– Pilnujcie go! – krzyknął do strażników i w dwóch susach znalazł się przy niej. Wyglądała na martwą. Była śmiertelnie blada, na ramieniu i nodze miała okropne rany. Najbardziej jednak przeraził go wyraz jej twarzy. Przypomniał mu się wypadek na autostradzie, który dawno temu widział – nieżywa kobieta w samochodzie wyglądała dokładnie tak samo.

– Boże!… Czy da się ją uratować?

Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi. Strażnicy robili co w ich mocy, by przywrócić ją do życia, na razie wszakże bez skutku.

– To pana żona? – zapytał ktoś. Bill już miał zaprzeczyć, ale w końcu skinął głową. Nie było sensu tłumaczyć, kim naprawdę są dla siebie. – Uratowała chłopca – wyjaśnił mężczyzna. – Gdyby nie ona, prąd zniósłby go za skały. Utrzymywała go na powierzchni, aż udało nam się do nich dotrzeć, ale chyba uderzyła się w głowę.

Z jej ramienia strumieniem płynęła krew. W ogóle cała była zakrwawiona, jak zauważył z przerażeniem Bill.

– Oddycha? – zapytał, nie odrywając od niej wzroku.

Czterech mężczyzn pochylało się nad jej ciałem. Bill nie mógł powstrzymać łez. Umarła, ratując jego syna… Tommy żyje, a ona…

Naraz któryś z ratowników krzyknął do kierowcy ambulansu:

– Szybko! Słychać tętno!

Adriana lekko odetchnęła, nadal jednak wyglądała bardzo źle. Ratownicy nie przerywali sztucznego oddychania i po chwili triumfująco spojrzeli na Billa.

– Wrócił jej oddech. Zabieramy ją do szpitala. Chce pan jechać z nami?

– Tak. Wyjdzie z tego? – zapytał, gorączkowo rozglądając się za Adamem.

– Trudno na razie powiedzieć. Nie wiadomo, w jakim stanie ma głowę, poza tym straciła dużo krwi z rany w ramieniu. To blisko tętnicy. Może nie przeżyć – odrzekł szczerze ratownik, owijając ramię Adriany opaską i mocno ją zaciskając.

Do Billa podbiegł zapłakany Adam i mocno się do niego przytulił. Kiedy ratownicy wsunęli do ambulansu nosze, na których leżał Tommy, Bill także do niego wsiadł. Ktoś podsadził Adama do karetki i podał mu koc. Na końcu wstawiono nosze z Adrianą. Śmiertelnie blada, leżała z maską tlenową na twarzy. Bill ukląkł obok niej.

– Czy ona nie żyje? – żałośnie zapytał Adam.

Tommy wpatrywał się w nią bez słowa. We włosy miała wplątane liście, jeden z ratowników pilnował, by nie rozluźniła się opaska uciskająca jej ramię. W odpowiedzi na pytanie syna Bill przecząco potrząsnął głową. Adriana żyła, choć ledwo, ledwo.

W szpitalu w Truckee znaleźli się po dziesięciu minutach. Bill całą drogę modlił się, gładząc delikatnie twarz Adriany. Ratownicy dwukrotnie sprawdzali jej stan i spostrzegł, że nie byli zadowoleni. Kiedy ambulans się zatrzymał, najpierw zabrano nosze z Adrianą, potem z Tommym, na końcu zaś na ziemię zeskoczył Adam. I on, i Bill wyglądali, jakby byli w szoku.

– Zajmę się chłopcami, a pan niech idzie do żony – rzekła uspokajającym tonem starsza pielęgniarka. – Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy dla nich ciepłe ubrania, poza tym lekarz i tak chce zbadać młodszego. Proszę się o nich nie martwić.

Bill powiedział synom, że niedługo wróci, i ruszył biegiem do budynku.

– Gdzie ona jest? – zapytał nerwowo, znalazłszy się w środku.

