– Nic dziwnego – pielęgniarka uśmiechnęła się i poprawiła jej poduszkę. – Po takiej walce ze skałami i wodą!… Słyszałam też, że ma pani za sobą długi bieg.

Bill wreszcie odzyskał oddech. Zamglonym przez łzy wzrokiem z wdzięcznością wpatrywał się w Adrianę, wciąż mocno trzymając ją za rękę.

– Uratowałaś Tommy’ego, Adriano. – Wybuchnął głośniejszym szlochem, potem nachylił się nad nią i pocałował ją w policzek. – Kochanie, uratowałaś go.

– Tak się cieszę… Bardzo się bałam… Nie utrzymałabym go dłużej…

Bill ciągle miał przed oczyma ratowników wyciągających z wody bezwładne ciałko o szarosinej twarzy.

– Prąd był taki silny… a ja się bałam, że nie dobiegnę na czas…

W jej oczach pojawiły się łzy, lecz były to łzy ulgi i triumfu. Mocno ścisnęła dłoń Billa. Gdy pielęgniarka cicho wyszła z sali, by poinformować lekarza, że pacjentka odzyskała przytomność, Bill nachylił się nad łóżkiem i szeptem zapytał:

– Dlaczegoś mi nie powiedziała o dziecku?

Na długą chwilę zapadła cisza. Adriana patrzyła na niego wzrokiem pełnym miłości, z którą, jak sobie teraz uświadomiła, walczyła niemal od dnia, kiedy go poznała. Była mu wdzięczna, że jest przy niej.

– Wydawało mi się, że to by nie było uczciwe – powiedziała wreszcie i wybuchnęła płaczem.

Bill pocałował ją delikatnie.

– Niczego by to nie zmieniło. – Usiadł wygodnie na łóżku, ani na moment nie odwracając od niej wzroku. – Przyznaję, że to dość niezwykła sytuacja, ale do licha! w końcu zarabiam na życie pisaniem mydlanych oper. Jak mogłaś pomyśleć, że nie zrozumiem?

Adriana się uśmiechnęła i chwycił ją atak kaszlu. Bill ją podtrzymał. Gdy się uspokoiła, ostrożnie pomógł jej ułożyć się na poduszce.

– Szczerze mówiąc, Adriano, ulżyło mi. Już się bałem, że zawsze masz taki wilczy apetyt.

Roześmiała się, zaraz jednak na jej twarzy pojawiła się troska.

– Z dzieckiem naprawdę wszystko w porządku?

– Lekarze mówią, że nic mu się nie stało. Ty będziesz musiała jakiś czas odpoczywać, ale dzieci są twarde.

Pamiętał upadek, jaki Leslie przeżyła w pierwszej ciąży. O mało nie dostał ataku serca, widząc ją spadającą ze schodów, lecz wszystko dobrze się skończyło. A potem przypomniał sobie, o co chciał zapytać Adrianę, aczkolwiek sądził, że dobrze odgadł.

– Steven odszedł z powodu dziecka?

Musiał mieć pewność. Jeśli tak właśnie było, to nie widział dla niego usprawiedliwienia. Podczas gdy Adriana leżała nieprzytomna, domyślił się, że prawdopodobnie dlatego się rozeszli.

– Nigdy nie chciał dzieci – odparła cicho. – Kazał mi wybierać: on albo dziecko… – Znowu zaczęła płakać, rozpaczliwie tuląc się do Billa. – Próbowałam… poszłam na zabieg, ale nie mogłam, nie byłam w stanie tego zrobić. Więc mnie opuścił.

– Musi być z niego niezły przyjemniaczek.

– Dla niego to było bardzo ważne – usiłowała tłumaczyć męża. Bill patrzył na nią ze współczuciem.

– Bez sensu! Facet rozwodzi się z tobą, bo jesteś z nim w ciąży, też coś!… Wierzy, że dziecko jest jego, czy to także podaje w wątpliwość?

– Wierzy. Jego adwokat przysłał mi dokumenty, w których Steven zrzeka się władzy rodzicielskiej, tak że ani dziecko, ani ja nie możemy rościć żadnych praw. W sumie dziecko będzie nieślubne – rzekła smutno.

