Matt Farrell i ja jesteśmy ludźmi cywilizowanymi i traktujemy to w sposób najbardziej przyjacielski. Ten cały problem niewiele różni się od problemu, jaki przedstawia sobą umowa handlowa, od początku nieprawidłowo wprowadzana w życie, która musi mieć postawione wszystkie kropki nad „i”. Umieszczony poniżej napis głosił:
Farrell i Reynolds „stawiają kropki” nad „i”
Niżej były zdjęcia Parkera uderzającego pięścią Matta i drugie przedstawiające pięść Matta trafiającą w szczękę Parkera. Trzecia z kolei to leżący na podłodze Parker i nachylająca się nad nim Meredith.
Meredith sączyła kawę, patrząc, jak komentator kończy przekazywanie wiadomości ogólnokrajowych i oddaje głos koleżance prowadzącej wiadomości lokalne.
– Janet – powiedział, uśmiechając się do siedzącej obok niego kobiety. ~ Podobno jest coś nowego w sprawie trójkąta małżeńskiego Bancroft – Reynolds – Farrell.
– Niewątpliwie tak – odpowiedziała, zwracając się radośnie do kamery. – Większość z państwa zapewne sobie przypomina, że na ostatniej konferencji prasowej Parker Reynolds, Matthew Farrell i Meredith Bancroft wydawali się małą zgodną rodzinką. No cóż, dzisiaj wieczorem cała trójka jadła kolację w Manchester House i zdaje się miało miejsce małe rodzinne starcie. Mówię tu o prawdziwej walce na pięści! W jednym narożniku wystąpił Parker Reynolds, w drugim Matthew Farrell; mąż przeciwko narzeczonemu, Uniwersytet Princeton kontra Uniwersytet Stanu Indiana; stare pieniądze przeciwko nowym… – przerwała zadowolona z własnego dowcipu i z uśmieszkiem powiedziała: – Jesteście państwo ciekawi, kto zwyciężył? No cóż, proszę obstawiać wynik, ponieważ mamy zdjęcia, które wszystko wyjaśnią.
Na ekranie zajaśniało zdjęcie Parkera wymierzającego cios Mattowi i chybiającego. Kolejne pokazywało Matta zbijającego Parkera z nóg.
– Jeśli stawialiście na Matta Farrella, wygraliście – skonkludowała ze śmiechem. – Drugie miejsce zajęła Lisa Pontini, przyjaciółka panny Bancroft, która jak nam powiedziano, w chwilę po zrobieniu tego zdjęcia dosięgnęła Matta Farrella prawym sierpowym. Panna Bancroft nie czekała na możliwość pogratulowania zwycięzcy czy pocieszenia przegranego, Jak nam powiedziano, opuściła w pośpiechu miejsce zdarzenia limuzyną Matta Farrella. Troje walczących odjechało razem taksówką.
– Cholera! – wyrzuciła z siebie Meredith, naciskając ze złością przycisk wyłącznika na pilocie. Wstała i przeszła do sypialni. Przechodząc obok toaletki, włączyła radio.
– A teraz wiadomości – powiedział spiker. Ubiegłego wieczoru w Manchester House w North Side wybuchnął otwarty konflikt pomiędzy nikim innym jak przemysłowcem Matthew Farrellem a finansistą Parkerem Reynoldsem. Farrel, który jest mężem Meredith Bancroft, i Reynolds, który jest z nią zaręczony, byli razem z nią na kolacji, kiedy…
Meredith energicznie wcisnęła wyłącznik w górnej części radia.
– Nie do wiary! – rzuciła przez zaciśnięte usta. Od chwili, kiedy w operze Matt pojawił się na jej drodze, wszystko odmieniło się w jej życiu. Cały jej świat został wywrócony do góry nogami! Usiadła na łóżku i podniosła słuchawkę telefonu, żeby kolejny raz wykręcić numer Lisy. Wczoraj do późna w nocy próbowała się do niej dodzwonić, ale albo Lisa nie odbierała telefonów, albo nie było jej w domu. Jeśli chodzi o ścisłość, to samo było z Parkerem, bo i do niego próbowała dzwonić.