Nikt nie miał wątpliwości, o kogo mu chodzi. W szpitalu nie było pacjenta w gorszym stanie niż Adriana. Jedna z pielęgniarek wskazała wahadłowe drzwi, za którymi Bill znalazł się w jednej chwili. Stał przed szybą oddzielającą to pomieszczenie od wyposażonej w nowoczesny sprzęt sali operacyjnej, gdzie grupka ludzi w zielonych fartuchach uwijała się nad nieruchomym ciałem Adriany. Wykonywali mnóstwo czynności naraz, obserwując monitory i porozumiewając się jakimś szyfrem. Bill miał wrażenie, że ogląda film z gatunku science fiction. Wewnątrz czuł pustkę. Wciąż nie potrafił zrozumieć, co się stało. Wiedział tylko, że Tommy miał wypadek, a Adriana go uratowała. Za jaką jednak cenę? Jeśli przeżyje, będzie jej dozgonnie wdzięczny, tymczasem wszakże wydawało mu się to mało prawdopodobne. Ta kobieta, którą ledwo znał, ta dziewczyna, którą zdążył pokochać, leżała oto, nieruchoma i blada, niczym w koszmarnym śnie.

– Co z nią?… – powtarzał zbielałymi wargami.

Na swoje pytanie nie otrzymywał odpowiedzi. Widział, jak szyją jej ramię, przetaczają krew, podłączają kroplówkę, robią ekg. Trupioblada Adriana leżała wciąż nieprzytomna. Nie mógł nawet do niej podejść, bo nie miał wstępu do sali operacyjnej.

W końcu, gdy od patrzenia zaczęło mu się robić niedobrze, jeden z lekarzy wyszedł i poprosił go na chwilę rozmowy.

– Może pan usiądzie? – zapytał, gdy przeszli do poczekalni, widząc, w jakim stanie jest jego rozmówca. Bill z wdzięcznością opadł na fotel, nie przestając myśleć o desperackiej walce o życie, które w widoczny sposób uchodziło z Adriany.

– Co z nią? – zapytał po raz kolejny i tym razem odpowiedź otrzymał.

– Jak pan wie, pańska żona omal nie utonęła. Nałykała się dużo wody i straciła sporo krwi z rany na ramieniu. Ma przeciętą tętnicę i już samo to mogłoby się okazać fatalne w skutkach. Musiała trafić na bardzo ostrą krawędź. W dodatku mocno uderzyła się w głowę. Początkowo sądziliśmy, że pękła kość, ale na szczęście nie. Prawdopodobnie doznała wstrząsu mózgu. No i oczywiście dodatkowe komplikacje powoduje jej stan.

– Jaki stan? – zapytał przerażony Bill. Nic nie wiedział o chorobach Adriany. Do głowy przychodziły mu tylko takie rzeczy jak cukrzyca. – Czy ona wyzdrowieje?

– Na razie trudno cokolwiek powiedzieć – lekarz jeszcze bardziej spoważniał. Biorąc pod uwagę zakres jej obrażeń, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że straci dziecko.

– Dziecko? – Bill nie odrywał od niego oszołomionego wzroku. Nic nie rozumiał i czuł się jak głupiec.

– Niestety, tak – ciągnął lekarz, założywszy, że Bill jest w szoku i widać ma kłopoty z przypomnieniem sobie czegokolwiek. – Musi być w końcu czwartego, może nawet w połowie piątego miesiąca ciąży.

– Ja… oczywiście… jestem zdenerwowany…

Szaleństwo! Po co udawał, że jest jej mężem? I dlaczego tak to przeżywa? Dlaczego nie odstępuje go przekonanie, że Adriana jest jego żoną i że toczy się walka o życie jego dziecka? A przede wszystkim, na litość boską, czemu nic mu nie powiedziała?… Czuł się, jakby przeżywał kolejny szok.

Lekarz poprosił go, żeby został w poczekalni, sam zaś wrócił do sali operacyjnej. Obiecał, że da znać, jeśli w stanie pacjentki zajdzie jakaś zmiana.

