– Lono! – ostrzegła ją delikatnie Arabella.

Lona spojrzała w stronę Avice, która sprzątała komnatę, i wzruszyła ramionami.

– Ona nie wie, co mówię, milady. Mój francuski jest znacznie lepszy niż jej angielski. Nie zna nawet tuzina słów po naszemu, a już na pewno jednym z nich nie jest „nie”. Ta wywłoka spała już z czterema z naszych ludzi, a teraz spogląda przymilnie na Fergusa MacMichaela. Jak tylko spróbuje, wydrapię jej te kaprawe oczy!

Arabella roześmiała się, ale FitzWalter ostrzegł:

– Nigdy niczego nie zakładaj. Poza tym mógłby cię zrozumieć ktoś nasłuchujący pod drzwiami. Potem zacząłby się zastanawiać, dlaczego w takiej sytuacji królowa była tak uprzejma. Córko, bądź bardziej ostrożna na przyszłość.

– Królowa była tak uprzejma, bo miała wyrzuty sumienia, ot co – rzuciła ostro Lona. – I słusznie. Ale masz rację, tato, na przyszłość będę bardziej ostrożna.

Na św. Jana, kiedy zajechał powóz lorda Vardena, Arabella była gotowa. Królowa okazała się hojna, wybrała spośród własnej garderoby suknie, które najbardziej pasowały do włosów i cery Arabelli.

Suknia z błękitnego jedwabiu miała odkryte ramiona i głęboki dekolt, a obcisłe rękawy osłaniały nadgarstki. Peleryna z brokatu koloru jasnego złota przypominała kolor włosów Arabelli. Stanik ozdabiał srebrny jedwab z naszytymi maleńkimi perełkami. Długi tren dodawał elegancji. Pantofle koloru sukni okazały się w sam raz. Na palec Arabella wsunęła pierścień rodowy.

Lona podała jej rękawiczki ozdobione maleńkimi perełkami i maleńki woreczek z błękitnego jedwabiu.

W drzwiach stanął elegancki dżentelmen i odezwał się:

– Lady Grey, jestem Anthony Varden. Witam panią w Paryżu – skłonił się nisko i uśmiechnął zniewalająco.

Arabella na chwilę zamarła, choć bardzo starała się ukryć zaskoczenie. Ten człowiek był przyjacielem Henryka Tudora? Widać było po nim, że lubi używać życia i jest wesoły, podczas gdy król był ponurakiem. Patrzyła na niego z rozbawieniem. Twarz anioła, wzrostu niewiele więcej niż onaJedno ramię miał wyżej od drugiego. Przypomniała sobie o manierach i skłoniła się.

– Merci, milordzie. Jestem wdzięczna za twoją przychylność.

– Jest pierwszy dzień lata. Cały Paryż dziś świętuje. Wkrótce na ulicach będzie pełno ludzi i może nam się nie udać przejechać.

Gdy znaleźli się w powozie, Anthony Varden zwrócił się do Arabelli:

– Tu możemy mówić otwarcie, lady Grey. Moi służący to Anglicy, ale są wierni królowi i swemu krajowi. – Obejrzał ją sobie uważnie. – Boże drogi – westchnął. – Teraz rozumiem, dlaczego Henryk panią przysłał. Jest pani przepiękna, madame, i na pewno złowi pani dla nas dużą rybę.

Gdyby to była inna okazja, inne miejsce i inny mężczyzna, Arabella czułaby się urażona, ale teraz roześmiała się tylko.

– Król chyba oszalał, wysyłając mnie tu – odparła. – Większość życia spędziłam z dala od miast i dworów. I nie jestem żadną latawicą, nie umiem wabić mężczyzn.

Przyjrzał jej się uważnie. Widział, że mówiła prawdę. A niech to, pomyślał. Trzeba będzie sobie z tym jakoś poradzić.

