Ona z równym entuzjazmem przyjęła prezenty od niego. Dostała piękną suknię z zielonego zamszu od Giorgia, czarną torbę z aligatora od Hermesa, którą podziwiała, ilekroć mijali sklep, zabawne różowe pantofle w melony, trzy śliczne koszule nocne i szlafrok. Kupił jej ponadto mnóstwo drobiazgów: złoty łańcuszek na klucze, stare pióro, śmieszny zegarek w kształcie Myszki Miki, tomik poezji opisujący wszystkie uczucia, jakimi darzyła Billa. Kiedy skończyła odpakowywać prezenty, płakała już otwarcie. Jej reakcja bardzo go zachwyciła. Zniknął na chwilę i wrócił z paczuszką zawiniętą w turkusowy papier i przewiązaną białą wstążką.

– Och, nie, już dość! – Adriana ukryła twarz w czarnych skórzanych rękawiczkach, które Bill kupił jej u Gucciego. Na każdej widniał czerwony łuk. – Przesadzasz!

– Owszem – uśmiechnął się. – To się już nie powtórzy. Ale do diabła, czemu tego nie otworzysz? – Adriana z obawą wpatrywała się paczuszkę. Instynkt jej podpowiadał, że to nie byle drobiazg. – Dalej, nie bądź takim tchórzem…

Drżącymi palcami odwiązała wstążkę. Wewnątrz znalazła tekturowe pudełko w tym samym kolorze co papier z napisem „Tiffany”, w nim zaś kasetkę z czerwonego zamszu. Bardzo wolno ją otworzyła. Na widok brylantowej obrączki wstrzymała oddech. Długą chwilę wpatrywała się w nią z wielkim podziwem.

– No, głuptasku. – Bill łagodnie odebrał jej pierścionek. – Włóż na palec, sprawdź, czy pasuje.

Ręce nieco jej obrzmiały, musiał więc domyślić się rozmiaru. Kiedy wsunął obrączkę na jej palec, okazało się, że pasuje jak ulał.

– Boże… och, Bill… – Patrzyła na niego z niedowierzaniem, a po jej policzkach wolno spływały łzy. – Jest przepiękny, ale…

Dopiero co powiedziała mu, że jeszcze nie jest gotowa, by za niego wyjść, i oto otrzymała ślubną obrączkę, jaką mało która kobieta dostaje po dwudziestu latach małżeństwa. Adriana wiedziała, że Billa stać na taki wydatek. Był co prawda dyskretny w sprawach finansowych, lecz jego serial po raz kolejny nagrodzono i przynosił coraz większe zyski.

– Pomyślałem, że powinnaś wzbudzać szacunek, kiedy pójdziesz do szpitala. To właśnie jest pierścionek zaręczynowy, ale bardziej mi się podobał niż te z ogromnym kamieniem, a poza tym – patrzył na nią nieśmiało – wygląda jak obrączka. Jak się pobierzemy, dostaniesz prostą złotą obrączkę… Jeśli będziesz chciała.

Pierścionek był piękny. Adrianie z zachwytu kręciło się w głowie, gdy patrzyła na swą lewą dłoń. Czuła, że jeszcze bardziej kocha Billa. Był naprawdę niezwykły. Ona swoją obrączkę przed dwoma miesiącami zdjęła, gdyż zrobiła się za ciasna, poza tym noszenie jej w tej sytuacji uznała za niestosowne.

– Mój Boże, jest cudowny!

– Naprawdę ci się podoba? – upewniał się Bill, rad z efektu, jaki wywarł jego upominek gwiazdkowy.

– Pytanie!… Jasne! I to jeszcze jak! – Wyciągnęła się na łóżku, prezentując pierścionek, który błyszczał na jej palcu.

– Wiesz co? – patrzył na nią spod przymkniętych powiek. – Zabawne, ale nie wyglądasz na zaręczoną. – Pogładził ją po brzuchu i poczuł kopnięcie dziecka. – To musi być dziewczynka – rzekł wesoło.

– Dlaczego tak sądzisz? – Adriana nie potrafiła oderwać wzroku od pierścionka. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Bill go jej podarował.

