Rzuciłyśmy się do roboty. Najpierw wyjęłyśmy z ziemi roślinki do przesadzenia. Ula swoje, ja swoje, i odłożyłyśmy do wody. Na pewno się przyjmą, choć mogłyśmy pomyśleć o tym wcześniej. Teraz przystrzyżemy trawkę, zamieciemy tarasiki, przeniesiemy drewno na ognisko w jedno miejsce, wytniemy suche gałązki – przecież to żadna robota. Ach, jaka to przyjemność, wspólnie coś postanowić i wspólnie robić! Przed nami wieczór z maseczką, spokojny, miły, nikt nam nie będzie przeszkadzał, położymy się spać wcześnie, jutro zjemy razem śniadanie o świcie, nie będziemy marnować ani minuty!

Już do dziesiątej wieczorem zrobiłyśmy prawie połowę tego, co zamierzałyśmy. W ogrodzie. Domy nieruszone. Ale przecież mamy rano wstać, więc teraz szybciutko ogarniemy wnętrza i spotykamy się za pół godziny na maseczkę. Za pół godziny jestem przy odkurzaniu dużego pokoju, ale Ula krzyczy przy płocie, że spotkamy się za godzinę, bo ona nie zdąży.

Wtedy Borys zaczyna szczekać, bo Dasza przemknęła między nogami Uli i radośnie skacze przy płocie. Ja łapię Borysa, Ula Daszę i rozstajemy się na następną godzinę. Ostatecznie jest sobota i obiecałyśmy sobie miły wieczór, więc co to za problem. O jedenastej trzydzieści przychodzi Ula, wykąpana, z maseczką i blachą tarty. Ja biegnę pod prysznic. W ciągu następnego kwadransa Ula podgrzewa swoją pyszną tarte, a ja próbuję doszorować się po porządkach. Noc słodka za oknami, okna szeroko otwarte, nareszcie spokój, cisza, a my możemy zająć się sobą. Kiedy zjadłyśmy pyszniutką tartę, przyszedł ten moment, na który czekałyśmy cały dzień. Otwarcia genialnej maseczki, która uczyni z nas kobiety młode, piękne, szczupłe i tak dalej. Kiedy Ula zanurzyła dłoń w maseczce z zamiarem rozprowadzenia jej na twarzy, przypomniałyśmy sobie o wykopanych roślinkach, które do jutra na pewno zmarnieją i które natychmiast trzeba wsadzić do ziemi.

– Stop! – krzyknęłam. – Rozsada!

Ula w mig zrozumiała, co miałam na myśli. Pobiegła do garażu szukać latarki oraz przebrać się. Ja nie musiałam szukać latarki, bo wiem, że jej nie mam, ale wkładam robocze spodnie i biegnę do Uli. Borys razem ze mną, bo furtkę zostawiłam otwartą. Dasza na jego widok zachowuje się dość nieprzyzwoicie i za moment nasze oba psy biegają radośnie to po Uli roślinkach, to po moich. Noc ciemna, latarkę Ula znalazła, ale malutką, nic przy jej świetle nie widać. Idę po świecznik, na cztery świece, wiatru nie ma, a roślinki trzeba posadzić, najwyższy czas. Przychodzę ze świecznikiem, psy radują się sobą. Przysiadamy na tarasie Uli, bo Ula jeszcze nie wie, gdzie chce roślinki posadzić. Ale możemy się również zastanawiać z kieliszkami w ręku, bo to nie jest decyzja, którą podejmuje się ad hoc. Wracam do domu po resztkę wina z niedzieli, bo co tak będziemy się zastanawiać bez wina.

Noc gwiaździsta nad nami.

– Może tam? – Ula wykazuje filozoficzny spokój. – Może tuż przy berberysach? Będą ładnie kontrastować.

– Berberysy urosną – mówię z pewnym znawstwem. – i wtedy ci wyjdzie na ścieżkę.

– Masz rację – Ula jest zgodna. – To może pod dębem?

– Tam jest cień.

– Masz rację – mówi Ula. – To nie wiem gdzie.