Po piątym sygnale telefon odebrał Parker i Meredith zamarła na ułamek sekundy.
– Parker? – wydusiła z siebie.
– Uhu – powiedział.
– Czy… czy dobrze się czujesz?
– Tak, oczywiście – wymamrotał tak, jakby nie spał przez całą noc i właśnie został obudzony z głębokiego snu. – To kac.
– Przykro mi. No cóż, czy Lisa jest w pobliżu?
– Uhu – powiedział znowu i w chwilę potem w słuchawce rozległ się schrypnięty, zaspany szept Lisy. – Kto mówi?
– Tu Meredith – powiedziała i w tym momencie uświadomiła sobie, że spali w takiej odległości od siebie, że Parker mógł od razu podać słuchawkę Lisie. W mieszkaniu Lisy były dwa telefony: w kuchni i obok łóżka. Nie spali w kuchni. Zszokowana zerwała się na równe nogi. – Jesteś… jesteś w łóżku? – wyrzuciła z siebie, zanim zdołała się powstrzymać.
– Uhm…
Z Parkerem? Pomyślała, ale nie zadała tego pytania. Już znała odpowiedź. Chwyciła oparcie łóżka, żeby utrzymać równowagę. Wydawało jej się, że pokój przekrzywił się szaleńczo.
– Przepraszam, że obudziłam was – wykrztusiła z siebie i odłożyła słuchawkę. Świat wirował – wokół swojej osi… albo to ona sama wirowała. Wszystko wymykało się spod kontroli. Jej najlepsza przyjaciółka była w łóżku z jej narzeczonym. Była zszokowana, ale nie czuła się zdradzona czy zdruzgotana. Była oszołomiona. Odwróciła się i rozejrzała się po sypialni, jakby chciała się upewnić, że przynajmniej ten pokój nie zmienił się zupełnie w ciągu ostatnich kilku godzin. Kremowa narzuta z koronki i satyny była na swoim miejscu, jej frędzle, tak jak zwykle, zwisały pół centymetra nad perskim dywanem. Dziesięć poduszek stanowiących komplet leżało w artystycznym nieładzie w takiej samej kolejności, jak zawsze je układała.
Była tak wstrząśnięta wszystkim pozostałym, że czułaby się o wiele lepiej, wiedząc, że jej narzuta wyszła z pokoju, zabierając po drodze wszystkie poduszki. Podniosła wzrok i uchwyciła odbicie swojej twarzy w lustrze. Nawet ono się zmieniło.
W godzinę później wzięła swoje klucze, włożyła na nos parę ciemnych okularów przeciwsłonecznych i wyszła z mieszkania. Pojedzie do biura i spędzi dzień, pracując. To było przynajmniej coś, co potrafiła zrozumieć i co kontrolowała. Matt nie raczył zadzwonić i to zdziwiłoby ją, gdyby nie przekroczyła już punktu, poza którym cokolwiek byłoby w stanie ją zadziwić. Drzwi windy otworzyły się na niższym poziomie parkingowym garażu pod jej budynkiem. Ruszyła w stronę swojego miejsca. Wyszła zza rogu, trzymając w dłoni kluczyki do samochodu i zamarła.
Jej samochód zniknął.
Samochodu nie było, a ktoś już zaparkował na jej miejscu sportowego jaguara.
Jej samochód został ukradziony! Jej miejsce parkingowe zostało przez kogoś zagarnięte!
To było kroplą przepełniającą czarę goryczy. Wreszcie osiągnęła punkt, w którym się załamała. Wpatrywała się w lśniącego, ciemnoniebieskiego jaguara i poczuła nagły, szalony impuls, żeby krzyczeć ze śmiechu. Poczuła zwariowaną chęć, żeby przyłożyć do nosa pięść i zagrać na nim losowi.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem do windy. Nacisnęła energicznie przycisk i udała się do strażnika.
