– Nie powinnaś jeszcze o to pytać, Arabello – odparła krótko. – Nim udasz się do alkowy męża, wszystko ci wyjaśnię. Niepokoi mnie jednak, że chcesz już teraz wszystko wiedzieć, bo świadczy to o braku skromności z twojej strony.

Arabella, niestropiona ostrym pouczeniem matki, zapytała:

– Czy to jest tak samo jak z psami na podwórzu? Samiec wsiada na sukę? Och, mamo, co za różnica, czy powiesz mi teraz, czy później. Zastanowię się nad tym, co mi powiesz, a potem mogę mieć jakieś inne pytania. Wiesz, jak nie lubię nie wiedzieć, co się dzieje. Nie chcę, by Jasper źle o mnie myślał, żeby traktował mnie jak wiejską dziewuchę.

– Panna młoda powinna być niedoświadczona w sprawach między kobietą i mężczyzną, Arabello! Oburza mnie twoje podejście – rzuciła poirytowana, a potem wstała ze swego miejsca przy kominku i oddaliła się.

Arabella patrzyła, jak matka odchodzi szybkim krokiem i zastanawiała się, co tak bardzo rozzłościło matkę. Potem wzruszyła ramionami, bo doszła do wniosku, że pewnie denerwuje się zaślubinami. Arabella też się denerwowała, ale jej matka przynajmniej wiedziała, co będzie potem. Wiedziała, jak prowadzić dom, bo Rowena dopilnowała, by jej córka nauczyła się wszystkiego, co sama wiedziała, ale przecież to nie wystarczy. Wypytywała w tej kwestii brata Anzelma, ale ten poczęstował ją tylko patetycznymi wywodami o obowiązkach kobiety wobec męża. A co z miłością? Kiedy to miało nastąpić? Matka z czasem pokochała jej ojca, ale czy ona pokocha Jaspera? Co to właściwie jest ta miłość?

Kilka następnych dni zajęły przygotowania do wesela. Rowena większość czasu spędzała na doglądaniu prac w kuchni, choć gości miało być niewielu z powodu przyśpieszenia daty ceremonii. Mimo to, należało przygotować godną ucztę. Suknię uszyto szybko, a Arabella poświęcała cały swój czas na przygotowanie sali przyjęć do uroczystego obiadu oraz dopilnowaniu, by odpowiednio udekorowano niewielki kościółek położony u podnóża góry. Tu miała odbyć się ceremonia.

Rowena z ulgą przyjęła na siebie wszystkie obowiązki, ponieważ chciała ze wszelką cenę uniknąć rozmów z córką na temat intymnych spraw między kobietą a mężczyzną. Kiedy pomyślała, że pewnej nocy jej córka i Jasper znajdą się razem w łożu, wpadała w rozpacz. To niesprawiedliwe! Niesprawiedliwe! Była przecież wciąż młoda i piękna. Dlaczego to nie ona miała stanąć na ślubnym kobiercu?

Postanowiła porozmawiać z Jasperem.

Jasper Keane podziwiał urodę swojej przyszłej żony w noc przed ślubem. W ciągu ostatniego miesiąca zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo niewinna jest Arabella, i choć był tym bardzo zaskoczony, to nie niezadowolony. Spodziewał się, oczywiście, że jako szlachetnie urodzona będzie wychodziła za mąż jako dziewica, ale ponieważ była odważna i pewna siebie, sądził, że nie okaże się zupełnie niewinna. Zdarzało mu się, że był z dziewicą, ale te dziewczęta zwykle całowały się już i pieściły z chłopcami. Cieszył go fakt, że teraz jego dziewica będzie zupełnie nietknięta. Kazał Rowenie nie mówić córce o sprawach alkowy, by mógł sam nauczyć Arabellę wszystkiego, co powinna wiedzieć. Dzięki temu jego młoda żona zaspokoi jego żądze tak, jak nie zrobiła tego nigdy żadna kobieta.

Spojrzał teraz na dziewczynę, ujął jej dłoń i uśmiechnął się.

