Steven, świadom, że za chwilę będzie musiał jakoś zareagować, wstał i szorstko powiedział do dziewczyny:

– Chodźmy stąd. Obsługa w tym lokalu jest nie do przyjęcia.

Zanim zdążyła otworzyć usta, był już w połowie drogi do wyjścia. Dziewczyna spojrzała na Adrianę wzrokiem pełnym zakłopotania i niesmaku, jakby chciała przeprosić za jego zachowanie, lecz w końcu bąknęła tylko:

– Chyba pani nie usłyszał.

– Usłyszał, usłyszał… – Adriana twarz miała białą jak kreda, ręce wilgotne od potu. – Usłyszał mnie doskonale. Poza tym obsłudze nic nie można było zarzucić.

– Przykro mi – rzuciła dziewczyna na odchodnym i pobiegła za Stevenem.

Adriana zauważyła, że coś do niego mówi, lecz on szarpnął ją za ramię i pociągnął za sobą. Po chwili już ich nie było widać.

Adriana drżała na całym ciele. Bill z popielatą twarzą płacił rachunek. Bez słowa wyszli z restauracji. Chłodne powietrze sprawiło, że Adriana wstrzymała oddech. Było jej niedobrze, choć zjadła wyśmienitą kolację. Gdy doszli do ulicy, zobaczyli, jak Steven z dziewczyną odjeżdżają jego porschem.

– Dlaczego się do niego odezwałaś? – zapytał Bill, zajmując miejsce za kierownicą. – Dlaczego on cię w ogóle obchodzi? – Wyglądał na zmartwionego.

Adriana spojrzała na niego z gniewem. Nie była w nastroju do kłótni. Tego wieczora Steven zupełnie odsłonił swą prawdziwą twarz, nie po raz pierwszy zresztą.

– Nie widziałam go od pięciu miesięcy, a byłam jego żoną przez dwa i pół roku. Czy to dziwne, że chciałam z nim porozmawiać?

– Biorąc pod uwagę sposób, w jaki cię potraktował, to jest dziwne, nie uważasz? A może miałaś zamiar podziękować mu za wszystkie przyjemności, które ostatnio ci zafundował?

Bill nie potrafił zapanować nad zazdrością. Czuł niesmak do siebie za te wyrzuty, lecz wyraz oczu Adriany, niepokój na jej twarzy, gdy wyciągnęła rękę do Stevena, bardzo go zranił. Nienawidził Stevena za ból, jaki jej sprawia, i pragnął, by zniknął z jej życia na zawsze.

– Nie zaczynaj od nowa… – Z jej oczu popłynęły łzy, twarz pokryła śmiertelna bladość. Masowała sobie brzuch, bo nawet dziecko się zdenerwowało i mocno kopało. Ze wszystkich sił pragnęła znaleźć się w domu, położyć i zapomnieć o Stevenie, wiedziała jednak, że to niemożliwe. – Nawet na mnie nie spojrzał – dodała z goryczą.

– Adriano – rzekł Bill przez zaciśnięte zęby – ten facet to ostatni łajdak. Kiedy wreszcie to zrozumiesz? Za rok? Za pięć lat? A może za dziesięć? Wciąż wierzysz, że wróci i zasypie różami ciebie i dziecko, a ja wciąż ci powtarzam, że tego nie zrobi. Sama dzisiaj widziałaś: nie chciał nawet z tobą rozmawiać, po prostu wstał i wyszedł. Ani ty, ani dziecko w ogóle go nie obchodzicie. – Bill podejrzewał, że zawsze tak było, lecz nie powiedział tego głośno.

– Jak mógł to zrobić? Jak może nic nie czuć do własnego dziecka? Teraz to w sobie tłumi, ale wcześniej czy później zrozumie, że tak się nie da żyć.

– Jedyną osobą, która musi zrozumieć, że tak się nie da żyć, jesteś ty. On odszedł, kochanie. Zapomnij o nim.

