Zerwała się na nogi, podbiegła i szarpnęła zasłonę. W jednej sekundzie ogarnęła wzrokiem niesamowity widok. Dwunastu oślepionych mężczyzn trzymało się za oczy, szalejąc z przerażenia. Na ścianach wisiały wykresy i zdjęcia. Zdjęcia mostów – Sydney Harbour Bridge, Golden Gate Bridge, Tower Bridge, most spinający szeroką zatokę z wieżowcami w tle. Zdjęć było w sumie siedem. Na zajmującym środek pokoju stole leżało coś, co wyglądało jak spód okrągłego cokoliku, obok zaś wyszczerbiony kawałek metalu, z zewnątrz złoty, w środku pusty, przypominający nieco połamanego Świętego Mikołaja z czekolady. Zastanawiała się, czy go nie zabrać i w razie konieczności użyć jako broni, lecz w tej samej chwili za stołem ujrzała siedzącą po turecku na dywanie aż nadto znajomą, wysoką, brodatą postać. Mężczyzna tkwił nieruchomo, z zamkniętymi oczami, oślepiony jak wszyscy pozostali, zachowując jednak całkowity, przerażający spokój. To był Osama Bin Laden.

Miała tylko kilka sekund. Najpierw zrobiła zdjęcia mostów – poniewczasie zdając sobie sprawę, że lampa błyskowa nie działa. Potem postanowiła zrobić śliczne ujęcie grupowe. Następnie przyszła kolej na Osamę Bin Ladena. Aparat był tak malutki, że w zasadzie człowiek musiał się domyślać, co fotografuje. Poza tym po oślepiającym błysku wciąż jeszcze nie najlepiej widziała. Była jednak pewna, że ma przed sobą właśnie jego.

Znajdujący się najbliżej mężczyzna zareagował na dźwięk zwalnianej migawki i obrócił się ku niej. Podpaliła lont miniaturowego miotacza gazu i cisnęła go na środek pokoju, sama zaś wycofała się za zasłonę i puściła biegiem. Za kilka minut tamci odzyskają wzrok, ale gaz powali ich na pięć.

Wybiegła z przedpokoju i skręciła za róg. Tam się zatrzymała i dysząc ciężko, wsparta o ścianę, nasłuchiwała. Korytarz wydrążony był w pomalowanej na biało skale i ciągnął się bez końca w obie strony. Szum sprężonego powietrza w zasadzie zagłuszał wszystko, ale wydawało jej się, że z lewej strony odgłos jest jakby nieco inny. Czy było to morze, czy też raczej jakieś urządzenia?

Postanowiła się przekonać. Ruszyła wznoszącym się lekko korytarzem i po chwili otoczenie wydało jej się znajome. Tak jest, to było pomieszczenie z prysznicem, a nieco dalej metalowe drzwi. Gdy do nich podeszła, okazało się, że nie są zamknięte, lecz lekko uchylone, blokowało je bowiem czyjeś ciało, jak walizka wciśnięta pomiędzy drzwi windy. Był to na wpół przytomny, ranny Feramo. Przekroczyła go, zawahała się jednak. Pochyliła się nad nim. Oczy miał nie do końca zamknięte i oddychał z trudem.

– Pomóż mi – wyszeptał. – Habitit, pomóż.

Wyciągnęła ze stanika sztylet i przyłożyła mu do gardła, dokładnie tak, jak ją uczono, w miejscu, gdzie przebiega arteria szyjna.

– Kod – syknęła, dźgając go. – Podaj mi kod do drzwi.

– Weźmiesz mnie ze sobą?

Chwilę mu się przyglądała.

– Pod warunkiem, że będziesz grzeczny.

Ledwo mógł mówić. Nie miała pojęcia, co z nim zrobili. Co on sobie myślał, sprowadzając ją tutaj?

– Kod – powtórzyła. – Gadaj albo zginiesz. – Zabrzmiało to idiotycznie.

– Dwa cztery sześć osiem – wyszeptał ledwo słyszalnie.

