś? – Uniósł brwi z pogardliwym niedowierzaniem. – Jeździłaś po mieście, szukając kogoś odpowiedniego? A może zrobiłaś to z taksówkarzem?
– Nie! – wyrzuciła z siebie z wściekłością. – Z nikim nie byłam! Pojechałam do Sebel Town House i zostałam tam na noc. Nie sądziłam…
"Punkt Krytyczny" отзывы
Отзывы читателей о книге "Punkt Krytyczny". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Punkt Krytyczny" друзьям в соцсетях.