Ledwie zaczęło świtać, a do głównej bramy ktoś głośno zapukał. Straż zauważyła za bramą kowana FitzWaltera, hrabiego Dunmor, a za nimi dużą grupę jeźdźców.

– Spuść most – rozkazał Rowan, a wartownicy natychmiast wykonali jego rozkaz.

Hrabia i jego żołnierze weszli na i tak już mocno zatłoczone podwórze zamkowe. Ich konie nerwowo obijały się o ludzi i bydło. FitzWalter zjawił się od razu, kierując ludzi i konie do stajni. Stajenny z Greyfaire podbiegł pośpiesznie odprowadzić wielkiego rumaka hrabiego.

– Wytrzyj go dobrze, chłopcze – powiedział z uśmiechem Tavis, a potem zwrócił się do FitzWaltera: – Co tu się dzieje?

– Dopiero co wróciliśmy z Francji, milordzie – odparł kapitan – ale z tego, co widzę, sir Jasper porządnie się napracował, by zniszczyć Greyfaire. Nic już nie zostało, większość ludzi uciekła, a pozostali, jak to powiedział mój syn, tylko starzy i uparci mieszkańcy wioski.

– Kiedy zabiję sir Jaspera, Greyfaire będzie w stanie się podnieść? – zapytał cicho.

Straszliwy smutek zawitał w oczach FitzWaltera; świadomość faktu, którego wcześniej nie chciał przyjąć do wiadomości. Spojrzał w końcu na hrabiego Dunmor i odparł uczciwie:

– Nie, zdaje mi się, że nie, panie, choć bardzo mnie to boli. Ziemia z czasem wróci do dobrego stanu, zwłaszcza jeśli lady Grey uzyska dobry kredyt w Yorku, ale straciliśmy ludzi, milordzie. Żaden majątek nie przetrwa bez ludzi. Wielu i tak wątpi, by lady Greyfaire mogła go sama utrzymać. Nie wiem, czy ludziom wystarczy cierpliwości, nie wiem, czy jeszcze mają nadzieję.

– Ale twoja pani i tak nigdy nie przestanie próbować, prawda, FitzWalterze?

– Tak, milordzie, nie przestanie.

– Więc będę musiał poczekać, aż wrócą jej zdrowe zmysły, choć moja rodzina bez przerwy nalega, żebym się ożenił i miał jeszcze dzieci.

– Lady Margaret! – krzyknął FitzWalter. – Pewnie chce pan zobaczyć naszą małą panienkę. Och, jaka ona jest piękna, a jaka uparta, jeśli wolno mi powiedzieć.

Tavis roześmiał się głośno.

– Boże, dopomóż mi – rzekł. – Jedną taką trudno mi wziąć w karby i nie wstydzę się wcale do tego przyznać.

Weszli do sali rycerskiej. Hrabia zauważył Arabellę stojącą przy kominku, ogrzewającą dłonie. Obok niej stała mała ciemnowłosa dziewczynka. Usłyszawszy kroki, Arabella odwróciła się. Gdy ujrzała Tavisa, pochyliła się i powiedziała coś do dziecka, które natychmiast ruszyło biegiem przez komnatę krzycząc:

– Tatku! Tatku!

Tavis Stewart pochwycił córkę, przytulił mocno i głośno cmoknął w policzek. Patrzył z podziwem na jej błękitne oczy. Potem spojrzał na Arabellę i zauważył w jej oczach łzy. Odwróciła się pośpiesznie i otarła je, by ich nie widział.

Po chwili zaczęła mówić opanowanym tonem:

– Witamy cię serdecznie w Greyfaire, milordzie. Dziękuję za przybycie. Na pewno jesteś spragniony po długiej podróży. Napijesz się piwa? Niestety, nie mogę zaproponować wina, bo powróciwszy dopiero dwa dni temu, zastałam moje piwnice puste, z wyjątkiem dwóch galonów, które zostawiłam na uczczenie naszego zwycięstwa nad wspólnym wrogiem. Noro, zabierz lady Margaret. Pora spać. Margaret pożegnaj się z ojcem. Będzie tu rano i jeszcze się zobaczycie, obiecuję – rzekła do córki, która przez chwilę chciała protestować, ale usłyszawszy słowa matki, uspokoiła się.