Nie odpowiedziała. Reszta drogi upłynęła im w milczeniu, ale gdy tylko przekroczyli próg mieszkania, od nowa zaczęli się sprzeczać, tak że Adriana we łzach poszła spać do pokoju gościnnego. Rano była bardzo zamyślona i cicha. Bill nie odezwał się do niej słowem i pozwolił, by sama zrobiła sobie śniadanie. W końcu oderwał wzrok od kolumny sportowej gazety, którą trzymał przed sobą.

– Czego ty właściwie od niego oczekujesz? Może mi to wyjaśnisz, żebym raz na zawsze zrozumiał?

– Od Stevena?… Nie wiem. Chyba tego, żeby stawił czoło faktom, żeby pogodził się z tym, że będziemy mieli dziecko. Przecież on nawet nie wie, z czego rezygnuje! Mogę zaakceptować jego odejście, bo uważa, że go zdradziłam, ale nie mogę zaakceptować tego, że odwraca się od własnego dziecka. Pewnego dnia będzie tego żałował.

– Pewnie, że będzie, ale to jest cena, którą musi zapłacić. Choć może nigdy nie zmienić zdania… A dlaczego mówisz, że go zdradziłaś? Oszukałaś go? Celowo zaszłaś w ciążę?

– Nie – odparła urażonym tonem. Billowi już dawno przyszło do głowy, że to może być powód, dla którego Adriana czuje się winna, aczkolwiek te podejrzenia zatrzymał dla siebie. – Znałam jego poglądy i zawsze byłam ostrożna.

– Tak myślałem – na twarzy Billa pojawił się cień uśmiechu. Bardzo kochał Adrianę i bardzo nie lubił sprzeczek. Na szczęście zdarzały się rzadko, i to zawsze z powodu Stevena. – Ale wydawało mi się, że nie zaszkodzi zapytać. No więc mów, czego byś od niego chciała – indagował dla dobra ich obojga, musieli się bowiem jakoś z tym problemem uporać.

– Chodzi mi o to, żeby uznał dziecko. Przyznał, że jest jego, stanął twarzą w twarz z rzeczywistością, ponieważ od samego początku od niej ucieka. Niech zobaczy dziecko i powie: „Dobrze, rozumiem, jest moje, ale go nie chcę…” Albo: „Tak, pomyliłem się, kocham swoje dziecko”. Ale nie chcę, żeby wiecznie mnie unikał, bo ciągle mi się wydaje, że któregoś dnia wróci skruszony i będzie chciał z nami być, a przy okazji zrujnuje życie mnie, dziecku, tobie i sobie. Cokolwiek wtedy zrobię, będę czuła się winna. Nie mogę ułożyć sobie życia, dopóki nie będę pewna, że się od niego całkowicie uwolniłam. Muszę dokładnie wiedzieć, jaka jest jego ostateczna, nieodwołalna decyzja, albo chcę z nim przynajmniej porozmawiać. Nie miał w sobie na tyle uczciwości, żeby odezwać się do mnie, odkąd odszedł.

Po raz pierwszy Adriana bez ogródek wyraziła swoje zdanie, toteż Bill wreszcie pojął, jakie pobudki nią kierują. Otóż nie potrafiła uwierzyć, że Steven rzeczywiście odszedł na dobre, i chciała usłyszeć z jego ust potwierdzenie, że wie, z czego rezygnuje, i że nie zmieni zdania. Choć było to rozsądne, Bill nie podejrzewał, by kiedykolwiek jej życzenie się spełniło. Steven nie był człowiekiem tego pokroju. Swoją naturę obnażył w ciągu tych pięciu miesięcy, a zwłaszcza ostatniego wieczoru. Miał zamiar dalej uciekać, przeprowadzić rozwód za pośrednictwem adwokatów i zrzec się dziecka, nawet go nie oglądając. Taki po prostu był i Adriana musiała przyjąć to do wiadomości.

– Nie wydaje mi się, żebyś dostała od niego coś więcej ponad to, co już ci dał. Nie stać go na otwartość.

– Skąd wiesz?

– Przypomnij sobie wczorajszy wieczór. Czy to jest facet z zasadami, gotów stanąć z tobą twarzą w twarz? Przecież on wybiegł, zostawiając swoją dziewczynę!

