Sekutnica

The Spitfire

Przełożyła Iwona Chamska

PROLOG

Szkocja, wiosna 1483


– Na Chrystusa Pana! – zawołał Tavis Stewart, ciemnowłosy hrabia Dunmor. – Na Chrystusa pana, co zginął na krzyżu za nasze grzechy, i na łzy Jego matki, Marii, przelane na wzgórzu Kalwarii, zostanę pomszczony!

Mężczyzna stał pośrodku dymiących zgliszcz dworu Culcairn, a w nozdrzach czuł zapach śmierci. Zaczął padać drobny deszczyk, gasząc ogień i potęgując tylko nieprzyjemną woń.

– To ona jest temu winna. Przez nią nas to spotkało! – rzekł Robert Hamilton, młody ziemianin z Culcairn.

Chłopak bliski był łez. W ciągu ostatnich trzech lat stracił matkę w połogu, a ojca w niekończącej się nigdy wojnie na pograniczu. Miał jedynie swój dom, a teraz i tego już nie było. Jak miał zapewnić dach nad głową i opiekę młodszym siostrom i bratu? Jak miał sobie znaleźć żonę, skoro nie miał nawet domu, do którego mógłby ją przywieźć? Wszystko przepadło. I dlaczego? Z powodu latawicy, starszej siostry! Piękna Eufemia, z ognistorudymi włosami i jasnoniebieskimi oczami, z głośnym śmiechem i kpiącym wyrazem twarzy, ta dziwka Eufemia wszystkiemu była winna. Pora, by Tavis Stewart poznał prawdę. Kiedy hrabia dowie się o wszystkim, Robert nie będzie już musiał mścić się na swojej siostrze, która od dawna nic ma czci ni honoru.

– Robbie, proszę! – powiedziała jedenastoletnia Margaret Hamilton, kładąc dłoń na ramieniu brata. Widziała, jak niebezpieczne są teraz jego myśli, jak rośnie w nim złość. Ostatnich kilka godzin sprawiło, że dziewczynka bardzo wydoroślała. – Eufemia nie żyje. Tak straszliwa, okrutna śmierć jest wystarczającą dla niej karą. – Dziewczynka zaczęła trząść się cała na wspomnienie, a zęby dzwoniły jej głośno. – Dddddo… końca żżżżycia będę słyszała jej krzyki.

Chłopak poklepał siostrę po ramieniu, ale przemówił głosem srogim, pełnym goryczy:

– To jej wina, Meg, nie ma sensu temu zaprzeczać. Ściągnęła na nas angielską plagę. Jej ślepa zazdrość drogo nas kosztowała. Nie pomyślała o nas wcale, ani o mnie, ani o tobie, ani o Mary czy Georgie. Mogliśmy wszyscy przez nią zginąć! Niech jej dusza będzie przeklęta na wieki!

Hrabia Dunmor spojrzał na niego spod ciemnych, gęstych brwi. Ciemnozielone oczy pojaśniały mu z gniewu. Był dwadzieścia siedem lat starszy od tego piętnastoletniego młokosa, i choć Robert Hamilton miał przynajmniej sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, hrabia przewyższał go co najmniej o dziesięć.

– Szybko rzucasz oskarżenia, mój chłopcze – powiedział – ale nie chcesz mi rzec całej prawdy. – Jego głos brzmiał groźnie. – Albo mi wszystko powiesz, albo, Bóg mi świadkiem, zabiję cię na miejscu.

Sięgnął do swego sztyletu, by podkreślić, że się nie zawaha.

– Nieeeeeee! – krzyknęła Margaret Hamilton, odciągając na bok brata.

Pobladła dziewczynka stanęła między nimi z rękoma wyciągniętymi przed siebie, jakby chciała ich powstrzymać przed walką, bo jej brat też sięgnął po swój sztylet.

– Nie dość jeszcze przelano dziś krwi? – szlochała dziewczynka. – Czy mężczyźni tylko do tego się nadają? Potraficie jeno napadać, mordować i kraść?

