– Są tacy mądrzy i zabawni – szepnęła Adriana. Podziwiała sposób, w jaki Bill z nimi postępował. Było w nim więcej dobroci niż stanowczości oraz mnóstwo zdrowego rozsądku, mądrości i miłości.

– Szczególnie kiedy śpią – zgodził się z nią Bill. Chciał jej powiedzieć, że ona również jest mądra i zabawna, nie odważył się jednak, bo któryś z chłopców mógł nie spać i usłyszeć ich rozmowę. – Jesteś pewna, że dwa tygodnie z nimi nie doprowadzą cię do obłędu?

– Na pewno nie. Po powrocie do domu będę się czuła strasznie samotna.

– Ja też, jak wyjadą – rzekł ze smutkiem. – Zawsze ciężko znoszę rozstanie z nimi, bo przypomina mi czasy po przeprowadzce do Kalifornii, zaraz po odejściu Leslie. Ale teraz przynajmniej mogę się zająć serialem, tak że dość szybko wracam do normy.

A może w tym roku będzie miał szczęście i zajmie się Adrianą?, pomyślał. Ogromnie na to liczył, choć wciąż nie był pewien, czy oczekuje od niego dystansu czy bliskości, przyjaźni czy romansu, czy może i tego, i tego. Ponieważ tego nie wiedział, a bał się ją stracić, zachowywał wielką ostrożność. Obecnie rzadko mówiła o mężu, lecz z paru uwag, które jej się wymknęły, wynikało, że ciągle sporo o nim myśli. A i Tommy trafił w dziesiątkę tym pytaniem o obrączkę. Właściwie dlaczego wciąż ją nosi?

– Nie wiesz nawet, jaka jestem ci wdzięczna za ten wspólny wyjazd.

– Nie masz za co dziękować. Zdążysz mnie znienawidzić, zanim wrócimy do domu – zażartował Bill. Oboje wiedzieli, że to mało prawdopodobne.

– Masz dla mnie jakieś specjalne zadania? Może mogłabym ci pomóc przy chłopcach?

– Już oni ci powiedzą, czego chcą.

– Nie wiem za wiele o dzieciach – uśmiechnęła się smutno i pomyślała, że już wkrótce będzie miała okazję dowiedzieć się tego, co trzeba.

– Chłopcy nauczą cię wszystkiego – pocieszył ją Bill. – Uważam, że w kontaktach z dziećmi najważniejsza jest szczerość – rzekł z namysłem, siadając obok niej na kanapie. – Bardzo wiele dla nich znaczy i na ogół szanują ludzi, którzy mówią wprost.

– Ja też lubię szczerość – wyznała Adriana, która tę cechę polubiła w Billu od samego początku.

– To właśnie bardzo mi się w tobie spodobało – powiedział Bill cicho, żeby nie obudzić dzieci. – I nie tylko to, Adriano.

Przez chwilę milczała, potem kiwnęła głową.

– Nie byłam ostatnio zabawnym kompanem. Moje życie stanęło na głowie… – wyszeptała, ale jej słowa nie oddały nawet części tego, co naprawdę czuła.

– Doskonale sobie radzisz. To bardzo trudne dla strony, która nie chce się rozwieść. Ale czasem mi się wydaje, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu. Może jest ci pisana lepsza przyszłość?… Może spotkasz kogoś, z kim będziesz szczęśliwsza niż ze Stevenem?…

Adrianie trudno było sobie to wyobrazić, choć życie ze Stevenem nie było jednym pasmem szczęścia. Nigdy jednak nie podawała w wątpliwość tego, co posiadała, a ich małżeństwo wydawało się jej udane i trwałe.

– Co powiedzieli twoi rodzice, kiedy Steven odszedł?

Bill już odgadł, że Adriana nie jest z nimi zbyt blisko, i domyślał się ich zgorszenia jako mieszkańców konserwatywnego Bostonu. Adriana się zawahała, na jej twarzy pojawił się uśmiech zakłopotania.

– Jeszcze nic nie wiedzą.

