– Zgadza się – przyznał krótko.

Spojrzała na niego łagodnie, a w jej głosie brzmiała szczerość.

– Masz rację. Ale jedno, co mogłam zrobić i co zmieniłam naprawdę, to była moja teraźniejszość. Żaden inny mężczyzna, Philipie, nie dotknął mnie od dnia, kiedy się poznaliśmy.

– Nie wierzę ci – warknął.

Caroline tylko uśmiechnęła się znowu i potrząsnęła głową.

– Musisz mi uwierzyć, ponieważ już przyznałeś, że kłamstwem nic nie zyskam. Jaki mogłabym mieć powód, żeby poniżać się w ten sposób. To smutna prawda – ciągnęła – uważałam, że uporządkowanie wszystkiego w teraźniejszości może stać się zadośćuczynieniem za moją przeszłość. Meredith, Philipie, jest twoją córką. Wiem, że zdarzało ci się myśleć, że ona jest dzieckiem Dominica albo Dennisa Spearsona. Dennis dawał mi jedynie lekcje konnej jazdy. Chciałam dorównywać ludziom twojego pokroju, a wszystkie kobiety w twoich kręgach umiały jeździć konno. Wymykałam się więc do Spearsona na lekcje.

– To było kłamstwo, jakiego wtedy użyłaś.

– Nie, kochany – powiedziała odruchowo – to była prawda. Nie będę udawać, że przed poznaniem z tobą nie miałam romansu z Dominikiem Arturo. Podarował mi ten dom w zadośćuczynieniu za ten pijacki wybryk, kiedy przyłapałeś go na tym, jak próbował przystawiać się do mnie.

– To nie było przystawianie się – zasyczał Philip. – Zastałem go w naszym łóżku, kiedy o dzień wcześniej wróciłem z wyjazdu służbowego.

– Mnie z nim tam nie było – odparowała. – A on był pijany do nieprzytomności.

– Nie, nie byłaś z nim – przyznał z sarkazmem. – Wymknęłaś się do Spearsona, zostawiając dom pełen gości, którzy snuli najróżniejsze domysły z powodu twojej nieobecności.

Zszokowany, usłyszał, że śmieje się z tego. Był to smutny śmiech.

– Czy to nie ironia, że nigdy nie zostałam przyłapana mi żadnym kłamstwie dotyczącym mojej przeszłości? Myślę o tym, że wszyscy wierzyli w moje bajeczki o tym, że byłam sierotą, a przygody, jakie miałam, zanim się pobraliśmy, nigdy nie wyszły na jaw. – Potrząsnęła głową tak, że jej długie do ramion włosy zabłyszczały w blednącym słońcu. – Wyszłam bez szwanku, kiedy byłam winna, ale kiedy byłam naprawdę niewinna, ty skazałeś mnie tylko na podstawie okoliczności. Sądzisz, że to poetycko ujęta sprawiedliwość?

Nie wiedział, co powiedzieć. Nie był w stanie jej uwierzyć, ale też nie był w stanie całkowicie wątpić w to, co powiedziała, zaczynał wierzyć w to, że była niewinna, nie ze względu na to, co powiedziała, ale ze względu na jej podejście do tego. Łagodna akceptacja przeznaczenia, brak wrogości, prostolinijność i szczerość w jej spojrzeniu. Kolejne pytanie, jakie mu zadała, sprawiło, że zdziwiony odwrócił się gwałtownie w jej stronę.

– Wiesz, dlaczego wyszłam za ciebie?

– Podejrzewam, że chciałaś finansowego zabezpieczenia i pozycji towarzyskiej, jakie mogłem ci zaoferować.

Zaśmiała się, słysząc to i potrząsnęła przecząco głową.

– Nie doceniasz siebie. Już ci powiedziałam, że byłam oczarowana tobą i tym, kim byłeś. Byłam też w tobie zakochana, ale nigdy nie wyszłabym za ciebie, gdyby w grę nie wchodziło jeszcze coś.

– Co to było? – zapytał wbrew sobie.

