– Z prawdziwą przykrością ośmielamy się przeszkodzić ci w twoich rozmyślaniach – powiedział. – Ale czy istnieje szansa, że przyłączysz się do naszej rozmowy, czy wolisz raczej chlapać się w błocie?
– Przecież i tak nic nie słyszę. Idziecie przodem, a ja muszę was gonić.
– Wielki Boże, to się staje nie do zniesienia – rzekł, odwracając się Widgett. – Zupełnie jak wstęp do kiepskiej komedii romantycznej.
W zimnym powietrzu twarz Widgetta wyglądała jeszcze bardziej niesamowicie. Przez jego skórę przeświecały czerwone żyły, a pod oczami pojawiły się sine podkówki. Wyglądał, jakby faktycznie już nie żył – chodzące zwłoki.
– Pojawiają się dwa kluczowe pytania – powiedział Scott Rich, nie zwracając na niego uwagi. – Po pierwsze: co oni planują? Z tego, co donosi wywiad, wynika, że…
– Boże, wywiad donosi. Nie znoszę tego powiedzenia – zdenerwował się Widgett. – Wywiad donosi. Wywiad donosi. Zacofany wywiad. Potrzebujemy więcej ludzi w terenie. Istot ludzkich, po ludzku reagujących na inne istoty ludzkie.
– Z danych zebranych przez wywiad niezbicie wynika, że atakami zagrożone są Londyn i Los Angeles.
– Podobnie jak Sydney, Nowy Jork, Barcelona, Singapur, San Francisco, Bilbao, Bogota, Bolton, Bognor i wszystkie miejsca, do których ludzie wysyłają e-maile – mruknął Widgett.
Scott Rich na wpół przymknął powieki. Olivia zaczynała się już domyślać, że niejednokrotnie tylko w ten sposób będzie dawał znać, że jest co najmniej wściekły.
– W porządku. Mamy tutaj istotę ludzką. Jest do twojej dyspozycji – powiedział i oparł się o drzewo.
Widgett wyraźnie się nad czymś zastanawiał, zagryzając wargę, a może sztuczną szczękę. Wbił w nią spojrzenie swoich przenikliwych niebieskich oczu.
– Dwa pytania. Po pierwsze: jaką Feramo szykuje nam niespodziankę? Nurków w kanalizacji, w zbiornikach – w systemach chłodzących elektrowni atomowych? Po drugie: z hotelu w Hondurasie przerzucają materiały wybuchowe do południowej Kalifornii. Jak to robią?
– Tym właśnie zajmowali się w Hondurasie?
– Tak – powiedział Scott Rich z twarzą pozbawioną wyrazu.
– Skąd wiesz?
– Bo znalazłem C4 na szczycie jaskini, z której ty właśnie wypływałaś.
Olivia spuściła wzrok i zmarszczyła czoło, przypomniało jej się bowiem, jak to z zachwytem podziwiała ryby, nie mogąc się nadziwić, że są takie kolorowe.
– Tak więc… agentko Joules – powiedział Widgett. – Czy jakieś myśli kryją się za tą uroczą buźką?
Spojrzała na niego ostro. Jej umysł nie funkcjonował jak należy. Za bardzo się wszystkim przejmowała, bo też za bardzo chciała odnieść sukces jako szpieg.
– Muszę się nad tym zastanowić – powiedziała cichutko.
Widgett i Scott Rich wymienili spojrzenia. U jednego wyczuła rozczarowanie, pogardę u drugiego.
– Pójdziemy dalej? – zaproponował Widgett.
Dwie tak kompletnie niepasujące do siebie postaci podjęły przerwany marsz. Szli pogrążeni w poważnej dyskusji, jeden nienaturalnie wysoki, w rozwianym płaszczu i łopoczącym szaliku, gestykulujący teatralnie, drugi silny, skupiony, opanowany. Olivia dreptała za nimi nieszczęśliwa. Czuła się jak legendarny cudowny skrzypek, który wkroczył na scenę, zagrał kilka fałszywych nut i zawiódł wszystkich. Stres spowodowany wszystkimi tymi dziwacznymi przeżyciami zaczynał dawać się jej we znaki. Czuła się wyczerpana, znużona i bezużyteczna. „Oddychaj, oddychaj, uspokój się, uspokój, nie wpadaj w panikę”, powtarzała w myślach, starając się przypomnieć sobie życiowe zasady.
