Długą chwilę patrzył na nią w milczeniu.

– Na pewno się tego nauczę – oświadczył wreszcie.

Adriana jednak wiedziała, że to tylko puste słowa, bo już dawno, jeszcze przed ich poznaniem, coś w Stevenie umarło.

– A jeśli znowu ci się wyda, że ci zagrażamy, co wtedy?… Odejdziesz? Sprzedasz mieszkanie?… A może po prostu wystąpisz o rozwód?

– Nie mogę składać obietnic na przyszłość. Mogę tylko powiedzieć, że spróbuję. Uważam, że jesteś mi to winna. Powinnaś wrócić i spróbować.

Jest mu to winna! Powinna wrócić, bo w jego mniemaniu to ona od niego odeszła!… Jakże miło! Jak czule!

– To znaczy co? Prosisz mnie, żebym znowu za ciebie wyszła? – drążyła Adriana, pragnąc raz na zawsze wszystko wyjaśnić. Od dawna marzyła o takiej konfrontacji.

– Nie. Myślę… myślę, że powinniśmy spróbować. Wrócisz na pół roku albo na rok, a ja się przekonam…

– Czy odpowiada ci rola ojca, tak? A jeśli nie?

– Żadna krzywda się nie stanie. Dokumenty już mamy, więc uściśniemy sobie dłonie z życzeniami wszystkiego najlepszego.

Mówił tak, jakby chodziło o transakcję handlową.

– A co z Samem? – zatroszczyła się Adriana o syna, najdroższą jej teraz osobę.

– Zostanie oczywiście z tobą.

– Nie do wiary! – zakpiła Adriana. – I co mu później powiem? Że próbowałeś go polubić i nie zdołałeś?… Nie, Steven, ojcem nie można zostać na okres próbny. Albo się nim jest, albo nie. Tak samo jest z małżeństwem, miłością, prawdziwym życiem… To nie jest jedna z twoich partii tenisa, kiedy spośród kilku partnerów wybierasz najgorszego, żeby zadowolić swoje „ja”.

Steven się wściekł, aczkolwiek w głębi ducha musiał przyznać Adrianie rację.

– W takim razie o co właściwie ci chodzi? – spytał obcesowo. – Przecież tego właśnie ode mnie chciałaś! A może próbujesz ustalić najlepszą ofertę? – dodał złośliwie, jego uwagi bowiem nie uszedł nowy brylantowy pierścionek na jej palcu ani Bill ze swymi pozostawionymi w progu podarunkami.

– Nie muszę. Chciałam tylko, żebyś zobaczył syna, zanim na zawsze z niego zrezygnujesz. Myślałam, że mimo wszystko żałujesz tego, co zrobiłeś, i że pokochasz go, jak przyjdzie na świat. Ale tak się nie stało. Ty tylko chcesz go wypróbować, jak samochód. I mimo że to ty ode mnie odszedłeś, żądasz, żebym ja wróciła, bo wspaniałomyślnie gotów jesteś wybaczyć mi moją „zdradę”, jak to nazywasz. Tylko że nie ja popełniłam zdradę, ale ty. A dziecko jest moje, ty nie masz do niego prawa.

Słowa Adriany nie zrobiły na Stevenie większego wrażenia. Nie wyglądał na zrozpaczonego. Zaczęła się zastanawiać, czy nawet nie poczuł ulgi. Nie zmienił się zatem. Teraz była już o tym przekonana.

– Możesz mu kiedyś powiedzieć, że zaproponowałem ci powrót, a ty odmówiłaś, bo bardziej cię obchodziło, co mu powiesz, jeśli się jednak rozstaniemy.

– Proponowałeś powrót na próbę, Steven. To nic nie znaczy. – Uświadomiła sobie, że podniosła głos, ale nie przejęła się tym ani trochę. Przeciwnie, rada była, że wreszcie może się wykrzyczeć. – Chcę nasze dziecko kochać bez żadnych warunków, na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, niezależnie od nastroju, niezależnie od jego wyglądu, każdą cząsteczką miłości, którą mogę mu ofiarować. – W jej oczach lśniły łzy. Kończąc zrozumiała, że mówi także o Billu, że pragnie na zawsze oddać mu całą siebie.

