W rzeczy samej powitał ją lokaj, niezwykle dworny mężczyzna w uniformie, który poinformował, że jej bagaże już dotarły, po czym powiódł po kamiennych schodach do imponującego korytarza. Wykładane boazerią ściany zdobiły olejne obrazy, a na piętro prowadziła szeroka klatka schodowa z ciemnego drewna.
Zapytał, czy życzy sobie, aby do pokoju podano jej kolację czy raczej „gorący półmisek”. Nie bardzo wiedziała, co też to może być takiego ten „gorący półmisek”, ale propozycja wydała jej się niezwykle kusząca – wyobraziła sobie pastę z krewetek, grzanki z serem, Gentleman's Relish* i nasączany sherry biszkopt z owocami i śmietaną – powiedziała więc, że i owszem, chętnie się skusi.
* Gentleman's Relish (ang.) – dodatek do potraw, przygotowywany według starej, trzymanej w tajemnicy receptury, w skład której wchodzą sardela, egzotyczne zioła i przyprawy.
Kiedy ujrzała łóżko, cała reszta przestała ją interesować. Wyczerpana, z uczuciem prawdziwej rozkoszy wsunęła się pomiędzy świeżuteńkie białe prześcieradła, z niekłamaną radością odkrywając, iż termofor i pikowana kołdra są ułożone jakby specjalnie dla niej.
Olivii nigdy nie było dane dowiedzieć się, co wchodziło w skład gorącego półmiska. Kiedy otworzyła oczy, okazało się, że nastał ranek, a ona cierpiała na typowy syndrom podróżnika, to znaczy nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Po omacku sięgnęła do nocnej lampki. W pokoju było ciemno, lecz przez szczeliny w grubych zasłonach prześwitywało jasne słońce. Olivia leżała na wielkim łożu z kolumnami i grubymi draperiami z perkalu. Gdzieś w oddali słychać było beczenie owiec. W Hondurasie nie była z całą pewnością.
Spuściła nogi z posłania i usiadła na skraju łóżka. Bolało ją całe ciało. Była odwodniona i czuła się paskudnie. Podeszła do okna, rozsunęła zasłony i roztoczył się przed nią widok na wspaniały ogród w angielskiej wiejskiej posiadłości: trawniki, idealnie przycięte żywopłoty i kamienny taras w kolorze miodu tuż pod jej oknami. Pokryte mchem stopnie, z udającymi greckie wazami po obydwu stronach prowadziły na trawnik, na którym rozstawione były bramki do krokieta. Za trawnikiem rosły kasztany, teraz pozbawione liści, a jeszcze dalej ciągnęły się zielonoszare wzgórza poprzecinane kamiennymi murkami i widać było dym unoszący się z kominów na szarych dachach, skupionych wokół kościelnej wieży.
Odwróciła się i spojrzała na pokój. Jakimś cudem znalazła się w nim jej brązowooliwkowa torba, a w niej wszystkie rzeczy, do których dostarczenia z jej mieszkania zobowiązał się profesor Widgett. Pod drzwiami dostrzegła kopertę. Zawierała mapkę posiadłości, numer, pod który powinna zadzwonić, gdy będzie gotowa na śniadanie, i notatkę o treści: „Zaraz po śniadaniu zgłosić się do pokoju techniczno-operacyjnego”.
43
Olivia mrużąc oczy, wpatrywała się w ekran komputera. Siedziała w kabinie pełnej komputerów i operatorów. Technik przerzucał zdjęcia, które ona zrobiła swoim miniaturowym cyfrowym aparatem.
– A co to jest dokładnie? – spytał.
– Eee… – wyjąkała.
Na zdjęciu widniał czarny umięśniony męski tors i uda, wyłaniające się z czerwonych kąpielówek z imponującym wybrzuszeniem.
– Moglibyśmy przejść dalej? – spytała dziarsko.
– Wspaniałe ujęcie – odezwał się męski głos. Obróciła się.
Za nią stał profesor Widgett, z zainteresowaniem wpatrujący się w obficie wypełnione kąpielówki.