– Robercie, na moim miejscu stoi niebieski jaguar, każ go odholować stamtąd. Natychmiast.
– Ale to na pewno jakiś nowy lokator, który nie wiedział… Podniosła słuchawkę telefonu stojącego na blacie i podała mu ją.
– Zrób to – powiedziała z groźbą, głosem pełnym napięcia – zadzwoń do warsztatu przy Lyle Street i każ im w ciągu kwadransa usunąć ten samochód z mojego miejsca.
– W porządku, panno Bancroft. W porządku. Już dzwonię. W pewnym stopniu usatysfakcjonowana, poszła w stronę głównych drzwi, zamierzając pojechać do biura taksówką i stamtąd zawiadomić policję o kradzieży swojego samochodu. Pospiesznie ruszyła do przodu zdecydowana złapać taksówkę, która właśnie podjeżdżała do krawężnika. Zatrzymała się gwałtownie, kiedy zobaczyła tłum reporterów koczujących wokół budynku.
– Panno Bancroft, co do wczorajszego wieczoru – zawołał jeden z nich, a drugi zrobił jej zdjęcie przez szybę.
Nieświadoma, że to Matt był mężczyzną w przeciwsłonecznych, wielkich okularach, wysiadającym z taksówki, odwróciła się na pięcie i ruszyła do windy. I co teraz, kiedy okazuje się, że jest więźniem we własnym domu? To żaden problem. Wejdzie na górę i zadzwoni po taksówkę, która zabierze ją spod wejścia dla dostawców. Prześlizgnie się tam i kryjąc się za pojemnikami ze śmieciami, wskoczy do taksówki, kiedy ta tylko podjedzie. To żaden problem! Może to zrobić. Jak najbardziej.
Właśnie podnosiła słuchawkę telefonu, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Przytłoczona dziwnymi wydarzeniami i ciężkimi doświadczeniami, jakie przyniosło jej ostatnio życie, otworzyła drzwi, nie próbując sprawdzić, kto za nimi stoi. Rozkojarzona zobaczyła postać Matta wypełniającą całą przestrzeń jej drzwi. W jego okularach przeciwsłonecznych widziała swoje odbicie.
– Dzień dobry – powitał ją z niepewnym uśmiechem.
– Och, to tak to się nazywa? – odpowiedziała, wpuszczając go do środka.
– Co masz na myśli? – zapytał, próbując dojrzeć jej oczy za dużymi, bursztynowymi okularami przeciwsłonecznymi, siedzącymi na jej małym nosie. Chciał zorientować się, w jakim jest nastroju.
– To znaczy – powiedziała sztywno – że jeśli to jest dobry dzień, to zamykam się w szafie, żeby nie dowiedzieć się, jak będzie wyglądał jutrzejszy.
– Jesteś zdenerwowana – zauważył.
– Ja? – powiedziała z sarkazmem, wskazując na siebie. Ja, zdenerwowana? Tylko dlatego, że jestem więźniem w swoim własnym domu, że nie mogę znaleźć się w pobliżu gazety, radia czy telewizora, żeby nie trafić na nas występujących w charakterze sensacji dnia. Dlaczego, na Boga, miałoby to mnie denerwować?
Matt próbował ukryć uśmiech, sprowokowany przez jej pełen oburzenia ton.
– Nawet nie waż się śmiać! – ostrzegła go poirytowana. – To wszystko twoja wina. Zawsze, kiedy pojawiasz się w pobliżu mnie, zaczynają mi się przydarzać dziwne rzeczy!
– Co ci się przydarza? – zapytał głosem drżącym śmiechem, marząc o wzięciu jej w ramiona.
Wyrzuciła ręce w górę.
– Wszystko oszalało! W pracy wydarzają się rzeczy, które nigdy się nie zdarzały… mam do czynienia z groźbami ataków terrorystycznych, nasze akcje są niestabilne. Jeśli o dzisiaj chodzi, to rano został skradziony mój samochód, ktoś zajął moje miejsce parkingowe, a ja dowiaduję się, że moja przyjaciółka i mój narzeczony spędzili razem noc!
