– Co robisz?

– Szukam minibaru.

– Nie ma minibaru. To nie jest hotel.

– A mnie się wydawało, że j e s t.

– Myślę, że pora, abyś wracała do siebie.

Wyglądał jak człowiek, do którego zaczynało docierać, jak bardzo jest pijany. Ubranie miał pomięte, oczy nabiegłe krwią.

– Masz rację. Jestem potwornie zmęczona – rzekła z uśmiechem. – Dziękuję za wyśmienitą kolację.

On jednak miotał się po pokoju, wyraźnie czegoś szukając, i tylko niedbale machnął jej na pożegnanie ręką.

Był teraz niczym więcej jak ruiną tamtego dystyngowanego, czarującego mężczyzny, który tak ją urzekł w hotelu w Miami. „Alkohol to siki szatana”, pomyślała, wchodząc do swojego pokoju. „Ciekawe, kiedy założą w Al-Kaidzie klub AA?”

37

Noc minęła jej koszmarnie; nie zmrużyła oka. Ostatni raz jadła przed dwunastoma godzinami – kawałek ciasta u panny Ruthie, a w jej pokoju, choć tak luksusowym, nie było minibaru, żadnego batonika czekolady, miseczki z orzeszkami, wielkiego opakowania M &M. Wierciła się na wszystkie strony, przekładała głowę na poduszce, która sprawiała wrażenie, że zrobiona jest z liczącego sobie trzy tysiące lat najdelikatniejszego egipskiego włókna, ale nic nie pomagało.

O piątej rano gwałtownie usiadła i stuknęła się w czoło. Jaskinie! Al-Kaida ukrywa się w jaskiniach w Tora Bora! Feramo prawdopodobnie ukrywa Osamę Bin Ladena i Saddama Husajna w jaskini pod Suakin. A dokładnie pod niąna pewno znajduje się jaskinia wypełniona tym, o czym Donald Rumsfeld śni dniem i nocą, a mianowicie bronią masowego rażenia, elegancko podpisaną: WŁASNOŚĆ S. HUSAJNA: WYBUCHNIE ZA 45 MINUT.

Gdy wreszcie świt zaczął rozpraszać ciemności nad morzem, zapadła w niespokojną, wypełnioną koszmarnymi snami drzemkę: śniły jej się bezgłowe ciała w kombinezonach do nurkowania, głowa Osamy Bin Ladena, wciąż w turbanie, opadająca w głębię oceanu, bezustannie gadająca o piętnastolitrowych butlach, zaletach suchych kombinezonów z neoprenu, duńskich kamizelkach wypornościowych i australijskich rafach.

Obudziło ją jaskrawe słońce, świergot tropikalnych ptaków i szarpiący wnętrzności głód. Powietrze pachniało cudownie, przywodząc na myśl wakacje. Zarzuciła bawełniany szlafrok i w kapciach wyszła na balkon. Był piękny, prawie bezchmurny niedzielny poranek. Czuła zapach śniadania.

Drogowskazy z obiecującym napisem „RESTAURACJA” zaprowadziły ją do baru, gdzie grupka młodych piękności śmiała się i żartowała. Zawahała się, czując się jak nowa dziewczynka w szkole, gdy nagle rozpoznała jakże znajomy, no wiesz, głos dziewczyny z Valley.

– Chodzi o to, że ja, no wiesz, jestem ostatnio sobą znacznie bardziej niż kiedykolwiek.

Nad talerzem pełnym naleśników, grzebiąc w nich bezmyślnie i bez specjalnego zainteresowania widelcem, siedziała Kimberley. Wiele wysiłku kosztowało Olivię, by się na nie nie rzucić.

– Kimberley! – powiedziała wesoło, podchodząc do towarzystwa. – Co za miłe spotkanie. Jak tam twój film? Skąd masz te naleśniki?

