Potem Anglicy zabrali moje bydło i konie i ruszyli w stronę granicy. Mimo miłości do siostry, a Bóg mi świadkiem, żem kochał ją szczerze, mimo jej haniebnych postępków, mimo tego, twierdzę, że to wszystko nie zdarzyłoby się, gdyby nie była taką dziwką. Teraz znasz, panie, całą prawdę. Najszczerszą prawdę! – zakończył młodzian, spoglądając na hrabiego.

Nastąpiła chwila zupełnej ciszy, aż w końcu Tavis Steward położył mu dłoń na ramieniu i powiedział:

– Postanowione więc. Twoi ludzie i rodzina, wszyscy pojedziecie do zamku Dunmor i zostaniecie tam, póki nie odbudujemy twego domu. – Jego głos nie zdradzał emocji. – Kimkolwiek by była, Eufemia Hamilton miała zostać moją żoną i nie mogę pozwolić, by jej rodzina cierpiała. Anglicy, mordując twoją siostrę, splamili honor rodu Stewartów z Dunmor oraz Hamiltonów z Culcairn. Jako hrabia Dunmor mam prawo szukać zemsty na tym angielskim szlachetce. Zemścimy się, chłopcze, przyrzekam ci to!

– Co zrobimy, milordzie? – zapytał Robert Hamilton.

– Och, Rob, najpierw dowiemy się, gdzie ten angielski lis ma swoją norę, a potem spalimy ją, jak on spalił twój dom. Odbierzemy twoje konie i bydło i oczywiście zabierzemy jego zwierzęta jako zadośćuczynienie. Kiedy to uczynimy, Anglik pomyśli pewnie, że już z nim skończyliśmy, ale to nie będzie jeszcze koniec, Rob. Poczekamy. Będziemy go obserwować. Pochwalił się twojej siostrze, że król Ryszard znalazł mu odpowiednią żonę.

– Może się tylko przechwalał – stwierdził chłopak. – Może wcale nie miał się żenić. Dlaczego król miałby szukać żony dla mało ważnego, przygranicznego wasala? Zresztą nie wiem o tym człowieku nic prócz tego, co powiedziała mi o nim Eufemia. Nawet nie wiem, czy ma majątek. Siostra nigdy nie wspominała, by miał jakieś koneksje.

– Cierpliwości, chłopcze – uspokajał go hrabia. – Z czasem wszystkiego się dowiemy na temat sir Jaspera Keane. Jeśli to prawda, że król Ryszard znalazł mu majętną żonę, wybadamy sprawę i zrobimy z niej wdowę, nim jeszcze stanie na ślubnym kobiercu. Anglik słono zapłaci za to, co uczynił w Culcairn.

– Ale jak odnajdziemy dom sir Jaspera? – wzbraniał się Robert.

– Pomyśl, Rob! Ten człowiek nie potrafi utrzymać korzenia na wodzy. Wszędzie ma swoje kobiety, nawet po obu stronach granicy. Bóg jeden wie, że my Szkoci też czasem napadamy na przygraniczne wioski, ale ten człowiek zeszłej nocy zabił kobietę z szanowanej rodziny. Zrobił to naumyślnie, z okrucieństwem i diabelską złością. Znajdziemy go, chłopcze, bo ktoś na pewno wie, gdzie jest jego dom. Jeśli wie, to nam powie. Na wieść o jego zbrodni i o nagrodzie za wszelkie wieści o nim znajdą się chętni. Sowicie wynagrodzę każdego, kto powie mi, gdzie mamy go szukać. Złoto to potężniejsza broń niż miecz.

Młody właściciel ziemski zastanawiał się chwilę, a potem przytaknął. Nie powiedział jednak nic, bo ktoś szarpał go za rękaw. Była to niepozorna kobieta, spoglądająca nań niecierpliwie.

– O co chodzi, Uno?

– O co chodzi? – powtórzyła poirytowana staruszka. – Już ja paniczowi powiem, o co chodzi. Panienka Meg zaraz omdleje, a Mary i George przemarzli do kości. Są głodni. Już straciłam jedno z dzieci – powiedziała ze Izami w oczach, choć głos wciąż miała nieprzejednany – i nie zamierzam stracić kolejnych, kiedy panowie knujecie sobie zemstę. Nie można z tym poczekać?

Nieznaczny uśmiech pojawił się na surowym obliczu Tavisa Stewarta, kiedy Una głośno pouczała swego pana. Była małą szczupłą kobietką, ale najwyraźniej niczego się nie bała.

– Czy dzieci mogą jechać konno, kobieto? – zapytał.

– Tak – odparła. – Ja pojadę z panienką Mary, panienka Meg z paniczem Robertem, ale nie ma kto jechać z paniczem George’em. Sama wolałabym jechać powozem, bo nie lubię czworonogów. A dokąd to wyruszamy, jeśli wolno zapytać?

– Do Dunmor, dobra kobieto. Zabiorę dzieci. Moja matka, lady Fleming, poradzi mi w ich kwestii. Zostaniecie w Dunmor, nim odbudujecie dwór Culcairn – rzekł hrabia.

Una skinęła głową.