Bill długo siedział bez ruchu, usiłując bez większego rezultatu poukładać sobie to, co przed chwilą usłyszał. Chociaż nagle fragmenty układanki zaczęły do siebie pasować: apetyt Adriany, to, że najwyraźniej przytyła od czasu, gdy się poznali… I co ważniejsze, odejście Stevena. Ale dlaczego odszedł, skoro Adriana spodziewała się dziecka? Musi być z niego kawał drania, pomyślał Bill. To dlatego Adriana ma nadzieję na jego powrót, dlatego nie zdjęła obrączki… I dlatego tak bardzo obawia się zacieśnienia znajomości z Billem. Wszystko nabrało sensu. Tylko że teraz Adriana może to dziecko stracić. Połowa piątego miesiąca to poważna sprawa. Co gorsza, sama może umrzeć…

Kiedy inny lekarz stanął przed nim z poważną twarzą, Bill struchlał. Bał się tego, co mógł usłyszeć.

– Zrobiliśmy co w naszej mocy. Płuca pracują normalnie, przetoczono jej krew. Wstrząs mózgu jest poważny, choć niekoniecznie śmiertelny, czaszka pozostała nienaruszona… Teraz musimy tylko czekać. Jeszcze nie odzyskała przytomności.

Bill wiedział, że Adriana może zapaść w śpiączkę i nigdy się nie obudzić. To się czasami zdarza.

– Jeśli przeżyje, nic nie wskazuje na to, żeby pozostały jakieś trwałe urazy – kontynuował lekarz. – Pytanie jednak, czy przeżyje. Tego na razie nie wiemy.

– A dziecko? – Bill czuł się również za nie odpowiedzialny. Pragnął, by oboje przeżyli… lub tylko Adriana… Błagam, nie pozwólcie im umrzeć, prosił w duchu. Nie odrywał wzroku od lekarza, czekając na jego słowa.

– Płód żyje. Podłączyliśmy pańską żonę do monitora i jak dotąd wszystko jest w porządku. Słychać tętno.

– Dzięki Bogu. – Bill oczekiwał na dalszy ciąg, lekarz wszakże nie miał nic więcej do powiedzenia. Czas miał pokazać, co będzie dalej. – Mogę ją zobaczyć?

– Oczywiście. Dopóki nie nastąpi poprawa, pańska żona zostanie w sali pooperacyjnej. Później przeniesiemy ją na oddział wewnętrzny.

Aż trudno było uwierzyć, że w tak krótkim czasie w ich życiu dokonały się takie zmiany! Kilka godzin wcześniej Adriana smażyła jajka na bekonie, a teraz walczyła ze śmiercią, bo bez wahania ruszyła na ratunek Tommy’emu.

– A mój syn? Jak on się czuje?

– Ja go jeszcze nie widziałem, ale słyszałem, że razem z bratem zjedli już lunch na oddziale pediatrycznym. – Lekarz uśmiechnął się do Billa. – Według mnie nic mu nie grozi. Miał szczęście. Rozumiem, że tylko szybki refleks i natychmiastowe działanie matki uratowały mu życie. Pańska żona jest drobną kobietą i naprawdę zadziwiające, że potrafiła tak długo holować chłopca. Wtedy właśnie musiała się zranić w rękę…

Była w ciąży, rozmyślał Bill, mimo to bez wahania skoczyła na ratunek jego synowi. Zraniła się, omal nie utonęła, niewiele brakowało, a straciłaby dziecko… Bill był jej bezgranicznie wdzięczny i modlił się teraz, żeby tylko dała mu szansę ową wdzięczność wyrazić. Żeby wyzdrowiała.

Po rozmowie z lekarzem poszedł do sali, w której leżała Adriana, i usiadł przy łóżku. Chociaż do każdej części jej ciała przymocowano jakieś urządzenia, a twarz zasłaniała maska tlenowa, wziął ją delikatnie za rękę i po kolei ucałował wszystkie palce. Kostki miała mocno poranione, paznokcie połamane. Musiała ze straszliwym wysiłkiem walczyć o życie Tommy’ego.