W życiu się chyba tak nie nażarła, bo inaczej nie da się tego nazwać. Pochłonęła jajecznicę na bekonie, trzy bananowe naleśniki z syropem klonowym, jedną jagodową babeczkę, trzy kromeczki bananowego chleba, dwa soki pomarańczowe, trzy cappuccino i jedną Krwawą Mary. Gdy jadła, starając się robić to w miarę powoli i kulturalnie, rozpoznawała coraz więcej głosów znanych z Miami i LA. Poza Kimberley był tu Winston, piękny czarnoskóry instruktor nurkowania – szczęśliwie udało mu się wyjść cało z rzezi na OceansApart – Michael Monteroso, cudowny mistrz błyskawicznego liftingu i Travis, aktor o wilczych oczach, a poza tym pisarz i ekspert od stylu życia. Wszyscy prezentowali przy basenie i barze swoje wspaniale lśniące i wysportowane ciała. Teraz nie miała już wątpliwości, że znalazła się w obozie poborowym – wersji obozów Butlins* w wydaniu Al-Kaidy.

* Butlins – grupa wakacyjnych obozów, niezwykle popularnych w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, założonych przez Sir Billy'ego Butlina w różnych nadmorskich miejscowościach Zjednoczonego Królestwa, które miały zapewniać niedrogie wakacje przeciętnym ludziom.

Winston leżał na leżaku, pogrążony w głośnej rozmowie z Traviserà i Michaelem Monteroso, którzy siedzieli przy barze.

– W którym roku była w tym najlepszym Valentino, z białym paskiem? – spytał Winston.

– To było na Oscarach – odparł Michael tonem nie znoszącym sprzeciwu. – Na Globach była w granatowym Armanim bez pleców. I wygłosiła tę mowę o miodzie: „Każdy potrzebuje słodyczy, żeby powiedzieć»Jak ci minął dzień, słodziutka?«Benjamin Bratt tak się do mnie zwraca”.

– A sześć tygodni później się rozstali.

– Pracowałem w ochronie na premierze Oceans Eleven. I myślę sobie, więc mogę kazać Julii Roberts otworzyć torebkę, a ona podchodzi wprost do mnie i nieproszona, sama pokazuje mi, co ma w torebce.

– Dalej się w to bawisz? – spytał Travis aktor, z błyskiem w lodowatoniebieskich, wilczych oczach.

– Już nie – warknął Winston. – A ty? Dalej jeździsz furgonetką dla tych tam z południowego LA?

– Nie.

– A mnie się wydawało, że jeździsz- powiedział Michael.

– No, tylko na pół etatu.

– Dla kogo? – wtrąciła się Olivia.

– Och, no wiesz, dla nikogo specjalnego. – Travis był chyba naćpany. – Wredna robota, stary, ale nieźle płacą. No wiesz, jak jeździsz do Chicago albo Michigan i śpisz w wozie, możesz nazbierać, no wiesz, per diems i nadgodziny, ale i tak najlepsze fuchy zawsze dostają starsi.

– O czym mówicie? – spytała i z miejsca tego pożałowała. Zachowywała się jak stuprocentowa dziennikarka albo policjantka. Na szczęście Travis aktor zdawał się tego nie zauważać.

– Carrysure, firmie ochroniarskiej? – Ziewnął, wstał i podszedł do ustawionego koło palmy stolika, gdzie w czymś, co wyglądało jak gigantyczna woskowa rzeźba, płonęło kilka świec. Włożył do ust na wpół wypalonego skręta, zapalił go i zaczął grzebać przy wosku, ugniatając go w przedziwne kształty.

– Co on robi? – spytała po cichu Olivia.

Michael Monteroso przewrócił oczami.

– To jego woskowe ciasto – odparł. – Uwalnia jego kreatywność.

Nagle Olivia wstrzymała oddech. Obok baru przechodził Morton C, w nałożonej do połowy piance, prezentując potężne muskuły. Na każdym ramieniu niósł butlę, a w ślad za nim podążało dwóch młodzieńców o arabskim wyglądzie, taszcząc kamizelki i manometry.

– To było na Oscarach w tym roku – powiedziała Kimberley. – Miałam zajmować puste miejsca. Siedziałam za Jackiem Nicholsonem.