– Nie wolałbym w tej sprawie kobiety z doświadczeniem – odparł łagodnie. – To twoja naiwność, lady Grey, jest tak kusząca. Co się zaś tyczy kwestii praktycznych, ja się wszystkim zajmę. Niczego się nie obawiaj. Jestem twoim przyjacielem, pani, i na pewno cię nie opuszczę.

– Nie wiem, co mam właściwie robić, a już na pewno nie wiem jak – przyznała. – Prawdziwa ze mnie wiejska mysz, panie.

Uśmiechnął się, a jego szare oczy nabrały blasku.

– Przecież bywałaś na dworze szkockim, moja droga.

– Tak, panie. Mój mąż był przybranym bratem króla Jakuba II i jest wujem obecnego króla. Mój były mąż – dodała. – Niewiele czasu spędziliśmy na dworze, bo Tavis kocha swój dom, Dunmor.

– Dwór francuski jest bardzo elegancki – rzekł lord Varden – ale mimo to natura ludzka jest wszędzie taka sama. Niedługo poznasz niebezpiecznych, podstępnych i czarujących ludzi. Zwróć szczególną uwagę, moja droga, na Adriana Morlabc, księcia de Lambour. Jest bliski rodzinie Beaujeu i samemu królowi. Informacje, do których ma dostęp, mogą się przydać królowi Henrykowi.

– Jak go poznał?

– Wcześniej czy później sam cię odnajdzie, moja droga, bo jest wielkim znawcą kobiecej urody. Będziesz na dworze nowa i jesteś piękna, więc wielu dżentelmenów zainteresuje się twoją osobą. Proponuję, byś się z nimi bawiła w ciuciubabkę. Większość zrezygnuje, ale nie Adrian Morlabt. Dla niego takie wyzwanie będzie nie do odrzucenia.

– Mam w końcu ulec? – zapytała i nagle w jej oczach stanęły łzy.

Anthony Varden zauważył jej poruszenie i w duszy przeklął przyjaciela za to, że wysłał mu tę kobietę.

– Wybór należy do ciebie i tylko do ciebie, Arabello Grey. Być może uda ci się go owinąć wokół palca i dostaniesz to, czego chciałaś bez poświęceń, ale nie powinno cię to zbytnio martwić. Tutaj wysoko urodzone kobiety często biorą sobie kochanków i nikt ich za to nie potępia. Jeśli do tego dojdzie, nie powinnaś się obawiać nagany. Kobieta tak piękna jak ty nie powinna żyć bez miłości. Jeśli uda się pani złapać w sidła księcia de Lambour, stanie się pani popularną osobą, moja droga, zapewniam.

– Czy on nie lubi kobiet? Może jest żonaty? – zapytała zaciekawiona Arabella.

– Och, Adrian Morlaix lubi kobiety i to bardzo, zapewniam cię, moja droga. Owszem, ma żonę, myszowatą i malutką, ale bardzo płodną kobietkę, która co roku daje mu nowe potomstwo. Trzyma ją z dala od dworu, choć kilka lat temu widziałem ją raz, niedługo po ich ślubie. Jego żona mieszka z dziećmi w château w Normandii, a on odwiedza ją od czasu do czasu, lecz nie częściej niż raz w roku, by uszczęśliwić nowym dzieckiem – Adrian większość czasu spędza na dworze, biorąc sobie coraz to nowe kochanki, by je zaraz potem rzucić.

– To jakiś straszny człowiek – stwierdziła Arabella.

– Ależ nie – zapewnił ją lord Varden. – Jest czarujący i dowcipny, ale łatwo się nudzi.

– I spodziewacie się, że ja go zaintryguję na tyle, by zwierzał mi się ze swoich tajemnic? Panie, obawiam się, że spotka nas rozczarowanie. Jeśli nie udało się to francuskim pięknościom doświadczonym w miłosnych potyczkach, to jak, na litość boską, ma się to udać mnie?