– Adriano… – szepnął Bill do nieruchomej postaci. – Kocham cię, najdroższa. Kocham cię od chwili, gdy po raz pierwszy cię ujrzałem. – Może już nie będzie miał okazji wyznać jej swych uczuć, postanowił więc zrobić to teraz, bez względu na to, czy usłyszy go czy nie. Liczył, że jego słowa jakoś dotrą do jej świadomości, bo to by wszystko zmieniło. – Pokochałem cię już tego wieczoru w supermarkecie, kiedy najechałem na ciebie wózkiem, pamiętasz? – Uśmiechnął się przez łzy i znowu pocałował jej palce. – I kochałem cię, kiedyśmy się potem spotkali na osiedlowym parkingu… To chyba było w niedzielne przedpołudnie… I kiedyśmy rozmawiali na basenie… Kocham cię bez reszty, Adam i Tommy też cię kochają. Bardzo chcą, żebyś wyzdrowiała. – Bill nie przestawał łagodnie do niej przemawiać swym mocnym głosem, delikatnie trzymając ją za rękę. – I kocham twoje dziecko… Naprawdę! Pragnę go, jeśli ty chcesz je urodzić. Chcę mieć ciebie i dziecko. Lekarz powiedział, że wszystko będzie dobrze…

Mówiąc, nie spuszczał z niej wzroku. Wydawało mu się, że jej powieki się poruszyły, lecz zaraz doszedł do wniosku, że musiało mu się przywidzieć, twarz Adriany bowiem wciąż tak samo pozbawiona była wyrazu. Długo jeszcze mówił, śpiewnie wymawiając jej imię, powtarzając, jak bardzo kocha ją i dziecko. Potem położył dłoń na jej brzuchu i wyczuł niewielką wypukłość, której przedtem nie zauważył, której istnienie trzymała przed nim w tajemnicy. Powiedział dziecku, że bardzo je kocha i że lepiej niech się trzyma, bo inaczej wiele ludzi będzie nieszczęśliwych.

– Chyba nie myślisz – ciągnął – że twoja mamusia przeszła przez to wszystko tylko po to, żeby cię stracić? Więc lepiej się nie wygłupiaj… Mam rację, Adriano? Powiedz dziecku, żeby się uspokoiło… – przykazał i delikatnie pocałował ją w policzek.

Stojąca w drzwiach pielęgniarka przysłuchiwała mu się ze wzruszeniem. Nigdy dotąd nie widziała człowieka tak zgnębionego ani nie słyszała by mężczyzna tak mówił do kobiety. Pomyślała, że Adriana jest wybranką losu, mając męża, który tak ją kocha. Nagle coś na monitorach przykuło jej uwagę. Zmarszczyła brwi i weszła do sali. W tejże chwili Adriana odwróciła głowę ku Billowi i na ułamek sekundy otworzyła oczy, jego zaś ogarnęło przerażenie, że umarła. Zerwał się na równe nogi z niemal zwierzęcym krzykiem. Nie spuszczał z jej twarzy niespokojnego wzroku. Kiedy ponownie uniosła powieki, uśmiechnął się do niej przez łzy. Nie był w stanie wykrztusić słowa. Ze wzruszenia zaczął drżeć na całym ciele.

– Ma pani wielkie szczęście – powiedziała do Adriany pielęgniarka. – Pani synek dobrze się czuje. Niedawno dostał ode mnie lody. – Spoglądała na Billa, dodając mu wzrokiem odwagi. – A pani mąż był tu od samego początku i cały czas do pani mówił. – Popatrzyła na monitor rejestrujący ruchy płodu i dodała: – Maleństwu też nic nie grozi. Wygląda na to, że wszystko będzie dobrze. A jak się pani czuje, pani Thigpen?

Adriana mocowała się z maską tlenową. Kiedy pielęgniarka uwolniła ją od niej, rzekła zachrypniętym głosem:

– Nie za dobrze.

Wypompowano z niej sporo wody, miała więc teraz podrażnione gardło, okropne nudności i czuła się strasznie rozbita. Ostatnią rzeczą, którą pamiętała, było osuwanie się w miękkie ciepłe miejsce po tym, jak uderzyła głową w skałę.