Bierzemy świecznik i krążymy po ogrodzie. Przez siatkę przełazi Zaraz i wchodzi do kuchni Uli. Dasza głupieje, bo najpewniej myśli, że to Ojej, tylko cokolwiek innej rasy.

Kiedy już wiemy, gdzie wsadzimy roślinki, okazuje się, że nie wiemy, gdzie zostawiłyśmy łopaty. Szukamy łopat. Znajdujemy motykę i sadzimy roślinki, kopiąc motyką dziury. Potem podlewamy, żeby nam nie zmarniały. Jesteśmy brudne i zadowolone z siebie. Na wschodzie szarzeje. Jesteśmy nie tylko brudne, ale również głodne. Postanawiamy coś przekąsić, zanim udamy się na zasłużony odpoczynek.

Ach, jaka to frajda zjeść śniadanie o świcie! Kiedy świat się zaczyna i ptaki się budzą, i rosa skrzy się w pierwszych promieniach słońca! Siedziałyśmy z Ulą do siódmej, zachwycając się naturą. Potem poszłyśmy spać.

A potem przyjechał mężczyzna mojego życia i spytał, dlaczego marnuję życie w łóżku, skoro jest tak pięknie! I zupełnie nie rozumiem, dlaczego z takimi poglądami też się znalazł w łóżku, i to moim.

Kochana jesteś!

Potem przyjechał Krzyś z dziewczynkami i powiedział Uli, która w koszuli nocnej otwierała im bramę, a była dwunasta, że szkoda, że ona sobie marnuje życie, bo przecież jest tak pięknie. Ja i Adam, trochę niewyspani, ale już odświeżeni, słuchaliśmy tego zza płotu. Trochę mi to poprawiło humor, ale niestety nie na długo. Tosia wygramoliła się z samochodu z wiadrem wczesnych wiśni, a potem zawołała Adama na górę i długo z nim konferowała. Nie wiem, dlaczego oni coś ukrywają przede mną. I co to w ogóle znaczy, żeby przyjaciel matki (nazwijmy rzecz po imieniu, nawet nie jest moim mężem) rozmawiał godzinami z siedemnastoletnią córką tej swojej przyjaciółki. To niezdrowe.

Zeszli na dół po jakichś piętnastu minutach.

– Sama z nią porozmawiaj. – Usłyszałam zupełnie niechcący głos Adaśka ze schodów.

– Ale wstawisz się za mną?

Żeby choć raz Tosia miała taki proszący ton głosu w rozmowie ze mną! Odskoczyłam od schodów i dalej udawałam, że obieram jarzynki.

– Mamo, chcę z tobą porozmawiać – Tosia stanęła w drzwiach i minę miała wyniosłą.

– Wynieś śmieci – powiedziałam.

Tosia westchnęła o wiele za ciężko, jak na lekki czarny worek śmieci, i wyszła go wyrzucić. Adam spojrzał na mnie i podniósł brwi.

– Mogłaś ją potem o to poprosić – powiedział rozsądnie i ciepło, tak że się pewnie zarumieniłam. Z trudem przyzwyczajam się, że chłop też może mieć czasami rację.

– A ty się w ogóle nie wtrącaj – powiedziałam na wszelki wypadek.

I proszę. To zawsze ja jestem ta zła dla Tosi, a Adaś jest ten kochany. Obcy mężczyzna, który nie ma żadnych obowiązków wobec mojej córki, który sobie może na niej ćwiczyć różne socjologiczno- pedagogiczne wygibasy, a sam zostawił swoją biedną byłą żonę ze swoim synem, żeby się z nim męczyła. Taka jest prawda, no cóż.

Trzasnęła pokrywa od śmietnika. Adam wzruszył ramionami, a minę miał zupełnie inną niż rano, kiedy wchodził do mojego łóżka.

– A czy ja się wtrącam?

Tosia stanęła w drzwiach kuchni. To brzmi jak sen pijanego paranoika. “Tosia stanęła w drzwiach kuchni, Tosia stanęła…”

– Mamo?

