Gdy Olivia ocknęła się po raz drugi, dotarło do niej, że wcale nie jest w szpitalu, tylko w swoim pokoju w Delano, a czerwone światełko mruga nie na ekranie monitorującym pracę jej serca, tylko na telefonie, sygnalizując pozostawioną wiadomość.
– Cześć, Olivio! Mam nadzieję, że nie dzwonię za wcześnie. Jestem Imogen z biura Sally Hawkins w „Elan”. Dostaliśmy twojego e-maila, dzwoniła też Melissa z Century PR w sprawie historii o kandydatach na gwiazdy. Owszem, Sally pisze się na to. Musimy omówić szczegóły twojego dalszego pobytu. Zadzwoń do nas, jak się obudzisz. Och, i powodzenia z OceansApart.
– Cześć, mówi Melissa. Rozmawiałam z twoim wydawcą. W następnym tygodniu mamy przesłuchania w Standard Hotel w Hollywood. Byłoby wspaniale, gdybyś się tam do nas przyłączyła.
– Olivia? Tu Pierre Ferrame Jestem w holu. Może właśnie schodzisz na nasze rendez-vous?
– Olivia? Tu znowu Pierre. Jest kwadrans po dziewiątej. Czekam na ciebie na tarasie.
– Olivio, wygląda na to, że o mnie zapomniałaś. Może już słyszałaś o tej straszliwej tragedii. Zadzwonię do ciebie troszkę później.
– Olivia, mój Boże. Tu Imogen z „Elan”. Wielki Boże. Zadzwoń do nas. O mój Boże.
– Olivia, mówi Kate. Mam nadzieję, że nie kręciłaś się nigdzie w pobliżu tego statku. Daj znać.
Kolejne wiadomości z recepcji, od lekarza, ani słowa więcej od Pierre'a. Znowu Kate. I Barry.
– Gdzie jesteś? Słuchaj, możesz znowu się tam wybrać? Za piętnaście szósta twojego czasu ma być konferencja prasowa w porcie. Mamy tam fotografa. Musisz zdobyć kilka wypowiedzi, potem leć do szpitala porozmawiać z tymi, co przeżyli, i ich rodzinami. Zadzwoń.
Z trudem sięgnęła po pilota, włączyła CNN i opadła z powrotem na poduszki.
– Kolejne doniesienia z katastrofy OceansApart w Miami. W miarę, jak rośnie liczba zabitych, prowadzone na miejscu dochodzenie sugeruje, iż wybuch został spowodowany przez łódź podwodną, prawdopodobnie konstrukcji japońskiej, wyładowaną materiałami wybuchowymi. Być może sterowali nią zamachowcy samobójcy. Wszystko wskazuje na to, że potworny wybuch na OceansApart może być dziełem samobójczych terrorystów.
W dole ekranu biegł napis: „Wybuch na OceansApart: 215 zabitych, 189 rannych, 200 zaginionych. Ogłoszono stan najwyższej gotowości”.
Wygramoliła się niezgrabnie z łóżka, na sztywnych nogach podeszła do laptopa i nacisnęła klawisz. Nic się nie stało. Osłupiała gapiła się na komputer. Wtyczka tkwiła w kontakcie, tak jak ją zostawiła. Pamiętała, że wychodząc, nie wyłączyła komputera, tylko jak zwykle zostawiła go na chodzie i teraz powinien się uruchomić po jednym kliknięciu w klawisz.
Nie bacząc na ból w ręce i stawach, rozsunęła zasłony i mrużąc oczy przed światłem, które wdarło się przez okno, rozejrzała się po pokoju. Podeszła do szafy i przejrzała ubrania, potem otworzyła sejf i sprawdziła jego zawartość. Wzięła torebkę od Louisa Vuittona. Karty kredytowe były na miejscu, podobnie jak puszka zapewniająca przeżycie i wizytówki, ale – musiała się przytrzymać półki, by nie upaść – znikła lista gości. Lista gości, którą gwizdnęła na przyjęciu.
Potykając się, weszła do łazienki i z wiszącego obok klozetu telefonu zadzwoniła do recepcji.
– Mówi Olivia Joules.