– Dwa cztery sześć osiem? – spytała oburzona. – Nie za proste to? Wszystkie drzwi mają ten sam kod?

Potrząsnął głową i wychrypiał:

– Zero dziewięć jedenaście.

Wzniosła oczy ku niebu – po prostu wierzyć się nie chce.

– Weź mnie ze sobą, saqr, błagam. Albo zabij mnie. Nie zniosę bólu i upokorzenia, jeśli mnie dopadną.

Zastanowiła się przez chwilę, po czym wyjęła strzykawkę ze środkiem usypiającym, pełniącą rolę drugiego fiszbina.

– Nie bój się, to tylko chwilowe – powiedziała, dostrzegając jego przerażony wzrok. Zadarła jego galabiję i nacisnęła lekko tłoczek, by usunąć ze strzykawki powietrze. – I gotowe! – powiedziała głosem doświadczonej pielęgniarki, wbijając mu igłę w pośladek.

Rany, zadziałało błyskawicznie. Wystukała 2468 i wyciągnęła go spomiędzy drzwi. Zanim zdążyły się zamknąć, doznała olśnienia. Ściągnęła mu z nóg sandały i wsunęła je między drzwi, zostawiając kilkunastocentymetrową szczelinę, zbyt wąską, by ktoś mógł się przez nią wydostać, dla wody jednak dostatecznie szeroką. Zdrową ręką wlokąc za sobą bezwładnego Feramo, przy następnych drzwiach wystukała 0911, z uczuciem radosnej ulgi patrząc, jak drzwi się otwierają, ukazując jasno oświetlone pomieszczenie, sprzęt do nurkowania i kwadrat morskiej wody. Tym razem drzwi zablokowała parą płetw.

Ściągnęła galabiję, po czym na kilka sekund znalazła się w krainie niezdecydowania. Czy powinna skoczyć do wody tak jak stoi, czy też raczej wziąć akwalung? Sięgnęła po kamizelkę wypornościową, pas obciążający i butle i nałożyła wszystko.

Już miała skoczyć do wody, gdy jej wzrok padł na wciąż nieprzytomnego Feramo. Wyglądał tak żałośnie, leżąc skulony, jak śpiące, bardzo smutne dziecko. Wyobraziła sobie wszystkich tych apodyktycznych mężczyzn, podporządkowujących sobie świat – Amerykanów, Brytyjczyków, Arabów – jako małe, popieprzone dzieci: aroganccy, terroryzujący wszystkich dookoła Amerykanie, przede wszystkim pragnący błyszczeć na boisku do bejsbola; Brytyjczycy z prywatnych szkół, z fałszywą skromnością udający, że myślą tylko o tym, by zawsze zachować się właściwie; i Arabowie, sfrustrowani, tłamszeni przez własnych rodziców, miotający się wściekle, bo nie ma nic gorszego niż utrata twarzy.

– Bardziej się przyda żywy niż martwy – powiedziała sobie, starając się zapomnieć o prześladujących ją wiecznie odruchach litości.

Nasłuchując, czy ktoś się nie zbliża, ściągnęła z niego ubranie, nie mogąc się powstrzymać, by przez chwilę nie nasycić oczu widokiem pięknego ciała o oliwkowej skórze, i sprawdziła, czy nie ma jakichś ran, które mogłyby zwabić rekiny. Ponieważ był czysty, nałożyła mu kamizelkę i obciążenie, na twarz pełną maskę, po czym wepchnęła go do wody, gdzie unosił się, lekko się kołysząc. Na ścianie znajdował się zawór ciśnieniowy. Chwyciła butlę i rozbiła nią chroniącą go szybkę. Odłamkiem szkła przebiła rurkę. Szum sprężarki natychmiast zmienił natężenie. Spojrzała na widoczną w kwadratowym otworze wodę, na której unosił się Feramo. Jej poziom wyraźnie się podniósł. Super! Wkrótce woda wywoła spięcie w przewodach elektrycznych, co przy takiej ilości sprężonego tlenu może nawet doprowadzić do wybuchu i rozwalić wszystko w drobny mak. A nawet jeśli do tego nie dojdzie, to i tak wszyscy się potopią. Ha!

