Z okna swojej komnaty lady Margery Fleming obserwowała swego najstarszego syna i jego żonę. Uśmiechnęła się zadowolona, a jej mąż podszedł do niej i objął ją ramieniem w talii. Spojrzała na niego i powiedziała z przekonaniem:

– Nim minie rok, tych dwoje da mi wnuka, Ian Fleming zaśmiał się.

– Długo trzeba było czekać na Tavisa – zauważył.

– Tak, jest dumny – rzekła z uczuciem w głosie. – Wiedziała, że w końcu przyjedzie. Arabella już ochłonęła po porwaniu i jest trochę bardziej zgodliwa. Lubię tę dziewczynę. Matka dobrze ją wychowała, mimo iż sama prowadziła dość rozwiązłe życie. Ale widocznie córka o tym nie wiedziała.

– Nie bądź taka surowa dla matki Arabelli – upomniał żonę Ian Fleming. – Dziewczyna ją kocha, a sama słyszałaś, jaką reputację wśród kobiet ma sir Jasper. Na pewno uwiódł biedną kobietę. Jeśli Arabella tak kocha matkę, to znaczy, że nie jest to zła kobieta.

– Tak – zgodziła się z ociąganiem żona lorda Fleminga. – Pewnie masz rację. Mówię, co mi ślina na język przyniesie.

Lord Fleming uścisnął żonę.

– Chciałabyś, żeby Arabella pokochała Tavisa, moja droga, i boisz się, że mała mogłaby zatęsknić za domem. Nie bój się. Jest jego żoną i wszystko się dobrze skończy, jeśli damy im święty spokój. Pomyśl lepiej o ślubie Ailis.

Lady Fleming skinęła głową, a mimo to patrzyła dalej na parę spacerującą w ogrodzie.

– Popatrz, Ianie! Znów ją całuje!

Ian Fleming potrząsnął głową z uśmiechem. Powinien już dawno przyzwyczaić się do tego, że jego żona przejmuje się wszystkim i wszystkimi.

– Wygląda na to, że dziewczynie się to podoba – zauważył. – Zdaje się, że Tavis dobrze całuje, bo dziewczyna chyba polubiła to zajęcie. Może powinniśmy pójść za przykładem dzieci.

Pocałował żonę czule i namiętnie.

– Och, Ianie – krzyknęła, czerwieniąc się z zadowolenia. – Ależ jesteś niegrzeczny!

– Dlaczegóż to tylko młodzi mają się dobrze bawić?

– Nie mówię, że tak być powinno – odparła przymilnie i ująwszy jego dłoń, zaprowadziła go do alkowy.

ROZDZIAŁ 7

Wijąc się w bólach, Rowena Keane wspominała swoje poprzednie porody. Nigdy jeszcze nie trwało to tak długo. Poród zaczął się dwa dni temu, a teraz, tej listopadowej nocy, Rowena czuła, że zarówno jej poród, jak i jej życie nieuchronnie zbliżają się ku końcowi. Ojciec Anzelm, niech go Bóg błogosławi, siedział u jej boku przez wiele godzin. Wyspowiadała się już i uzyskała rozgrzeszenie. Żałowała tylko dwóch rzeczy, że nie dożyje chwili, kiedy znów zobaczy swoją córkę, by móc jej powiedzieć, jak bardzo ją kocha i by błagać ją o przebaczenie, oraz faktu, że nie będzie mogła wychować dziecka, gdyby przeżyło.

