– Może i jestem od ciebie młodszy, droga siostro, ale jestem głową rodu i nakazuję ci mnie usłuchać! Swoim niegodnym zachowaniem narażasz życie nas wszystkich. Nakazuję ci zakończyć ten bezwstydny proceder jeszcze dzisiejszej nocy, nim o wszystkim dowie się hrabia. Zrozumiałaś, mnie, Eufemio?

– Tak – szepnęła.

– Chodź więc ze mną do twego kochanka. Czeka na ciebie w bibliotece.

– Ty nie idziesz?

– Nie, jeśli tego nie chcesz, droga siostro. Potrząsnęła przecząco głową.

– Upnij więc włosy i stań przed tym człowiekiem, nim jego żołnierze zaczną plądrować stajnie i obory.

– On woli, kiedy mam włosy rozpuszczone, Rob, więc jeśli pójdę tak uczesana, na pewno będzie bardziej uprzejmy – powiedziała i pośpiesznie wyszła z pokoju.

Robert pospiesznie wyszedł z pokoju siostry i wszedł do własnej sypialni, zamykając za sobą drzwi na klucz. Podszedł do kominka i namacał ścianę obok. W drewnianej boazerii znalazł ukryte drzwi i otworzył je. Wszedł, zamknął je za sobą i przecisnął się przez korytarz po wąskich schodach. Drogę znał dobrze i nie potrzebował pochodni. Zszedł niżej i stanął bez ruchu, spoglądając przez niewielką szparkę sprytnie schowaną przed wzrokiem osób przebywających w pokoju obok. Zobaczył, jak otwierają się drzwi biblioteki. Do pokoju weszła Eufemia.

Sir Jasper pewnym siebie krokiem przemierzył komnatę i wziąwszy ją w ramiona, pocałował siarczyście.

Kobieta odepchnęła go, zniecierpliwiona.

– Nie dotykaj mnie – powiedziała chłodno. – Brzydzę się tobą.

– A ja cię uwielbiam, przygraniczna suko!

– Co tu robisz? Brat jest oburzony, a dzieci boją się twoich ludzi!

– Wiesz, po co tu przyjechałem, Eufemio. Mam zamiar zabrać cię do Anglii. Nie zdążyłaś się jeszcze zaręczyć z hrabią. Nie przysporzysz mu wstydu, jeśli teraz ze mną uciekniesz. Wiesz, że cię kocham, przynajmniej na tyle, na ile potrafię kochać kobietę – obwieścił.

– Prosisz mnie o rękę, Jasperze? – zapytała Eufemia, z trudem powstrzymując radość, choć drżała na całym ciele.

Sir Jasper Keane wziął ją w ramiona i zaczął składać setki pocałunków na jej chłodnej twarzy. Przesunął dłoń na pierś Eufemii i pieścił ją. Przez chwilę kobieta się nie opierała, ciesząc się chwilą, ale wkrótce wyprężyła się gwałtownie, kiedy Jasper dotykając językiem jej ucha, powiedział cicho:

– Wiesz, jakie mam w tej kwestii zamiary, ślicznotko. Za żonę będę miał angielską dziedziczkę, a szkocka suka będzie moją nałożnicą.

– Nie ja będę tą suką – rzuciła z wściekłością. – Znasz moje zamiary w tym względzie, Jasperze. Będę twoją żoną albo żoną hrabiego Dunmor, a ciebie rzucę! Czy jakaś mleczno-włosa angielska dziewica będzie umiała cię kochać tak jak ja? – zapytała, odchylając głowę i całując go namiętnie.

Oddał jej pocałunek z równie wielkim entuzjazmem, a potem podniósł głowę i powiedział:

– Jeszcze dzisiaj zabieram cię ze sobą do Anglii, Eufemio, a jeśli twój mały braciszek będzie mnie chciał powstrzymać, zabiję go. Nigdy nie było ci pisane zostać żoną jakiegokolwiek człowieka, bo jest w tobie zbyt wiele żaru i przewrotności. Zostaniesz moją nałożnicą, metresą. Wszyscy Anglicy się o tobie dowiedzą, bo z dumą będę cię wszędzie pokazywał w całej twej krasie. Wolałaś być mi żoną? Żona ma mi tylko rodzić dziedziców. Nie będę jej kochał. Będzie jak klacz rozpłodowa. Nie będzie nigdzie bywać, nikt o nią nawet nie zapyta. Za to na ciebie będą spoglądali z zazdrością, będą sobie wyobrażać, jakby to było znaleźć się między twoimi mlecznymi udami. Nie, moja śliczna, daję ci lepszą pozycję niż swojej żonie.

– A jak długo miałabym pozostać twoją nałożnicą, milordzie? Czy nasz związek trwałby aż do śmierci?

Uśmiechnął się do niej.

– Ależ praktyczna z ciebie kobieta, Eufemio – dziwił się. – Będziesz mą kochanką tak długo, jak długo mi się spodoba.

– A co potem, panie?

– Jeśli zachowasz urodę – odparł szczerze – pewnie znajdę ci innego protektora.

Odsunęła się od niego, wzniosła pięści i zaczęła go okładać nimi po torsie, krzycząc piskliwym z oburzenia głosem:

– Ty bękarcie! Ty angielski bękarcie. Nie jestem jakąś wiejską dziewuchą, żebyś mógł mi ofiarować tylko tyle! Pochodzę z szanowanej, szlacheckiej rodziny. Mam nazwisko i posag. Powinnam wyjść za mąż, a nie być jeno kochanicą! Nie pojadę z tobą nigdzie! Nie zmusisz mnie!

Uderzyła go z całej siły.

Zaśmiał się, chwycił jej dłoń i pocałował jej wnętrze.

– Nie wątpię, że twoja rodzina jest szanowana i że ma szlacheckie pochodzenie, ale ty szlachetna nie jesteś, Eufemio. Niektóre kobiety nie rodzą się szlachciankami. Ty jesteś tylko bezwstydnicą.

Kłócili się jeszcze, a Robert Hamilton, podejrzewając, że potrwa to jakiś czas, wrócił do sypialni, otworzył drzwi i wyszedł. Obszedł wszystkie pokoje, sprawdzając, czy nikogo w nich nie ma, a kiedy upewnił się, że wszyscy uciekli, wrócił na swoje miejsce w sekretnym korytarzyku przy bibliotece. Służba i rodzeństwo uciekli i schowali się w bezpiecznym miejscu, a Jasper i jego siostra nie posunęli się w dyskusji ani o jotę.

– Na litość boską, Eufemio – usłyszał głos Jaspera -jesteś jedyną kobietą, do której czułem tyle namiętności! To dla ciebie za mało?

– Namiętności? – zaśmiała się prawie histerycznie Eufemia. – Cóż ty wiesz o namiętności. Wieprzem jeno jesteś w porównaniu z hrabią Dunmor! – Znów się roześmiała, spojrzawszy na zaskoczoną twarz sir Jaspera. – Tak – potwierdziła jego podejrzenie – hrabia już mnie posiadł i powiem ci tylko, że jego miecz, w porównaniu z twoim maleńkim sztylecikiem, jest jak u wielkiego ogiera! – skłamała, próbując wzniecić w nim zazdrość.

Twarz Anglika pociemniała, a usta wykrzywiły się z wściekłości. Uderzył ją tak mocno, że Robert usłyszał, jak zadzwoniły jej zęby.

– Twierdzisz, że powinnaś być czyjąś żoną, suko, a ja twierdzę, że masz serce z lodu i czarną duszę. Ty dziwko!

– Ty zazdrosny głupcze – kpiła z niego Eufemia. – Nigdy nie udało ci się mi dogodzić. Masz męskość jak mały chłopczyk. Tak powiem całemu światu, jeśli mnie oszukasz i nie uczynisz swoją żoną!

– Jeśli nie umiem cię zaspokoić, moja droga, dlaczego wolisz wyjść za mnie, a nie za swojego jurnego hrabiego? – zapytał sprytnie.

– Bo cię kocham, niech mnie Bóg ma w swojej opiece! – przyznała Eufemia.

– Więc pojedziesz ze mną! – oświadczył trochę udobruchany jej deklaracją i przekonaniem, że ma nad nią władzę.

Ona jednak wciąż mu się opierała.

– Nie, nie pojadę.

– Ależ tak, moja słodka – odparł stanowczo.

Eufemia Hamilton nie widziała w jego oczach determinacji, ale jej brat, nawet z ukrycia widział, co się święci.

– Jesteś moja, Eufemio, i nikomu, nawet bękartowi, przyrodniemu bratu króla Jakuba, hrabiemu Dunmor nie pozwolę cię sobie odebrać, póki z tobą nie skończę. – Zmrużył niebezpiecznie oczy i z nagłą gwałtownością rzucił ją na podłogę, położył się na niej, podciągnął do góry suknię Eufemii, wolną dłonią, uwolnił swego członka ze spodni i powiedział – Pora już, moja słodka, żebyś zadowoliła się znów moim małym sztylecikiem!

Zaskoczona atakiem, Eufemia krzyczała jak kotka obdzierana ze skóry. Waliła w niego pięściami nawet, kiedy wchodził w nią, ale po chwili jej oburzenie zelżało, a z każdym poruszeniem Anglika namiętność dziewczyny rosła. Zaczęła jęczeć z rozkoszy, chwyciła palcami jego koszulę i rozerwała ją, a potem ostrymi paznokciami drapała jego plecy. Im bardziej Eufemia szalała z namiętności, tym bardziej rosła namiętność Anglika.

Robert Hamilton zobaczył strach w oczach siostry, więc bezszelestnie wszedł do biblioteki przez ukryte w ścianie drzwi. Zawahał się. Mimo jej bezwstydu, ta kobieta wciąż była jego siostrą. Pośladki Anglika zwierały się z wysiłkiem, zaczynał powoli jęczeć, osiągając szczyt. Eufemia wygięła się w łuk, by pogłębić jeszcze jego ruchy.

– Ratuj dzieciaki! – krzyknęła i machnęła do brata, mając nadzieję, że pożądliwy kochanek nie zrozumie jej słów.

Robert Hamilton zawahał się. Miłość do starszej siostry wciąż brała górę nad pogardą.

– Szybko! Szybko! – ponaglała go.

– Jeszcze trochę, przygraniczna suko – jęknął Jasper Keane, sądząc, że mówiła do niego. – Mam zamiar wziąć cię ostatni raz i, na Boga, trochę to potrwa!

Zdwoił wysiłki i zaczął znów jęczeć, poruszając się w niej mocno i sięgając szczytu.

Słysząc słowa Anglika, Robert Hamilton wycofał się równie cicho, jak wszedł do biblioteki. Wyglądało na to, że sir Jasper Keane miał zamiar nacieszyć się wpierw jego siostrą, a potem wycofać swoich ludzi i zostawić ich w spokoju. Mimo to, wolał pozostać w ukryciu, póki Anglicy nie odejdą. Wiedział, gdzie służba powinna była schować młodsze dzieci. Teren dookoła domu nie zostawiał wiele miejsca do ucieczki, ale budynki otaczał gęsty żywopłot, a za nim był głęboki jar. Służba i dzieci na pewno schowali się właśnie tam.

Stara Una przyciskała George’a, by chłopiec nie płakał głośno ze strachu. Meg i Mary objęły się nawzajem i wytrzeszczały oczy ze strachu.

– Nic nam nie będzie, dzieciaki – powiedział Robert, kiedy do nich dołączył i pochylił się za żywopłotem. – Anglicy niedługo wyjadą, ale na razie musimy tu siedzieć cicho jak myszy pod miotłą.

– Zabiją nas, jeśli nas znajdą, Robbie? – pisnęła mała Mary.

– Tak – odparł szczerze. W takich sytuacjach najlepiej było mówić prawdę. Od tego zależało życie ich wszystkich.

Na dźwięk głosu Eufemii spojrzał znów w stronę domu, który widać było wyraźnie z ich kryjówki. Sir Jasper Keane ciągnął jego starszą siostrę po ziemi, a ona opierała się, przeklinała i kopała ile sił. Kiedy oddalali się od dworu, Robert wyraźnie zauważył dwa języki ognia wychodzące w domostwa. Jęknął cicho. Ten przeklęty bękart spalił dwór Culcairn!

– Jasper! Jasper! Nie rób mi krzywdy! – krzyczała żałośnie Eufemia, próbując uwolnić się z uścisku kochanka.

Anglik roześmiał się i jeszcze mocniej pochwycił ją za ognistorude włosy. Przyciągnął jej twarz do swojej, pocałował mocno, a potem powiedział na głos:

– Mówiłem ci, Eufemio, że będziesz moją tak długo, jak mi się spodoba. Już przestałaś mi się podobać, przygraniczna suko.

– Więc mnie wypuść – błagała.

Robert Hamilton słyszał przerażenie w głosie siostry. Strzelała wzrokiem na wszystkie strony, w panice szukając sposobu ucieczki.

– Wypuścić cię? Do hrabiego Dunmor? Nigdy! Jeśli nie będziesz moją, na Boga, nie będziesz też jego. Już cię nie chcę mieć za kochanicę, Eufemio, ale mam prawo zdecydować, co z tobą zrobić. – Popchnął ją w stronę swoich żołnierzy i szybkim ruchem zdarł z niej suknię, puszczając z uścisku zupełnie nagą.

– Nie patrzcie – rozkazał młodszym siostrom Robert Hamilton, bo wiedział, co się za chwilę wydarzy, i czuł głęboki strach piętrzący się w brzuchu.

– Niestety, nie będzie dziś wielkich łupów, panowie – powiedział sir Jasper do swoich żołnierzy – ale może pocieszycie się tym pięknym cackiem. Weźcie ją sobie dla rozrywki, jest słodka i jędrna. Ja już dobrze uprawiłem dla was zagon, więc jest gotowa, by ją wziąć. Jest wasza!

Popchnął ją w stronę mężczyzn. Potknęła się, ale udało jej się zachować równowagę. Anglicy stanęli w kole i powoli zbliżali się do niej. Dziewczyna rozglądała się na boki, szukając szansy ucieczki. Odruchowo zakryła dłońmi piersi i trójkąt włosów poniżej brzucha, jakby mogła się w ten sposób obronić. Ogień z płonącego budynku oświetlał jej piękne, białe ciało. Noc była spokojna i prócz trzaskającego w ogniu drewna nie było słychać nic innego. Wysoki żołnierz ruszył przed swoich kompanów, rozsznurował bryczesy i zbliżył się do Eufemii.

– Chodź no tu, dzieweczko – warknął mężczyzna, idąc równym krokiem naprzód. – Johnny cię pięknie dosiądzie.

Wyciągnął w jej stronę dłoń, Eufemia krzyknęła i skoczyła w bok, ale dwaj inni żołnierze ruszyli w jej stronę, chwycili i przewrócili ją na ziemię. Wielki Johnny stanął nad nią, potem z uśmiechem ukląkł i położył się na niej.

Robert Hamilton wzdrygnął się na to wspomnienie. Spojrzał nieprzytomnym, wystraszonym wzrokiem na hrabiego Dunmor.

– Po chwili mężczyźni zaczęli zachowywać się jak banda bydlaków, gwałcili ją jeden po drugim, jeszcze raz i jeszcze raz. Tak jak Meg, do końca życia nie przestanę słyszeć jej krzyków! Nigdy sobie nie wybaczę, milordzie! Mogłem ją uratować, ale tego nie uczyniłem. Schowałem się w jarze, jak bezbronne dziecko, gdy moją siostrę mordowano na moich oczach. Nie mogłem jej pomóc. Jedyne, co byłem w stanie zrobić, to ocalić Meg, Mary i małego George’a. Pocieszałem go i uważałem, żeby nie płakał, bo bardzo się bał. Byłem sam. Anglików było wielu. Dziewczynki i stara Una uczepiły się mnie, błagając, bym ich nie zostawiał. Co więc miałem robić? Nie mogłem zostawić młodszych sióstr i brata na pastwę tych diabłów wcielonych. Nie mogłem! Kiedy skończyli z Eufemią, wrzucili jej nagie ciało do płonącego domu. Na pewno była już wtedy martwa, bo od wielu minut nie krzyczała.