Zanurzyła się w wodę i wypuściła powietrze z kamizelki Feramo, żeby zszedł głębiej, po czym chwytając uśpionego terrorystę, zaczęła płynąć, ciągnąc go za sobą zdrową ręką, wielce zadowolona, że tym razem role się odwróciły.

„Ależ ja jestem mądra”, pochwaliła się w myślach.

Niestety, nie przyszło jej do głowy, że będzie ciemno. Nurkowanie w nocy, bez światła i z jednym dość nędznym sztylecikiem zamiast harpuna do najlepszych pomysłów z pewnością nie należało. Nie chciała wypłynąć na powierzchnię zbyt blisko brzegu z obawy przed wartownikami Al-Kaidy. Z kolei strach przed rekinami powstrzymywał ją przed wypłynięciem zbyt daleko. Nie chciała też zużyć całego powietrza, bo a nuż znowu będzie musiała zejść pod wodę.

Przez jakieś trzydzieści minut płynęła dokładnie w przeciwną stronę, niż znajdował się brzeg, na głębokości trzech metrów, po czym wypłynęła, tak regulując napełnienie kamizelki Feramo, by unosił się pół metra pod powierzchnią. Zgięła nogi i usiadła na nim. Jeśli rekiny zgłodnieją, mogą zacząć od niego. Wokół siebie widziała jedynie ciemność: żadnych świateł ani łodzi. Może sobie tak siedzieć aż do świtu, pod warunkiem, że nie zjawią się rekiny, tylko co potem? Zastanawiała się, czy nie pozbyć się Feramo, a samej nie dopłynąć do brzegu lub może raczej głębiej w morze. Była tak potwornie zmęczona. Poczuła, że zaczyna zapadać w drzemkę, gdy nagle spod niej wyskoczyło na powierzchnię coś ogromnego i aż nadto żywego.

54

– Tam coś jest.

Scott Rich siedział na miejscu nawigatora w śmigłowcu Black Hawk, obserwując monitor na podczerwień. Wypełniający kokpit elektroniczny gwar mógł doprowadzić do szału, ale Rich był całkowicie opanowany. Nachylony do przodu, w skupieniu wsłuchiwał się w napływające jednocześnie raporty oddziałów naziemnych, czterech patroli powietrznych i Fok Hackforda Litvaka.

– Sir, patrol naziemny odnalazł ubranie agentki Joules przy końcu tunelu. Jej samej nie odnaleziono.

– Coś jeszcze? – spytał Scott. – Jakieś ślady walki?

– Ubranie było podarte i zakrwawione.

Scott Rich skrzywił się.

– Wasza aktualna pozycja?

– Na brzegu, trzy metry od Morza Czerwonego.

– Widzicie coś stamtąd?

– Nie. Tylko sprzęt do nurkowania.

– Powiedziałeś sprzęt do nurkowania?

– Tak jest.

– W takim razie, do ciężkiej cholery, nakładaj go i właź do wody. – Wyłączył swój mikrofon i zwrócił się do pilota, wskazując na ekran. – Tam. Widzisz? Podejdź. Natychmiast.


*

Olivia wrzasnęła, kiedy Feramo wyskoczył z wody, jedną ręką wyrywając jej sztylet, a drugą chwytając za gardło. Ugięła nogę i z całej siły kopnęła go w jaja, wyrywając się, gdy tylko uwolnił jej gardło z uścisku. Myśli jak błyskawice przelatywały jej przez głowę. Był pod wodą dłużej niż ona. Powinno mu już zabraknąć powietrza – jej zostało go jeszcze na dobre dziesięć minut. Musi zanurzyć się na dziesięć metrów i zgubić go.