– Włóż nowy worek do kubła – powiedziałam i zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak idiotka. Jeśli się od razu nie włoży worka do kubła, to tam za chwilę wrzucę obierki od ziemniaków i to ja potem będę miała kłopot. Ale czułam, że robię coś głupiego. Odłożyłam ziemniaki i wytarłam ręce.

– No to chodźmy.

Tosia przewróciła oczami, tylko zabłysnęły białka, i zrobiła minę pod tytułem “O Boże, znowu”. Usiedliśmy wszyscy w dużym pokoju, który wcale nie jest duży. Tosia z Adamem na kanapie, ja na fotelu. Też znaczące.

– Słucham.

– Nie chcę jechać na obóz wędrowny – powiedziała Tosia.

Dzięki ci, Panie! Już widziałam tysiąc pięćset złotych odpływające w pogodne Tatry.

– Chcę jechać do Kołobrzegu. – Tosia popatrywała to na Adama, to na mnie. Zatrzymane poprzednim zdaniem tysiąc pięćset ruszyło znowu w siną dal, tym razem w stronę błękitnego morza. Adam się nie odzywał.

– Z kim?

– Z całą paczką – powiedziała Tosia i rzeczywiście wkładała duży wysiłek w to, żeby nie pokazać po sobie irytacji.

– To znaczy z kim? – byłam niewzruszona.

– No z Jakubem i Karoliną, i jej chłopakiem…

A więc tak właśnie statystyczna kobieta dowiaduje się, że jej córka dorasta. Ale przecież Tosia nie jest dorosła! Skończyła pół roku temu siedemnaście lat i naprawdę jeszcze za wcześnie na wyjazdy z dziewiętnastolatkami! I co ona będzie tam robić?

Przed oczyma przepływały mi setki listów do redakcji:

Droga Redakcjo, chciałabym się zabezpieczyć przed niepożądaną ciążą…

Droga Redakcjo, chciałabym podjąć współżycie seksualne, bardzo się kochamy…

Droga Redakcjo, co mam robić, okazało się, że jestem w ciąży…

Droga Redakcjo, nasza nieletnia córka spodziewa się dziecka…

– I co potem zrobisz? Wychowasz je sama? – łzy zabłysnęły mi w oczach.

– Karolinę? – Tosia i Adam patrzyli na mnie z niebotycznym zdumieniem.

– Ja wiem, jak się takie wyjazdy kończą – jęknęłam.

– Mamo, czyś ty zwariowała? Po prostu chcę wyjechać sama z przyjaciółmi na wakacje! Babcia Jakuba mieszka w Kołobrzegu! Mamy się gdzie zatrzymać, morze tuż obok, jod, zdrowie, i w ogóle nie jestem dzieckiem!

U babci Jakuba. No cóż, to trochę zmienia postać rzeczy. Pieluszki i przetarte zupki trochę się oddaliły. Ustało kwilenie niemowlęcia, którym nabrzmiały mi uszy.

– Babcia?

Musiałam głupio wyglądać, bo Tosia się uśmiechnęła.

– Babcia, babcia. Po prostu mamy tam metę. Nawet mama Karoliny się zgodziła.

Jeśli babcia… I mama Karoliny… Właściwie jeśli chcą grzeszyć, to mogą to robić wszędzie, nie muszą udawać się do odległego Kołobrzegu. Wiem to z własnego doświadczenia. A z drugiej strony, dlaczego ja mam decydować? I brać na siebie taką odpowiedzialność, żeby puszczać dziecko samo na wakacje? Przecież to dziecko ma ojca czy coś w tym rodzaju.

– Muszę się zastanowić – jęknęłam.

– Musisz mieć do mnie zaufanie – powiedziała Tosia. – Oto, co musisz. Ja już prawie jestem dorosła. Jeśli chcesz, babcia Jakuba do ciebie zadzwoni. – Tosia podniosła się z kanapy. – To załatwione?

– Nie wykluczam takiej możliwości – powiedziałam ostrożnie. – Raczej tak, ale chciałabym, żebyś najpierw…

– Kochana jesteś! – moja córka doskoczyła do mnie i pocałowała mnie w policzek, czego nie czyniła już od dość dawna. Widać było, że całkiem się zapomniała. – To cześć! Lecę do Karoliny, bo musimy wszystko obgadać…

I już jej nie było. Spojrzałam na Adama.