– To pięknie, że dałeś nam schronienie, panie – powiedziała rzeczowo i odeszła w stronę tego, co kiedyś było ich domem.

– Jest bękartem mego dziada – wyjaśnił młody szlachcic. – Jej matka była mamką dla jego dzieci z prawego łoża.

– Rozumiem – odparł hrabia. – Jest krewną, a to dobrze, bo krewni są zwykle lojalni.

Szlachcic zaczerwienił się, jakby słowa hrabiego go dotknęły.

– Nie wiedziałem, co zrobić z Eufemią – wyjaśnił bezradnie, choć nikt go o to nie prosił. – Była starsza o trzy lata. Kiedy matka urodziła George’a, zmarła, a ojciec faworyzował najstarszą siostrę. Nigdy tego nie mówił, ale wszyscy wiedzieli, że była jego ulubienicą.

W zeszłym roku zginął ojciec, a ja nie umiałem jej upilnować. Była niesforna – wyjaśnił Robert Hamilton.

– Eufemia mnie nie oczarowała, Robercie. Gdybym był jej bratem, pewnie bym ją bił za takie zachowanie. Prawie jej nie znałem. Miałem nadzieję, że z czasem nauczymy się nawzajem szanować i lubić. Wiesz, dlaczego chciałem się z nią ożenić. Pora już przyszła, bym miał potomka. Matka nie dawała mi spokoju. Chciałem mieć żonę, której ziemie przylegałyby do moich. Poza tym Eufemia była ładna, a mężczyzna lubi mieć w łożu ładną kobietę.

– Tak – zgodził się wesołym tonem młodzieniec – i żeby ładnie pachniała. Eufemia pachniała kwiecistą łąką. – Nagle przypomniał sobie, co się stało i powiedział – Dzięki ci, panie, że przyszedłeś nam z pomocą, dałeś schronienie mojej rodzinie i służbie. – Powody dla których hrabia chciał poślubić Eufemię wcale nie zdziwiły Roberta. Wydały mu się nawet rozsądne. Miłość zawsze przychodziła w małżeństwie później. Cieszył się, że hrabia poprosił o rękę Eufemii, bo był przyrodnim bratem króla Jakuba i mógł przecież szukać sobie lepszej żony. Mimo że hrabia był jego sąsiadem, nie widywał go wcześniej, bo ten bywał na dworze, w służbie brata. Miał opinię surowego, ale sprawiedliwego człowieka.

– Zanosi się na deszcz, Robercie – powiedział hrabia, przerywając jego zadumę. – Wiosna szybko przyszła w tym roku. Twoje siostry i brat nie wytrzymają dłużej na tym zimnie. Powinniśmy jechać.

Robert spojrzał z niepokojem na rodzeństwo.

– Tak – przyznał po chwili i poczuł straszliwe zmęczenie.

Hrabia zauważył zmartwioną minę chłopaka i powiedział:

– Niedługo będziemy w Dunmor, chłopcze. Tam możemy dalej snuć plany zemsty. Nie zmyję plamy na honorze, póki ten Anglik nie zapłaci za śmierć Eufemii własnym życiem, ale najpierw się trochę z nim pobawimy. – Machnął dłonią, a służba sprowadziła konie. Wsiadł na swego rumaka i wziął ze sobą George’a. Umieścił szlochającego brzdąca w siodle przed sobą. – Nie płacz, George, bo przestraszysz konie – ostrzegł go surowo. – Jesteś przecież Hamiltonem, a Hamiltonowie boją się jeno Boga!

Chłopiec spojrzał wielkimi niebieskimi oczyma i skinął do ciemnowłosego mężczyzny, który trzymał go, zapewniając poczucie bezpieczeństwa. Malec rozejrzał się i poczuł dumę. Nikt inny nie jechał na tak pięknym koniu. Stara Una i Mary jechały na niewielkim wałachu, a Rob musiał jechać z Meg.

– Nie będę płakać – powiedział malec.

– Dobrze – odparł hrabia i ruszyli w drogę.

Robert Hamilton jechał z półprzytomną ze zgryzoty siostrą, która wciąż popatrywała na zgliszcza domu. Na tle jaśniejącego nieba sterczały osmalone resztki dworu Culcairn. Z niektórych drewnianych bali wciąż snuł się dym. Dom wołał o pomstę. W szumie zrywającego się wiatru Robert słyszał krzyki umierającej Eufemii. Tak, hrabia miał rację, trzeba ją pomścić. Eufemia nie spocznie w pokoju, póki nie zostanie pomszczona. Nieważne, jak postępowała, wciąż była jego siostrą. Pomyślał, że w przyszłości będzie wspominał tylko miłe chwile z siostrą. Jej ostatnie słowa brzmiały: „Ratuj dzieci!”.

Na koniec dobroć pokonała wszystko, co złe w czarnej duszy jego siostry. Po raz pierwszy w życiu Eufemia pomyślała o innych. Musiał ją pomścić. Pomści ją!

Robert odwrócił wzrok od zgliszczy domu swych przodków i popędził konia, bo zanosiło się na burzę.

CZĘSĆ I. PANNA MŁODA


***

ROZDZIAŁ 1