– Bo cały czas tupie – wyjaśnił poważnie.

– Może chce taki sam pierścionek jak mama? – podsunęła Adriana i nachyliła się, by go pocałować. Była teraz podwójnie zadowolona, że ma dla niego na urodziny złotego cartiera. Zegarek pochłonął lwią część kwoty uzyskanej ze sprzedaży mieszkania, lecz był tego wart. Resztę pieniędzy zostawiła dla dziecka. Bill co prawda zapowiedział, że zapłaci rachunek za szpital, postanowiła jednak do tego nie dopuścić.,

– Na pewno nie chcesz, żebyśmy się już teraz pobrali? – zapytał z nadzieją w głosie. Gdyby się zgodziła, w metryce dziecka figurowałoby jego nazwisko zamiast formułki „ojciec nieznany”, stanowiącej obecnie jedyną możliwość. Chyba że zgodnie z sugestią adwokata Adriana zostawi rubrykę pustą i jeśli wezmą z Billem ślub, jego nazwisko zostanie wpisane później.

Spojrzała na niego ze smutkiem. Było jej przykro, że musi go ranić.

– Myślę, że powinniśmy zaczekać.

Za obopólną zgodą czekać mieli do lutego, choć według Billa na taki okres łaski Steven nie zasługiwał. Adriana wszakże wyraźnie się spodziewała, że gdy tylko dziecko się urodzi, jej były mąż jak na skrzydłach zjawi się w szpitalu. Bill nie wątpił, że po porodzie Adriana zacznie myśleć bardziej realistycznie, tymczasem jednak potrzebna jej była widać wiara w to, że pewnego dnia Steven pożałuje swojej decyzji. Może w ten sposób nie dopuszczała do siebie smutnej prawdy o całkowitej obojętności, z jaką odnosił się do niej i dziecka?

Spędzili spokojne popołudnie. Bill wiele czasu poświęcił na przygotowanie indyka na kolację, Adriana zaś odpoczywała, drzemiąc na kanapie. Ani na moment nie zdjęła z palca pierścionka.

Nazajutrz w pracy, Zelda nie odmówiła sobie komentarzy, trudno bowiem było przeoczyć brylanty błyszczące na dłoni Adriany. Na ich widok Zelda szeroko otworzyła oczy.

– Ho, ho! Wyszłaś za mąż w czasie weekendu?

– Nie – uśmiechnęła się tajemniczo Adriana. – Zaręczyłam się.

To oświadczenie ją samą pobudziło do śmiechu. W tak zaawansowanej ciąży mówić o zaręczynach!…

– Niezły pierścionek – rzekła z podziwem Zelda.

– I niezły mężczyzna – dodała Adriana, po czym poszła naradzić się z montażystami.

Od terminu porodu dzieliły ją tylko dwa tygodnie, w ciągu następnych dni zajęła się więc porządkowaniem i przekazywaniem swoich spraw Zeldzie, co okazało się zadaniem ponad ludzkie siły. W środku tygodnia zadzwonili do niej ludzie z ekipy Billa, którego czterdzieste urodziny, przypadające w Nowy Rok, zamierzali uczcić na przyjęciu-niespodziance i potrzebowali jej pomocy, by sprowadzić go na miejsce o właściwej porze. Adrianie bardzo przypadł do gustu ich pomysł. Przyjęcie z orkiestrą miało się odbyć po południu na planie serialu. Planowano zaprosić na nie dawnych i obecnych członków obsady oraz tylu przyjaciół Billa, ilu się uda ściągnąć. W sylwestrowy wieczór Adriana ledwie mogła utrzymać język za zębami.

Sylwestra spędzili na przyjęciu, które znajomy pisarz wydał w restauracji Chasen’s. Do domu wrócili mocno po północy. Adriana była bardzo śpiąca, podobnie jak Bill, który choć sporo wypił, nie był pijany. Zaraz też rozebrał się i natychmiast położył. Zasypiał, kiedy Adriana kładła się obok niego.

– Szczęśliwego Nowego Roku – szepnęła. – I najlepsze życzenia urodzinowe.