– Piwo całkowicie wystarczy, madame. Dziękuję – odparł, biorąc z jej rąk kielich i oddając dziecko niani.

Cóż z niej za jędza – pomyślał. Zachowuje się, jakby moja wizyta w Greyfaire była zupełnie niespodziewana, jak gdybym przejeżdżał tędy przy okazji i wstąpił na chwilę.

Miał przez moment ochotę powiedzieć, że przyjechał po córkę, dowiedziawszy się, że jest w warowni, która niedługo ma znaleźć się w oblężeniu. Ciekaw był, co by wtedy powiedziała, czy wreszcie poprosiłaby o pomoc. Wątpił. Wolałaby raczej zmierzyć się w pojedynku na miecze z sir Jasperem Keane’em.

– Twoi ludzie, panie, mogą położyć się w tej sali – rzekła chłodno. – Dla ciebie przygotowałam komnatę w części prywatnej zamku.

– Dziękuję, madame – odparł. – Czyżby to znaczyło, że uważasz mnie za rodzinę? – Tavis po prostu nie potrafił się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. W jego zielonych oczach zabłysła wesołość.

Arabella nagle zauważyła, że w komnacie nie było nikogo prócz nich dwojga.

– To niewielki dom, o czym doskonale wiesz, panie. Dlatego goście honorowi muszą korzystać z naszych prywatnych komnat – rzuciła sucho.

– Oczywiście, madame – odparł smutno.

– Na pewno jesteś, panie, głodny po podróży – ciągnęła beznamiętnie Arabella. – Żałuję, że nie mogę podjąć cię ucztą, ale to, co podamy, jest smaczne, dobrze przyprawione i pożywne, obiecuję.

Hrabia Dunmor miał ochotę pochwycić lady Grey i pocałować ją mocno. Była najbardziej upartą, irytującą i drażniącą nerwy kobietą, jaką w życiu znał, ale zmieniła jego stosunek do kobiet. Nie widział jej od czasu krótkiej wizyty we Francji, a mimo to piękna, odziana w proste, wiejskie stroje niewiasta, która stała przed nim, fascynowała go znacznie bardziej niż elegancka istota, jaką widział w Paryżu. Cokolwiek się między nimi zdarzyło, wiedział, że kocha Arabellę Grey, zawsze ją kochał i przez nią już nigdy nie pokocha innej kobiety. Chciał ją mieć z powrotem jako żonę, hrabinę Dunmor i matkę jego dzieci. Tym razem jednak nie mógł jej zabrać z Greyfaire. Wiedział, że musi zaczekać, aż ona będzie gotowa wyjechać stąd z własnej woli, aż będzie gotowa wrócić do niego. Nie było ważne dla Tavisa, jak długo to może potrwać, ważne, że nie chciał żadnej innej.

Jego ludzie zaczęli wchodzić do sali, a służba z warowni wnosiła jedzenie. Ojciec Anzelm, FitzWalter i hrabia zajęli miejsca przy stole obok Arabelli. Donald Fleming przyszedł później i usiadł obok brata. Arabella skinęła do niego głową, a on mruknął coś niewyraźnie na znak powitania.

– Pocieszający jest fakt, że nasza obecna sytuacja nie zmieniła ani odrobinę moich relacji z twoim bratem, panie – rzuciła Arabella z humorem.

– Donald się nie zmienił – odparł rozbawiony Tavis – chociaż jest już żonaty.

– Donald?

– Tak, ja – burknął niechętnie Donald Fleming. – Wydaje ci się to dziwne, madame?

– Nie, panie, nie wydaje mi się. Przecież nawet Kościół naucza, że znajdzie się kobieta dla każdego mężczyzny. To musi być wyjątkowa kobieta, skoro wytrzymuje z tobą, Donaldzie.

– Owszem, jest wyjątkowa – chwalił się Donald -i bardzo posłuszna, nie jak niektóre kobiety, których imienia przez grzeczność nie wymienię.

– Jeszcze piwa, Donaldzie? – zapytała słodko Arabella, a kiedy skinął głową, wylała zawartość dzbanka na jego kolana. Z wyjątkowo głośnym rykiem i wykrzykując sprośne słowa, od których więdły uszy, Donald podskoczył, a Arabella, udając zdenerwowanie, jęknęła:

– Och, panie, musisz mi wybaczyć. Ręce mi się trzęsą na myśl o straszliwej bitwie, która odbędzie się jutro.