– Mam dla ciebie niewielki podarek – rzekł, sięgając do sakiewki. Wyjął cieniutki złoty łańcuszek, na którym wisiał blado-fioletowy kryształ oprawiony w złoto.

Dziewczyna wzięła podarek i spojrzała na niego z wdzięcznością. Założyła naszyjnik i powiedziała:

– Jest piękny. Dziękuję.

– Załóż go jutro, maleńka. Ucieszy mnie widok tego cudeńka między twoimi piersiami. – Pochylił się, by dobrze słyszała jego słowa. – Nie mogę się już doczekać, by popróbować tych słodkości. – Pocałował ją w ramię i dodał: – Jutro będziesz naprawdę moja.

Arabella pokraśniała, usłyszawszy te słowa.

– Ależ panie, nie powinieneś tak do mnie mówić.

– Dlaczego, maleńka? Jutro zostaniesz moją żoną, a mąż może mówić do żony, co zechce – rzekł. – Kiedy już będziemy sobie poślubieni, będę mówił nie tylko o miłości. Nie tęskno ci do chwili, kiedy wezmę cię w ramiona, Arabello? Nie wiesz nawet, jak ciężko mi było powstrzymać się od dotykania i całowania twego ciała, które z każdym dniem coraz piękniej rozkwitało. Jakże mogłem nie tęsknić za tym, by kochać cię jak kobietę?

– Nic nie wiem o takiej miłości, panie – odparła – bo, jak mi powiedziała matka, dziewczyna nie powinna przed zamążpójściem wiedzieć nic o takich sprawach. Ja jednak czuję się z tym dość niemądrze.

Arabella czuła, jak tłucze jej się serce w piersi. Jasper ostatnio bardzo pilnie się do niej zalecał. Czyżby był zakochany?

– Twoja matka to mądra kobieta, maleńka – mruknął cicho, a jego ciepły oddech pieścił jej ucho. – Mąż powinien być dla żony jedynym źródłem wiedzy. To on powinien nauczyć ją tego, co sprawia mu rozkosz.

Mimo zamieszania związanego ze ślubem Arabella spała tej nocy dość dobrze. Jak na północną część Anglii w czerwcu, ranek okazał się bardzo ciepły. Mgła otaczająca sąsiednie wzgórza otoczyła również warownię, a słońce z trudem przedzierało się przez mleczną kurtynę. Ceremonia zaślubin miała odbyć się wcześnie po to, by można było cały dzień świętować to wydarzenie. Mieszkańcy Greyfaire otrzymali z tej okazji dzień wolny od pracy.

Rowena rozkazała przygotować kąpiel dla córki. Wyglądała na zmęczoną. Na jej lewym ramieniu widać było siniec, przypominający ugryzienie, ale oczywiście, to nie mogło być to. W zwykle doskonale pasującej do jej karnacji pomarańczowej sukni nie wyglądała dziś dobrze. Pod oczami miała fioletowe kręgi. Zwykle piękna lady Grey dziś nie wyglądała najlepiej.

Opuściła jego łoże i poszła obudzić córkę. Po nocy niezwykle dzikiej, agresywnej namiętności, po której powinna znienawidzić tego człowieka, Rowena nie mogła się nawet na niego gniewać. Kochała go, choć był podły. Wiedziała, że on jej nie kochał, ale miała nadzieję, że pokocha przynajmniej Arabellę, a wtedy jej poświęcenie nie pójdzie na marne. Może jeśli pokocha jej córkę, przynajmniej dla niej nie będzie podły i okrutny.

– Jak pięknie dziś wyglądasz – powiedziała cicho do córki, kiedy dziewczyna ubierała się w ślubny strój. – Jesteś taka podobna do ojca. Szkoda, że nie ma go tu dziś, by mógł nacieszyć oczy tym widokiem.

– Naprawdę jestem piękna, mamo? Sadzisz, że spodobam się sir Jasperowi? W końcu bywał na dworze królewskim i widział wiele pięknych kobiet.

– Żadna z nich nie jest tak piękna jak ty, moja droga – odparła szczerze Rowena, czując w sercu wielki smutek, choć nie wiedziała dlaczego.