– Robiłam zdjęcie z biodra – niezbyt przekonująco próbowała się tłumaczyć.
– Najwyraźniej. Czy on się jakoś nazywa, czy też ma tylko kod kreskowy? – spytał Widgett.
– Winston.
– Ach, Winston.
– Czy możemy już obejrzeć następne zdjęcie?
– Nie. Więc to wszystko są przyszłe-niedoszłe gwiazdki, zgromadzone wokół basenu Feramo? Co oni tam robili? Obsługiwali go?
– Nie wiem.
– Nie. – Spojrzał na ekran, po czym westchnął jakby znudzony i popatrzył na nią z głową przekrzywioną na bok. – Nie. Rzadko coś wiemy. Ale jak myślisz? Co ci węch podpowiadał? – Patrzył na nią, szeroko wybałuszając oczy. Przez chwilę wyglądał naprawdę przerażająco. – Co ci mówi przeczucie?
– Myślę, że ich rekrutował. Wykorzystywał do czegoś.
– A oni? Mieli tego świadomość? Wiedzieli, do czego? Zastanowiła się przez chwilę.
– Nie – powiedziała.
– A ty?
– Myślę, że ma to coś wspólnego z Hollywood. – Spojrzała na wybrzuszone kąpielówki. – Feramo nienawidzi Hollywood i wszystkich, którzy się tam kręcą. Czy moglibyśmy przejść do następnego zdjęcia?
– Doskonale. Jak mus, to mus. Następne, Dodd. A niech mnie, cóż my tu mamy?
Olivia miała ochotę trzasnąć głową w znajdujące się przed nią biurko. Co ona sobie wyobrażała? Następne zdjęcie ukazywało zbliżenie czarnego gumowego V z zamkami błyskawicznymi po obu stronach. Wyłaniał się z niego opalony na brąz, płaski i twardy jak skała brzuch.
– Ojej. Chyba nie najlepsze te zdjęcia – jęknęła Olivia, zdając sobie sprawę, że tym razem ma przed sobą zbliżenie krocza Mortona C.
– Nie ująłbym tego w ten sposób, moja droga – mruknął Widgett.
– Spróbuj następne. Może wtedy uda mi się ustalić, kto to jest.
Z ciężkim westchnieniem technik przeszedł do kolejnego zdjęcia. Ono również przedstawiało Mortona C, tym razem od tyłu, z pianką do nurkowania naciągniętą tylko do pasa, przez co każdy mógł podziwiać jego idealny tors i bary. Morton C spoglądał przez ramię, w pozie panienek z plakatów z lat pięćdziesiątych.
– Nad wyraz ponętny – zauważył Widgett.
– On wcale nie jest ponętny – zezłościła się upokorzona. – To ten facet, o którym panu mówiłam. Ten, który celował do mnie z pistoletu. Prawdziwa menda.
Widgett wykrzywił usta, wyraźnie rozbawiony.
– Ooch! Menda? To ten, który według nas pracuje dla Monsieur Feramo, czy tak? Tylko jako kto? Alfons? Kochanek?
– Według mnie Feramo przyjął go stosunkowo niedawno jako instruktora nurkowania dla gwiazdek. Jeśli mam być szczera, uważam, że grał na wszystkich frontach. Najpierw udawał, że jest jednym z nurków. W barze i na łodzi gadał ze wszystkimi. Po prostu wszystkich wykorzystywał.
Widgett nachylił się do przodu i z uniesionymi po szelmowsku brwiami wyszeptał:
– Miałaś go?
– Nie, nie miałam – wysyczała Olivia, z wściekłością wpatrując się w ekran. Najbardziej denerwowało ją, że Morton C prezentował się naprawdę niezwykle atrakcyjnie. Miał ten niebezpieczny, skupiony wyraz twarzy, który od razu przykuł jej uwagę, jeszcze w Hondurasie.
– Szkoda. Wygląda na interesującego faceta.
– To płytka, podstępna menda. Niewiele lepszy od zwykłej prostytutki.