Myślała o przyjęciu przewidzianym na następny dzień i znów ją korciło, by wyjawić mu tajemnicę, ale zanim skończyła mówić, Bill głęboko spał. Przez chwilę patrzyła nań, potem nachyliła się i pocałowała go. Bardzo go kochała za dobroć, wspaniałomyślność, za to, że był taki właśnie, jak był – wspaniały.

Leżała w ciemności, zmęczona, choć mniej śpiąca niż przed godziną, gdy naraz poczuła gwałtowne kopnięcie, po czym wszystkie jej mięśnie od piersi do bioder naprężyły się tak bardzo, że ledwo mogła oddychać, mimo iż w gruncie rzeczy nie czuła bólu. Doszła do wniosku, że to kolejna próba organizmu przygotowującego się do porodu. Zdążyła się już niemal przyzwyczaić do tych skurczów. Miewała je głównie w ciągu pracowitego dnia lub po jakimś wysiłku i właściwie wcale jej nie przeszkadzały. Leżała, starając się zachować spokój, po chwili wszakże jej ciało znów się naprężyło. Kiedy skurcz się powtórzył, postanowiła zastosować jedną ze sztuczek Billa – wstała i napiła się wina, lecz tym razem nie przyniosło jej to spodziewanej ulgi. Chociaż o trzeciej skurcze powtarzały się już regularnie, Adriana wciąż nie potrafiła uwierzyć, że zaczął się poród. Zgasiła światło i usiłowała zasnąć, w końcu, gdy kilka razy przewróciła się z boku na bok, Bill obudził się i zapytał, co się dzieje.

– Nic – odparła. – To te głupie skurcze.

Otworzył jedno oko i spojrzał na nią.

– Myślisz, że się zaczęło?

– Nie.

Nie mogła znaleźć sobie miejsca, sądziła jednak, że przyczyną jest zmęczenie, w żadnym razie poród. Dziecko miało się urodzić dopiero za dwa tygodnie i nic nie wskazywało, by miało przyjść na świat przed terminem. Adriana poprzedniego dnia była na badaniu kontrolnym u lekarki, która nie stwierdziła nic niezwykłego, choć uprzedziła, że dziecko jest już donoszone i może rodzić w każdej chwili.

– Jak długo je masz? – wymamrotał Bill, wracając na swoją połowę łóżka.

– Nie wiem… trzy albo cztery godziny. – Dochodziło wpół do czwartej.

– Weź gorącą kąpiel.

To była następna z jego sztuczek, również zawsze skutkująca. Adriana stosowała ją kilka razy i skurcze ustępowały. Lekarka powiedziała im, że gdy poród się zacznie, nic nie powstrzyma skurczu, ani wino, ani gorąca kąpiel, ani nawet stanie na głowie. Jeśli przychodzi odpowiednia pora i dziecko ma się urodzić, żadna siła mu nie przeszkodzi. Adriana nie miała ochoty wstawać z łóżka i brać kąpieli tylko po to, żeby skurcze ustąpiły.

– Idźże – zachęcał ją Bill. – Spróbuj, może potem uda ci się zasnąć.

Wkrótce jednak Adriana poczłapała do łazienki. Bill z uśmiechem patrzył, jak idąc kołysze się z boku na bok. Słuchając szumu wody, zapadł w drzemkę. Wydało mu się, że minęło wiele godzin, gdy znowu usłyszał ją obok siebie. Zaniepokojony jej jękami stwierdził, że cała zesztywniała. Natychmiast doszedł do siebie. Adriana z napiętą twarzą kurczowo chwyciła go za rękę.

– Dziecinko, dobrze się czujesz? – Zapaliwszy światło z niepokojem zauważył, że czoło ma pokryte potem. Nie musiał pytać; widział, że kąpiel nie zatrzymała skurczów. Uśmiechnął się, zobaczywszy strach w oczach Adriany, choć jej ciało się rozluźniło. Ujął jej dłoń i pocałował w palce.

– Coś mi się wydaje, że nasz mały przyjaciel chce z nami uczcić Nowy Rok, prawda, kochanie? Mam dzwonić po lekarza? – spytał, przekonany, że poród się zaczął.