Otarła gorące łzy z policzków, rozsmarowując sadzę po szczupłej twarzy.

Stojący dookoła, odziani w kilty mężczyźni spojrzeli na siebie zawstydzeni, wspominając inne zajazdy, dymiące zgliszcza i inne szlochające kobiety. Wszyscy, stojący w zasięgu jej głosu, byli poruszeni słodką postacią dziewczynki i jej dobitnymi słowami. Była taka krucha, zbyt młoda, by tak strasznie cierpieć, ale właśnie taki był los wszystkich kobiet. Jednak hrabia Dunmor pozostał nieprzejednany. Nie okazał skruchy.

– Chodź, panienko, chodź no ze mną – powiedziała stara służąca, ciągnąc małą delikatnie za ramię.

Meg spojrzała na brata, a potem na hrabiego. Pełen rozpaczy wzrok przeniosła na sześcioletnią siostrę, Mary, i ich trzyletniego braciszka, George’a. Dzieci tuliły się ze strachu do nóg służącej. Instynkt macierzyński zwyciężył w Meg i postanowiła, iż brat i hrabia sami muszą rozwiązać swoje męskie sprawy. Dzieci bardziej jej potrzebowały. Pobiegła więc do nich.

– Prawdę, Rob! Powiedz mi całą prawdę! – warknął jeszcze raz hrabia.

– Eufemia była dziwką, milordzie. W głębi duszy była dziwką, choć skrzętnie to skrywała, a przynajmniej starała się. Wszyscy jednak o tym wiedzieli, jednakowoż nikt nie śmiał rzec ani słowa.

– Nie wiedziałem – mruknął ponuro Tavis Stewart.

– Wcaleś o nią nie dbał – rzekł cicho Robert Hamilton. – Chciałeś mieć żonę, a Eufemia miała w posagu ziemię i była piękna. Nic cię więcej nie obchodziło, milordzie, Eufemia pragnęła władzy, chciała dobrze wyjść za mąż i pewnie byłaby ci wierną żoną, gdybyś ją regularnie zaspokajał, a musisz wiedzieć, że wielce była namiętna. Sypiała z tymi, co ze strachu przed zwolnieniem ze służby nie mogli jej odmówić usług – westchnął ze smutkiem chłopak.

– Zeszłego lata jednak siostra moja zakochała się, niech jej Bóg wybaczy. Był Anglikiem. Zwał się sir Jasper Keane. Pasowali do siebie, bo Anglik był równie namiętny i gwałtowny jak Eufemia. Spotkali się kiedyś, jadąc konno po granicy. Moja siostra nie powinna była jeździć sama, ale wcale się nie bała. Nawet ojciec nie mógł jej nic nakazać. Zakochała się w Angliku do szaleństwa.

Kiedy dowiedziała się, że on widuje się z dziewką, która mieszka przy granicy, pojechała za nim przez wrzosowiska i wypatrzyła chatkę swej rywalki. Spaliła ją, milordzie. Jak wieść niesie, sir Jasper uznał jej zachowanie za zabawne, ale i tak zbił moją siostrę na kwaśne jabłko. Pokazała mi swoje siniaki, jakby dostała je za zasługi. Chełpiła się nimi. Eufemia uważała bowiem, że jeśli mężczyzna ją bije, to znaczy, że kocha.

– Sądziła, że kiedyś zostanie żoną tego przeklętego bękarta – powiedział Robert Hamilton, potrząsając głową. – Naprawdę go kochała i nie chciała mu wierzyć, kiedy jej powiedział, że na żonę znajdzie sobie kobietę o łagodnym charakterze, a nie rudowłosą Szkotkę bez posagu. Eufemia śmiała się tylko z tego. Nie wierzyła, by Anglik mógł poślubić inną. Sądziła, że chce ją tylko sprowokować do zazdrości. Z początku niewiele się przejmowała tym, co powiedział, ale w końcu chyba zrozumiała, że mówił prawdę. Zaczęła być zazdrosna o inne kobiety, a podobno było ich wiele, bo Anglik był jurny jak młody byczek, a kobiety leciały do niego jak muchy do miodu. Potem zjawiłeś się u nas ty, panie – ciągnął chłopak – i poprosiłeś o rękę Eufemii. Bóg jeden wie, że mogłeś sobie znaleźć godniejszą żonę, ale rozumiałem twoje powody. Chciałeś mieć żonę i potomka, nie bawiąc się w długie poszukiwania i zaloty. Powinienem był odmówić, milordzie. Znalem przecież dobrze moją siostrę, a o swojej namiętności do Anglika wiele razy mi wspominała. Zawsze trzymała się od reszty rodzeństwa z daleka, a mimo to zwierzała mi się często.