– Droga pani – rzekł jej towarzysz – najwidoczniej nie wie pani, jak wielka jest pani uroda, a już na pewno, jak należy jej używać wobec mężczyzn, by ich wykorzystać. Jeśli jest pani tak niewinna w sprawach uwodzenia, chętnie posłużę za nauczyciela. Zacznę od pierwszej i najważniejszej rady: odmawiaj mężczyźnie aż do chwili, kiedy zacznie rozpaczliwie błagać. Niech pani będzie sobą i nie próbuje niczego udawać. Obiecuję, że na pewno osiągnie pani sukces, o jakim nie marzyła w snach.

Powóz zatrzymał się.

– Nie zostawi mnie pan samej? – upewniła się w chwili paniki, jaka ją nagle ogarnęła.

– Przez cały wieczór nie będę pani odstępował ani na krok. Pewnie moje zachowanie rozczaruje kilku zalotników, tłoczących się dziś przy pani. Postaram się im jednak wyjaśnić, że nie jesteśmy kochankami, choć bardzo tego żałuję. Powiem im, że jestem jedynie pani rodakiem, który zaopiekował się damą w tarapatach.

Stangret zeskoczył z powozu, by rozłożyć schodki i podać obojgu podróżnym rękę. Tuż obok zajeżdżały inne powozy i wysiadali z nich elegancko odziani goście króla. Wchodzili głównym wejściem od ulicy do rezydencji de Valois. Kwadratowy budynek miał drugie drzwi prowadzące na ogrody. Lord Varden skierował się z Arabellą do głównego wejścia, trzymając ją pod ramię. Przepychali się wśród prawdziwego tłumu. Varden kłaniał się od czasu do czasu i uśmiechał do znajomych, którzy nie ukrywali poruszenia na widok jego olśniewająco pięknej towarzyszki.

– Jest i regentka, księżna de Bourbon – szepnął w stronę ucha Arabelli i lekko skinął głową w lewo. – Bądź dzielna, moja droga, bo za chwilę cię przedstawię. – Zatrzymali się przed księżną i nisko skłonili. – Witaj madame la duchesse - rzekł lord Varden. – Niech mi wolno będzie przedstawić pani moją krajankę i zbiega, lady Arabellę Grey.

– Z własnej woli opuściłaś Anglię, madame? – zainteresowała się regentka, spoglądając na Arabellę.

– Niestety, nie. Opuściłam Anglię, ponieważ padalec, który śmie zwać się naszym królem, ograbił mnie z majątku, znajdującego się na granicy ze Szkocją, madame la duchesse, a wszystko tylko dlatego, że jestem kobietą. Król twierdzi bowiem, że kobieta nie jest w stanie utrzymać przygranicznej warowni. Tak uzasadnił tę jawną kradzież – rzekła smutno Arabella.

– Nie dał ci zatem w zamian innego majątku o tej samej wartości, by złagodzić stratę? Dlaczegóż to? – zapytała stanowczym tonem Anna de Beaujeu.

– Nie, madame la duchesse - odparła Arabella. – Nic nie zaproponował mi w zamian, pewnie dlatego, że moja świętej pamięci matka była spokrewniona z naszym zmarłym królem, Ryszardem.

– Ach – odparła ze zrozumieniem księżna de Bourbon. – Niestety, mon chere madame, tak właśnie postępują królowie, mszczą się na rodzinach swoich rywali. Ale żeby pozbawić majątku bezbronną kobietę, to już prawdziwy brak ogłady. Mam nadzieję, że we Francji powiedzie się pani lepiej, lady Grey – skończyła regentka i odwróciła się, by powitać innych gości

Arabella i lord Varden skierowali się w stronę ogrodu.

– Nie jest zbyt piękna – zauważyła Arabella, kiedy się nieco oddalili – ale trzeba przyznać, że niezwykle elegancka.

– Znacznie bardziej przypomina matkę niż ojca – zauważył lord Varden – ale ma nos i szyję rodu de Valois. Na szczęście po matce odziedziczyła dobry gust. Charlotte Savoy uwielbiała luksus i doskonale znała się na modzie.