– Jak się pani czuje, panno Joules? Było do pani mnóstwo telefonów. Lekarz prosił, żebyśmy się z nim skontaktowali natychmiast, jak tylko się pani… Nie, proszę pani. Z wyjątkiem obsługi hotelowej nikogo do pokoi nie wpuszczamy. Oczywiście, pokojówka była posprzątać pokój, ale…
Olivia spojrzała na siebie w lustrze. Włosy z jednej strony sterczały jej jak strachowi na wróble. Sięgnęła po szczotkę. Zwisał z niej pojedynczy, bardzo długi czarny włos.
– To na pewno sprzątaczka, ty głuptasie.
Olivia siedziała na podłodze w łazience ze słuchawką przy uchu, chciwie wsłuchana w dobiegający z drugiego końca głos Kate.
– Ale po co jej była moja szczotka? – zadała pytanie drżącym szeptem.
– Wiesz, jak to jest. Patrzysz w lustro, widzisz, że jesteś trochę rozczochrana, więc sięgasz po szczotkę. W końcu sprzątaczki to takie same kobiety jak my.
– Dlaczego wyłączyła mój komputer?
– Może niechcący wyciągnęła wtyczkę z kontaktu.
– Gdyby tak się stało, to by mi powiedział, że: „Nastąpiło niewłaściwe zaniknięcie programu”, kiedy go włączyłam na nowo.
– Olivio, jesteś wykończona i w szoku. Idź do łóżka, prześpij się i wracaj do domu. A listę gości na pewno znajdziesz w kieszeni.
– Kate! – niemal krzyknęła. – Ja nie miałam kieszeni!
– Nikt się nie włamuje do czyjegoś pokoju, żeby ukraść listę gości z przyjęcia. Idź spać.
Wzrok Olivii padł na sukienkę, w której była na przyjęciu, leżącą dokładnie tam, gdzie ją zostawiła – niedbale rzuconą na krzesło. Kieszeń, też coś. Ale. Och. Nagle jej się przypomniało – ależ z niej tępa idiotka – że torebka ma kieszonkę. No, przynajmniej coś, co za kieszonkę miało uchodzić. Jeszcze raz sięgnęła po torebkę. Lista gości była tam, a jakże, bezpiecznie upchnięta w niby-kieszonkę.
Olivia usiadła ciężko przy biurku i wsparła głowę na rękach. Czuła się wypluta, zmęczona, przerażona i samotna. Marzyła, by ktoś ją przytulił. Sięgnęła po leżącą na biurku wizytówkę i wykręciła numer.
– Słucham – rozległ się damski głos z lekkim akcentem z Zachodniego Wybrzeża.
– Czy mogę prosić Pierre'a?
– Nie ma go. Z kim mam przyjemność? – Telefon odebrała potrząsająca włosami Suraya.
– Olivia Joules. Miałam się z nim spotkać dzisiaj rano, ale…
– Oczywiście. Chcesz mu coś przekazać?
– Ee, w zasadzie nie. Przeproś go tylko w moim imieniu, że się z nim nie spotkałam. Byłam w porcie, kiedy OceansApart wyleciał w powietrze.
– Ojej. Boże. Okropność.
„Okropność?”
– Zastanę go później?
– Nie. Wyjechał z miasta. – W jej tonie było coś dziwnego.
– Wyjechał z Miami? Dzisiaj?
– Tak. Miał do załatwienia pilną sprawę w Los Angeles. Prowadzi przesłuchania do filmu. Chcesz, żebym mu coś przekazała?
– Powiedz mu tylko, że dzwoniłam, i jeszcze raz go przeproś. Dziękuję.
Odłożyła słuchawkę i przycupnęła na kraju łóżka, trzymając w zaciśniętej pięści prześcieradło. Spoglądała przed siebie niewidzącym wzrokiem. Myślała o poprzednim wieczorze – Ferramo tulący ją do siebie na dachu, gdy mówiła mu o OceansApart i porannym spotkaniu z Elsie i Edwardem.
„To chyba nie najlepszy pomysł… – Jego oddech muskający jej policzek. -…ponieważ mam nadzieję, że jutro rano zje pani śniadanie… ze mną…”
Podniosła słuchawkę i zadzwoniła do „Elan”.