– Wierzyłam – wyznała – szczerze wierzyłam, że ja mam tobie także coś do zaoferowania, coś, czego potrzebowałeś. Wiesz, co to było?

– Nie mogę sobie wyobrazić, co to takiego.

– Sądziłam, że ja mogę cię nauczyć śmiać się i cieszyć się życiem.

Przez długi moment w pokoju panowała cisza. Potem Caroline spojrzała na niego spod gęstych rzęs, a w jej głosie brzmiało coś dziwnego, kiedy zapytała miękko:

– Czy w końcu nauczyłeś się śmiać, kochanie?

– Nie nazywaj mnie tak! – niemal krzyknął. Przepełniały go emocje, których nie chciał czuć i których nie czuł przez lata. Zbyt energicznie odstawił kieliszek na stół. – Powinienem już iść.

Skinęła głową.

– Żal to okropne uczucie. Im szybciej stąd wyjdziesz, tym szybciej będziesz w stanie przekonać siebie samego, że tak naprawdę przed trzydziestu laty to ty miałeś rację. A jeśli zostaniesz, to kto wie, co może się wydarzyć?

– Nic się nie wydarzy – powiedział, myśląc o pójściu z nią do łóżka. Był zaskoczony, że to w ogóle przyszło mu do głowy.

– Do widzenia – powiedziała cicho. – Poprosiłabym, żebyś pozdrowił ode mnie Meredith, ale nie zrobisz tego, prawda?

– Zgadza się.

– Ona tego nie potrzebuje – powiedziała Caroline z uśmiechem pełnym wiary. – Z tego, co o niej czytam, wynika, że jest wyjątkowa i wspaniała. I – dodała z dumą – chcesz tego czy nie, jest w niej cząstka mnie. Ona umie się śmiać.

Philip patrzył na nią zdezorientowany.

– Co rozumiesz przez „z tego, co czytam o niej”? O czym ty mówisz?

Caroline skinęła w stronę sterty chicagowskich gazet i zaśmiała się.

– Miałam na myśli to, jak sobie radzi z sytuacją, kiedy jest żoną Matthew Farrella i narzeczoną Parkera Reynoldsa…

– Skąd u licha wiesz o tym? – eksplodował. Twarz mu pobladła i nabrała chłodnego wyrazu.

– Piszą o tym we wszystkich gazetach – zaczęła, po czym zawahała się, widząc, jak chwyta gazetę.

Wydawało się, że całym ciałem drży z wściekłości, kiedy trzymał kurczowo gazetę donoszącą o aresztowaniu Stanislausa Spyzhalskiego ze zdjęciem Meredith, Matta i Parkera na pierwszej stronie. Rzucił tę gazetę i chwycił następną. Były w niej urywki z konferencji prasowej i zdjęcie uśmiechniętego Farrella. Inna gazeta była otwarta na stronie zawierającej artykuł o podłożeniu bomby w sklepie w Nowym Orleanie i ta wysunęła się z jego dłoni.

– Jedenaście lat temu ostrzegał mnie, co może mi zrobić – wyszeptał bardziej do siebie niż do Caroline. – Ostrzegał mnie, a teraz robi to! – Pełen furii wzrok skierował na Caroline. – Muszę zatelefonować.

ROZDZIAŁ 51

Matt krążył nerwowo po hallu swojego mieszkania, kiedy Meredith zjawiła się tego wieczoru spóźniona o trzydzieści minut. Gwałtownie otworzył drzwi, chwycił ją w ramiona i powiedział zdenerwowany:

– Do diabła, jeśli się spóźniasz, a wszędzie dookoła wybuchają bomby, to dzwoń, żebym wiedział, że nic ci się nie stało! – Odsunął ją od siebie, mając zamiar potrząsnąć nią i zaraz pożałował swojego wybuchu. Wyglądała na wykończoną.

– Przepraszam – odparła – nie pomyślałam, że mógłbyś wyobrazić sobie coś takiego.

– Najwyraźniej jestem przewrażliwiony we wszystkim, co dotyczy ciebie – próbował żartem zatrzeć wrażenie tego gwałtownego powitania. Poprowadził ją na tyły mieszkania, do części znajdującej się na podwyższeniu. Było tu najbardziej przytulnie, a z narożnych okien roztaczał się piękny widok.