Chłopak zgarbił się, jakby dopiero poczuł ciężar swoich cierpień. Milczał przez chwilę i słychać było jedynie świst wiatru i szlochanie tych, co uratowali się z rzezi i pożaru dworu Culcairn.

Hrabia zaczął nieco współczuć młodzieńcowi, ale wciąż chciał znać zakończenie tej smutnej historii, której sam był uczestnikiem.

– Powiedz, co dalej – nalegał spokojnie. – Powiedz, co się stało, Rob.

Chłopak westchnął głęboko.

– Eufemia nie chciała wcale, żebym ci odmówił, panie. Przysięgała, że jeśli dobijemy targu, będzie dla ciebie dobrą żoną, ale prawda była taka, że chciała tylko powiedzieć swojemu Anglikowi, jaki ją spotkał zaszczyt. Chciała, by poczuł zazdrość o hrabiego, bo sam był prostym rycerzem. Cieszyła się, że będzie mu mogła odpłacić za jego okrucieństwo. Naśmiewała się z niego, że nie musi być żoną takiego biedaka, bo będzie hrabiną, żoną przyrodniego brata króla i jej niewielki posag w niczym tu nie przeszkadza. Teraz, kiedy o tym pomyślę, zdaje mi się, że siostra zwierzała mi się tak często, bo się bała. Prowadziła niebezpieczną grę, z dwoma niebezpiecznymi mężczyznami. Sir Jasper obiecał mojej siostrze, że zabierze ją do Anglii i kupi jej dom. Eufemia odparła na to, że nie chce już być jego kochanką i nie pozwoli się więcej zhańbić. Miał się z nią ożenić albo już nigdy jej nie zobaczyć. Siostra była uparta, ale nie było jej łatwo. Ostatnio często płakała.

Robert Hamilton zamyślił się. W wyobraźni znów usłyszał tętent koni za oknem, podzwaniające ostrogi, głuche okrzyki mężczyzn, zwiastujące nadchodzące kłopoty.

Tamtego dnia podszedł do okna w bibliotece i zobaczył grupę mężczyzn z zapalonymi pochodniami. Płomienie tańczyły na wietrze, a na twarzach żołnierzy pojawiały się na zmianę światło i cień. Żołnierze nosili warkocze. Anglicy!

– Dobry Boże! – szepnął sam do siebie, obawiając się najgorszego. Dwór Culcairn był pierwotnie chatą myśliwską i choć rozbudowano go przez lata do obecnych, rozmiarów, nigdy nie próbowano nawet go fortyfikować, mimo niebezpiecznego, przygranicznego rejonu, w którym był położony.

Robert Hamilton usłyszał głuche walenie do drzwi. Zbiegł z biblioteki na parter i rozkazał pośpiesznie służbie, by uciekali, zabierając ze sobą najmłodszych Hamiltonów. Jakby za sprawą magicznej sztuczki hol domu wyludnił się w jednej chwili. Robert otworzył wielkie dębowe drzwi i stanął przed bardzo przystojnym mężczyzną, który szybko wszedł do sieni.

– Jestem sir Jasper Keane. Chcę się widzieć z panną Eufemią Hamilton rzekł.

– Jestem jej bratem, panie, panem tego domu – odparł Robert Hamilton. – Godzina jest zbyt późna na odwiedziny.