Olivia zauważyła, że Morton C dostrzegł ją i odwrócił się wyraźnie wściekły. Dwulicowy drań. Chyba sobie nie wyobrażał, że znowu uda mu się wkraść w jej łaski? Wyjęła swój miniaturowy aparacik i zrobiła kilka zdjęć.

– Mówisz serio? – zdziwił się Winston. – Byłaś jak ci, co to siadają na miejscu Halle Berry, kiedy przyjdzie jej ochota wyjść do ubikacji?

Olivia trąciła Michaela i pokazała na oddalającego się Morrona.

– Kto to jest? – spytała szeptem.

– Ten blondyn? No wiesz, to jakiś instruktor nurkowania czy coś?

– Mój tata załatwił mi tę robotę, bo pracuje przy Oscarach – oznajmiła z dumą Kimberley. – Drugi raz miałam siadać za Shakirę Caine, ale ona, no wiesz, poszła do łazienki tylko raz, w czasie przerwy. Ale w zeszłym roku przez całą pierwszą połowę siedziałam w pierwszym rzędzie.

– Ktoś widział Pierre'a?

– Alfonso mówił, że ma zejść, no wiesz, na lunch czy coś tam. Hej! Jest Alfonso. Hej, stary. Chodź, napijemy się.

Podobna do trolla postać Alfonso, bez koszuli, zmierzała w ich kierunku. Olivia nie mogła znieść widoku jego potwornie owłosionych pleców.

– Idę popływać – oznajmiła. Kiedy jednak zsuwała się ze stołka, ogarnął ją strach, że ciężar pochłoniętych naleśników pociągnie ją na dno.

Skoczyła w krystalicznie czystą wodę i wstrzymując oddech najdłużej jak potrafiła, wyłoniła się na powierzchnię pięćdziesiąt metrów dalej. W szkole wygrała wyścig w pływaniu pod wodą, zanim zakazano organizowania podobnych zawodów, ponieważ ktoś zasłabł. Odgarnęła włosy do tyłu i przygładziła je, po czym znowu dała nura i płynęła pod wodą tak długo, jak mogła, kierując się w stronę cypla, chciała bowiem obejrzeć betonowe molo. Morze było tu ciemniejsze i bardziej wzburzone; zbliżała się do nawietrznej strony wyspy. Zaczęła płynąć szybkim kraulem, aż znalazła się naprzeciwko mola. Wyglądało na nieużywane. Od strony hotelu broniło do niego dostępu wysokie ogrodzenie zwieńczone drutem kolczastym. W pobliżu brzegu dostrzegła butle i magazyn, a także deskę surfingową, wyglądającą jakby była przecięta na pół.

Za molem ciągnęła się smagana wiatrem plaża, obmywana przez spienione fale. Kilkaset metrów w głąb morza podskakiwała na kotwicy niewielka łódka. Z rufy skoczył do wody nurek, trzech innych podążyło jego śladem. Olivia zanurkowała i ruszyła w ich kierunku. Gdy wypłynęła na powierzchnię, ostatni z nurków zaczynał się zanurzać. Przekonana, że spędzą pod wodą jakiś czas, popłynęła w stronę mola, kiedy jednak się obejrzała, ze zdumieniem stwierdziła, że cała czwórka wypłynęła w pobliżu brzegu. Czekali w wodzie, w znajomej pozie wyglądając jak foki. Nagle jeden z nich zaczął szybko płynąć w stronę nadciągającej fali i wspiął się na deskę. Surfingowcy! Zafascynowana patrzyła, jak zgodnie płyną zygzakami po wewnętrznym zgięciu fali. Roześmiani przewrócili się i ruszyli w stronę mola. Nagle jeden z nich coś krzyknął i pokazał na nią.