– Poważnie? – zdumiał się, a gdy Adriana skinęła głową, zapytał: – Dlaczego ukrywasz to przed nimi?

– Nie chciałam ich martwić. Poza tym myślałam, że jeśli Steven wróci, uniknę wyjaśnień.

– Ha!… można i tak rozumować. Sądzisz, że on wróci? – rzucił niby to obojętnie, ale na moment serce przestało mu bić.

Adriana w milczeniu potrząsnęła głową. Nie potrafiła wytłumaczyć mu zawiłości swego położenia. A raczej nie chciała, wolała bowiem nie wyjawiać, że spodziewa się dziecka.

– Nie, ale z powodu kilku drobiazgów trudno by mi było wytłumaczyć to rodzicom.

Może Steven jest homoseksualistą?, pomyślał Bill. Tej możliwości dotąd nie brał pod uwagę, choć wiele by tłumaczyła. Nie chciał naciskać i wprawiać Adriany w jeszcze większe zakłopotanie, ona zaś najwyraźniej nie zamierzała rozwijać tego tematu.

Niedługo potem postanowili pójść spać. Bill tęsknie patrzył, jak Adriana macha mu na dobranoc i znika w swojej sypialni. Nie zamknęła drzwi na klucz, ponieważ mu ufała i wiedziała, że nie ma takiej potrzeby.

O ósmej rano obudził ją telewizor włączony przez chłopców. Kiedy wykąpana i świeża pojawiła się w salonie, ubrana w dżinsy, różową koszulę i tenisówki w takim samym kolorze, Bill zdążył już zamówić dla niej śniadanie.

– Odpowiadają ci naleśniki z kiełbaskami?

– Jasne!… Tylko że będę gruba jak szafa, zanim dotrzemy nad Tahoe.

Bill zdążył się już zorientować, że Adriana lubi sobie podjeść, i z podziwem stwierdzał, że oprócz lekkiego zaokrąglenia w talii nic właściwie po niej nie widać.

– Po powrocie możesz przejść na dietę – podsunął. – A ja się przyłączę.

Jego śniadanie składało się z kiełbasek, jajek, grzanek, soku pomarańczowego i kawy. Adriana na swoim talerzu nie pozostawiła nawet okruszka, podobnie jak synowie Billa, którzy z wielkim apetytem pochłonęli stos naleśników. Po śniadaniu poszli razem na konie, po południu zaś włóczyli się po mieście, gdzie Adriana kupiła chłopcom latawiec, potem więc pojechali na plażę, by bez przeszkód mogli się nim pobawić. Wrócili na kolację przewiani wiatrem i zadowoleni, a wieczorem wymęczeni chłopcy zasnęli już o siódmej. Przedtem Adriana zmusiła ich do kąpieli. Próbowali się sprzeciwiać, lecz Bill ją poparł.

– A co to za wakacje? – zapytał Tommy.

– Czyste! – odparła, budząc tym jego głębokie oburzenie.

Zanim zasnęli, zdążyli jej wybaczyć. Na dobranoc opowiedziała im bardzo długą bajkę o chłopcu, który zawędrowawszy daleko za ocean, odkrył cudowną wyspę. Pamiętała, jak w dzieciństwie jej opowiadał ją ojciec. Upiększyła trochę jego wersję, a gdy skończyła, chłopcy już smacznie spali.

– Jak ci się to udało? Dałaś im tabletki nasenne? Jeszcze nie widziałem, żeby tak padli – rzekł z podziwem Bill.

– Wykończył ich latawiec, gorąca kąpiel i kolacja. Mnie też chce się spać – roześmiała się w odpowiedzi.

Bill nalał wina do kieliszków. Spędził tak cudowny dzień, że nawet telefon od reżysera nie zepsuł mu nastroju. Problem okazał się niewielki, bez kłopotu więc go rozwiązali. Bill, całkowicie odprężony, usiadł obok Adriany na kanapie.

– Powiedz, zawsze wiedziałeś, że lubisz dzieci? – zapytała.