Z tyłu pokoju dobiegło lekkie kaszlnięcie. Profesor Widgett ostentacyjnie przyglądał się swoim paznokciom, gdy z jednej z komputerowych kabinek wyłoniła się postać. Postać znajoma, choć w nieznajomych ubraniach – w ciemnym garniturze, koszuli i z poluzowanym pod szyją krawatem. Krótko ścięte włosy nie były już utlenione. Widgett obejrzał się.
– Mówi, że jesteś „niewiele lepszy od zwykłej prostytutki”.
– Tak jest, proszę pana – powiedział Morton C.
– Czym to ona cię dźgnęła?
– Szpilką do kapelusza, proszę pana – odparł oschle Morton C, wychodząc z kabiny.
Widgett wyprostował się i wstał.
– Panno Joules, pozwoli pani sobie przedstawić Scotta Ridia z CIA, dawniej ze Specjalnych Służb Morskich, i jedną z najjaśniejszych gwiazd w Instytucie Technologii w Massachusetts. – Przesadnie wymawiał wszystkie „ts” i „ss”, jakby był Lawrence'em Olivięrem na scenie. – Będzie stał u steru naszej obecnej operacji. Mimo iż był odrobinę za panią w namierzaniu naszego celu.
– Witam w drużynie – powiedział Scott Rich i trochę nerwowo skinął Olivii głową.
– Witam w drużynie?! – krzyknęła. – Jak śmiesz?!
– Słucham?
– Nie udawaj głupka. Dobrze słyszałeś.
– Wybacz – zwrócił się Widgett do technika komputerowego. – Może być trochę niemiło.
– Co tam robiłeś?
– Prowadziłem inwigilację – powiedział Morton C łamane przez Scott Rich z CIA.
– To wiem. Pytam, co robiłeś? Skoro pracowałeś dla CIA, dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Może powinnaś się była domyślić.
– Myślałam, że pracujesz dla Feramo.
– I vice versa – odparł Scott Rich.
– Co to… czyżbyś sugerował…? Jak śmiesz?!
– Nie chciałbym być złośliwy… – mruknął Widgett do technika, jak gdyby byli na spotkaniu kółka krawieckiego. – Ale czy nie nazwała go przed chwilą zwykłą prostytutką?
– Gdybym ci powiedział, mogłabyś powiedzieć jemu.
– Gdybyś mi powiedział, moglibyśmy razem dojść do tego, co on naprawdę robi. Zostałabym.
– Zgadzam się z nią – rzekł Widgett do technika, wciąż tym samym plotkarskim tonem. – Trudno pojąć, czemu tak szybko starał się ją stamtąd wydostać. Czyżby kierowała nim jakaś nie najlepiej pojęta rycerskość?
– Rycerskość? Rycerskość? – Olivia wściekła się już nie na żarty. – Wykorzystywałeś mnie od chwili, kiedy tylko mnie zobaczyłeś.
– Gdybym naprawdę chciał cię wykorzystać, zrobiłbym wszystko, żebyś została.
– Wykorzystałbyś mnie jeszcze przedtem, gdybym ci pozwoliła, i doskonale wiesz, o czym teraz mówię.
– Dobrze już, dobrze, wystarczy tego – przerwał im Widgett tonem nieznoszącym sprzeciwu. Błysk zimnej obojętności zdradził jej, że niejeden trudny rozkaz przyszło mu w przeszłości wydać. – Dogadajcie się, a ja czekam na was oboje na schodach przed domem. Znajdźcie sobie w składziku kalosze i płaszcze.
– Po co? – zdziwił się Scott Rich.
– Bo pogoda niezbyt sprzyja, żebyś włóczył się po lesie wystrojony jak kelner, nie uważasz?
Przed drzwiami pokoju operacyjnego czekała na nich gospodyni. Poprowadziła ich na dół ciemnymi, wykładanymi drewnem schodami, przez pomieszczenia kuchenne pełne wyszorowanych do czysta drewnianych stołów, gorących rur i zapachów pieczonego ciasta. W ciepłym składziku, wyłożonym białą boazerią, na hakach, półkach i wieszakach znajdowały się przeróżne buty, szale, skarpety i płaszcze, wszystkie w idealnym porządku. Był to widok miły i kojący, lecz nie do końca.
