Rozebrali się powoli, po chwili leżeli już w wielkim wygodnym łóżku, zakopani pod kołdrami. A kiedy zerknęła na niego w półmroku, rozchichotała się jak pensjonarka.

– Z czego się śmiejesz, głuptasie? – wciąż jeszcze szeptał, jak gdyby ktoś mógł ich podsłuchać. O tej porze nie było tu jednak nikogo. Byli zupełnie sami, nie licząc ich sekretów i wzajemnej miłości.

– To po prostu zabawne… Tak się bałam tego, co do ciebie czuję… i tego, co wiedziałam o twoich uczuciach, a teraz jesteśmy tutaj jak dwoje psotnych dzieci.

– Nie psotnych, kochanie… szczęśliwych… mimo wszystko może mamy do tego prawo… Może tak było pisane. Moje i twoje przeznaczenie. Danino, nigdy nie kochałem żadnej kobiety tak jak ciebie.

Pocałował ją spokojnie i mocno. Jej namiętność wzbierała wraz z jego namiętnością, kiedy uczył ją wszystkiego, o czym dotąd nie miała pojęcia, o czym nawet nie śniła. I nie marzyła nigdy, że znajdzie to przy nim. A to wszystko tam właśnie czekało na nią, podarunki, łaska, miłość, do której oboje tak tęsknili. A kiedy wreszcie zasnęła w jego ramionach, objął ją mocno i uśmiechem podziękował bogom za szczodrobliwość, z jaką ofiarowali mu ten dar.

– Dobranoc, kochanie – wyszeptał pełen wdzięczności. Wkrótce sam również zapadł w sen.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Tajemnica otaczała ich jak bujnie kwitnąca latem łąka. Jak dawniej, zaglądał do niej co dzień, teraz jednak zostawał znacznie dłużej, nadal zresztą umiejąc to pogodzić ze swoimi obowiązkami w pałacu. Nocą zaś, kiedy zakończył swój dyżur, powracał do niej i u niej sypiał. Żonie powiedział, że wymaga się teraz od niego, aby nocami czuwał przy Aleksym. Nie zdradziła zainteresowania ani zastrzeżeń.

Danina czuła się uszczęśliwiona, mogąc z nim być. Wiązało ich wszystko, czego ją uczył, otwierali przed sobą serce i duszę. Mówili sobie wszystko, nie mieli przed sobą tajemnic. Nie kryli nadziei, marzeń, dziecięcych obaw ani jedynej rzeczywistej groźby, jaką mogła by się kiedyś stać rozłąka. Nie roztrząsali jeszcze, co będzie, kiedy dziewczyna wyjedzie. Oboje przecież wiedzieli, że kiedyś musi to zrobić. Trzeba będzie wtedy coś postanowić w sprawie ich przyszłości. On jednak nic jeszcze nie powiedział żonie.

Chcieli na razie po prostu cieszyć się tym, co mają, zanim spowodują jakąś eksplozję. W końcu ich szczęście przybrało jednak realniejsze kształty. Luty przeleciał jak pociąg pospieszny, za nim marzec. Danina mieszkała w Carskim Siole już trzeci miesiąc, kiedy wreszcie z żalem zaczęła mówić o powrocie do szkoły baletowej. Nie miała pojęcia, jak zdoła to zrobić. Jednak Madame niedwuznacznie się dopytywała, kiedy dziewczyna zamierza wrócić do prób i ćwiczeń. Odzyskanie formy, jaką straciła podczas choroby, zająć jej miało całe miesiące. W porównaniu z morderczą codzienną rutyną w balecie skromne ćwiczenia, które wykonywała tutaj, były po prostu niczym. Nawet ćwicząc codziennie, nie przybliżała się do baletowego poziomu. Z żalem więc obiecała wreszcie powrócić do Petersburga pod koniec kwietnia. Myśl o rozstaniu z Nikołajem była dla niej niemal nad siły.