– Miłością bez żadnych warunków darzą tylko głupcy – odparł cynicznie.

– W takim razie jestem głupia – zakonkludowała. Kiedyś jemu także ofiarowywała taką miłość, ale ją odrzucił.

– Wobec tego życzę szczęścia. – Długą chwilę wpatrywał się w nią bez słowa. Uczucia, które kiedyś do siebie żywili, już dawno wygasły. A może nigdy ich nie było? – Przykro mi, że nam się nie udało, Adriano – powiedział głosem łagodniejszym niż dotąd, lecz tak naprawdę wcale nie żałował, że wyrzekł się swego dziecka. Przez krótką chwilę fascynowało go i intrygowało, ta chwila jednak należała już do przeszłości. Kiedy pielęgniarka zabrała Sama z pokoju, Steven o nim zapomniał.

– Mnie też jest przykro. – Adriana patrzyła nań zastanawiając się, jaki w rzeczywistości był przez cały ten czas, kiedy jej się zdawało, że go zna. – Współczuję ci – dodała cicho.

– Nie musisz.

W końcu uwolniła się od niego na zawsze. Ogarnęła ją wielka radość, że do niego zadzwoniła. Był z nią szczery i teraz z czystym sumieniem mogła układać życie swoje i Sama nie bacząc na niego.

– Nie byłem na to przygotowany, Adriano. Chyba nigdy nie będę.

Taki był, jest i będzie, pomyślała Adriana. Widok ich nowo narodzonego dziecka niczego nie zmienił. Uświadomiła sobie, że nie kocha Stevena. Nie kochała go od dawna, odkąd poznała Billa… A może nawet od dnia, kiedy się dowiedziała, że jest w ciąży, choć wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy?

– Wiem. – Pokiwała wolno głową, potem opadła na poduszki. Było to wyczerpujące przedpołudnie. – Dzięki, że przyszedłeś.

Steven dotknął jej dłoni, po czym odwrócił się i bez słowa opuścił pokój. Adriana wiedziała, że tym razem odszedł na zawsze. Czuła smutek, choć równocześnie miała pewność, że nigdy nie będzie za nim tęsknić. Leżała w łóżku, myśląc o Billu. Martwiła się o niego. Niewątpliwie widok Stevena przy jej łóżku musiał nim mocno wstrząsnąć. Pragnęła tylko, by przyszedł i pozwolił jej wszystko wyjaśnić.

W tym czasie Steven długim sprężystym krokiem podążał korytarzem. Na chwilę przystanął przed salą z dziećmi, by popatrzeć na syna. W łóżeczku ze sztucznego tworzywa zobaczył błękitne zawiniątko podparte poduszką, żeby pielęgniarki mogły lepiej je widzieć, i przyczepioną do siatki błękitną kartkę z napisem: „Thompson, syn, 8 funtów I4 uncji, 5.I5.” Zgodnie z wyrażonym w sądzie życzeniem Stevena dziecko nosiło panieńskie nazwisko matki. Patrząc na nie czekał, czy dozna uczucia, jakiego nigdy przedtem nie doznał, lecz nadaremno. Chłopczyk był śliczny, niewiarygodnie maleńki i bezbronny. Na jego widok chciało się wyciągnąć rękę i dotknąć go. Steven wiedział, że nigdy nie zapomni, jak trzymał go w ramionach, ale zarazem czuł ulgę, że teraz Sam jest tylko dzieckiem Adriany, nie jego. Świadomość, że należy do kogoś innego, sprawiła mu przyjemność. Wcześniej miał ochotę spróbować, jak to jest, gdy się jest ojcem, a może chodziło mu o to, by Adriana do niego wróciła, teraz jednak z ulgą myślał, że nie musi tego robić. Zdawał sobie sprawę, że jego związek z Adrianą dobiegł końca. Chciała zbyt wiele, chciała to, czego nie mógł jej dać. Wymagała od niego za wiele.