– Dlaczego zabiłeś Dwayne'a? – zasyczała Olivia, wkładając grube skarpety i zielone kalosze.
– O czym ty mówisz? – spytał Scott Rich, wciągając przez głowę czarny sweter. – Ja nie zabiłem Dwayne'a. Jezu!
– Nie udawaj, że to był rekin – powiedziała, wkładając gruby pulower.
– Jeśli chcesz znać prawdę, oto kilka smakowitych szczegółów: Dwayne sam zszedł za nurkami Feramo. Pod wodą wdał się z nimi w bijatykę. Ktoś wyciągnął nóż. Nadpływały rekiny. Ludzie Feramo wciągnęli go na swoją łódź. Płynąłem za nimi, nie zbliżając się zanadto. Następne, co zobaczyłem, to spadające z łodzi kawałki Dwayne'a, z czego postanowił skorzystać każdy drapieżnik po tej stronie Tobago. A tak przy okazji, to nałożyłaś sweter na lewą stronę i tyłem do przodu.
Niepewnie spojrzała w dół, po czym zdjęła sweter i włożyła go na powrót, tym razem już jak należy.
– To ty podrzuciłeś paczkę kokainy do mojego pokoju w Tegucigalpa, prawda? – spytała, gdy Scott otworzył drzwi, by ją przepuścić.
– Nie – powiedział.
– Nie kłam.
Wyglądał jak wiejski dziedzic. Uświadomiła sobie, że ona prawdopodobnie wygląda jak małżonka wiejskiego dziedzica. Zadrżała, gdy uderzył ją podmuch zimnego powietrza.
Skręcili za róg i piękna bryła domu ukazała im się w całej krasie: elżbietański dwór z wysokimi kwadratowymi kominami i wielodzielnymi oknami, w idealnych proporcjach zbudowany z pięknego kamienia z Cotswold.
– Nie podrzuciłem ci koki do pokoju.
– W takim razie kto? – spytała. – I co robiłeś w tunelu? Nieomal mnie zabiłeś.
– Zabiłem cię? – powtórzył za nią Scott Rich.
Na stopniach czekał Widgett. Kiedy ich ujrzał, ruszył na spotkanie przez trawnik, w rozwianym płaszczu i szaliku.
– Uratowałem ci w tym tunelu życie. Dałem ci swoje powietrze. Zachowaliście się jak idioci, schodząc na dół bez postawienia bojki.
– Wielki Boże. A wy wciąż się kłócicie? – spytał Widgett, gdy się do siebie zbliżyli. – Chodźcie, pójdziemy do lasu. Olivio, po powrocie do domu poproszę cię, żebyś podpisała zobowiązanie dochowania tajemnicy państwowej, dobrze?
– Tak jest, proszę pana – wydukała Olivia, nie posiadając się z podekscytowania. – Bezzwłocznie.
– Otóż to, tak sobie właśnie pomyślałem, że to ci się spodoba – powiedział Widgett. – Wszystko, co tu usłyszysz, nie ma prawa wyjść na zewnątrz. Zrozumiano? Albo trafisz do Tower.
Był rześki zimowy dzień, a powietrze przepełniały zapachy typowe dla angielskiej wsi – głównie nawozu. Olivia szła leśną ścieżką w ślad za dwoma szpiegami i wdychając woń wilgotnego lasu i gnijącej grzybni, z radością właziła w każdą napotkaną kałużę. Zdążyła już zapomnieć, jak miło się wędruje, gdy przed chłodem chroni nas ciepłe ubranie. Zauważyła zamontowaną na drzewie kamerę, po chwili drugą, aż wreszcie przez zasnuty mgłą las zamajaczyło jej wysokie ogrodzenie, od góry dodatkowo zabezpieczone czterema zwojami kolczastego drutu, a za nim żołnierz w maskującym mundurze. Scott Rich zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.
"Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" отзывы
Отзывы читателей о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" друзьям в соцсетях.