– Czy to była jego dziewczyna? – spytała z ciekawością Adriana, wprawiając tym Billa w gniew.

– Do diabła, skąd mam wiedzieć?

– Wyglądała na bardzo młodą – rzekła w zamyśleniu.

Bill jęknął.

– Ty też tak wyglądasz, bo jesteś młoda. Dajże już spokój!… Skup się na tym, co ważne: powinnaś zapomnieć o Stevenie.

– A jeśli kiedyś wróci?

Taka możliwość bardzo ją niepokoiła, ponieważ przypuszczała, że kiedy dziecko się urodzi, Steven znowu pojawi się w jej życiu.

– Wtedy się będziesz martwiła.

– Ale dziecko ma prawo…

– Wiem, wiem. – Bill tak mocno trzasnął pięścią w stół, aż Adriana podskoczyła na krześle. – Dziecko ma prawo do naturalnego ojca, tak? Już to słyszałem. Ale jeśli ten naturalny ojciec jest draniem, to co? Czy nie prościej teraz pozwolić mu odejść i zapomnieć o przeszłości?

– A gdyby Leslie po pijanemu oświadczyła ci, że chce od ciebie odejść, czy nie czułbyś, że powinieneś sprawdzić, co naprawdę myśli, jak wytrzeźwieje?

– Chyba tak. Dlaczego pytasz?

– Bo mi się wydaje, że Steven od chwili, gdy mu powiedziałam o dziecku, jest zamroczony strachem. Jak ochłonie, przestanie panikować i będzie inaczej do tego podchodził.

– A może nie? Może faktycznie nienawidzi dzieci? Może powinnaś uwierzyć w to, co powiedział, bo takie właśnie są jego prawdziwe, stałe poglądy?

– Chcę być pewna, że on wie, co robi.

– Niewykluczone, że takiej pewności nigdy nie zyskasz. I co?… Zamierzasz w nieskończoność czekać z ułożeniem sobie życia? – zezłościł się. Ostatecznie szło o życie ich dwojga, aczkolwiek Bill zdawał sobie sprawę, że nie jest łatwo zapomnieć człowieka, którego żoną było się dwa i pół roku i którego dziecko już wkrótce ma przyjść na świat.

– Uważasz, że jestem głupia, bo mnie to obchodzi, tak?

– Nie – westchnął i na powrót usiadł przy kuchennym stole. – Uważam tylko, że marnujesz czas. Zapomnij o Stevenie.

– Mam wrażenie, że coś mu kradnę… – zaczęła. Bill słuchał z uwagą. – Zabieram mu dziecko i daję je tobie, bo ty go pragniesz. Ale co będzie, jeśli on wróci i powie: „Hej, to moje, oddawaj…”?

Trafiła w sedno, lecz Bill i tak nie wierzył, by Steven kiedykolwiek zmienił zdanie o niej lub o dziecku. Okazał się wielkim głupcem, Bill jednak był głęboko przekonany, że nie zmądrzeje.

– Poczekaj, a zobaczysz. Nigdzie nie wyjeżdżamy, nie przenosimy się z dzieckiem do Afryki – usiłował jej przemówić do rozsądku Bill, chociaż pojmował, że Adriana usiłuje chronić jego przed cierpieniem, Stevena zaś przed pomyłką, której do końca życia mógłby żałować. – Nie możesz ponosić odpowiedzialności za wszystkich. Niech każde z nas podejmuje własne decyzje, a jeśli okażą się błędne, to nie twoja sprawa. – Odłożył na bok gazetę i przywołał do siebie Adrianę. – Kocham cię… pragnę tego dziecka… a jeśli Steven zmieni zdanie i wróci, wtedy będziemy się martwić. Tak czy owak, co się może stać? Najwyżej sąd przyzna mu prawo do odwiedzin. To nie takie straszne. – Spojrzawszy na nią, poczuł, że ogarnia go przerażenie. – A może ty byś wtedy do niego wróciła? – zapytał i ze wstrzymanym oddechem czekał na odpowiedź.

Adriana potrząsnęła głową, lecz w jej geście dawało się wyczuć wahanie.

– Nie sądzę.