Mieli o tym poważną rozmowę któregoś dnia pod wieczór, na trzy tygodnie przed planowanym wyjazdem. Zdaniem Nikołaja nadeszła stosowna pora, by rozmówił się z Marie i zaproponował jej powrót do Anglii wraz z chłopcami. Trzeba było położyć kres oszustwu. Nie był jednak pewien planów Daniny co do baletu. Musiała dokonać własnego wyboru.

– Jak sądzisz, jak Marie zareaguje, kiedy jej powiesz?

– Sądzę, że odczuje ulgę – odparł uczciwie. Tego był pewien, nie miał jednak pewności, czy zechce dać mu rozwód. Wolał nie wspominać jej o Daninie, jeśli zdoła tego uniknąć. Było aż nadto powodów, żeby zakończyć waśnie między nim a żoną bez dalszego wikłania sprawy.

– A chłopcy? Czy pozwoli ci ich widywać? Była zatroskana, dręczyła się tym wszystkim, zanim zaczął się ich romans i dlatego właśnie wahała się, czy związać się z Nikołajem. Nigdy jednak nie zdołaliby się pohamować. To mrzonka. Teraz widziała to jasno. Ten związek był czymś prawdziwym, nigdy w życiu nie potrafiliby się go wyrzec.

– Nie wiem, co postanowi w sprawie chłopców – przyznał doktor szczerze. – Być może nie będę mógł się z nimi widywać, aż dorosną.

Dostrzegła w jego oczach ból na samą myśl o tym i ogarnęło ją dręczące współczucie.

– A Madame Markowa? – zapytał z kolei Nikołaj. Było to pytanie niemal równie doniosłe, prostsze wprawdzie w jego pojęciu, na pewno jednak nie w wyobrażeniu Daniny.

– Pomówię z nią po powrocie do Petersburga – powiedziała, próbując opanować strach. Wiedziała, że sprawi przełożonej zawód. Madame wiązała z nią tak wielkie na dzieje, dała jej tak wiele, że teraz załamie się, jeśli Danina porzuci balet. Dla niej jednak wszystko teraz uległo zmianie. Jej życie należy do Nikołaja, nie wolno jej tego dłużej ignorować.

Cudownym zrządzeniem losu ich związek uszedł uwagi wszystkich wokoło, z wyjątkiem pokojówek w pawilonie, te jednak były dotąd nadzwyczaj dyskretne. Nikt z rodziny cesarskiej nie uczynił najmniejszej aluzji wobec Nikołaja, i nawet Aleksy, który spędzał u Daniny mnóstwo czasu, nie miał pojęcia, że między nimi coś się zmieniło.

W ciągu trzech ostatnich wspólnych tygodni byli jednak bliscy rozpaczy. Cudowna idylla miała się teraz ku końcowi, Nowe życie stało za progiem. Danina zamartwiała się tym. Jeżeli porzuci balet, gdzie będzie mieszkała i kto ją utrzyma? Jeżeli on rozwiedzie się z Marie, czy przez ten skandal nie straci świetnej posady na dworze? Mieli nad czym się zastanawiać. On już jednak obiecał, że znajdzie jej mieszkanie i będzie ją utrzymywać, chociaż Danina nie chciała być mu ciężarem i uważała, że powinna pozostać w szkole, zanim Marie wyjedzie do Anglii.

Wreszcie Obrażenski postanowił rozmówić się z Marie po wyjeździe Daniny, chroniąc dziewczynę w ten sposób przed skandalem, jaki mógł wybuchnąć w domu lub w pałacu. Obojgu wydawało się to najmądrzejsze. Nikołaj miał zajrzeć do szkoły baletowej najszybciej, jak się da, i opowiedzieć, jak mu się powiodło. Później będą mogli powziąć dalsze plany. Poza tym balet musiał mieć czas, żeby znaleźć zastępstwo za Daninę. Chociaż od tylu miesięcy była chora, nadal uwzględniano ją w programie przedstawień letniego i zimowego sezonu. Może się zdarzyć, jak objaśniała Nikołajowi, że będzie musiała poczekać aż do końca roku, zanim opuści zespół, on jednak to rozumiał. Będą się starali przebywać ze sobą jak najdłużej, mimo rozlicznych zajęć obojga i mimo ciężkich ćwiczeń, które Danina będzie musiała teraz podjąć. Była jednak na to przygotowana, znów pełna sił, szczęśliwsza niż kiedykolwiek i bardzo zakochana. Wszystko to sobie obiecywali.