Zaczęła schodzić pod wodę, jednocześnie nakładając maskę i przedmuchując automat, Feramo jednak rzucił się naprzód i złapał ją za nadgarstek. Wrzasnęła z bólu, czując, jak wyłamuje jej staw. Zaczęła ogarniać ją ciemność, przynosząc ulgę w utracie przytomności. Powietrze uciekało z jej kamizelki wypornościowej, obciążniki ciągnęły ją w dół, automat wysunął się jej z ust. Nagle nad głową rozległ się ogłuszający hałas, a wodę zalało jaskrawe światło. Na tle upiornie zielonkawej wody dostrzegła nurkującą w jej stronę postać. Poczuła, jak ją chwyta, uwalnia od pasa balastowego i zaczyna ciągnąć w górę, ku światłu.

– Sokół, też mi coś – szepnął jej do ucha Scott Rich, obejmując ją mocno w pasie, gdy wynurzyli się z wody. -Bardziej przypominasz żabkę.

Nagle Feramo, niczym wieloryb w programie przyrodniczym BBC, z rykiem wyskoczył nad wodę i rzucił się ku nim z wymierzonym sztyletem.

– Popływaj sobie chwilkę, kochanie – rzekł Scott, w żelaznym uchwycie unieruchamiając nadgarstek Feramo i powalając go jednym celnym ciosem.

Olivia wychylała się nerwowo z Black Hawka. Scott Rich wciąż jeszcze tkwił w wodzie, gdzie próbował związać Feramo, bezwładnego w koszu wyciągarki, lecz podmuch wzbudzany przez rotor spychał go co chwilę w bok.

– Zostaw go! – wrzasnęła Olivia przez radio. – Wracaj na górę. On i tak jest nieprzytomny.

– Ty też tak myślałaś ostatnim razem – zabrzmiała odpowiedź Scotta.

Olivia przytrzymała się krawędzi otwartych drzwi, bacznie wypatrując, czy w kręgu światła rzucanym na wodę nie dojrzy drapieżników.

– Niech pani to weźmie! – krzyknął Dan, pilot, i podał jej pistolet. – Jak pani zobaczy rekina, niech pani strzela, tylko proszę spróbować nie trafić agenta specjalnego Richa.

– Dzięki za dobrą radę – mruknęła do mikrofonu.

Nagle od strony brzegu rozległ się głuchy łoskot i niemal w tej samej chwili na panelu sterowniczym zawyła syrena.

– Jezu! Wyciągajmy go, wyciągajmy, do góry! – wrzasnął Dan, gdy niebo wokół nich rozbłysło smugami nadlatujących pocisków.

– Scott! – darła się Olivia.

Morze przed nią eksplodowało wielką kulą ognia, a gwałtowny podmuch powietrza zatrząsł helikopterem.

Olivia z trudem łapała powietrze, lecz dosłownie kilka sekund później nad krawędzią włazu pojawiła wykrzywiona ze złości twarz Scotta. Śmigłowiec skoczył w górę, uciekając przed płonącym morzem.

Wracali na lotniskowiec. Było gorąco i parno. Ociekający wodą Scott i Olivia nie mieli odwagi na siebie spojrzeć. Olivia miała na sobie jedynie bieliznę i T-shirt Marynarki Stanów Zjednoczonych, który rzucił jej pilot. Wiedziała, że jeśli wtuli policzek w ciepłą skórę szyi Scotta albo poczuje dotyk jego szorstkiej, silnej dłoni na swoim udzie, nie będzie w stanie nad sobą zapanować.

Rozległy się strzały i w kadłub helikoptera zagrzechotała seria gwałtownych uderzeń.

– Trzymaj się, dziecinko – powiedział Scott. – Oberwaliśmy. Trzymaj się mocno.

Trafiony śmigłowiec zadygotał i wydawało się, że stanął w miejscu. Po chwili zanurkował przerażająco, prosto w dół, rzucając ich na podłogę. Dał się słyszeć głośny metaliczny stuk i poczuli gwałtowny wstrząs. Scott podczołgał się do niej i chwycił z całej siły. Silnik wył jak oszalały, podczas gdy pilot starał się odzyskać panowanie nad maszyną. Olivia ujrzała, jak z ogromną prędkością zbliża się ku nim woda, po chwili zobaczyła jaśniejsze nieco niebo i znowu wodę. Pilot wrzeszczał coś i przeklinał.