„Nigdy nie wpadać w panikę. Zatrzymać się, oddychać, myśleć.
Nigdy nie jest ani tak dobrze, ani tak źle, jak się wydaje.
W obliczu klęski pomyśl:»Och, pieprzyć to«„.
– Przepraszam! – zawołała, przyspieszając, by ich dogonić. – Przepraszam! Wiem, jak przemycają materiały wybuchowe!
– Chwała Bogu! – westchnął Widgett. – Powiedz nam, proszę.
– W Hondurasie przewożą je lądem, a potem na łodziach wzdłuż wybrzeży Pacyfiku.
– Tak, do tego zdołaliśmy dojść sami – powiedział Scott. – Pytanie tylko, jak wwożą je na terytorium Stanów?
– Myślę, że ładują je na eleganckie jachty, a potem – na jachtach albo na Katalinie, u Feramo – chowają w deskach surfingowych.
Obaj mężczyźni zatrzymali się i spojrzeli na nią.
– Później jachtami przewożą deski jak najbliżej brzegu. Obciążają je i topią albo na dnie, albo umocowane na linach. Potem ich surfingowcy schodzą pod wodę w akwalungach, zabierają deski, topią sprzęt do nurkowania, na deskach dopływają do brzegu w Malibu i odjeżdżają z nimi w swoich samochodach kempingowych.
Zapadła kompletna cisza.
– Hmm, wspaniała praca myślowa – mruknął wreszcie Widgett. – A oparta na…?
– Widziałam, jak ćwiczą to w Hondurasie. Na Popayan opłynęłam cypel i widziałam, jak zatapiają deski, a potem na nich wypływają i surfują.
– Czy nie tego właśnie miałeś szukać, Scott? – spytał Widgett. – A może byłeś zbyt zajęty wylewaniem wina z pluskwy? Puligny-Montrachet, o ile się nie mylę?
– Niech się pan zamknie, bardzo proszę.
– Więc schowałeś pluskwę w donicy z drzewkiem figowym u Feramo? – domyśliła się Olivia.
– I w kaktusie. Zresztą w twoim też, skoro już o tym mowa.
– A ty na jedną rzuciłaś sweter, drugą zalałaś kieliszkiem Cristal, trzecią białym winem. Louis Jadot, rocznik dziewięćdziesiąty szósty, czy tak?
– Dziewięćdziesiąty piąty – sprostowała Olivia.
– To musiało być przykre. – Widgett pokiwał głową.
– Owszem – zgodziła się Olivia.
– Karl, cześć – mówił Scott do telefonu. – Niech sekcja H sprawdzi surfingowców na wybrzeżu południowej Kalifornii, dobra? Skoncentrujcie się na Malibu Lagoon. Szukajcie w deskach C4. I poślij też ludzi na Katalinę – tajniakow – niech sprawdzą przystanie. Gdzie jest to miejsce, Olivio? Olivio? Gdzie Feramo ma przystań na Katalinie?
– Och, ee, na prawo od Avalon.
– Na prawo?
– Na wschód. A może na zachód? No wiesz, na prawo, jak się patrzy na Katalinę od strony Los Angeles. Za cyplem, od strony oceanu, w kierunku Hawajów.
Scott Rich westchnął.
– Po prostu sprawdź wszystko po kolei.
– Pysznie. A więc to mamy z głowy – ucieszył się Widgett. – A teraz cele. Jakieś pomysły?
Olivia przedstawiła im swoje teorie o zatrutym rycyną kremie do twarzy, acetylenie w systemach chłodzących elektrowni nuklearnych, atakach na studia.