Jednak mimo wszelkich obietnic ich ostatni tydzień był istną męczarnią. Spędzali razem każdą wolną chwilę. Po raz pierwszy cesarzowa dostrzegła, jaka łączy ich bliskość, i zgodziła się z wcześniejszymi spostrzeżeniami męża. Była niemal pewna, że Mikołaja i Daninę wiąże wzajemna miłość. Car właśnie znowu miał urlop z frontu, wspomniała więc mu o tym.

– Ja mu się nie dziwię – powiedział cesarz do żony późną nocą, która dla Mikołaja i Daniny była jedną z ostatnich spędzonych razem w pawilonie. – Ona jest śliczna.

– Sądzisz, że porzuci dla niej żonę? – zaczęła się zastanawiać Aleksandra Fiodorowna, ale car odparł, że nie jest w stanie przeniknąć szaleństwa bliźnich.

– A jeżeli tak, czy weźmiesz mu to za złe? – zagadnęła cesarzowa, a car zadumał się nad tym pytaniem, niepewny własnego zdania w tej kwestii.

– To zależy, jak to zrobi. Jeżeli po cichu, nie powinno to mieć na nic wpływu. Jeżeli zaś wywoła skandal, który wzburzy wszystkich, będziemy musieli to rozważyć.

Cesarzowa nie bez ulgi wysłuchała tej rozsądnej konkluzji. Nie miała ochoty zwalniać Nikołaja z funkcji przy bocznego lekarza następcy tronu. Zastanawiała się także, czy Danina porzuci balet. Jest bardzo młoda, włożono w nią mnóstwo pracy, a poza tym to ich najsławniejsza „prima”. Caryca wyobrażała to sobie mniej więcej jak porzucenie klasztoru, rzecz nie taką znów prostą do wykonania. Była przekonana, że balet zrobi wszystko, żeby dziewczynę za trzymać. Trudna to będzie decyzja, jeśli Danina w ogóle ją podejmie. Współczuła małej. Miała nadzieję, że wszystko ułoży się pomyślnie dla obojga, jeżeli postanowią razem podjąć nowe życie. Przez te kilka miesięcy pobytu Daniny w Carskim Siole wszyscy ją pokochali.

Wydano dla niej małą kolację w wigilię jej odjazdu. Obecne były dzieci, paru najbliższych przyjaciół, obaj lekarze i garść osób, które poznały i polubiły Daninę. Dziewczyna miała łzy w oczach, kiedy im dziękowała i obiecywała powrócić. Cesarzowa zaprosiła ją do Liwadii latem, jak rok wcześniej w asyście Madame, one zaś obie obiecały przyjechać, kiedy tylko Danina zacznie znów tańczyć.

– Tym razem naprawdę nauczę cię pływać – obiecał Aleksy i ofiarował jej w podarunku coś, z czym, jak wiedziała, ciężko mu było się rozstać. Była to mała jadeitowa żaba, którą bardzo lubił, bo wydawała mu się taka brzydka. A jednak oddał ją Daninie, niezgrabnie opakowaną w rysunek, który sam dla niej sporządził. Każda z dziewcząt ofiarowała jej napisany przez siebie wiersz i śliczną, specjalnie namalowaną akwarelę. Podarowały jej też wspólną fotografię z Daniną. Dziewczyna była wciąż jeszcze do głębi wzruszona, kiedy późnym wieczorem wracała z Nikołajem do pawilonu.

– Nie mogę znieść myśli, że jutro się z tobą rozstaję – powiedziała smutno, kiedy nad ranem, zmęczeni miłością, spoczywali w uścisku, rozmawiając. Nie mieściło się jej w głowie, że jej pobyt tutaj dobiegł końca, choć zapewniali się wzajem, że zaczęło się nowe życie. Wieczorem, kiedy wrócili z kolacji, ofiarował jej złoty medalionik na łańcuszku, ze swoją fotografią. Na fotografii był tak podobny do cara, że Danina w pierwszej chwili nie miała nawet pewności, czy to Nikołaj. Ale to był on. Obiecała nosić medalionik na szyi zawsze, kiedy tylko nie będzie tańczyła.