– Nie… – Mocniej ścisnęła jego dłoń. – Czuję się dobrze… naprawdę… och, nie! – Nagle głośno krzyknęła. – Nie, nie czuję się dobrze… Och, Bill!

Z całej siły ściskała jego rękę, zapomniawszy o wszystkim, czego w szkole rodzenia uczono ją o oddychaniu. Bill przypomniał jej, co ma robić, i dzięki krótkim wdechom jakoś przetrwała te skurcze. Było oczywiste, że nie mają czasu do stracenia. Adriana miała silne bóle i należało ją odwieźć do szpitala. Kiedy Bill pomógł jej usiąść na łóżku, wstrzymała oddech i poszła do szafy. Oczy miała zamglone, była zmęczona i przerażona, całym jej ciałem wstrząsały dreszcze. Po minucie wróciła z wyrazem paniki na twarzy. Bill podprowadził ją do krzesła. Teraz w trakcie skurczów nie była w stanie nawet mówić. Starając się złapać powietrze, pomyślała nagle o męczarniach tamtej kobiety z filmu. Rzeczywistość okazała się gorsza. Ona nie mogła oddychać, a bóle przychodziły jeden po drugim.

– Nie ruszaj się… Siedź spokojnie… Oddychaj… – Bill mówił zarówno do niej, jak i do siebie, biegnąc do szafy po obszerną suknię. Pomógł jej zdjąć koszulę nocną i wsunął sukienkę przez głowę, potem znalazł parę starych mokasynów.

– Nie mogę iść w takim stroju – sprzeciwiła się w przerwie pomiędzy bólami, Bill trafił bowiem na najgorszą suknię.

– Nie przejmuj się, wyglądasz wspaniale.

Wciągnął dżinsy i sweter, na nogi włożył stojące obok łóżka tenisówki. Nie spuszczając Adriany z oka, zadzwonił do jej lekarki, która obiecała, że za pół godziny będzie na nich czekać w szpitalu. Wziął przygotowaną od dawna torbę z rzeczami i pomógł Adrianie ostrożnie wstać, lecz zanim doszli do drzwi, znowu złapał ją silny skurcz. Bill zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem zbyt długo nie zwlekali i czy nie powinien zadzwonić po karetkę. W żadnym razie nie zamierzał dopuścić do tego, by spełniło się marzenie Adriany o porodzie w domu. Gdy tylko skurcz minął, zachęcił ją, by szła dalej. Byli już niemal w progu, kiedy skurcz się powtórzył. Tym razem Adriana zaczęła płakać.

– Wszystko w porządku, najdroższa… – mówił Bill. – Nie ma się czym martwić. Za kilka minut będziemy w szpitalu i od razu poczujesz się lepiej.

– Nieprawda… – płakała, tuląc się do niego, jakby chodziło o jej życie. – Och, Bill… to jest straszne…

– Wiem, dziecinko, wiem, ale niedługo się skończy i będziemy mieć pięknego dzidziusia.

Uśmiechnęła się do niego przez łzy. Usiłowała pomagać sobie regularnymi oddechami, lecz nie było to łatwe. Bill miał rację: do pewnego momentu istotnie przynosiły ulgę, tyle że Adriana gwałtownie dochodziła do punktu, w którym nie była w stanie kontrolować swojego ciała.

Zdawało się, że minęły godziny, zanim dotarli do samochodu. Bill pomógł jej wsiąść, torbę rzucił na tylne siedzenie. Ruszył z miejsca z taką szybkością, do jakiej zdolny był jego samochód. Miał nadzieję, że zwróci na siebie uwagę patrolu, bo ten jeden raz nie miałby nic przeciwko temu, żeby go zatrzymali. Policyjna eskorta bardzo by się przydała, gdyby Adriana zaczęła rodzić w samochodzie. Tak się jednak nie stało i Bill bez przeszkód dojechał do bramy szpitala. Nacisnął klakson, modląc się, by ktoś przyszedł mu z pomocą. Adriana znów miała skurcz i nie potrafiła oddychać. Po sekundzie zjawił się pielęgniarz i razem przenieśli Adrianę na wózek na kółkach. Jęczała cicho, gdy szybko zdążali do budynku. Bill biegł obok niej.