– Kiedy dotrzemy do Greyfaire – odparła mądrze matka.

– Mojego kucyka? – nalegała Margaret.

– Tak. Nikt inny nie będzie mógł na nim jeździć, tylko ty, Maggie – obiecała Arabella.

Margaret Stewart ruszyła ze swego kąta w ramiona matki.

– To jedźmy po mojego kucyka – rzekła. – Potem wrócimy i pokażemy go Arturowi.

– Kiedyś tak zrobimy – odparła Arabella, podnosząc ją. – Pewnego dnia.

ROZDZIAŁ 22

Arabella Grey spojrzała na to, co kiedyś było pięknym, pełnym owoców sadem. Ziemia była zachwaszczona, a po młodych drzewach, których sadzenia tak uważnie doglądała jakieś czternaście miesięcy temu, nie było nawet śladu. Zerknęła na wioskę, niegdyś uroczą i tętniącą życiem. Teraz u stóp Greyfaire nie było nic, ani uliczek, ani domków, w których urodziły się, wychowały i mieszkały całe pokolenia ludzi. Kilka poczerniałych kamieni mokrych od letniego deszczu – oto, co zostało. Gdy Arabella i jej ludzie podążyli dalej drogą w stronę warowni, zauważyła kilka wychudzonych owiec, skubiących chwasty na łące. Bez słowa spojrzała na FitzWaltera.

– Niedługo się dowiemy – rzekł ponuro.

Most zwodzony do warowni był uniesiony jak w czasie obrony, ale kiedy się do niego zbliżyli, zaczął powoli opadać. Drewniany most, okopcony i poczerniały nosił znamiona walki, ślady po pikach, siekierach i innych ostrych narzędziach.

FitzWalter zatrzymał grupę podróżników.

– Nie wiemy, kto jest w środku, milady – rzeki. – Niech lepiej oni wyjdą do nas. Nie możemy wchodzić w paszczę lwu.

Z warowni na ich powitanie wyjechał jeździec, a Arabella krzyknęła z radością:

– To Rowan! Rowan! Rowan!

Machała do niego, a on, kiedy usłyszał jej głos, ruszył galopem na ich powitanie.

– Lady! Dzięki Bogu i Matce Przenajświętszej, to pani! Szybko! Do warowni! Nie wiadomo, kiedy znów nas zaatakują.

– Kto, chłopcze? – zapytał FitzWalter, kładąc dłoń na ramieniu syna, by go uspokoić. – Szkoci na was napadli?

– Szkoci? Nie. To nie Szkoci doszczętnie zniszczyli Greyfaire. To Jasper Keane. Proszę, wjedźcie do środka. Musimy podnieść most. Nawet z kilkoma nowymi ludźmi nie mamy już dość siły, by im się przeciwstawić, jeśli nas zaskoczą.

Wjechali za Rowanem do warowni i podniesiono most.

Na niewielkim podwórzu Arabella ku swemu przerażeniu zobaczyła kilka drewnianych chatek przyklejonych do murów obronnych. Nie musiała o nic pytać. Smród ludzkich i zwierzęcych odchodów na niewielkiej przestrzeni był nie do zniesienia.

– Boże, dopomóż nam! – powiedziała Lona i przycisnęła do siebie małą Margaret.

– Czy w zamku można zamieszkać? – zapytała Arabella.

– Z trudem – usłyszała odpowiedź.

Zeszła z konia i pośpieszyła po schodach do środka. Tam zastała liczne zniszczenia. Wszystkie okna były wytłuczone, meble rozbite, podłogi porysowane. Wszędzie był kurz i brud.

– Dlaczego twoja matka nie sprzątała w zamku? -zapytała Rowana.

– Nie ma jej tutaj, milady. Gdy przyszło najgorsze i większość ludzi uciekła z Greyfaire, by szukać nowego życia na południu, wysłałem matkę i młodszą siostrę do ciotki Wanetty w Yorku. Nie chciała jechać, ale wiedziałem, że w takim wypadku ojciec zrobiłby to samo. Wszyscy ludzie, którzy zostali, są bardzo starzy albo bardzo uparci – zakończył ponuro Rowan.