Billowi się zdawało, że za chwilę zemdleje.

– Nie sądzisz? To znaczy, że co byś zrobiła?

– Nie wróciłabym do niego. Ale wszystko zależy od okoliczności… od tylu spraw… Bill, ja już go nie kocham, jeśli o to pytasz Kocham ciebie. Ale nie chodzi tylko o nas dwoje… Jest jeszcze dziecko.

– Wróciłabyś do mężczyzny, który cię nie kocha, tylko ze względu na dobro jego dziecka?

– Wątpię – odparła, nie mogła jednak przysiąc, że tak by nie zrobiła.

Bill wstał od stołu i wyszedł z kuchni.

Minęło kilka dni, zanim się uspokoili. W końcu pogodzili się i spędzili weekend w łóżku, na zmianę kochając się i próbując wyłożyć swoje racje. Adriana chciała mieć pewność, że Steven nie zmieni zdania i nie wróci do niej i dziecka. Uważała, że powinien przynajmniej je zobaczyć. Bill, chociaż takie wyjście mu się nie podobało, gotów był je zaakceptować, aczkolwiek zważywszy na zachowanie Stevena tamtego wieczora, uznał za mało prawdopodobne, by ten w ogóle zechciał się pojawić, gdy dziecko przyjdzie na świat.

– Wyjdziesz potem za mnie? – zapytał poważnie i Adriana cała się rozpromieniła.

– Tak, jeśli dalej będziesz mnie chciał.

Była jednak zdania, że nie powinni o swoich zamiarach mówić chłopcom, dopóki wszystko się nie wyjaśni, rozwód nie zostanie przeprowadzony i dokumenty nie nabiorą mocy prawnej. Bill uważał, że na taką uprzejmość jej były mąż nie zasługuje, lecz ustąpił. Z wielkim podnieceniem myślał o małżeństwie.

– Jak myślisz, czy chłopcy będą mieć coś przeciwko temu? – zapytała z obawą Adriana. Ostatnio byle co budziło w niej niepokój, lekarka wszakże wyjaśniła, że na tym etapie ciąży to całkiem naturalne. Jak wszystkie kobiety Adriana martwiła się o poród, ból, zdrowie dziecka, Bill zaś wiedział, że dodatkowym stresem był dla niej rozwód i sprzedaż mieszkania. Dotąd trzymała się dzielnie, teraz jednak przejmowała się każdą błahostką. Podejrzewał, że jej obsesja na punkcie lojalności wobec Stevena jest częścią tego samego procesu.

Kiedy Adam i Tommy przyjechali, powitała ich z większym niż zwykle napięciem. Obawiała się, że nie przyjmą dobrze wiadomości o dziecku, ale postanowiła być z nimi szczera. Gdy zobaczyli ją na lotnisku, na ich twarzach pojawiło się zaskoczenie.

– Hej, co się stało? – zapytał zdziwiony Tommy.

– Nie zadawaj takich pytań! – upomniał go Adam.

– Spodziewam się dziecka – wyjaśniła Adriana, choć nawet dla Tommy’ego było to oczywiste.

– To naszego tatusia? – zapytał, na co Adam kopnął go w kostkę.

– Nie – odparła, gdy popijali już gorącą czekoladę w wygodnej kuchni Billa. – Ojcem jest mój mąż. Ale i tak się rozwodzimy. Prawdę mówiąc – dodała otwarcie – opuścił mnie właśnie dlatego, że nie chciał dziecka. Bierzemy więc rozwód, a on zrzeka się praw rodzicielskich.

Jej proste słowa wstrząsnęły chłopcami, szczególnie Adamem.

– To okropne!

– Nieprawda – odezwał się Tommy. – Gdyby się nie rozwodziła, nie byłaby z tatą i nie uratowałaby mnie nad Tahoe.

– Masz rację – roześmiała się Adriana. Tommy bardzo praktycznie patrzył na tę sprawę.

– Kiedy się urodzi? – zapytał Adam.

– W styczniu. Za jakieś siedem tygodni.

– To całkiem niedługo – stwierdził ze współczuciem. – Gdzie będziesz mieszkać? W swoim mieszkaniu?