Donald Fleming wyszedł z sali, a za nim pobiegł służący, na którego skinęła Arabella, bez słowa każąc mu pomóc mokremu w nieszczególnym miejscu gościowi. FitzWalter z trudem wstrzymywał śmiech, nie chcąc obrazić Donalda Fleminga.

– Nic się nie zmieniłaś, złośnico – zaśmiał się hrabia. Spoważniał jednak, kiedy odpowiedziała chłodno:

– Słuszna uwaga, milordzie. Dobrze, że to zauważyłeś.

– Tak – przyznał. – Rozumiem. Chyba nawet więcej, niż ci się wydaje.

– Powiedz mi, jak chcesz pokonać sir Jaspera – rzekła, umyślnie zmieniając temat.

– Oczywiście podstępem – odparł hrabia. – Zanim wzejdzie świt, Donald z połową moich ludzi opuści Greyfaire. Skryją się za wzgórzem. Gdy nasz stary wróg zaatakuje, znajdzie się w środku naszych wojsk. Ja z połową ludzi ruszę na niego z warowni, a Donald z drugą połową zagrodzi mu odwrót. Sir Jasper nie będzie się spodziewał żadnego oporu, bo nie wie, że tu jesteśmy. Sądzi, że jesteś bezbronna i myśli teraz tylko o ostatecznym zwycięstwie nad tobą i Greyfaire. Nim nastanie zmierzch, ten człowiek będzie martwy, przyrzekam!

– To dobry plan – odparła. – Jeszcze potrawki z królika?

– Tak – poprosił, a Arabella napełniła jego talerz i dodała świeżego chleba i ostrego, żółtego sera.

– Niestety, nie mam nic słodkiego – powiedziała przepraszającym tonem. – Sady wymarły, a nie mogłam jeszcze jechać do Yorku po towary.

– Twoje towarzystwo, Arabello Grey, wystarczy za wszelkie słodycze.

Zaskoczona komplementem otworzyła usta i zamarła. Czy to możliwe, że on jeszcze ją kochał, skoro wiedział, że była nałożnicą księcia de Lambour? Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć, więc Arabella pomyślała, że po prostu starał się być uprzejmy. Zawsze umiał przyjemnie się wyrażać i prawić komplementy damom.

– To miłe z pańskiej strony, hrabio, ale prawda jest taka, że nie jestem dziś dobrą gospodynią. Postaram się być bardziej uprzejma, kiedy pokonamy wspólnego wroga. Kiedy wrócisz znów do Greyfaire, a przecież przyjedziesz zobaczyć Margaret, postaram się o znacznie ciekawsze rozrywki.

Gdy Szkoci napełnili brzuchy potrawką z królika, pstrągiem, przepiórkami, chlebem i serem, przynieśli kobzy i zaczęli na nich grać. Arabella dopilnowała, by na stole znalazła się jeszcze beczka piwa, i przeprosiła wszystkich.

– FitzWalter pokaże panu pokój, milordzie – rzekła do Tavisa, skłoniła się uprzejmie i poszła do swojej komnaty, gdzie czekała już na nią Lona.

– Wszyscy mówią, że jutro jeszcze przed zmierzchem sir Jasper Keane będzie leżał w grobie, i to za sprawą hrabiego – powiedziała szybko Lona.

– Miejmy nadzieję – odparła Arabella.

Rozbierając się, pomyślała, jak by to było, raz jeszcze leżeć w ramionach swego byłego męża. Zadrżała na samą myśl.

– Obudź mnie o świcie, Lono. Muszę dostać się na wieżę, chcę zobaczyć mego… Chcę zobaczyć hrabiego w walce. Chcę widzieć, jak zada temu przeklętemu człowiekowi śmiertelny cios. Mam nadzieję, że umierając, będzie patrzył w górę i zobaczy mnie, jak stoję i przyglądam się jego konaniu. Lono… wszystko, co przydarzyło mi się w ciągu tych ostatnich kilku lat, stało się za sprawą sir Jaspera Keane’a. Śmierć mojej matki, Jamie Stewart, zniszczenie Greyfaire, mój pobyt we Francji! To wszystko wina tego jednego człowieka. On musi umrzeć!