– Czy wśród upartych zostały trzy kobiety zdolne do pracy? – zapytała chłodno Arabella, a kiedy skinął głową, mówiła dalej. – Poślij natychmiast po nie. Musimy porozmawiać, Rowanie FitzWalterze, ale póki w zamku nie da się nawet usiąść, nie będę słuchała tego, co masz mi do powiedzenia. – Zwróciła się do Lony. – Zabierz Margaret do mojej komnaty i jeśli nie da się w niej zamieszkać, ogarnij ją trochę. Fergus ci pomoże.

– Tak, milady – odparła Lona, spoglądając ze złością na brata. Rowan nie był zbyt rozsądny, bo nie pomyślał o podstawowych potrzebach mieszkańców warowni.

Kilka brudnych i rozleniwionych kobiet weszło do zamku, niosąc miotły i wiadra z wodą. Arabella sama nimi pokierowała i wzięła się za miotłę, by zamieść salę rycerską.

– Jeśli nie znajdziesz nikogo, kto mógłby naprawić meble – zwróciła się znów do Rowana – znajdź ławy i stoły, które nadają się do użytku. Do diaska! Nieważne, co tu się stało. Powinieneś zadbać, by warownia czekała na mój powrót.

Zasmucony Rowan wybiegł szybko z zamku, a FitzWalter wyszedł za nim, by sprawdzić, co się dzieje w stajniach i ilu ludzi nadaje się do walki. Znalazł kilka kobiet, które potrafiły przygotować posiłek i kazał im podać pani coś do jedzenia. Był zły na syna, ale rozumiał jednocześnie, że chłopak uczynił wszystko, co w jego mocy w tej trudnej sytuacji. Wydawało mu się, że zostawia Rowanowi łatwe zadanie. Zbyt wiele łat pozbawionego trudów życia pozwoliło mu zapomnieć o najgorszym. Człowiek starszy, z większym doświadczeniem, po pierwszym ataku Jaspera Keane’a ruszyłby w pościg za nim i wybił mu jak najwięcej ludzi. Starszy, bardziej doświadczony żołnierz dopilnowałby, żeby sir Jasper nie wrócił tu już więcej.

Przed zmierzchem udało im się przywrócić w Greyfaire jako taki porządek. Okna zostały zasłonięte okiennicami, a w kominku palił się ogień, usuwając powoli wilgoć i zapach zgnilizny z pomieszczeń. Na zewnątrz zaczęło porządnie padać. Do sali rycerskiej wrócił duży dębowy stół i kilka krzeseł. Stół wyczyszczono i przetarto pszczelim woskiem, a na talerzach leżały już tylko resztki kapłonów i pstrąga. Zjedzono nawet groszek i chleb, który udało się upiec w kuchni. Arabella nie miała ochoty jeść dziś sama, więc przy stole usiedli z nią FitzWalter, Lona, Fergus i Rowan. Mała Maggie spała na górze pod opieką starej kobiety o imieniu Nora, która zobaczywszy dziewczynkę, natychmiast okrzyknęła się nianią.

Arabella usiadła w końcu wygodnie i wysuszywszy swój kielich poprosiła o jeszcze. W końcu spojrzała na Rowana FitzWaltera i rzekła:

– Zacznij od początku, Rowanie, i opowiadaj o wszystkim, ze szczegółami. Wiem, że zrobiłeś, co mogłeś, by ratować warownię i nie jestem na ciebie zła.

FitzWalter posłał jej spojrzenie pełne wdzięczności, a Lona uśmiechnęła się do niej szczęśliwa, kiedy nalewała wino.

– Dwa miesiące po twoim wyjeździe, pani – zaczął Rowan – sir Jasper Keane wrócił do Greyfaire. Był tu urzędnik królewski i robił spis inwentarza. Powiedział nam, że teraz Greyfaire należy do króla, a ty, pani, jesteś banitką i przebywasz we Francji. Jednak ludzie, którzy wrócili, zapewniali, że król chce tylko zachować pozory. Powiedzieli, że niedługo wrócisz do domu. Na początku ludzie im wierzyli, ale potem przyjechał sir Jasper Keane.