– Większą część popołudnia spędziłam na posterunku policji – wyjaśniła, siadając na obitej skórą kanapie. – Próbowałam powiedzieć im wszystko, co tylko mogłoby pomóc w znalezieniu tego, kto podłożył bombę w sklepie. A kiedy pojechałam do domu, żeby się przebrać przed przyjściem tutaj, zadzwonił Parker i rozmawialiśmy prawie godzinę.

Wróciła myślami do telefonu Parkera. Żadne z nich nie wspomniało o tym, że spędził noc u Lisy. Parker nie był kłamcą i brak tłumaczenia się z jego strony był dla Meredith cichym potwierdzeniem, że ta noc nie była tylko platonicznym wydarzeniem. Dziwne było wyobrażenie sobie tych dwojga razem, dziwne, a jednocześnie w jakimś sensie uspokajające, bo obydwoje nie byli jej obojętni.

Pod koniec rozmowy Parker życzył jej szczęścia, ale zabrzmiało to niepewnie i wyczuwało się jego obawy co do tego, żeby mogła być z Mattem szczęśliwa. O samym Matcie powiedział niewiele, poza tym, że żałuje, że w ogóle rozpoczął z nim tę walkę.

– Bardziej żałuję tylko tego – dodał sucho Parker – że mój cios chybił celu.

Reszta ich rozmowy dotyczyła interesów i nie była ani uspokajająca, ani też przyjemna.

Zarzucając te rozmyślania powiedziała:

– Przepraszam za to zamyślenie. To był niesamowity dzień, od początku do końca.

– Chcesz o tym porozmawiać?

Spojrzała na niego, na nowo zaskoczona jego spokojem. Miał na sobie ciemne spodnie i białą koszulę rozpiętą pod szyją. Matthew Farrell z pewnością emanował nie dającą się zaprzeczyć siłą i mocą. Było to zakodowane w liniach jego podbródka, w każdym z twardych, niczym rzeźbionych w kamieniu rysów.

Jednak, pomyślała z mimowolnym uśmiechem, potrafiła sprawić, że ten twardy, wszechmocny mężczyzna tak desperacko jej pragnął. Uwielbiała mieć tę świadomość. Uwielbiała i kochała jego samego.

Pytanie, które jej zadał, wyrwało ją z tych przyjemnych myśli.

– Wolałabyś może nie myśleć o dzisiejszym dniu?

– Czuję się winna, obarczając cię sobą i swoimi problemami – odparła, chociaż bardzo chciała usłyszeć jego rady.

Wykrzywił lekko usta, a w jego oczach pojawiła się zmysłowość.

– To właśnie fantazje, że znowu obarczysz mnie sobą, nie pozwalały mi zasnąć do rana. – Zobaczył porozumiewawczy błysk wspomnienia w jej oczach i uśmiechnął się, ale nie próbował dalej rozpraszać jej uwagi. – Opowiedz o tym, co się dzisiaj działo.

Zmusiła się, żeby nie myśleć o zmysłowej wizji, jaką roztoczył.

– Właściwie bardzo łatwo jest to wszystko podsumować – powiedziała, podkurczając nogi pod siebie i obracając się w jego stronę. – Ważne, ale nie najważniejsze jest to, że nasze akcje spadły dzisiaj po południu o trzy punkty.

– Podskoczą znowu do góry, kiedy ucichnie sprawa z bombą. Skinęła głową i ciągnęła dalej:

– Rano zadzwonił przewodniczący zarządu. Chcą, żebym złożyła wyjaśnienia co do sobotniego zajścia. Właśnie kiedy z nim rozmawiałam, dostałam wiadomość o pierwszej bombie, i nie dokończyliśmy tej rozmowy.

– Podłożenie bomb zajmie na jakiś czas ich uwagę. Próbując dostrzec humor w sytuacji powiedziała:

– Chyba naprawdę nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Odwróciła oczy, unikając badawczego wzroku Matta i spojrzała w okno.