– Przez te lata zdarzyły się też dobre rzeczy – powiedziała cicho Lona – małżeństwo z hrabią, mała Margaret.

Arabella nic nie dodała. Położyła się na łóżku i odwróciła plecami do swojej służki, ale Lona zauważyła, jak bardzo zaczerwieniły się policzki jej pani na wspomnienie hrabiego, i wiedziała, że trafiła w czułe miejsce.

Arabella wcale nie powinna spać tej nocy, a mimo to spała jak zabita. Od wielu miesięcy nie spała tak spokojnie, a kiedy się w końcu obudziła, usłyszała podniesiony pod wpływem wielkiego gniewu głos Tavisa Stewarta:

– Lono, Lono, jesteś tutaj? – zawołała Arabella, a dziewczyna pośpiesznie przybiegła. Widać było, że ma ważne wieści.

– Hrabia wpadł w furię, milady. Sir Jasper Keane nie żyje! Hrabia i jego brat biją się jak para rzezimieszków. Jeszczem ich takich wściekłych nie widziała. Chyba się pozabijają!

– Daj mi okrycie! – zawołała Arabella, wstając. Szybko włożyła podane odzienie i boso zbiegła na dół, skąd dochodziły wrzaski Tavisa:

– Nie miałeś prawa! – krzyczał na młodszego brata i uderzył go tak silnie, że ten zatrzymał się na ścianie.

– Co ma z tym wspólnego prawo, do diaska? – wrzasnął wściekły Donald, z trudem wstał i podbiegł z powrotem do brata, by odwdzięczyć się hrabiemu podobnym ciosem.

– To ja powinienem był go zabić, a nie ty! – krzyknął Tavis i znów uderzył Donalda, zwalając go z nóg.

– A cóż to za różnica? – ryczał Donald, wstając. – Ten bękart nie żyje i tylko to się liczy. – Zdzielił Tavisa w brzuch, aż ten zgiął się wpół.

– Przestańcie, przestańcie natychmiast! Co tu się dzieje? – zapytała Arabella. – Lona powiedziała mi, że Jasper Keane nie żyje.

– Tak – odparł hrabia i wyprostował się. – Mój brat ubiegł mnie w prawach i sam go zabił, prawda, Donaldzie?

Ruszył z wściekłą miną w kierunku brata.

– Donaldzie, błagam, ty mi to wyjaśnij – powiedziała, stając między nimi.

– Nasza matka bała się, że Tavis zginie i nie będzie dziedzica dla Dunmor. Dziewczyna, do tego wychowana w Anglii, nie może dostać majątku jej ojca – zaczął Donald.

Arabella w milczeniu zagryzła zęby, bojąc się stracić panowanie nad sobą. Postanowiła poczekać, aż ten wielki głupiec wyjaśni, o co mu chodzi.

– Obiecałem mamie, że dopilnuję, by Tavis nie zrobił czegoś nierozsądnego. Sir Jasper Keane zawsze wzbudzał w nim wściekłość i matka obawiała się, że Tavisa poniesie i przestanie być ostrożny. Tego ranka, tuż przed świtem, wymknęliśmy się z warowni, ale zamiast czekać za wzgórzem, poszliśmy sprawdzić, gdzie jest sir Jasper. Wyobraźcie sobie nasze zaskoczenie, kiedy okazało się, że ten przeklęty diabeł obozuje sobie dwie mile od Greyfaire. Pewnie sądził, że o świcie zaskoczy cię i pokona. Z pierwszymi promieniami słońca ruszyliśmy na nich – z wilczym uśmiechem ciągnął Donald. – To była wspaniała bitwa, mimo iż bardzo krótka. Nasi wyrżnęli w pień Anglików bezszelestnie. Wszystkich, prócz sir Jaspera, którego zostawili dla mnie. Wiedziałam, że Tavis nie chce, by umierał szybko i bezboleśnie. Zabiłem go z przyjemnością, choć przyznaję, że nie walczył zbyt dobrze. Więcej się przechwalał, niż umiał – rzekł, wspominając scenę, którą miał jeszcze żywą w pamięci.