Na początku udawał, że od teraz Greyfaire jest jego własnością dziedziczną, ale urzędnik królewski powiedział mu, że to nieprawda i kazał odjechać. To wtedy ludzie sir Jaspera splądrowali zamek. Rozebrali urzędnika królewskiego, wychłostali go jak psa i wyrzucili z zamku. Wciąż słyszę w uszach jego wycie. Biedak miał tak poranione pośladki, że kiedy go znaleźliśmy, przez kilka tygodni nie mógł siedzieć. Ukryliśmy go więc w jaskini do czasu wyzdrowienia, a potem odesłaliśmy do króla. Sir Jasper wyjechał. Sądziliśmy, że już po wszystkim, ale on wrócił i potem wracał regularnie. Za każdym razem niszczył część Greyfaire. Nigdy nie wiedzieliśmy, kiedy znów uderzy, czasem w dzień, czasem w nocy. Czekał aż jesienią zbierzemy plony, a potem nam je odbierał. Tego roku podpalił pola, kiedy było jeszcze na nich zboże. W końcu przestaliśmy uprawiać cokolwiek, milady, bo jaki był z tego pożytek? Tej wiosny sir Jasper zniszczył sad wtedy, kiedy zaczynały się na nowych drzewkach pojawiać kwiaty. Ukradł wszystkie owce, prócz kilku, których nie zauważył. Nie było dość jadła, by ludzie przetrwali zimę, więc większość rodzin uciekła przed głodem. Matkę i siostrę wysłałem na Boże Narodzenie do siostry. Na początku lata jego ludzie zniszczyli wioskę, a właściwie to, co z niej zostało. Nikt nie ucierpiał, bo pozostali w Greyfaire ludzie przenieśli się do warowni. Od tej pory próbuje zdobyć mury obronne. Uparł się, że jeśli nie może mieć Greyfaire dla siebie, zburzy je i nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Jak dotąd udawało nam się go powstrzymać. To koniec mojej opowieści, milady.

– Czy król Henryk o tym wie?

– Chyba nie, bo na pewno wysłałby wojsko przeciwko sir Jasperowi – rzekł Rowan.

– Rozmawiałem z ludźmi – powiedział cicho FitzWalter. – Sir Jasper stał się rozbójnikiem, wyrzutkiem, milady. Najbardziej zawzięty jest na Greyfaire, ale najeżdża też większość północnych warowni. Na pewno ktoś z ludzi króla o tym wie, ale nie uczyniono nic, by go powstrzymać. Dla nas to bardzo ważna kwestia, ale dla króla raczej nie. Teraz ma ważniejsze problemy, a sir Jasper Keane nie jest dla niego bezpośrednim zagrożeniem.

Arabella zastanawiała się przez chwilę. Najwyraźniej biła się z myślami, a potem powiedziała:

– Musimy posłać kogoś do Dunmor, FitzWalter. Hrabia od wielu lat chce się na nim zemścić. Wreszcie będzie miał okazję, by to uczynić, na pewno z niej skorzysta.

– A ty, milady, będziesz przynętą na sir Jaspera Keane’a – rzucił ze śmiechem FitzWalter. – Bardzo sprytnie i zdaje mi się, że się uda.

– Musi się udać, FitzWalterze, bo inaczej nigdy nie zaznamy pokoju. Nie mogę odbudowywać Greyfaire dla małej Maggie, jeśli sir Jasper będzie ciągle nas najeżdżał. – Zwróciła się do Rowana: – Ty zawieziesz hrabiemu wiadomość ode mnie. Wyjedziesz, jak tylko napiszę list. Sir Jasper Keane, nawet jeśli już wie o moim powrocie, jeszcze nie miał czasu zgromadzić wojska. Poza tym w tak złą pogodę na pewno nie zacznie ataku. Myśli, że ma na to mnóstwo czasu, bo jest przekonany, że jestem bezbronna. Musisz jechać szybko, nim pogoda się poprawi, bo sir Jasper zacznie atak, jak tylko przestanie padać. – Odwróciła się do Fergusa MacMichaela. – Wysłałabym ciebie, Fergusie, ale bardzo potrzebuję dobrego żołnierza i to doświadczonego w walce. Zostaniesz z nami?