– To niesmaczne.

– Ale może zmieni zdanie – westchnęła. – Jak zobaczy dziecko.

Bill zrozumiał, co Adrianę powstrzymuje przed zaangażowaniem się w nowy związek: wciąż liczyła, że Steven wróci. Miał tylko nadzieję, że robi to jedynie dla dziecka. Zadał jej więc następne pytanie, na które odpowiedź także musiał poznać.

– Adriano, czy ty go jeszcze kochasz?

Długo się wahała, potem, patrząc mu prosto w oczy, pokręciła głową.

– Nie – szepnęła. – Nie kocham go, ale dziecko ma prawo do ojca.

– Przyjmiesz go, gdyby postanowił wrócić?

– Chyba tak… Dla dobra dziecka.

Zamknęła oczy. Miała nudności i czuła się wyczerpana. Billa zasmuciły jej słowa, lecz wdzięczny był za szczerość, jedną z cech, które tak w niej kochał. Nie sądził, by Steven po tym, jak zrzekł się praw rodzicielskich do dziecka i wystąpił o rozwód, chciał kiedykolwiek do niej wrócić. Doszedł przy tym do wniosku, że ten człowiek musi być pomylony, równocześnie zaś jasne dlań było, że Adriana uważa, iż ma względem niego i dziecka zobowiązania, nawet jeśli oznaczać to ma poświęcenie siebie.

Przez chwilę oboje milczeli. Nagle Adriana z niepokojem spojrzała na Billa.

– Nienawidzisz mnie?

– Zwariowałaś? Jak możesz coś takiego mówić? Uratowałaś moje dziecko, ryzykując własne życie!…

Bill przysunął się do niej i pogładził delikatnie jej posiniaczoną twarz.

– Kocham cię, Adriano. Może to nie jest odpowiednia pora ani miejsce na takie wyznania – rzekł łagodnie – ale cię kocham. Więcej, jestem w tobie do szaleństwa zakochany. To trwa już dwa miesiące, może nawet trzy.

Ucałował jej dłoń i po kolei każdy palec. Nie całował jej w usta w obawie, że mógłby sprawić jej ból.

– Nie jesteś zły z powodu dziecka? – zapytała ze łzami w oczach.

– Jakżebym mógł? Podziwiam cię za odwagę. Jesteś naprawdę silną, dobrą i uczciwą kobietą. I zupełnie wyjątkową, skoro w tych okolicznościach zdecydowałaś się jednak na dziecko.

Bill był po Zeldzie drugą osobą, która pozytywnie się odniosła do jej ciąży. Steven tak bardzo ją zranił, że teraz zareagowała łzami na dobroć Billa, który ostrożnie wytarł jej oczy i słuchał jej przerywanej łkaniem opowieści. Po trzech miesiącach samotności, naznaczonej poczuciem winy wobec męża, tama się przerwała.

– Uspokój się – przerwał jej wreszcie Bill, bo bardzo się wzruszyła i zaczynał się obawiać, że może jej to zaszkodzić. Przeżyła już dostatecznie wielki szok. – Wszystko będzie dobrze. – Odgarnął włosy z jej twarzy i otulił ją kołdrą. Zmęczona, rozbita i pochlipująca wyglądała jak mała dziewczynka. – Urodzisz piękne dziecko. – Pochylił się nad nią i bardzo, bardzo ostrożnie pocałował ją w usta. W jego oczach także pojawiły się łzy. – Kocham cię, Adriano… Tak bardzo cię kocham… Ciebie i dziecko.

– Jak to możliwe? – dziwiła się. Steven odszedł od niej, ponieważ zaszła w ciążę, a teraz Bill, który ledwo ją znał, mówił jej o miłości, akceptował ją razem z dzieckiem. – Przecież to nie twoje dziecko.

– Bardzo tego żałuję – odparł szczerze, po czym wyraził na głos swoje myśli: – Może kiedyś będzie moje, jeśli mi szczęście dopisze.