– Do diabła, nie – roześmiał się. – Na wieść o pierwszej ciąży Leslie włosy ze strachu stanęły mi dęba. Nie miałem pojęcia o dzieciach.

Odpowiedź Billa wywołała uśmiech na twarzy Adriany – Steven również się przestraszył, tyle że na tym podobieństwo ich reakcji się kończyło. W przeciwieństwie do Billa jej mąż uciekł, nie podejmując życiowego wyzwania. Ona jednak nie przestawała wierzyć, że gdyby został, w końcu by się przekonał, że posiadanie dziecka nie jest aż takim złem. Gdybyż tylko zechciał spróbować!… Wciąż jeszcze mógł to zrobić.

– Dobrze sobie radzisz z dziećmi, Adriano. Powinnaś mieć swoje. Byłabyś wspaniałą matką.

– Skąd wiesz? – zapytała z troską w głosie, bo ostatnio często się nad tym zastanawiała. – A jeślibym nie była?

– A skąd inni ludzie o tym wiedzą? Po prostu robisz to, na co cię stać, bo i tak nic więcej nie możesz zrobić.

– To przerażające.

– Jak całe życie – przytaknął. – Przecież nie wiedziałaś, czy sprawdzisz się jako pracownica wiadomości, studentka czy żona. Musiałaś spróbować. To wszystko.

– Tak… – Na twarzy Adriany zagościł pełen smutku uśmiech. – I to ostatnie mi niestety nie wyszło.

– Brednie. Według mnie to raczej on wszystko schrzanił. Nie ty go zostawiłaś, tylko on ciebie.

– Miał swoje powody.

– Pewnie tak, ale nie możesz sobie tego wyrzucać przez całe życie.

– A ty? Nie czujesz się jakoś odpowiedzialny za rozpad waszego małżeństwa? – spytała otwarcie.

– Owszem – przyznał równie otwarcie. – Ale mam świadomość, że tylko częściowo. Prawda, że za dużo pracowałem i zaniedbywałem żonę, lecz kochałem ją, byłem dobrym mężem i nigdy bym od niej nie odszedł. Teraz wiem, że w sumie wina leżała po obu stronach, i nawet w połowie nie czuję się tak odpowiedzialny za nasze rozstanie jak dawniej.

– Dodajesz mi otuchy. Mnie nie opuszcza to cholerne poczucie winy… I wrażenie, że poniosłam klęskę – dodała po chwili wahania, doszedłszy do wniosku, że może mu to powiedzieć.

– Niesłusznie. Powtarzaj sobie, że trudno, po prostu się nie udało. Następnym razem będzie lepiej – odrzekł z przekonaniem.

Adriana roześmiała się.

– Och, „następnym razem”!… Myślisz, że będzie następny raz? Nie jestem taka głupia… ani taka odważna! – Bo czy ktoś zechce ją z dzieckiem? W dodatku nie bardzo mogła sobie wyobrazić przyszłość z innym mężczyzną.

Bill gwałtownie zareagował na jej słowa.

– Chyba żartujesz?… Naprawdę tak uważasz? Mając trzydzieści jeden lat uważasz, że życie już nic ci nie przyniesie? – Wyglądał bardziej na rozbawionego niż współczującego. – Nigdy nie słyszałem podobnej bzdury. – Zwłaszcza od kobiety o jej urodzie, poglądach i sposobie bycia, dodał w myśli. Każdy mężczyzna uważałby się za szczęściarza, gdyby mógł dzielić z nią życie. Bill oddałby za to wszystko.

– Ale ty nie ożeniłeś się powtórnie – zauważyła spoglądając nań pytająco.

– Zgadza się. Nie znalazłem odpowiedniej kobiety – wyjaśnił, nie powiedział jednak, że bardzo się pilnował, by takiej nie znaleźć.

– Dlaczego?

– Ze strachu – wyznał. – Z braku czasu, z lenistwa, ze złości… Powodów były setki. Kiedy się rozwiodłem, byłem starszy niż ty i miałem dwóch synów. Wiedziałem, że nie chcę mieć więcej dzieci, i to mocno osłabiło mój zapał do szukania żony.