– Ale to dość szeroki zakres – powiedziała na koniec. – Żeby go zawęzić, musiałabym spędzić z Feramo trochę więcej czasu.
– Idealnie byłoby skorzystać z jego oferty i pojechać do Sudanu – stwierdził Widgett. – Co w każdych okolicznościach może być niezwykle interesujące.
– Musiałby być szalony, żeby cię tam zabierać – zauważył Scott.
– On j e s t szalony.
– Jest szalony, że cię wypuścił.
– Serdeczne dzięki – powiedziała Olivia i pomyślała sobie, że może ten Scott Rich nie jest jednak taki zły.
– Ponieważ było oczywiste, że go wydasz. Co zresztą zrobiłaś.
– On mi ufa. Myśli, że jestem jego sokołem.
Scott wydał jakiś dziwny odgłos.
– Coś ci się nie podoba, Scotcie, Richu, Mortonie czy też jak się tam naprawdę nazywasz?
– Owszem, Rachel, Olivio, Pixie czy też jak się tam, do cholery, postanowiłaś dzisiaj nazywać…
– Panie Boże Wszechmogący – jęknął przeciągle Widgett, wyciągając chustkę, by otrzeć sobie nią czoło. – Przecież właśnie na przybieraniu różnych tożsamości polega praca szpiega. Pozwolę sobie przypomnieć, że są wśród nas tacy, co jako drag queen spędzili dwa pełne sezony w Aswan Cataract Hotel.
– Otóż to, s z p i e g a – zauważył kwaśno Scott Rich.
– I to czyni naszą pannę Joules osobą tak interesującą – powiedział Widgett. – Ona jest urodzonym szpiegiem. Pozostaje tylko kwestią otwartą, czy jeśli Pierre Feramo – wymówił nazwisko z przesadnym francuskim akcentem – zgodnie z daną obietnicą rzeczywiście zadzwoni, by zwabić cię do swojego beduińskiego matecznika na wzgórzach Morza Czerwonego, zgodzisz się pojechać?
– Tak – odparła poważnie Olivia.
– Naprawdę? – spytał Scott Rich, wbijając w nią spojrzenie swoich przenikliwych szarych oczu. – Nawet jeżeli zrobi to tylko po to, żeby cię zabić?
– Gdyby faktycznie chciał mnie zabić, myślę, że zrobiłby to raczej w Hondurasie.
– Och, bez wątpienia – zgodził się Widgett. – Gość może mieć całe mnóstwo powodów, by pragnąć porwać agentkę Joules na pustynię. Czytałeś chyba Arabskie noce? Wielce erotyczna książka. Ośmielam się twierdzić, że dziewczyna porwana przez Beduina może liczyć na naprawdę ogniste noce spędzone w jego namiocie.
– A co potem? – spytał Scott Rich, przechylając ze złością głowę.
44
Minęło już pięć dni, odkąd Olivia rozstała się z Feramo na Bay Islands, a on wciąż jeszcze nie zadzwonił. Zespół, w skład którego, niestety, najwyraźniej wchodziła teraz również Suraya Tajna Suka, od śniadania przebywał w pokoju w piwnicy. Dzięki jakimś niesamowicie skomplikowanym elektronicznym manewrom Scott Rich przekierował fałszywy numer, który Olivia podała Feramo, bezpośrednio do sali techniczno-operacyjnej, tak więc jeśli Pierre zadzwoni, połączy się bezpośrednio z nimi.
Zegar w sali operacyjnej był bardzo praktyczny i przypominał Olivii zegar, jaki zapamiętała ze szkoły: duża biała tarcza, czarne cyfry i mała czerwona wskazówka. W szkole wpatrywała się w zegar, modląc się, by wskazówki jak najszybciej pokazały czwartą po południu. Czerwona mała wskazówka stanęła na czwórce. Była czwarta po południu, dziewiąta rano w Hondurasie, piątego dnia odkąd – z paskudnie obslinionym i wyssanym palcem – udało jej się wreszcie uwolnić od Feramo.