– Tak, milady – odparł młody człowiek, a potem odważnie dodał: – Ale chcę coś w zamian.

– Chyba wiem, czego chcesz – powiedziała. – Ręki Lony?

– Tak.

– Masz moje pozwolenie, ale musi się jeszcze zgodzić FitzWalter, bo przecież to jego córka.

– Nie mam nic przeciwko temu – odezwał się FitzWalter – ale najpierw musimy pozbyć się sir Jaspera Keane’a.

Lona przyniosła pergamin i pióro, nim Arabella zdążyła ją po nie posłać. Stała za swoją panią, czytając napisane przez nią słowa:

Wróciłam do Greyfaire. Sir Jasper planuje już atak na moją warownię. Jest ze mną Margaret.

Arabella Grey z Greyfaire

– Nawet nie poprosiłaś go o pomoc, milady – zauważyła zdziwiona służąca.

– Nie muszę – odparła Arabella. – Nie będzie mógł nawet powiedzieć, że się ukorzyłam. Przybędzie tu z powodu swojej córki, która jest w niebezpieczeństwie.

– Milady, jesteś złą kobietą. To po prostu podstęp!

Arabella roześmiała się. Zwinęła pergamin i nalała na niego wosk, a potem wycisnęła na nim znak z sygnetu, który zawsze nosiła na palcu.

– Nie, Lono, nie jestem zła ani podstępna, ale dumna. Gdyby istniał sposób, dzięki któremu sama mogłabym usunąć żądło z ogona sir Jaspera, wykorzystałabym go. Niestety, sama sobie nie poradzę. Potrzebuję pomocy hrabiego Dunmor, który i tak ma z nim dawne porachunki. To całkiem uczciwa wymiana.

– Tato? – zwróciła się do ojca Lona, ale FitzWalter uśmiechał się szeroko.

– Czy ci się to podoba, czy nie, dziewczyno, sposób jest naprawdę mądry i sam hrabia na pewno doceni spryt naszej pani – rzekł.

Arabella podała pergamin Rowanowi.

– Jedź – rzekła – i pamiętaj, Rowanie FitzWalterze, że los Greyfaire i wszystkich, którzy tu zostają, leży w twoich rękach.

– Nie zawiodę, pani – obiecał Rowan i wyszedł z sali rycerskiej.

– Ile mamy czasu? – zapytała FitzWaltera.

– Jutro nie zaatakuje – odparł. – Przyjechaliśmy dziś dość późno. Jest mało prawdopodobne, by sir Jasper wystawił kogoś na wartę w czasie deszczu. Nie wie przecież, że w ogóle tu wrócimy, a brak zainteresowania króla upewnił go, że może napadać na nas, kiedy mu się żywnie podoba i nie musi się śpieszyć. Możliwe, że przyjedzie pojutrze, jeśli rozniesie się wieść, że jesteś już w domu. Niestety, Bóg jeden wie jak, ale takie plotki krążą szybko. Jeśli będziemy mieli szczęście, hrabia przybędzie tu przed sir Jasperem, a jeśli nie, na pewno uda nam się go odeprzeć. Jesteś pani pewna, że przyjedzie?

– Przyjedzie. Jeśli nie dla mnie, to dla córki – zapewniła go.

– Może Lona ma rację – zaśmiał się znów FitzWalter. – Może jesteś podstępna, milady.

Arabella Grey roześmiała się szczerze i głośno po raz pierwszy od dawna.

– Tak – przyznała – podstępna ze mnie kobieta, FitzWalterze.

Przez cały następny dzień warta rozstawiona na murach obronnych wypatrywała jeźdźców, ale wszędzie dokoła panował spokój. Przestraszeni mieszkańcy Greyfaire stwierdzili, że jest za spokojnie. Dzień był szary i deszczowy. Nie był to dzień, w którym człowiek, pewien, iż ma mnóstwo czasu, byłby skłonny atakować. Zapadła noc, a deszcz lał teraz jeszcze mocniej.