– Szykuje nam się urlop we dwoje – powiedział. – i co ty na to?

Co ja na to? Moja córka jedzie z jakimś mężczyzną na urlop, a ja mam myśleć o niebieskich migdałach?

I taki Niebieski nic poza tym nie powie? Nie uspokoi mnie? Nie pocieszy?

– Mam nadzieję, że nie będziesz się denerwować. Ona naprawdę dorasta. To może być dla ciebie wstrząs, ale musisz powoli się z tym oswajać. A poza tym ja też chcę z tobą pogadać. Może byśmy pojechali na Kretę? Radek z radia jedzie z żoną, mają tanią metę. Przecież odłożyliśmy trochę na nasze pierwsze wakacje.

Kreta! Z Adamem! Marzenie mojego życia rozsypało się w pył. Jak ja mu powiem, że sprzeniewierzyłam te dziesięć tysięcy na interes Ostapko, który odsuwa się w czasie?

– A może zostaniemy w domu? To też ma swoje dobre strony – powiedziałam cicho i starałam się w ogóle nie patrzeć mu w oczy. Byłam pełna współczucia. Oto mężczyzna po czterdziestce znalazł sobie dojrzałą przyjaciółkę. Która defrauduje jego pieniądze i jest od niego uzależniona.

– Pogadamy… Ale przecież tak lubisz Grecję.

Na szczęście nie musimy już rozmawiać. Adaśko obejmuje mnie, a ja nad życie uwielbiam być obejmowana. Szczególnie, jeśli dzieci nie ma w pobliżu. Kiedy dzwoni mama Karoliny, jestem ciągle w jego objęciach i nie mam zamiaru się z nich uwolnić.

– Pani się zgadza na wyjazd?

– Oczywiście… – mówię niepewnie.

– Ach, to dobrze, bo decyzję uzależniałam od pani zgody.

– Czy Tosia już dojechała do państwa?

– Dziewczynki są w łazience, farbują sobie włosy.

– Ach – mówię tylko.

Odkładam słuchawkę. Adaśko przytula mnie do siebie.

– Albo na Sardynię. Podobno tam jest cudownie i nie najdrożej. A przecież odłożyliśmy trochę forsy.

– Ona znów farbuje sobie włosy! – uwalniam się z objęć Adaśka. – I na pewno będzie łysa. Potem, potem porozmawiamy, teraz i tak nie dostanę urlopu.

O Boże, jak mu wytłumaczyć, że nie mamy na razie ani grosza?

Po południu dzwoni babcia Jakuba. Że będzie jej niezmiernie miło gościć moją córkę, że Jakub tyle opowiadał, że doprawdy młodzież, że przecież nic się nie stanie, że ona jest szczęśliwa, że pozna Tosię, że pokoje czekają, że teraz młodzież wspaniała. Głos uprzejmy, ton miły, będę musiała Tosię puścić.

Droga Redakcjo,

Jestem już dorosła, ale moi rodzice w ogóle tego nie rozumieją. Od roku chodzę z jednym chłopakiem, ale muszę to przed nimi ukrywać. W zeszłe wakacje wyjechaliśmy razem, z tym że rodzicom powiedziałam, że jadę do ciotki mojej koleżanki.

– Tosia! – rozdzieram się na cały dom.

– Co?

– Zejdź w tej chwili na dół!!!

– Co się stało? – Adam wpada do pokoju przerażony. – Czemu tak krzyczysz?

– O co chodzi? – Tosia zbiega na dół z jednym okiem pomalowanym, a drugim w trakcie malowania. Wygląda zabójczo. Jest ruda.

– Gdzie ta babcia Jakuba mieszka? Adres, telefon! Sama zadzwonię!

– Nie rozmawiałaś z nią?

– Owszem, ale chcę jeszcze raz porozmawiać. Tosia patrzy na mnie i widzę w jej oczach mord przenajczystszy.