– Co jeszcze cię niepokoi?

Nalegał tak, że jasne było, że wie, że było coś jeszcze, i że zamierza usłyszeć to od niej samej. Czując się aż boleśnie niepewnie, spojrzała na niego i zapytała:

– Czy mógłbyś dać mi więcej czasu na zorganizowanie finansowania zakupu ziemi w Houston? Parker załatwił dla nas innego pożyczkodawcę, skoro jego bank nie może się tego podjąć, a tamci, kiedy usłyszeli dzisiaj o zamachach bombowych, zadzwonili do Parkera i wycofali się z transakcji. Powiedzieli, że chcą odczekać kilka miesięcy i zobaczyć, co się będzie działo z „Bancroftem”.

– To ładnie ze strony Reynoldsa zwalić to wszystko na ciebie właśnie dzisiaj – powiedział z sarkazmem Matt.

– Zadzwonił, żeby sprawdzić, że nic mi się nie stało, i przeprosić za sobotę. Cała reszta, ta o pieniądzach, wyniknęła dlatego, że na jutro mieliśmy zaplanowane negocjowanie warunków pożyczki z nowym pożyczkodawcą. Parker musiał mi powiedzieć, że odwołali spotkanie… – przerwała, słysząc głośny dźwięk swojego pagera. Sięgnęła po torebkę, którą położyła obok na kanapie, wyjęła pager i odczytała wiadomość. Jęknęła, jej ręka opadła z powrotem na kanapę. Sfrustrowana przymknęła oczy. – Jeszcze tylko to mi dzisiaj potrzebne.

– Co się stało?

– To mój ojciec – westchnęła niechętnie, patrząc na Matta. Ciepło zniknęło z jego oczu, kiedy to usłyszał, mięśnie jego twarzy stężały. – Chce, żebym zadzwoniła do niego. We Włoszech jest teraz druga albo trzecia nad ranem. Są dwie możliwości, albo dzwoni w środku nocy, żeby zapytać, jaką mamy pogodę, albo zobaczył gazety. Mogę zadzwonić z twojego telefonu?

Jej ojciec był w Rzymie na lotnisku. Czekał na samolot do domu, a kiedy jego głos ryknął w słuchawce, Matt skrzywił się, a Meredith drgnęła.

– Co ty wyprawiasz! – krzyknął w chwili, kiedy telefonistka połączyła ich.

– Uspokój się, proszę – zaczęła, ale było to właściwie niemożliwe.

– Czy postradałaś rozum? – grzmiał. – Zostawiam cię samą na kilka tygodni, a twoja twarz jest już na pierwszych stronach gazet, tuż obok twarzy tego drania. Do tego jeszcze groźby zamachów bombowych…

Zignorowała na razie kwestie dotyczące Matta i próbowała pocieszyć go, sądząc, że dowiedział się o bombach podłożonych tego dnia.

– Uważaj, żebyś nie dostał wylewu z powodu tego wszystkiego – prosiła, starając się trzymać nerwy na wodzy. – Wszystkie trzy bomby zostały odnalezione i usunięte bez szkody dla kogokolwiek…

– Trzy? – krzyczał. – Trzy bomby. O czym ty mówisz?

– O czym w takim razie ty mówiłeś? – wyrwało jej się, ale było już za późno.

– Mówiłem o fałszywym alarmie w Nowym Orleanie – powiedział i wyczuwała, że ledwo panuje nad sobą. – Znaleziono trzy bomby? Kiedy? Gdzie?

– Dzisiaj. W Nowym Orleanie, w Dallas i tutaj.

– Co z wysokością sprzedaży?

– Stało się to, co nieuniknione – powiedziała, starając się, żeby brzmiało to jak stwierdzenie faktu, a jednocześnie, żeby podtrzymywało go na duchu. – Musieliśmy po tym wszystkim zamknąć sklepy na resztę dnia, ale nadrobimy to. Już mam pomysł na pewnego rodzaju specjalną wyprzedaż. Dział reklamy chce, żeby nazwać to „bombową wyprzedażą” – próbowała żartować.