– Późno czy nie, jestem tu i nie sądzę, byś zdołał mnie odesłać, panie – odparł arogancko. – Chyba nie odmówisz mi rozmowy z panną Eufemią po tak długiej i wyczerpującej podróży, zwłaszcza że musiałem jechać pod osłoną nocy.

Robert Hamilton roześmiał się gorzko.

– Zdaje się, że nie jestem w stanie ci odmówić, panie. Mimo to twierdzę, że nie podobają mi się twoje nocne odwiedziny w moim domu.

Anglik poczerwieniał, ale nim zdążył coś powiedzieć, u szczytu schodów pojawiła się Eufemia.

– Jak śmiesz tu przyjeżdżać! – syknęła na sir Jaspera Keane’a. – Wynoś się stąd, panie! – Odwróciła się i zniknęła za drzwiami na piętrze.

Sir Jasper pobiegł za nią po schodach, ale głos pana domu zatrzymał go w połowie drogi.

– Panie! Nie zgadzam się, by ta haniebna sprawa między tobą a mą siostrą toczyła się w taki sposób. Proszę iść ze mną do biblioteki, a ja nakażę mojej siostrze dołączyć do nas wkrótce. Proszę pamiętać, że jesteś pan pod moim dachem.

Anglik skinął głową.

– Musisz, panie, wpuścić moich ludzi.

– Nie ma tu dla pana żadnego niebezpieczeństwa, sir Jasperze – odparł sztywno chłopak. – Otworzę drzwi dla okazania dobrych intencji, ale twoi ludzie mają pozostać na zewnątrz.

– Dobrze więc – zgodził się sir Jasper.

Robert Hamilton otworzył drzwi i zwrócił się do zebranych żołnierzy:

– Wasz pan nakazał wam oczekiwać go tutaj. Poprowadził nieproszonego gościa na piętro do biblioteki.

– Oto wino, milordzie. Proszę, byś się poczęstował, kiedy ja pójdę po moją siostrę.

Pośpiesznie wyszedł z pokoju i ruszył schodami na drugie piętro, gdzie były wszystkie sypialnie.

Na korytarzu spotkał Unę, nianię młodszego rodzeństwa.

– Cóż za podły człowiek przychodzi w zaloty z armią ludzi – powiedziała surowym tonem.

– Tak – przyznał jej pan, a potem nakazał: – Ukryj dzieci w bezpiecznym miejscu. Jeśli jeszcze ktoś ze służby nie uciekł z domu, każ im szybko to uczynić, póki czas. Nie wiadomo, czy ujdziemy z życiem, kobieto. Obawiam się, że za późno już szukać pomocy u hrabiego.

Poszedł dalej, do pokoju najstarszej siostry, wchodząc do jej komnaty bez pytania. Eufemia siedziała tam zaczerwieniona, podekscytowana, jak dziewka po raz pierwszy zakochana. Robert zastanawiał się, jak to możliwe, by istota tak nieokiełznana i samolubna mogła być tak piękna. Szafirowo-niebieskie oczy stały się teraz prawie czarne z emocji. Miała na sobie najlepszą suknię z zielonego jedwabiu ze stanikiem obszywanym perłami.

– Przyjechał po mnie, Rob – powiedziała podekscytowanym tonem. – Wiedziałam, że przyjedzie!

– Nie bądź niemądra, Eufemio – odparł ostrym tonem chłopak. – Gdyby Anglik przyjechał cię poślubić, zrobiłby to jak trzeba. On wie, że pójdziesz z nim i bez przysięgi.

Eufemia Hamilton zmarszczyła brwi.

– Masz rację – powiedziała z wolna, jakby nie chciała przyznać mu racji. Oczy zalśniły jej złością. -Niech go szlag, Rob! – Była bliska łez. – Niech diabli wezmą jego czarną duszę do piekła! Odeślij go.

– Łatwo ci mówić – odparł Robert cicho. – Tylko ty możesz go teraz odesłać do diabła.

– Nie wyjdę do niego – rzuciła opryskliwie. Chłopak schwycił ramię siostry w silnym uścisku i powiedział głosem więcej niż groźnym, nieznanym

Eufemii, który sprawił, że wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia: