– Dla Szkocji to nieistotne – rzekł Tavis Stewart. – Niech Anglicy walczą między sobą i zostawią nas w spokoju.

– Albo pozwolą nam odzyskać Berwick – rzucił podstępnie Angus.

– Nigdy nie przestaniesz powtarzać tej śpiewki, Archie?

– Panie!

Hrabia spojrzał na Lonę.

– Tak, dziewczyno, czego chcesz?

– Moja pani kazała mi panu powiedzieć, że dziecko niedługo się urodzi – zawołała podekscytowana Lona.

Tavis Stewart zerwał się na równe nogi.

– A z nią wszystko dobrze? Nie potrzebuje mnie? – Ku rozbawieniu Angusa Tavis nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Archibald nie przypuszczał, że kiedyś zobaczy hrabiego Dunmor w takim stanie z powodu narodzin dziecka.

– Chyba nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby pan usiadł przy niej.

– A moja matka?

– Posłano już po lady Fleming – odparła Lona.

– A po księdza? – krzyknął hrabia.

– Na Boga, chłopie, twoja żona nie umiera, a dziecko nie potrzebuje chrztu, zanim się urodzi – powiedział wesoło Angus. – Idź do swojej kobiety, Tavisie. Nie mam nic przeciwko temu, żeby posiedzieć tu w samotności, póki nie zabraknie mi twojego wyśmienitego wina.

Lona wyszła, a hrabia pobiegł za nią. Kiedy dotarł do komnaty Arabelli, Flora odezwała się rzeczowo:

– Twoja matka, panie, na pewno nie zdąży na czas, bom nigdy jeszcze nie widziała dziecka, co by się tak na ten świat śpieszyło. W jednej chwili nasza pani siedziała sobie i haftowała spokojnie, a w następnej już miała bóle.

– Floro! – usłyszeli stłumiony głos Arabelli.

– Jestem, moja maleńka! A oto i idzie powód twoich zmagań.

Arabellę ułożono w pozycji półleżącej, z nogami wzniesionymi do góry. Jej piękna twarz zaczerwieniła się, a czoło pokryło się kroplami potu, mimo to uśmiechnęła się do męża.

– Och, Tavisie! Dziecko zaraz tu będzie! Nim nadejdzie zmierzch, zostaniemy rodzicami.

– Raczej nim minie godzina – mruknęła pod nosem Flora, kiedy hrabia pochylił się, by ucałować żonę.

– Jest pierwszy dzień wiosny, choć wiatr od północy chłodzi powietrze. Myślę, że to dobry omen, że nasz pierworodny przyjdzie na świat w taki czas.

– Wiosna to młoda dziewczyna – powiedziała Arabella. – Tak mi powiedział król, kiedy byliśmy na dworze.

Nagle spazm bólu wykrzywił jej twarz i jęknęła głośno.

– Dobrze, maleńka – zachęcała swoją panią Flora i spojrzała na Lonę. – Grzejesz koce, dziewczyno?

– Tak, są gotowe.

– Kochana, bardzo cię boli? – zapytał hrabia.

– Rodzenie dziecka nie jest lekkie, panie – odparła Flora nieco zniecierpliwiona.

– Nic mi nie jest, kochany – uspokajała go Arabella i jęknęła jeszcze głośniej niż poprzednim razem.

Hrabia pobladł.

– Dobrze, milady, zaczyna być widać główkę. Popatrz, panie, Lono! Przyj, maleńka. Przyj!

Arabella jęczała i parła z całych sił. Flora podeszła bliżej, by pomóc swojej pani.

– Och, Floro! Czuję, jak wychodzi. Czuję!

– Już jest główka i ramiona. Przyj jeszcze. O, jest cały dzieciak – pisnęła uszczęśliwiona Flora, kiedy noworodek wypadł z Lona matki wprost w jej dłonie. Flora szybko oczyściła dziecko z krwi, zawiązała pępowinę i otuliła maleństwo ciepłym kocem, a maluch wrzeszczał ile sił w małych płucach.

– Podobna do matki – stwierdził hrabia, zauważywszy płeć dziecka, nim Flora owinęła je kocem.

– Nie jesteś rozczarowany? – zapytała cicho Arabella.

– Nie, kochanie moje. Jesteś zdrowa, mała Maggie jest zdrowa, a później będziemy mieli inne dzieci – powiedział, całując ją w czoło.

– Łatwo urodziła, nie to, co jej biedna matka.

– Daj mi córkę – zażądała Arabella. – Wszyscy już obejrzeli ten cud natury przede mną.

– Przywitaj się z matką, Maggie.

Mała była ładna, choć nie miała wiele włosów na maleńkiej główce. Zaróżowiona skóra świadczyła o tym, że dziecko jest zdrowe.

– Och, moje maleństwo – mówiła cichutko Arabella, oglądając uważnie dziewczynkę. – To dziedziczka Greyfaire, panie. Obiecałeś mi to. Margaret się urodziła i teraz musisz jechać do króla i dopilnować, by przywrócono jej majątek – zakończyła poważnym tonem.

– Sam zadbam o posag córki – odparł równie poważnie hrabia. – Poza tym Jemmie w swojej żałobie jest zupełnie bezużyteczny. Nie pomoże nam wiele.

– Przyrzekłeś mi, panie!

– Pani, oddaj mi dziecko – przerwała im Flora. – Lona się nim dziś zajmie. Ty potrzebujesz odpoczynku.

Arabella była naprawdę zmęczona. Zupełnie nieoczekiwanie zachciało jej się spać. Pozwoliła przenieść się do łoża, a Flora umyła ją i przebrała w świeżą koszulę. Leżała cicho w pościeli pachnącej lawendą. Po chwili, ku zaskoczeniu wszystkich, hrabia zdjął obuwie i położył się na łóżku obok żony, obejmując ją ramieniem.

– Zostawcie nas – powiedział do służących, a kiedy wszyscy wyszli, zwrócił się łagodnym tonem do żony. – Dałem ci słowo, Arabello, że postaram się odzyskać Greyfaire dla naszej najstarszej córki. Dotrzymam słowa.

– Kiedy? – powiedziała słabym, ale stanowczym głosem.

Pogłaskał ją po głowie.

– Gdy Maggie skończy miesiąc, pojadę do Jemmiego i poproszę o napisanie petycji do króla Henryka. To wszystko, co mogę zrobić, kochanie. Jeśli Tudor postanowi nie oddać nam Greyfaire, to nic nie poradzę. Musimy uzbroić się w cierpliwość.

– Nie umiem być cierpliwa.

– Więc lepiej się naucz, jeśli chcesz mieć do czynienia z możnowładcami. To oni mają władzę i skrzętnie z niej korzystają. Ich siła rośnie wraz z bezsilnością innych ludzi.

– Kiedy byłam dziedziczką Greyfaire, miałam władzę nad swoim majątkiem, ale już jej nie mam i nie podoba mi się to. Wtedy przynajmniej mogłam decydować o własnym życiu. Teraz już nie mogę.

– Och, kochana – odparł hrabia – nie frasuj się. Nie chcę, byś była smutna. Mamy śliczną córkę. Dziękuję ci za nią. Teraz spróbuj zasnąć.

Przytulił żonę raz jeszcze i ucałował jej jasne włosy.

Arabella westchnęła i zamknęła oczy. Nie mogła jednak przestać myśleć o Greyfaire. Tak bardzo pragnęła je odzyskać. W jej sercu gościł nie tylko smutek. Myślała o tym, jak sir Jasper Keane splamił honor jej rodu, który rządził warownią od setek lat. Mógł przecież oczarować inną młodą dziedziczkę równie łatwo, jak to uczynił z jej matką, lub znaleźć sobie bogatą wdowę i za jej pieniądze odbudować swój dom.

Margaret powinna mieć braci, pomyślała Arabella, kiedy zaczynał ją morzyć sen. Przynajmniej sześciu silnych braci, podobnych do ojca. Pewnego dnia, kiedy dorosną, przekroczą granicę w towarzystwie swoich kuzynów, Flemingów i Hamiltonów, i spalą nowiutki, piękny dom w Northby, jak to kiedyś uczynił ich ojciec. Uśmiechnęła się, bo we śnie odzyskała to, co słusznie jej się należało.

Zorientowawszy się, że jego żona jest już w objęciach Morfeusza, hrabia zszedł ostrożnie z łóżka.

Przystanął na chwilę przy kołysce córki, uśmiechnął się i wymknął z komnaty.

– Śpi – powiedział do Lony, która czekała cierpliwie pod drzwiami. – Możesz wejść. Pilnuj Maggie, dziewczyno.

– Dopilnuję, panie. Och, to takie niezwykłe. Szkoda tylko, że biedna lady Rowena nie dożyła tego dnia. Dziecko przynajmniej będzie miało jedną babkę, lady Margery.

– Tak – zgodził się Tavis – a ona na pewno zupełnie ją rozpuści.

Gdy hrabia zszedł na dół, dowiedział się, że jego matka właśnie przybyła. Służący odbierał od niej pelerynę, a tuż obok stały Ailis i szwagierka Tavisa, Meg.

– I co? – zapytała matka. – Jak się Arabella czuje? Jak długo jeszcze do rozwiązania? Ma wszystko, co trzeba? Trudny ma poród? Do tej pory bałam się nawet o tym wspominać, ale obawiam się, że może mieć kłopoty, jak jej biedna matka.

– Mam córkę – odparł ze śmiechem Tavis. – Piękną, zdrową dziewczynkę, mamo.

– Co? Dlaczego nie wezwano mnie wcześniej? – oburzyła się lady Margery.

– Wcześniej nie było po co. Flora twierdzi, że moja żona rodzi jak kotka. Ledwie jęknęła, a dziecko już przyszło na świat, bez trudu i wysiłku.

– Tak, pani, to prawda – wtrąciła się Flora. – Wypchnęła dzieciaka bez trudu, jakby to była pestka. Jak tylko się wszystko zagoi, jego lordowska mość może jej dać drugiego dzieciaka. Na pewno będzie chłopak!

– Chcę natychmiast zobaczyć wnuczkę – rzekła stanowczo lady Margery.

– Zaprowadzę panią, wasza lordowska mość – zaofiarowała się Flora. – Jest z nią Lona.

– Zostaniemy na noc, Tavisie – powiedziała lady Margery. – Nie przyjechałam tu galopem z Glen Ailean tylko po to, żeby od razu zawracać do domu. Chcę rano porozmawiać z Arabellą o opiece nad moją wnuczką. Ailis, Meg, chodźcie ze mną!

– Więc masz córkę, co? – zapytał hrabia Angus, wstając z krzesła przy kominku, gdy kobiety się oddaliły. Podszedł do Tavisa i podał mu dłoń, gratulując dziecka.

Służący zbliżył się do nich z dwoma kielichami na srebrnej tacy. Archibald wzniósł toast:

– Niech długo żyje i będzie zdrowa lady Margaret Stewart!

– Na zdrowie! – odpowiedział mu hrabia Dunmor. Służący zabrał opróżnione kielichy, a mężczyźni usiedli przy kominku.

– Jest silna, Tavisie? – zapytał Angus.

– Tak, Archie, bardzo silna.

– To może by się nadała dla jednego z moich chłopców?

– Niestety, nie mogę ci jej oddać. Margaret jest już obiecana.

– Komu? – zdziwił się Archibald Douglas. Ledwie się urodziła, a już jest zaręczona?

– Nie wiem – odparł z uśmiechem Tavis – ale musi to być Anglik.

Hrabia wyjaśnił przyjacielowi sytuację.

– Może teraz to się nawet uda. Anglicy są pokojowo nastawieni do Szkotów. Od dawna tak nie było, Archie – zakończył opowiadać Tavis.

– Zastanawiam się tylko, czy są dość głupi, by oddać warownię graniczną córce hrabiego z rodu Stewartów – zastanawiał się Angus. – Przecież nawet jeśli dziewczynka będzie się wychowywać w Anglii, to do szóstego roku życia może z niej wyrosnąć mała Szkotka. Nie zaszkodzi mieć sprzymierzeńca po drugiej stronie granicy. Mądrala z ciebie, na Boga! A co będzie, jeśli nie odzyskasz majątku żony?

– Jeśli sprawa zostanie przedstawiona obu królom, Henryk będzie musiał chociaż zapłacić Arabelli za stratę. Wiem, że to by ją tylko rozzłościło. Nie przyjmie złota w zamian za schedę po ojcu.

– No, oczywiście, musisz zabić sir Jaspera – stwierdził kategorycznie Archibald Douglas.

– Tak czy siak, bym to zrobił – odparł Tavis Stewart. – Wciąż nie zmyłem plamy z honoru, i choć nikomu to nie wadzi, mnie owszem. Wcześniej czy później się zemszczę.

– Podobno wyjechał na południe z królem Henrykiem. Pewnie wciąż obawia się twojej żony, skoro tak bardzo stara się o przyjaźń króla.

– Potrzebna mu nowa żona – zauważył Stewart. – Nie ma złota ani synów, ale wcześniej czy później ta gnida wkradnie się w laski króla, zwłaszcza że Tudor ma teraz kłopoty w Yorku. Jeśli sir Jasper Keane zdobędzie od króla obietnice nadania Greyfaire, nie pożyje dość długo, by cieszyć się owocami swojego podstępnego matactwa. To mogę obwieścić głośno wszystkim, którzy chcą słuchać – rzucił ze złością hrabia Dunmor.

ROZDZIAŁ 12

Henryk Tudor spoglądał z zainteresowaniem na stojącego przed nim człowieka. To był sir Jasper Keane, rycerz z północy. Król znał się na ludziach. Ta umiejętność podpowiadała mu, że powinien być ostrożny.

– Tak więc, mój panie, żona moja zmarła przy porodzie – zaczął przemowę sir Jasper. – Nie ma już więc nikogo z rodu Grey, kto mógłby odziedziczyć Greyfaire. Jestem tam panem już od trzech lat i chciałbym prosić waszą wysokość o udzielenie mi pozwolenia na wykonywanie moich obowiązków w majątku mojej żony, i mam nadzieję, iż kiedyś uznasz mnie godnym przejęcia go na własność – rzekł sir Jasper, obnażając w uśmiechu zęby.

– Nie jestem zaznajomiony z ostatnimi wydarzeniami w Greyfaire, opowiedz mi o nich, sir. Czy to twoja żona była dziedziczką Greyfaire?

Sir Jasper zastanawiał się, czy skłamać, ale doszedł do wniosku, że nie powinien. Zbyt wielu ludzi z otoczenia Henryka Tudora mogło powiedzieć prawdę na ten temat.

– Rowena, niech Bóg ma w opiece jej duszę – zaczął potulnie – była żoną Henryka Greya, lorda Greyfaire. Gdy owdowiała, ja się z nią ożeniłem.

– Nie miała dzieci z pierwszego małżeństwa? – zapytał król.

– Córkę – odparł krótko Jasper.

– Zmarła?

– Porwali ją harcownicy zza szkockiej granicy.

– Zmarła?

Sir Jasper znów się zastanowił, czy skłamać. Kiedy w kilka dni po porwaniu Arabelli doszły do niego wieści, że hrabia Dunmor ożenił się z nią, Jasper Keane stał się pośmiewiskiem. I tak już mówiono po kątach o jego pośpiesznym małżeństwie. Mimo to nie odważył się skłamać:

– Podobno dziewczyna wyszła za bękarta jakiegoś możnowładcy, ale nie wiem tego na pewno. Nie odezwała się do mnie nawet po śmierci matki. To niedobra, zepsuta dziewucha, która nie dba o nic poza sobą samą.

– Mimo to właśnie jej należy się spadek po ojcu – orzekł król, widząc, jak na twarzy sir Jaspera na chwilę pojawia się grymas złości, który jednak szybko ginie pod maską uprzejmości. Henryk wiedział już, że miał rację, nie obiecując temu człowiekowi nic konkretnego. Była w nim skrywana złość. – Masz swoje ziemie, sir Jasperze? – zapytał uprzejmie, nie wiedząc, co ma z tym człowiekiem począć.