Za to Arabella, jej ukochana córka, żyła. Jakże wściekły był Jasper, kiedy dowiedział się, że nie tylko nic jej się nie stało, ale w dodatku została żoną hrabiego Dunmor. Mówiło się teraz, że Szkot porwał narzeczoną Jaspera Keane’a, by zastąpić nią własną narzeczoną, którą mu zamordował. Rowena nie dziwiła się już niczemu, co mówiono o jej mężu, a do Greyfaire docierały różne plotki. Chciała posłać umyślnego do Arabelli, by dowiedzieć się o jej los, ale Jasper zabronił księdzu napisać list do córki. Obwieścił pompatycznym tonem, że Szkoci są ich wrogami. Stwierdził też, że dziewczyna sama nawarzyła sobie piwa i teraz musi je wypić. Nawet jeśli żałuje swojego postępku, co na pewno jest prawdą, to trudno. Ogłosił wszem wobec, iż nikt nie ma prawa współczuć Arabelli ani ruszyć jej z odsieczą. Rowena zdziwiła się i oburzyła, iż Jasper tak łatwo zapomniał o jej córce, która przecież z jego winy znalazła się za granicą wbrew swojej woli. Teraz czuła się w obowiązku ostrzec córkę, jak mogą się skończyć wszelkie pertraktacje z sir Jasperem. Prosić Arabellę o wybaczenie nawet nie śmiała.

– Powiedz Arabelli… – jęknęła głosem pełnym bólu, próbując zebrać myśli, wciąż mącone kolejnymi skurczami. – Powiedz Arabelli… żeby nie ufała Jasperowi… że to… diabeł wcielony…

– Pani, nie będę nic ukrywał przed dziedziczką Greyfaire, a i twojego ostatniego przed śmiercią życzenia również nie pominę – powiedział ojciec Anzelm stanowczo, spoglądając na Elżbietę i akuszerkę ze wsi.

Elżbieta wybuchła płaczem i uklękła przy łóżku:

– Będę pani wierna, przysięgam! – obiecała. Ksiądz skinął głową, zadowolony. Akuszerka nic nie powie, bo tak jak inni, należała do tych mieszkańców Greyfaire, którzy nie byli zadowoleni z rządów sir Jaspera, ale nie mogli nic zrobić, by się go pozbyć. Milczenie było formą oporu przeciwko okrutnemu panu. W przypadku Elżbiety sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Trzy miesiące temu powiła zdrowego syna mężczyźnie, który nie chciał się z nią ożenić ani nawet dać nazwiska dziecku. Elżbieta była załamana, bo święcie wierzyła, że Seger w końcu ją poślubi. Jej smutek zamienił się we wściekłość, kiedy się okazało, że jej kochanek już ma żonę w Northby. Ku swojemu przerażeniu Elżbieta dowiedziała się, że ma też kilkoro dzieci z innymi kobietami. Uwierzyła mu, kiedy jej o tym powiedział, bo zauważyła, że jego uwagę już od pewnego czasu przykuwała jedna z miłych, niewinnych dziewcząt z Greyfaire. Mimo to ksiądz nie był pewien, czy, kiedy kochanek znów się nią zainteresuje, Elżbieta nie wyjawi, co zostało powiedziane w tej komnacie.

– Dziewczyno – ostrzegał ją – jeśli zdradzisz lady Rowenę, odmówię świętych sakramentów tobie i twojej rodzinie. Pamiętaj, jaki wstyd i łzy przyniosła ta nienasycona namiętność tobie i twojej biednej pani – rzekł, skłaniając z żalem głowę.

– Dziecko przychodzi na świat – powiedziała spokojnie akuszerka.

Usłyszeli cichy krzyk malucha i ksiądz przeżegnał się, dziękując za to Bogu.

– To chłopiec – powiedziała akuszerka – ale nie pożyje długo. Już mi wygląda na ledwie żywego.

– Dzięki ci, Panie! – szepnęła Rowena i wszyscy zrozumieli, co miała na myśli.

– Przyprowadź sir Jaspera, dziewczyno – rozkazał Elżbiecie ksiądz Anzelm. – Nie mów nic, prócz tego, że żona urodziła mu syna.

Elżbieta posłusznie wybiegła z pokoju.

– Daj… mi go – poprosiła słabo Rowena. Akuszerka skończyła myć dziecko i owinęła je ciepło, by po chwili podać matce.

Rowena przytuliła synka, a jej oczy wypełniły się łzami.

– Biedne maleństwo – powiedziała cicho.

Drzwi do alkowy otworzyły się z łoskotem i do środka wszedł Jasper Keane.