Po policzkach Adriany pociekły świeże łzy. Nie odpowiedziała. Mocno trzymając dłoń Billa, zamknęła po chwili oczy i zapadła w głęboki sen.

Bill siedział przy niej, patrząc na jej spokojną twarz i obserwując monitory. Kilka razy do sali zajrzała pielęgniarka, która zapewniała, że z Adrianą wszystko w porządku. W końcu wstał i poszedł do synów. Tommy także spał. Wyglądał zupełnie dobrze. Dostał kroplówkę z glukozą, regularnie mierzono mu temperaturę, lekarze jednak powiedzieli, że będzie mógł jeszcze przed wieczorem wyjść ze szpitala. Adam w sali telewizyjnej oglądał filmy animowane.

– Jak się masz, stary kumplu? – Bill usiadł na sąsiednim krześle. Ze swego miejsca widział śpiącego młodszego syna.

– Jak się miewa Adriana? – zapytał z troską Adam, choć widząc ulgę na twarzy ojca domyślił się, że nic jej nie grozi. Poza tym już wcześniej jedna z pielęgniarek mu powiedziała, że „mama” czuje się lepiej. Nie poprawiał jej, ponieważ był na tyle duży, że rozumiał, iż tak będzie lepiej.

– Teraz śpi, ale ma się dobrze.

Przez całe popołudnie Bill zastanawiał się, co powinien zrobić. Nie sądził, by Adriana od razu mogła podróżować, zwłaszcza że była w ciąży, lecz powrót pod namiot także raczej nie wchodził w rachubę. Doszedł do wniosku, że najlepszym wyjściem byłby tydzień w dobrym hotelu zapewniającym pełną obsługę i trochę słońca.

– Co byś powiedział, gdybyśmy zwinęli obóz i przenieśli się do hotelu? – zagadnął syna. Nie chciał rozczarować chłopców, musiał jednak wziąć pod uwagę Adrianę, która naraziła własne życie ratując Tommy’ego. Ten dzień mógł być tragiczny dla nich wszystkich. Bill nie wątpił, że gdyby nie jej szybka akcja i wielki wysiłek, jaki włożyła w uratowanie jego syna, Tommy’ego by już z nimi nie było. Tego długu nigdy nie będzie w stanie jej spłacić. Ale pozostawał jeszcze Adam. Chłopiec nie całkiem doszedł do siebie po przeżytym wstrząsie. – Byłbyś bardzo rozczarowany, gdyby te wakacje okazały się nie tak traperskie, jak planowaliśmy?

Adam gwałtownie pokręcił głową.

– Całe szczęście, że nic im się nie stało. Żałuj, że jej nie widziałeś, tatusiu. Ruszyła jak błyskawica, kiedy prąd porwał Tommy’ego. Chciała przed nim znaleźć się przy skałach, żeby tam go złapać… – głos mu się załamał. – Na początku nikt im nie pomagał. Ciągle znikali pod wodą. Tam jest pełno wirów, więc stale ich wciągały, ale Adriana jakoś dawała sobie radę. Co chwila wynurzali się i zanurzali, wynurzali i zanurzali… W końcu Tommy został na powierzchni, a ona zniknęła. To było okropne… – Adam ukrył twarz na piersi ojca, który długo go do siebie tulił.

– Tommy nie powinien był się oddalać. Do licha! co mu przyszło do głowy?

– Chyba przyglądał się pontonom. I wtedy wpadł do wody.

– Porozmawiamy sobie o tym, jak się obudzi.

Bill wstał i poszedł do młodszego syna. Twarz Tommy’ego była lekko zaróżowiona, nie miał gorączki i oddychał regularnie. Wyglądał nieźle. Wyszedł z opresji z kilkoma zaledwie zadrapaniami. Aż trudno było uwierzyć, że to dziecko kilka godzin wcześniej sine i bezwładne leżało na brzegu rzeki. Bill wiedział, że do końca życia nie zapomni tego widoku. Zatelefonował potem w parę miejsc, zarezerwował apartament w luksusowym hotelu i wrócił, by porozmawiać z lekarzem Adriany. Dowiedział się, że na razie muszą ją zatrzymać na obserwacji, bo jeszcze nie całkiem przyszła do siebie, poza tym chcą mieć pewność, że nie wywiąże się zapalenie płuc ani że nie będzie komplikacji z ciążą. Jeśli jej stan będzie się poprawiał tak jak dotąd, nazajutrz pozwolą jej opuścić szpital.