Olivia zanurkowała na głębokość jakichś dwóch metrów i zaczęła płynąć w kierunku mola. Płuca jej rozrywało, ale płynęła dalej, póki nie dotarła na drugą stronę mola, gdzie wyskoczyła na powierzchnię, łapczywie wdychając powietrze. Surfingowców nigdzie nie było widać. Znowu zanurkowała i popłynęła w stronę ośrodka, aż woda stała się spokojniejsza, ciepła i niebieska, a ona znajdowała się nad piaszczystym dnem osłoniętej przed wiatrem zatoki.

Z ulgą wypłynęła na powierzchnię i położyła się na plecach, próbując wyrównać oddech. Kawałek dalej zauważyła tratwę. Zbliżyła się ku niej powoli, wdrapała na górę i opadła na pokrywającą ją sztuczną trawę.

Tratwa była cudowna. Pokrywająca ją sztuczna trawa miała niebieski kolor – identyczny z tą, która okalała basen w Standard Hotel w Los Angeles. Olivia wyciągnęła się na całą długość i czując, jak oddech jej się uspokaja, zapatrzyła się na niebo, gdzie już pojawił się księżyc. Odprężyła się, z rozkoszą wystawiając skórę na działanie słońca. Tratwa delikatnie kołysała się na falach, a woda cicho chlupotała o jej krawędzie.

Z tego cudownego stanu błogiego spokoju Olivia została wyrwana nad wyraz brutalnie. Jakaś ręka z potężną siłą zatkała jej usta. Instynktownie wyciągnęła ukrytą w bikini szpilkę do kapelusza i bez chwili wahania wbiła w krępujące ją ramię, które podskoczyło gwałtownie i zwolniło uścisk na tyle, by udało jej się oswobodzić.

– Nie ruszaj się – rozkazał znajomy głos.

– Morton, co ci odbiło? Oglądasz za dużo filmów akcji?

Obróciła się i po raz pierwszy w całym swoim życiu spojrzała prosto w wylot lufy pistoletu. Doprawdy, uczucie było niesamowite. Zawsze się zastanawiała, jak to jest, a teraz, gdy działo się to naprawdę, wydało jej się dziwnie nierealne. „Zupełnie jak w filmie”, przemknęło jej przez myśl. Jakby patrzyła na przepiękny widok i myślała, że wygląda jak zwykła pocztówka.

– Co było w tej igle?

Szare oczy spoglądały z lodowatą wściekłością. Przytrzymywał się tratwy jedną ręką, drugą wciąż mierząc do niej z broni.

– To coś w życiu nie wystrzeli – zauważyła. – Było pod wodą.

– Połóż się na brzuchu. Tak jest. A teraz – nachylił się ku niej – gadaj, co było w tej cholernej strzykawce?

Bał się. Widziała to w jego oczach.

– Morton – powiedziała zdecydowanym tonem. – To zwykła szpilka do kapelusza. Podróżuję sama. A ty mnie przestraszyłeś. A teraz przerażasz mnie jeszcze bardziej. Odłóż broń.

– Oddaj mi tę szpilkę.

– Nie. Oddaj mi broń.

Bezceremonialnie wepchnął jej lufę w kark, drugą ręką chwytając szpilkę.

– Zachowujesz się co najmniej niegrzecznie. Dobrze wiesz, że mogę po prostu wstać i zacząć krzyczeć.

– Nie zdążyłabyś nawet miauknąć. I nigdy by cię nie znaleźli. Co to, kurwa, ma być?! – spytał, przyglądając się szpilce ze zdumieniem.

– Szpilka do kapelusza. Moja matka zawsze ją przy sobie nosiła, żeby odstraszyć ewentualnych napastników.

Mrugając z niedowierzaniem, przez chwilę jeszcze wpatrywał się w szpilkę.

– Szpilka do kapelusza – zaśmiał się w końcu. – Coś niesamowitego.

– Założę się, że teraz żałujesz, że w ogóle wyciągałeś broń, no nie?

Wyraz jego szarych oczu powiedziałjej, że się nie myli. „Ha, ha”, pomyślała sobie.

– Zamknij się i gadaj. Co tu robisz? – spytał groźnie.