– Gdzie jest mój syn? – zapytał głośno. – Dajcie mi mojego chłopaka!

Był pijany i szedł przez komnatę, zataczając się.

Rowena skinęła do akuszerki, a ta podała dziecko ojcu.

Jasper spojrzał na słabowite niemowlę, a potem wpatrując się w oblicze księdza zapytał:

– Przeżyje?

– Chyba nie, milordzie – odparł ojciec Anzelm. – Powinniśmy go natychmiast ochrzcić.

Jasper skinął głową na znak zgody.

– Daj mu na imię Henryk – powiedział, podając dziecko Elżbiecie.

– Co? – zdziwiła się Rowena, z trudem podnosząc się na poduszkach. – A nie Ryszard, po tym, kto podarował ci tę warownię i wszystkie należące do niej dobra? Gdzież jest twoja wdzięczność?

Sir Jasper podszedł do łoża żony.

– Nie, nazwę chłopca Henrykiem, by król zauważył moje oddanie. Co się zaś tyczy Ryszarda, owszem, jestem mu winien wdzięczność za to, co dla mnie zrobił, ale kiedy już minie żałoba po tobie i małym Henryku, wezmę sobie następną żonę, a ona urodzi mi syna, dziedzica Greyfaire. Gdy on zostanie panem tej warowni, nikt już nie będzie pamiętał nazwiska Grey. Ty i twój syn będziecie mieli swoją rolę w historii mego rodu. Umieszczę wasze imiona na grobowcu rodzinnym jako pierwsze z wielu – skończył ze śmiechem.

– Skończysz sam, Jasperze – powiedziała, opadając na poduszki. – Będziesz zupełnie sam… i to szybciej niż myślisz – rzekła, zamykając oczy i z trudem łapiąc oddech.

Jasper z zafascynowaniem przypatrywał się ostatnim chwilom swojej żony. Przed śmiercią Rowena miała więcej odwagi niż kiedykolwiek wcześniej. Zawsze była uległa i potulna.

Po chwili znów otworzyła oczy, a on poczuł, jak krew zastyga mu w żyłach i włosy na karku stają dęba.

Rowena patrzyła mu prosto w oczy i straszliwym, smutnym tonem powiedziała:

– Greyfaire nigdy nie będzie twoje, Jasperze Keane. Jesteś… przeklęty!

Po chwili życie z niej uciekło, a on stał jak wmurowany w posadzkę. Do zmarłej podszedł ksiądz i zamknął jej powieki. Dziecko łkało słabym głosikiem. Ojciec Anzelm odwrócił się i skinął do Elżbiety, by poszła za nim do kaplicy zamkowej.

– Zechcesz iść z nami, milordzie? – zapytał ojca dziecka.

Sir Jasper bez słowa potrząsnął głową i wyszedł na korytarz. Poszedł upić się jeszcze bardziej.

Skończył nieprzytomny tuż przed świtem, kiedy Henryk Keane wydał ostatnie, z trudem wydobyte tchnienie. Nim Jasper Keane obudził się następnego dnia w południe, z bólem głowy, nieprzyjemnym smakiem w ustach, grób dla jego żony i dziecka był już gotowy. Rowena leżała w kościele w odkrytej trumnie. Miała na sobie najpiękniejszą suknię, włosy umyto jej i uczesano. W ramionach tuliła noworodka.

Dobrzy ludzie z Greyfaire cały ranek modlili się za jej duszę, a teraz z niecierpliwością czekali, by pochować swoją ukochaną panią. Kiedy w końcu przyszedł sir Jasper w towarzystwie kapitana Segera, dzień zbliżał się ku końcowi. Był pierwszy grudnia i wcześnie robiło się ciemno. Jasper zerknął jeno na kobietę, która była jego żoną, i skinął na księdza, by zaczynał.