– Wydaje mi się, że go kocham, mamo. Chciałabym dla niego być najpiękniejszą kobietą na świecie – rzuciła z entuzjazmem dziewczynka.

– Arabello, nic nie wiesz o miłości. Pochlebia ci to, że Jasper się do ciebie zaleca i podoba ci się jako mężczyzna, ale to nie jest jeszcze miłość. W głębi serca sama to wiesz. Chodź do lustra, zobaczysz, jak wyglądasz.

– Ależ mamo! Ja go kocham. Naprawdę! – upierała się Arabella, jakby chciała przekonać samą siebie.

– Może – odparła Rowena. – A może tylko ci się tak zdaje. To i tak nie ma znaczenia. On zostanie twoim mężem, czy go kochasz, czy nie. Jeśli wiara w uczucie ci to ułatwi, to sobie wierz, ale ostrzegam cię: nigdy nie oddawaj się całkowicie mężczyźnie, bo kiedy odkryjesz, że jest tylko człowiekiem, jak my wszyscy, będziesz bardzo zawiedziona. Musisz być silna. Jeśli masz przetrwać, musisz znaleźć w sobie siłę. Pamiętaj o tym i pamiętaj, że cię kocham!

Ucałowała córkę w policzek i pozostawiła ją własnym myślom.

Arabella była zdziwiona. W życiu nie słyszała, by matka przemawiała tak poważnie. Zwykle przypominała jej śliczne, rozbawione kociątko albo zwiewnego motyla. Była piękna, miła, słodka, a czasem nawet zabawna, ale nigdy nie była poważna. Przestraszyła się, pomyślawszy, że tak naprawdę wcale nie zna swojej matki. Pomyślała, że to może wydarzenia dzisiejszego dnia tak wpłynęły na matkę. Przypuszczalnie miała to być ostatnia rada, jakiej udzieliła jej przed ślubem. To dziwne, ale Arabella nigdy nie podejrzewała matki o życiową mądrość.

Spojrzała w lustro. To lustro było jedną z najcenniejszych rzeczy w zamku. Przywiózł je tu przodek jej ojca z wyprawy do Ziemi Świętej. Patrzyła na suknię ślubną, najpiękniejszą suknię, jaką kiedykolwiek na sobie miała. Spódnicę i stanik uszyto ze srebrnego brokatu i ozdobiono złotymi cekinami oraz maleńkimi perłami. Była dopasowana, z długą wąską talią i wąskimi rękawami. Dekolt w kształcie litery V okalał szal z cienkiego jedwabiu.

Nie miała na palcach pierścieni, bo jako pierwszą miała dostać ślubną obrączkę, ale na szyi zawiesiła śliczny naszyjnik, który podarował jej Jasper. Wyglądała jak dorosła kobieta, a mimo to wciąż czuła się dzieckiem. Nagle się przestraszyła. Co ja właściwie robię? Idę do ołtarza z człowiekiem, którego wcale nie znam i nie wiem nawet, czy go lubię…

– Chodź no, kochaniutka – powiedziała niania, przerywając jej zamyślenie. – Pora do kościoła. Piękny mężczyzna czeka tam na ciebie.

Arabella przełknęła ślinę. Już dobrze. Wszystko jest w najlepszym porządku. Miała wyjść za sir Jaspera Keane, człowieka, którego można pokochać. Będzie z nim szczęśliwa. Urodzi mu wiele dzieci. Och, tak. Chciała mieć dzieci. Jasper był człowiekiem, jakiego zawsze pragnęła mieć za męża. Będą razem szczęśliwi.

Warownia wydawała się zupełnie wyludniona. Na podwórzu nikogo nie było. Czekał ją krótki spacer z zamku do położonego u stóp wzgórza kościółka. Z ulgą stwierdziła, że Jasper czeka, by towarzyszyć jej w drodze. Uniósł brwi z podziwu, kiedy zobaczył ją w ślubnym stroju, a wtedy dziewczyna głośno odetchnęła z ulgą. Służba stała wzdłuż drogi, życząc nowożeńcom szczęścia. Nie wszystkich zaproszono do kościoła, bo mały budynek nie był w stanie pomieścić mieszkańców warowni, ale wszyscy chcieli choć przez chwilę zobaczyć pannę młodą w pięknej sukni i pana młodego w czerwonym stroju. Po chwili wrócili do swoich obowiązków, aby później dołączyć do uczty weselnej, bo lady Rowena obiecała, że ciasta i piwa wystarczy dla wszystkich.