– Pański chłopak? – zapytał łysy staruszek z cygarem, uśmiechając się szeroko. Steven popatrzył nań z ciekawością i potrząsnął głową. Nie, to nie jego chłopak.

Wyszedł ze szpitala swym długim sprężystym krokiem, czując, że powrócił mu spokój. Dla Stevena cierpienie i bolesne rozterki już się skończyły.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Adriana cały dzień czekała na Billa, dwukrotnie dzwoniła do niego, lecz nikt nie odpowiadał. O czwartej ogarnęła ją rozpacz. Musi go znaleźć i opowiedzieć, jak zakończyła się wizyta Stevena! Wyobrażała sobie, co Bill teraz myśli, i pragnęła wszystko mu wytłumaczyć, na próżno jednak usiłowała się z nim skontaktować. Martwiła się także o jego przyjęcie urodzinowe. Cała ekipa serialu liczyła, że Adriana przyprowadzi go do studia, gdzie przygotowano niespodziankę, ona tymczasem zawiodła. Wreszcie zaczęła dzwonić do telewizji, doszła bowiem do wniosku, że o tej porze uczestnicy przyjęcia musieli się już zjawić. Dopiero po szóstej w końcu odebrano telefon. Adriana starała się przekrzyczeć hałas rozbrzmiewający w słuchawce. Drugi reżyser dopiero po chwili zrozumiał, z kim rozmawia.

– Adriana? Moje gratulacje!

Bill opowiedział wszystkim o Samie, tym jednak, którzy dobrze go znali, wydał się dziwnie cichy i spokojny. Pomyśleli, że jest zmęczony po nocy spędzonej z rodzącą Adrianą w szpitalu. Jak się okazało, trafił na przyjęcie przez przypadek, po wyjściu ze szpitala pojechał bowiem do domu, a potem, chcąc pozbierać myśli, wybrał się do swego biura, gdzie zjawił się tylko trochę później niż powinien. Jakby jego przeznaczeniem było stawić się na przyjęciu niezależnie od tego, czy Adriana będzie miała w tym udział czy nie.

– Jest tam Bill? – zapytała, licząc, że w końcu go znalazła.

– Właśnie wyszedł. Powiedział, że ma coś do zrobienia. Ale przyjęcie jest bomba. – Drugi reżyser najwyraźniej zdążył już sporo wypić. Bawili się tak świetnie, że wcale nie brakowało im honorowego gościa. Billa wzruszyło ich zachowanie, lecz pragnął być sam. Już przedtem urodziny nieźle mu się udały.

Adriana zadzwoniła więc ponownie do domu, ale odpowiedziała jej automatyczna sekretarka. Nie mogła uwierzyć, że tak po prostu zniknął, że nie da jej szansy, by wszystko wytłumaczyć. Wiedział przecież od dawna, że zamierza skontaktować się ze Stevenem po porodzie, nie spodziewał się jednak, że zobaczy go tak szybko, w dodatku z dzieckiem w ramionach, i natychmiast wysnuł bolesne wnioski. Gdy nie przychodził, Adriana zaczęła się obawiać najgorszego: Bill w ogóle nie przyjdzie. Pewnie tak się rozgniewał, że nie chce jej widzieć, a mogła go szukać tylko telefonicznie. Czuła się w tej sytuacji bezsilna.

Przez większą część popołudnia trzymała synka na rękach, pod wieczór zaś położyła go do stojącego obok łóżeczka. Tacę z kolacją odesłała nietkniętą. Wielkiego błękitnego misia posadziła w fotelu i ze smutkiem patrzyła na róże, które przyniósł Bill, nade wszystko pragnąc zobaczyć go i powiedzieć mu, jak bardzo go kocha.

– Chce pani środek nasenny? – zapytała o ósmej pielęgniarka, lecz Adriana potrząsnęła odmownie głową. Pielęgniarka wpisała na jej karcie uwagę o możliwości wystąpienia depresji połogowej. Personel zauważył, że nie jadła nic w południe ani wieczorem i że nawet karmienie dziecka nie sprawiało jej przyjemności. Była spokojna i milcząca.