W kościele było zimno, pogrzeb więc odprawiono w pośpiechu. Sir Jasper pozostał po spuszczeniu trumny tylko tak długo, by rzucić grudkę ziemi na mogiłę żony. Po jego odejściu FitzWalterzasypał trumnę ziemią w oświetleniu ostatnich, pomarańczowych promieni słońca. Rowenę złożono obok grobowca jej pierwszego męża, Henryka Greya, bo wiedziano, że tam właśnie chciałaby spocząć po śmierci. Kiedy FitzWalter skończył swoje smutne zadanie, wrócił do zamku i w sali rycerskiej znalazł sir Jaspera i Segera w towarzystwie dwóch ładnych służących. Obaj byli już prawie całkiem pijani i najwyraźniej szykowali się do całonocnej zabawy. Nie zauważyli ani przyjścia, ani wyjścia kapitana, ani tym bardziej jego miny, po której było widać, że nie pochwalał ich zachowania. FitzWalter ruszył do domu, stwierdziwszy, że raczej dziś nie będzie potrzebny swemu panu.

FitzWalter był mężczyzną niezwykle wysokim i szczupłym. Brak tuszy nie oznaczał jednak, że był słabeuszem. Miał owalną twarz i posępne usta, jasne oczy i wysokie czoło. Krótko obcinał jasne włosy. Miał też bardzo niski głos.

– Będę w domu – powiedział do wartownika i wyszedł z zamku przez most zwodzony, nim podciągnięto go na noc. Pośpiesznie zszedł ze wzgórza do niewielkiego kamiennego domku, który podarował mu lord Grey wiele lat temu. Z komina unosił się dym widoczny nawet w szarościach zmierzchu. W oknie świeciło jasne światło. FitzWalter otworzył drzwi. Jego cała rodzina – żona Rosamunda, syn Rowan i cztery córki – siedziała przy stole. FitzWalter miał jeszcze trzy starsze córki, ale te wyszły już za mąż i wyprowadziły się z domu.

– Nie zostałeś dziś w warowni? – zdziwiła się żona.

– Jest tam Seger – odparł ponuro FitzWalter. – Wzięli sobie córki drwala do towarzystwa i obaj będą zupełnie pijani do rana. Straszne z nich hulaki.

– Nie jesteś ich matką, żeby ich wychowywać – upomniała go spokojnie Rosamunda.

– Dzięki Bogu Wanetta, Scirleah i Nellwyn wyszły już za mąż i wyjechały z Greyfaire – rzekł FitzWalter.

– Sir Jasper po śmierci lady Roweny nie będzie znał umiaru. Weźmie sobie do loża wszystkie dziewczyny z okolicy. – Spojrzał na najmłodszą z pozostałych w domu córek. – Jane, ile masz lat?

– Dziewięć, tatku – odparła dziewczynka.

– A ty, Elbo?

– Siedem.

– A ty, Annie?

– Pięć, tato – powiedziała najmłodsza. FitzWalter skinął głową.

– Na razie są bezpieczne, ale ty, Lono, nie jesteś. Powinnaś wyjść za mąż. Nadałby się dla ciebie wnuk starego Rada.

Rosamunda zauważyła buntowniczy błysk w oczach Lony i powiedziała szybko:

– Lady Arabella obiecała Lonie, że będzie jej osobistą pokojową, mężu. Lona może więc spodziewać się lepszego męża niż wnuk Rada. Poza tym zdaje się, że nawet jeśli nasza córka zostałaby komuś przyrzeczona, sir Jaspera to i tak by nie powstrzymało. Takie nieprzyzwoitości chyba sprawiają mu radość.

FitzWalter zgodził się z żoną. Milczał przez chwilę, a potem zwrócił się do córki:

– Jesteś dość dzielna, by jechać przez wzgórza Cheviots i powiadomić lady Arabellę o śmierci jej matki i prosić, by przyjęła cię na służbę?

Lona nie wahała się ani chwili.

– Tak, tatku!

– Mężu! – podniosła głos Rosamunda i skinęła ostrzegawczo w stronę młodszych córek.

– Nic nie słyszałyście, moje drogie – upomniał cicho Jane, Elbę i Annie. – Gdybyście komuś o tym opowiedziały, wszyscy możemy stracić życie. Rozumiecie?

Dziewczęta zgodnie skinęły głowami.