Zaśmiał się, słysząc logiczny wywód na temat jej problemów.
– I uważasz, że to wszystko to moja wina?
– No cóż, a jak inaczej to wytłumaczysz?
– Kosmiczny zbieg okoliczności?
– Chciałeś powiedzieć kosmiczna katastrofa – poprawiła go, opierając ręce biodrach. – Jeszcze miesiąc temu prowadziłam przyjemne życie. Spokojne, godne życie! Chodziłam na bale dobroczynne i tańczyłam. Teraz chodzę do barów i uczestniczę w bójkach, a potem jestem szaleńczo wieziona ulicami limuzyną, prowadzoną przez zwariowanego kierowcę, który uspokaja mnie tym, że ma gnata! Mówię o rewolwerze… śmiercionośnej broni, z której można kogoś zastrzelić!
Wyglądała tak ślicznie, a jednocześnie była tak poruszona i poirytowana, że ramiona Matta zaczęły drżeć od tłumionego śmiechu.
– To już wszystko?
– Nie. Jest jeszcze jeden drobiazg co do wczorajszego wieczoru, o którym nie wspomniałam.
– Co to takiego?
– To… – oświadczyła triumfalnie, zdejmując okulary. – Mam podbite oko! Śliwę. Czy…
Matt, nie wiedząc, czy śmiać się, czy użalać nad nią, uniósł dłoń i dotknął delikatnie niewielkiej niebieskawej smugi w okolicy zewnętrznego kącika jej oka.
– To – powiedział ze współczującym uśmiechem – nie zasługuje na miano śliwy czy podbitego oka. To tylko niewielki siniaczek.
– No świetnie – powiedziała – poznałam jeszcze jedno nowe określenie.
Ignorując jej zgryźliwość, Matt oglądał z podziwem dobrze zatuszowanego, niewielkiego siniaka.
– Ledwo go widać. Czego użyłaś, żeby go ukryć?
– Pudru – odpowiedziała zaniepokojona tym pytaniem. – Dlaczego pytasz?
Tłumiąc śmiech, zdjął okulary.
– Myślisz, że mogłabyś użyczyć mi czegoś takiego?
Z niedowierzaniem wpatrywała się w identyczny ślad w kąciku jego oka i nagle jej emocje zmieniły się gwałtownie w rozweselenie. Zobaczyła, że on uśmiecha się niepewnie, i sama zaczęła chichotać. Zasłoniła ręką usta, żeby wyciszyć ten odgłos, ale nie mogła się już powstrzymać. Śmiała się tak bardzo, że z oczu płynęły jej łzy. Matt też zaczął się śmiać. Wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie, a ona oparła się o niego i śmiała się jeszcze bardziej.
Objął ją mocniej i zanurzył swoją roześmianą twarz w jej włosach, razem z nią dając upust radości. Pomimo powierzchownej nonszalancji, jaką zaprezentował wcześniej, zdawał sobie sprawę, że większość jej oskarżeń była prawdziwa. Czuł się winny, kiedy zobaczył poranne gazety. Wywracał jej życie do góry nogami i jeśli była na niego wściekła, to zasłużył sobie na to. Czuł głęboką wdzięczność, widząc, że dostrzega humor sytuacji, zdając sobie sprawę z jej niebagatelnych konsekwencji.
Kiedy minęła jej największa wesołość, odchyliła się w jego ramionach.
– Czy – zapytała, powstrzymując kolejny, nie dający się opanować chichot – to Parker jest autorem twojego… siniaczka?
– Czułbym się o wiele mniej upokorzony, gdyby tak było – droczył się Matt. – To jednak twoja przyjaciółka Lisa przyszpiliła mnie swoim prawym sierpowym. A skąd wziął się twój?
"Raj" отзывы
Отзывы читателей о книге "Raj". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Raj" друзьям в соцсетях.