Scott Rich, profesor Widgett, Olivia, technik Dodd i Suraya, zgodnie – choć niektórzy dyskretnie, inni zaś ostentacyjnie – spoglądali na zmianę na zegar, myśląc sobie – tak przynajmniej zdawało się Olivii – mniej więcej to samo: „Zmyśliła to wszystko. On wcale nie jest nią zainteresowany. I nie zadzwoni”.
– Rich, mój drogi chłopcze. Czy jesteś całkowicie pewny, że połączyłeś te druty jak należy? – spytał Widgett, biorąc do ust kęs foie gras na toście, przysłane do sali na jego polecenie. – Strasznie dużo różnych guziczków tu przyciskasz.
– Tak – odparł Scott Rich, nie odrywając wzroku od komputera.
– On nie zadzwoni, prawda? – powiedziała Suraya.
– Ty powinnaś do niego zadzwonić – rzekł Scott Rich.
– To by go tylko odstraszyło – nie ustępowała Olivia. – To on musi być myśliwym.
– Wydawało mi się, że jesteś jego sokołem – zauważył Scott Rich. – A może raczej papużką?
Odwrócił się i wdał w rozmowę z technikiem, przy czym obaj w skupieniu wpatrywali się w ekran monitora. Na jednej połowie widoczne były zrobione ukradkiem przez Olivię zdjęcia Feramo, na drugiej zaś podobizny znanych terrorystów Al-Kaidy. Od czasu do czasu coś zmieniali i Feramo ukazywał się w turbanie i z kałasznikowem, Feramo w kraciastej koszuli w hamburskim barze, Feramo z innym nosem, Feramo w koszuli nocnej ze sterczącymi dęba włosami.
– W zasadzie zgadzam się ze Scottem – odezwała się Suraya, kładąc swoje długie, przystrojone w dżinsy nogi na biurku.
– Jeśli nie zadzwoni, to znaczy, że przestał się mną interesować, więc nie ma sensu, żebym ja dzwoniła do niego.
– Dajże spokój – parsknęła Suraya. – To nie jest Randka w ciemno. Po prostu brak ci pewności siebie. Naprawdę mu się podobasz. Pierre lubi silne kobiety. Uważam, że absolutnie powinnaś do niego zadzwonić.
Scott Rich nachylił się do przodu, łokcie oparł na kolanach, brodę na kciukach i patrzył na Widgetta z tym samym skupionym wyrazem twarzy, który zwrócił uwagę Olivii w barze w Hondurasie.
– A co ty myślisz? – spytał profesora.
Widgett wyprostował szyję i przez zaciśnięte zęby wciągnął powietrze.
– Jest takie stare sudańskie powiedzenie: „Tam, gdzie kobieta i mężczyzna są razem, jest też i diabeł”. Kobieta w oczach Araba jest jak zwierzę: gotowa uprawiać seks z każdym mężczyzną, który się napatoczy, jak gdyby w ogóle o niczym innym nie myślała.
– Doprawdy? – Scott Rich wyprostował się i ze złośliwym uśmieszkiem popatrzył przelotnie na Olivię.
– Nawet dzisiaj w pewnych rejonach nadal panuje niezachwiane przekonanie, że jeżeli mężczyzna znajdzie się sam na sam z kobietą, stosunek intymny jest rzeczą nieuniknioną.
Olivia rozwścieczona wróciła pamięcią do tamtej nocy na Bell Key: całujący ją Morton C, przywierający do niej całym ciałem, wsuwający jej rękę w dżinsy. Na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały i nabrała dziwnego przekonania, że i jego myśli podążają w tym samym kierunku.
– Nie tak dawno przeprowadzono badania – mówił dalej Widgett. – Spytano grupę arabskich studentów z Sudanu, co by zrobili, gdyby po powrocie do domu zastali w nim obcego mężczyznę. Odpowiedzieli niemal jednogłośnie, że by go zabili.
"Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" отзывы
Отзывы читателей о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Rozbuchana Wyobraźnia Olivii Joules" друзьям в соцсетях.