– Imogen? Tu Olivia. Słuchaj, chciałabym polecieć do LA i napisać ten artykuł o gwiazdkach. Natychmiast. Najszybciej, jak ci się uda. Zarezerwuj mi bilet na pierwszy możliwy samolot.
Gdy Olivia spoglądała przez okno na rozciągającą się w dole Arizonę, słońce właśnie zachodziło, barwiąc pustynię na czerwono. Ogromna szrama Wielkiego Kanionu pogrążona już była w mroku. Pomyślała o wszystkich tych pustyniach, nad którymi latała, w Afryce, Arabii, i o tym, co widziała. Myślała o tej asymetrycznej wojnie, która nagle wdarła się w jej życie, zakorzenionej w pustyniach, historii i widokach, tak prawdziwych, jak i wyimaginowanych, której nie zakończą żadne armie ani wybuchy wściekłości. Jednego była ciekawa – czy kiedy Pierre Ferramo całował ją tamtego wieczoru, wiedział, że następnego dnia wielki statek wyleci w powietrze?
11
Co w takim razie robił w Hollywood? Zmierzając trzęsącą się i podskakującą taksówką w stronę wzgórz, Olivia opuściła okno i rozkoszowała się poczuciem wolności oraz dziwnej samowoli, co odczuwała zawsze, ilekroć zjawiła się w Los Angeles. Wszystko tu było tak cudownie powierzchowne. Przyglądała się mijanym po drodze ogromnym reklamowym billboardom: „Chcesz zrobić karierę? Zostań gwiazdą! Zgłoś się do biura szeryfa w hrabstwie LA”. „Rehabilitacja zakończona, jesteśmy gotowi do zabawy” – głosiła reklama programu telewizyjnego. Przystanek autobusowy zdobił plakat, na którym szeroko uśmiechnięta pani o bujnej fryzurze reklamowała swoje biuro nieruchomości: „Valerie Babajian: tylko z nami znajdziesz najlepsze lokum w LA”. Kolejny billboard z reklamą stacji radiowej był prosty: „George, brat Jennifer Lopez”. Inny z kolei, który zdawał się niczego nie reklamować, pokazywał artystyczną wizję platynowej blondynki o figurze Jessiki Rabbit w obcisłej różowej sukience. Pod spodem widniały gigantyczne litery, układające się w napis: „Angelyne”.
– Czy ta Angelyne to jakaś aktorka? – Olivia zwróciła się do taksówkarza.
– Angelyne? Nie – roześmiał się. – Po prostu sama sobie opłaca te plakaty, a potem zjawia się osobiście na przyjęciach i takich tam. Robi to już od lat.
„Pierre z całą pewnością nie znosi tego miejsca”, pomyślała. Gdy byli już całkiem blisko zielonoszarych wzgórz, na zboczach których w mroku połyskiwały światełka, przy drodze pojawiło się Cedars-Sinai Medical Center ozdobione wielką gwiazdą Dawida.
– Już wiem, po co tu przyjechał – powiedziała do siebie Olivia w nagłym olśnieniu. – Cały ten film to jedna wielka bzdura. Oni chcą zaatakować Los Angeles.