– Czemu nie chcesz więcej dzieci?

– Żeby ich znowu nie tracić – rzekł niemal smutno. – Raz mi wystarczy. Ilekroć chłopcy wracają do Nowego Jorku, przeżywam katusze. Nie mogę ryzykować, że to się powtórzy.

Adriana skinęła głową. Wydawało jej się, że go rozumie.

– To musi być straszne – rzekła ze współczuciem.

– Jest, i to bardziej, niż możesz sobie wyobrazić – powiedział i uśmiechnął się do niej z czułością.

Adrianę przez chwilę korciło, by wyznać mu, że spodziewa się dziecka.

– Czasem życie jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje – stwierdziła filozoficznie.

– To prawda – przyznał, zastanawiając się, co miała na myśli. Nie zapytał jednak, instynktownie wyczuwał bowiem, że między nią a Stevenem zaszło coś więcej, o czym nie ma ochoty mówić. Może inna kobieta, inny mężczyzna, jakiś szczególny rodzaj zdrady lub rozczarowania?…

Tego wieczoru długo rozmawiali, siedząc blisko siebie i patrząc w ogień płonący w kominku, w którym Bill ze względu na chłód panujący na dworze wcześnie rozpalił. Żaden z chłopców nawet się nie poruszył. Adriana i Bill także byli zmęczeni, lecz jeszcze nie chcieli się rozstawać. Mieli setki tematów do omówienia, doświadczeń do wymiany, pokrewnych zapatrywań. Wraz z upływem czasu Bill coraz bliżej przysuwał się do niej, Adriana zaś jakby tego nie zauważała. Było już koło północy, gdy spojrzawszy na nią uzmysłowił sobie, że nie pamięta, o czym przed chwilą mówił. Mógł myśleć tylko o tym, jak bardzo jej pragnie. Bez słowa ujął jej twarz w obie dłonie i szepcząc jej imię, łagodnie ją pocałował. Nie była na to przygotowana. Kompletnie zaskoczona, nie poruszyła się ani go nie odepchnęła, lecz oddała pocałunek, zaraz jednak odsunęła się i popatrzyła na niego ze smutkiem.

– Bill… proszę, nie…

– Przepraszam – rzekł, choć wcale nie było mu przykro. Nigdy przedtem nie był szczęśliwszy, nigdy z większą siłą nie pożądał kobiety, nigdy nie kochał nikogo tak bardzo jak ją. W jego miłości zawarta była tęsknota i pustka minionych siedmiu lat oraz cała czułość i mądrość wieku średniego, który osiągnął.

– Przepraszam, Adriano… Nie chciałem cię zdenerwować…

Wstała i wolno przeszła przez pokój, jakby oddalenie od Billa miało ją uchronić przed jakimś niemądrym postępkiem.

– Nie zdenerwowałeś mnie. – Odwróciła się i spojrzała na niego z żalem. – Tylko… nie potrafię tego wytłumaczyć… nie chcę sprawić ci bólu.

– Ty mnie? – zdumiał się. – W jaki sposób ty mogłabyś sprawić mi ból?

Podszedł do niej i ujął ją za ręce, patrząc głęboko w błękitne oczy, które tak bardzo pokochał.

– Uwierz mi na słowo, Bill. Teraz oprócz bólów głowy nic nie mogę ci dać.

– To brzmi bardzo zachęcająco – odrzekł z uśmiechem, z wielkim wysiłkiem hamując pragnienie, by znowu ją pocałować.

– Mówię poważnie – ostrzegła, a jej wyraz twarzy w pełni to potwierdzał.

Nie zamierzała nikogo obarczać odpowiedzialnością za swoje dziecko. Steven go nie chciał, tym bardziej więc nie miała prawa narzucać obowiązków z nim związanych komuś innemu, a już na pewno nie Billowi mającemu własne życie i własne dzieci. Powiedział przecież, że Adam i Tommy w zupełności mu wystarczają.