– Jaki jest król Karol?

– Karol? Spójrz, moja droga. To ten chłopak z jasnorudymi włosami. To jest król Karol.

– Ten cherlawy, wyglądający na chorego? – zdziwiła się Arabella. Nie było w nim nic królewskiego. Niski, miał nieproporcjonalnie długie nogi, a głowę za dużą w stosunku do reszty ciała. Spoglądał na wszystkich z miną, która zdradzała osobę niezbyt rozgarniętą. Wielki, przygięty nos prawie stykał się z górną wargą, grubą i szeroką. Na środku brody znajdował się głęboki dołek.

– Na Boga, panie, powiedz mi, że ten człowiek ma jakąś zaletę, bo na pewno jest najbrzydszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek w życiu widziałam – szepnęła Arabella.

– Niewiele dobrego można powiedzieć o tym królu – przyznał Anthony Varden, wstrzymując śmiech i obawiając się, że zaraz wybuchnie gromkim rechotem, bo lady Grey miała niewyparzoną buzię. – Król jest nerwowy, pośpiesznie podejmuje decyzje, ma nieznośny temperament i jest uparty. Mimo to trzeba przyznać, że na przekór wszystkim jego wadom to zaskakująco miły młody człowiek, moja droga. O, jest i diuk de Lambour. Właśnie wchodzi do ogrodu. Musimy dotrzeć do króla w tym samym czasie, co on, by mógł się pani dobrze przyjrzeć. Nagle lord Varden spoważniał.

Arabella odwróciła się i jej serce zaczęło mocniej bić. Zdenerwowana spoglądała na mężczyznę schodzącego do ogrodu po kamiennych schodach. Był wysoki i wyjątkowo przystojny. Odziany w purpurowy kaftan, zdobiony złotem i perłami, prezentował się olśniewająco, bo purpura pasowała do jego jasnej cery i ciemnych włosów. Jedna nogawka jego pantalonów była czerwona, a druga w biało-czarne paski, rękawy zdobiły wielkie guziki z masy perłowej. Przy złotym pasie umocował niewielką sakiewkę, zwaną escarcelle, w której mieściły się nóż i łyżka. Na szyi miał ciężki złoty łańcuch z okrągłym grawerowanym wisiorem. Na każdym z palców widniał pierścień. Włosy strzygł krótko przy uszach.

Arabella nie zdawała sobie nawet sprawy z faktu, że wpatrywała się w księcia, kiedy lord Varden pchnął ją w kierunku króla, mówiąc:

– Wasza wysokość, chciałbym zaprezentować jeszcze jednego zbiega z mego kraju, lady Arabellę Grey.

Arabella przestraszyła się nieoczekiwanej zmiany, ale na szczęście opanowała się szybko i skłoniła nisko, słuchając pięknego, jak na tak brzydką osobę, głosu króla:

– Witam we Francji, madame. – Wielka dłoń sięgnęła do jej twarzy. – Ależ Anthony, ona jest równie piękna, jak ja brzydki – rzekł ze śmiechem i zwrócił się do księcia de Lambour: – Czyż nie jest piękna, Adrianie? Nawet ty, który kolekcjonujesz piękne kobiety jak motyle na szpilkach, musisz przyznać, że jest wyjątkowa.

Arabella, ku wielkiemu zadowoleniu króla, zaczerwieniła się uroczo.

– I na dodatek skromna. Ależ urocza jest ta petite rosę d’Anglaise. Jak miło spotkać na mym dworze kobietę, która jeszcze potrafi się oblać pąsem, usłyszawszy komplement. Adrianie, cóż o niej myślisz?

Miał lazurowo-niebieskie oczy i Arabella nagle zdała sobie sprawę, że patrzy wprost na nią. Oceniał ją rzeczowo. Znów się zaczerwieniła.

– W rzeczy samej, niezwykle piękna, panie mój – rzekł cicho Adrian Morlaix.