Dzień był dość dziwny, bo mgła nie wstała jeszcze, gdy dotarli do kościoła. Wewnątrz kamiennego budynku powietrze było wilgotne, a płonące świece oświetlały żółtym blaskiem ołtarz, osłonięty haftowanym obrusem, a na nim stał wysadzany drogimi kamieniami krzyż i para złotych świeczników. Przed ołtarzem czekał ksiądz Anzelm w odświętnym, złotobiałym stroju. Arabella poczuła zapach białych róż, którymi udekorowano kościółek. W dębowych ławkach zasiadali krewni rodu Grey, w większości starzy ludzie, kilku przyjaciół Jaspera i najbardziej uprzywilejowane osoby ze służby zamkowej. Arabella i jej narzeczony uklękli przed ołtarzem na wyściełanym klęczniku.

Przez chwilę wszyscy zachowali ciszę, a ojciec Anzelm uniósł dłoń, by pobłogosławić przybyłych:

– In nominem Patris, et Filii, et Spiritus Sancti, Amen.

– Amen – odpowiedzieli zebrani w kościele goście, ale ponad ich głosami dał się słyszeć tętent końskich kopyt.

Ojciec Anzelm umieścił dłonie na głowach klęczącej przed nim pary i zamarł, bo jak wszyscy usłyszał kroki mężczyzn w ciężkich butach, stąpających po kamiennych schodach prowadzących do kościoła. Zaniepokojeni tym najściem mężczyźni wstali, a wtedy otworzyły się drzwi. Do środka weszli odziani w kilty zbrojni. Zablokowali wszystkie drogi ucieczki, czyniąc gości weselnych więźniami, z których żaden nie był uzbrojony, bo przyjście na ślub z bronią u pasa uznane mogło zostać za niegrzeczność.

– Synowie, synowie! – przemówił ojciec Anzelm. – Dlaczego przyszliście do Domu Bożego uzbrojeni, zwłaszcza w tak szczególnym dniu?

Ksiądz był niewielkiej postury, ale potrafił groźnie krzyknąć. Całe życie spędził na przygranicznych terenach i wiedział, co oznaczają warkocze i kilty; rozpoznał barwy klanu Stewartów. Ci ludzie pochodzili z królewskiego rodu. Nie napadaliby ot tak na niewielką warownię Greyfaire, chyba że rozpoczęła się inwazja.

Przed grupę przybyłych wyszedł najwyższy z mężczyzn, noszący herb rodowy.

– Jestem Tavis Stewart, hrabia Dunmor – rzekł donośnym głosem, wypełniającym cały kościół. – Ojcze, przybyłem tu tylko w jednym celu – wskazał długim palcem Jaspera Keane’a. – Ten tchórzliwy pies, który stoi tu dziś w ślubnym stroju, należy do mnie! Dziękuję Bogu, że udało mi się przynajmniej uratować tę niewinną pannę przed strasznym losem żony tego człowieka. Oddajcie mi Jaspera Keane’a, a ja zostawię Greyfaire w spokoju.

Wszyscy w kościele wiedzieli, że Tavis Stewart mógł zabić gości weselnych, spalić i zburzyć Greyfaire, gdyby tak mu się spodobało, ale chciał tylko sir Jaspera. Ciekawi byli, co też takiego sir Jasper uczynił hrabiemu Dunmor.

– Mój synu – rzekł ojciec Anzelm. – Pragniesz krwi. Widzę to w twoich oczach. Nie mogę więc wydać tego człowieka. Gdybym to uczynił, byłbym równie winien jego śmierci jak ty. Nie mogę pozwolić na taki grzech. Cokolwiek ci uczynił, może jesteście w stanie rozwiązać wasz konflikt pokojowo?