Ostatnie godziny przed rozstaniem były męczarnią dla obojga. Oboje płakali, kiedy wsadzał ją do pociągu, którym odbyć miała krótką podróż powrotną do Petersburga. Nie chciała, żeby ją odwoził, w obawie, że madame Markowa natychmiast spostrzeże, co między nimi zaszło. Była przekonana, że przełożona ma nadprzyrodzone zdolności, że jest wszechwiedząca. Nikołaj zgodził się jej nie towarzyszyć. Zamierzał rozmówić się z Marie tegoż popołudnia, Daninę zaś obiecał natychmiast powiadomić o wyniku rozmowy.

Kiedy jednak stali na peronie, wyglądając pociągu, obojgu mało serce nie pękło. Czuli, że piękny rozdział ich życia dobiega końca. Danina wychylała się przez okno, jak długo mogła, widziała go, jak stoi i macha jej z daleka, z oczyma utkwionymi w jej oczach, drżącymi palcami wyczuwała medalionik na szyi. Coraz szybciej oddalali się od siebie, ale Nikołaj wołał, że ją kocha, a przed wyjazdem z domu całował ją tyle razy, aż wargi jej spierzchły i dwa razy przed rozstaniem musiała poprawiać uczesanie. Byli jak dwoje dzieci, odrywane właśnie od rodziców. Trochę jej to przypominało moment, kiedy ojciec odwiózł ją do szkoły baletowej. Tak samo była teraz przerażona, może nawet bardziej.

Madame oczekiwała jej na dworcu w Petersburgu. Zdawała się wyższa, szczuplejsza i surowsza niż kiedykolwiek. Daninie wydała się nagle postarzała, jak po całych wiekach niewidzenia. Ale Madame ucałowała ją gorąco i wyglądała na uszczęśliwioną jej widokiem. Bez względu na wszystko, co przydarzyło się Daninie pod jej nieobecność, dziewczyna bardzo tęskniła za Madame.

– Dobrze wyglądasz. Danino. Szczęśliwa i wypoczęta.

– Dziękuję, Madame. Wszyscy traktowali mnie cudownie.

– Tyle zrozumiałam z twoich listów.

W jej głosie brzmiała pewna ostrość, twardość, o której Danina zdążyła już zapomnieć. Nikt się jej nigdy nie oparł, wszyscy przekraczali granice swych możliwości, byle zadowolić Madame. W dorożce, w drodze do szkoły, była bardzo powściągliwa. Danina próbowała poprawić nastrój, opowiadając o swoich stosunkach z rodziną cesarską i o wydanych dla niej kolacjach. Odczuwała wyraźnie niepojętą dezaprobatę swojej mistrzyni. Budziło to w niej jeszcze silniejszą tęsknotę za życiem, które porzuciła w Carskim Siole. Świadoma jednak była obowiązków, jakie ją czekają po powrocie.

– Kiedy znowu zaczynam próby? – zapytała, obserwując przepływające obok znajome szczegóły miejskiego pejzażu.

– Jutro rano. Radzę dziś rozpocząć ćwiczenia przygotowawcze. Jak podejrzewam, podczas rekonwalescencji nie robiłaś nic, żeby utrzymać formę?

Wyjąwszy parę codziennych ćwiczeń, podejrzenie to było słuszne. Danina potwierdziła to skinieniem głowy, co zostało przyjęte bez zachwytu.

– Doktor uważał, że to byłoby nieroztropne, Madame – tak brzmiały jedyne przeprosiny. Nie próbowała nawet wspominać o tych dwóch kwadransach codziennych ćwiczeń, wiedziała bowiem, że w pojęciu przełożonej to tyle co nic.

Madame Markowa patrzyła w milczeniu przed siebie, a atmosfera robiła się coraz gęstsza.