Nie mógł z nią porozmawiać, ponieważ spała, powiedział więc pielęgniarce, że niedługo wróci, i poszedł uprzedzić Adama, że jedzie na kemping po rzeczy. Gdy tam się znalazł, z drżeniem rozejrzał się wkoło. Tak niedawno, jeszcze tego ranka, życie wydawało się proste i beztroskie, a kilka godzin później dwie drogie mu osoby od śmierci dzielił tylko krok… Trzy, jeśli liczyć dziecko, które nosiła Adriana. Ogarnęło go uczucie wdzięczności i wielkiego szacunku do losu. Z ulgą spakował rzeczy i pojechał do hotelu, gdzie czekał na nich piękny apartament z dwiema sypialniami. Bill zdecydował, że będzie spał na kanapie w saloniku, chciał bowiem w nocy być blisko Adriany, by mieć pewność, że ją usłyszy, jeśli będzie go wołała. Wolałby spać w jej sypialni, lecz bał się, że to może zaniepokoić chłopców.

Zostawił rzeczy w hotelu i natychmiast pojechał do szpitala. Zobaczywszy, że chłopcy jedzą kolację, bardzo się zdziwił. Dochodziła już szósta.

– Gdzie byłeś? – zapytał Tommy.

Odłączono go już od kroplówki i wyglądał zupełnie normalnie. Mimo protestów Adama palcami jadł puree ziemniaczane. Oddział dziecięcy był prawie pusty, przebywało w nim tylko kilku pacjentów: jeden ze złamaną ręką, jeden ze złamaną nogą, ofiara niegroźnego wypadku samochodowego, której rany zszyto i teraz wymagała obserwacji, gdyż obawiano się wstrząsu mózgu, oraz Tommy. Wszyscy byli starsi od niego.

– Przewiozłem rzeczy do hotelu – wyjaśnił Bill. – Byłem u ciebie kilka razy, ale spałeś.

Pochylił się, by go pocałować, i wtedy uświadomił sobie, jak bardzo jest głodny. Nie miał nic w ustach od śniadania, które Adriana wcześnie rano im przygotowała.

– A Adriana dobrze się czuje? – Na twarzy Tommy’ego pojawiła się troska.

– Nic jej nie grozi – pośpieszył z odpowiedzią Bill. – Martwiła się o ciebie. Nieźle oberwała, ratując ci życie. A przy okazji, młodzieńcze, może byś mi wyjaśnił, co porabiałeś tak daleko od Adriany i brata?

Tommy’emu oczy się rozszerzyły i napełniły łzami. Doskonale zdawał sobie sprawę z roli, jaką odegrał w tym zdarzeniu. Był już na tyle duży, by wiedzieć, że to z jego winy oboje omal nie utonęli, i czuł z tego powodu wielkie wyrzuty sumienia.

– Bardzo mi przykro, tatusiu… Naprawdę…

– Wiem, że ci przykro, synku.

– Mogę się z nią zobaczyć?

– Może jutro. Jest bardzo wyczerpana. Mam nadzieję, że pozwolą jej pojechać do hotelu razem z nami.

– A kiedy mnie wypuszczą?

– Zobaczymy.

Bill bardzo pragnął spędzić noc przy Adrianie, lecz nie chciał zostawiać chłopców samych, tym bardziej że Tommy zapewne się spodziewał, że ojciec będzie przy nim. Bill zatem nie miał innego wyjścia, jak zabrać synów do hotelu i wrócić po Adrianę rano.

Nie sprzeciwiła się jego planom, gdy do niej poszedł, bo po prostu była tak wyczerpana przeżyciami dnia, że nie potrafiła sensownie rozmawiać, chociaż się obudziła. Zanim wyszedł, na powrót zasnęła. Pielęgniarka jednak zapewniła Billa, że może ją spokojnie zostawić.