Po wyjściu pielęgniarki znowu zadzwoniła do Billa, ale i tym razem odpowiedziała automatyczna sekretarka, zostawiła więc pełną niepokoju wiadomość, żeby natychmiast się z nią skontaktował. Potem wzięła na ręce śpiące dziecko i długo wpatrywała się w maleńki nosek, zamknięte powieki, śliczne usteczka, lekko zaciśnięte drobne paluszki. Jej synek był taki piękny, słodki, maleńki!… Pochłonięta nim bez reszty, nie usłyszała skrzypnięcia drzwi o dziewiątej. Przez jakiś czas Bill stał, próbując wyrzucić z serca całe uczucie do niej i do dziecka. Nagle Adriana odwróciła głowę. Na jego widok wstrzymała oddech i wyciągnęła ku niemu rękę, po czym zaczęła gramolić się z łóżka, co wcale nie było łatwe.

– Nie wstawaj – rzekł łagodnie. – Przyszedłem się pożegnać.

Mówił chłodno i spokojnie. Zbliżył się do niej, zachowywał wszakże dystans. Był wytwornie ubrany i Adriana instynktownie odgadła, że powodem nie jest przyjęcie, które było dla niego niespodzianką i na którym zjawił się w dżinsach i bluzie, lecz jakaś inna specjalna okazja. Miał na sobie angielski tweedowy garnitur, kremową koszulę, krawat i eleganckie brązowe buty, na ręce zaś przewieszony złożony płaszcz. Nagle zrozumiała, że Bill wyjeżdża.

– Dokąd się wybierasz? – spytała z niepokojem, wyczuwając, że jego stosunek do niej w ciągu tych kilku godzin całkowicie się zmienił. Jeszcze rano łączyło ich wszystko, jakby mieli jedną duszę i serce, a teraz Bill odsunął się od niej i zamierzał wyjechać. Wiedziała, dlaczego tak postępuje. Zadawała sobie tylko pytanie, czy uda jej się uleczyć ranę, którą mu zadała.

– Postanowiłem wyskoczyć na kilka dni do Nowego Jorku, żeby zobaczyć się z chłopcami. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz muszę iść, żeby zdążyć na samolot.

Adriana czuła, jak serce jej się ściska. Nie mogła spokojnie patrzeć, jak niepewnym wzrokiem błądzi po pokoju, unikając spoglądania na dziecko.

– Chłopcy wiedzą, że przyjeżdżasz?

– Nie – odparł ze smutkiem. – Chcę im zrobić niespodziankę.

– Jak długo cię nie będzie? – Nie wiedziała, co mu powiedzieć, oprócz tego, że jest jej przykro, że zachowała się niemądrze, że nie powinno było ją obchodzić, co myśli Steven, który okazał się głupcem, że kocha Billa ponad życie, że pragnie, aby Sam rósł jako ich dziecko… jeśli tylko Bill zostanie… jeśli zdoła jej wybaczyć.

– Nie wiem – odparł, trzymając płaszcz w rękach i patrząc tęsknie na Adrianę. – Tydzień, dwa… Myślałem, że może zabiorę ich na krótkie wakacje, jeśli tylko Leslie pozwoli…

Zawsze od łaski innych zależało, czy mógł być z tymi, których kochał: od łaski Leslie, Adriany, Stevena… Jednakże teraz nie mógł sobie pozwolić na takie myśli. Miło będzie znowu zobaczyć chłopców i przynajmniej na trochę opuścić Kalifornię. Miał już wszystkiego dość. Potrzebował odrobiny wytchnienia. Sprawi sobie prezent urodzinowy i wyjedzie, innym pozostawiając rozwiązywanie swoich problemów. Na czas jego nieobecności ekipa ma przygotowane scenariusze wielu odcinków, a jeśli nie będą im odpowiadać, mogą wymyślić nowe.