Jak zwykle w podobnych sytuacjach dała się ponieść wizjom rodzącym się w jej nad wyraz bujnej wyobraźni – pociski odpalane ze szczytu w psim parku Runyon Canyon i lądujące na biurach kierownictwa Fox Studios; zamachowcy samobójcy na koncercie finałowym „Amerykańskiego idola”; ludzkie torpedy pędzące z zawrotną szybkością poprzez sieć miejskiej kanalizacji. Zapragnęła zadzwonić do CNN i jednostronnie ogłosić czerwony alarm: „On jest przystojny i seksowny, ale chce nas wszystkich wystrzelić w kosmos: Pierre Ferramo…”
Napis na Standard Hotel przy Sunset umieszczony był do góry nogami, jakby dla zademonstrowania – nie wiadomo po co – jakichś idiotycznych tendencji wywrotowych. Hotel z dawnego domu starców został niedawno przerobiony na świątynię hollywoodzkiego szyku w stylu retro. Kontrast z dotychczasową klientelą był wręcz oszałamiający. Rzadko zdarzało się Olivii widzieć tylu pięknych młodych ludzi rozmawiających przez telefony komórkowe i zgromadzonych w jednym miejscu. Były tu dziewczyny w spodniach moro i górach od bikini, dziewczyny w obcisłych sukieneczkach, dziewczyny w dżinsach z tak obniżoną talią, że ich kości łonowe znajdowały się co najmniej pięć centymetrów powyżej paska, ogolonych na łyso chłopców z kozimi bródkami, chłopców w obcisłych dżinsach, pozwalających w pełni podziwiać ich klejnoty rodzinne, chłopców w dżinsach workowatych, z krokiem na wysokości kolan. Z sufitu zwieszały się na łańcuchach krzesła z pleksiglasu w kształcie kapsuł. Podłogi, ściany i sufity pokryte były grubymi na kilka centymetrów dywanami. Przy wejściu na basen DJ puszczał winylowe płyty. Na ścianie za recepcją, w szklanej witrynie siedziała dziewczyna w białej bieliźnie, spokojnie czytając sobie książkę. Wszystko to sprawiło, że Olivia poczuła się jak siedemdziesięcioletnia otyła pracownica naukowa, którą lada moment ktoś poprosi, żeby przeniosła się do położonego nieco dalej hotelu o niższym standardzie.
Recepcjonistka wręczyła jej liścik, w którym Melissa witała ją w LA oraz informowała, że przesłuchania zaczynają się jutro z samego rana, a członków ekipy z łatwością będzie można spotkać w holu bądź w barze. Po raz kolejny boy hotelowy uparł się, by towarzyszyć jej do pokoju, choć – jak poprzednio – bagażu w zasadzie nie miała. Jego głowa przypominała jej magnetyczną zabawkę z dzieciństwa, gdzie do narysowanej twarzy można było dowolnie przyczepiać wykonane z metalu brody i wąsy. Chłopiec, czy może raczej mężczyzna, miał pofarbowane na czarno włosy, kozią bródkę, długie bokobrody i okulary w czarnych cienkich oprawkach. Wyglądał co najmniej idiotycznie. Koszulę nosił rozpiętą niemal do pasa, prezentując klatę niczym Action Man.
Otworzył drzwi do jej pokoju. Znajdowało się w nim niskie łóżko, wykładana pomarańczowymi kafelkami łazienka, srebrny puf i jasnoniebieska podłoga. „Może jednak nie powinnam malować swojego mieszkania na biało”, pomyślała Olivia. „Może powinnam je urządzić bardziej w stylu lat siedemdziesiątych, w różnych kolorach, z pleksiglasowymi kapsułami zwisającymi z…”
– Podoba się pani pokój? – spytał boy.
– Wygląda trochę jak z planu Barbarelli - mruknęła.
– Wtedy jeszcze nie było mnie chyba na świecie – zauważył.
Impertynencki sukinsyn. Musiał być już dobrze po trzydziestce. Miał inteligentne niebieskie oczy, do których owłosienie twarzy w stylu ofiary mody wybitnie nie pasowało. Bez śladu wysiłku położył na łóżku jej walizkę, jakby nie ważyła więcej niż zwykła papierowa torba. Jego ciało także pozostawało w krzyczącym kontraście z zarostem na twarzy. Lecz cóż, to było LA: hotelowy boy łamane przez aktor łamane przez kulturysta łamane przez intelektualista – nieważne.
– Proszę bardzo – rzekł i otworzył ogromne okno, jak gdyby miał do czynienia z koronkową zasłonką. Do pokoju wdarł się przeraźliwy jazgot, dobiegający z położonego poniżej basenu, gdzie w najlepsze trwała impreza z dudniącą muzyką i migoczącymi światłami. W oddali rozciągała się panorama Los Angeles – podświetlone palmy, iskrzące się niczym klejnoty światła i wielki neonowy napis: APARTAMENTY EL MIRADOR.
"Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" отзывы
Отзывы читателей о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" друзьям в соцсетях.