– Zapytam Jakuba i ci powiem.

Uśmiecham się sardonicznie. Zapytam Jakuba i ci powiem! Myślała, że tak ukartowany plan nie wzbudzi moich podejrzeń! O nie! Proszę bardzo, mogę czekać.

W tym roku postanowiłam, że wyjawię im prawdę. To, co się dzieje w domu, jest trudne do opisania. Mama przestała się do mnie odzywać. Nie chcę dalej żyć w kłamstwie. Mój chłopak jest porządny, nie pije, nie pali, myślimy o wspólnej przyszłości. Mam dwadzieścia siedem lat i naprawdę chcę żyć własnym życiem.

Ufff.

– Tosia! – rozdzieram się znowu, tym razem prawie radośnie.

– Co znowu? – rudy wamp, który przybrał postać mojej Tosi, niechętnie schodzi na dół.

– Chciałam ci powiedzieć, że nieźle ci w tym kolorze, masz dobre włosy – jąkam.

Tosia wzrusza ramionami.

– Zawsze miałaś nie najlepszy gust. Dałam ciała. Jutro przefarbuję, wyglądam jak idiotka.

Dlaczego dorosła dwudziestosiedmioletnia kobieta z mojego listu jest tak uzależniona od mamusi i tatusia? Oto podstawowe pytanie. Odpowiedź musi być jasna, prosta i klarowna.

Droga Marto,

Nie wiem, jak to się dzieje, że stosunki z dorosłymi dziećmi, które dawno przestały być dziećmi, mogą być tak burzliwe. Nie wiem, dlaczego dalej pozostajesz w roli dziecka, które próbuje oszukiwać, zamiast stanąć oko w oko ze stanem faktycznym. Może czas rzeczywiście się usamodzielnić – to znaczy zamieszkać osobno, prowadzić osobne gospodarstwo itd. Nie wiem oczywiście, czy masz ku temu warunki, ale pozostając w roli dziecka, upoważniasz rodziców do takiego traktowania siebie. Spróbuj z nimi spokojnie porozmawiać, ustalić…

Wieczorem Tosia przynosi mi na kartce adres i telefon babci Jakuba. No dobrze. Ale jeśli to jakiś przekręt? Jeśli dzieciaki podstawiły wymyśloną babcię, starą oszustkę, która jest z nimi w zmowie? Tosia obrażona. Zadzwonić? Nie dzwonić? Zadzwonić? A jeśli nie kłamała? Wyjdę na idiotkę. Kontrolowanie to idiotyzm. Ale może nie będę kontrolować, tylko sprawdzę.

Zadzwonię.

Nie zadzwonię.

Na razie ustaliłam z Ulą, że jak tylko mężczyźni znowu wyjadą, zrobimy sobie damski wieczór. Z maseczką jakąś. I zjemy sobie śniadanie o świcie.

Pomagam się Tosi spakować. Zadzwoniłam. Ta babcia Jakuba bardzo sympatyczna. Powiedziała, że będzie dzwonić, że rozumie mój niepokój, ale że Jakubek to cudowny chłopiec i nie muszę się martwić. Obiecała, że nie powie Tosi, że dzwoniłam. Marudzi przy tym pakowaniu Tosia strasznie. Torba wypchana, jakby jechała na co najmniej trzy miesiące.

– Po co ci suszarka?

Tosia patrzy na mnie z niedowierzaniem.

– Po to żeby suszyć włosy.

– Nie mogą ci schnąć, ot tak? Ja nigdy nie brałam na żaden wyjazd suszarki. A po co ci te kosmetyki?

Tosia pochyla się nad torbą.

– To jest krem z filtrami UV. To nawilżający. Po opalaniu. Tu na noc, tu do cery mieszanej. Tu tonik, tu mleczko do makijażu. Tu maseczka ściągająca. Przecież nie mogę bez tego jechać.

– Nigdy nie brałam na urlop żadnych takich rzeczy.

– I błąd. Widać to po tobie – mówi moja córka. – Kobieta w każdym wieku powinna o siebie dbać. Powinnaś brać przykład z Reni. Zobacz, jak ona wygląda. A ty jesteś w nowym związku i w ogóle o siebie nie dbasz. Nawet nie robisz gimnastyki, mimo że dostałaś ode mnie na imieniny kasetę z callaneticsem.

Niepokój mój rośnie z minuty na minutę. Dlaczego Tosia znowu mówi o Reni? Czyżby zauważyła to co ja? Że Adam się nią interesuje? Niestety nie mogę jej o to pytać. Jaka szkoda. Zresztą teraz mam poważniejsze rzeczy na głowie.

– Ale będziesz mądra, córuchno, prawda?

– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Mów do mnie jasno. Chcesz zapytać, czy podejmę współżycie seksualne?

O mój Boże. Przez moment brakuje mi tchu. Jak ona może mówić o takich rzeczach. W ogóle nie o to mi chodziło!

– Trzymaj się – mówi moja córka i wychodzi do przedpokoju. – Adam! – krzyczy w stronę ogrodu. – Jestem gotowa!

Adam ma odwieźć ją, Karolinę i chłopaka Karoliny do Warszawy na pociąg. Ruszam za nią.

– Może pojadę z wami…

– Ojej, mamo, nie zmieścisz się. Przecież mamy jeszcze bagaże i podjeżdżamy po Jakuba. Proszę cię, nie utrudniaj. – Tosia zdawkowo całuje mnie w policzek.

– Zadzwoń od razu, jak przyjedziecie! – wołam za nimi. Po chwili słyszę tylko dźwięk zamykanej bramy. Moja córka pojechała z facetem po maturze na wakacje. I ja na to pozwoliłam.

Coś dla siebie

Borys plącze mi się pod nogami. Wchodzę do łazienki i przyglądam się sobie. No cóż. Jeśli porównywać mnie z Renią – to porównanie wypadnie na korzyść Reni. Ale ona chodzi na siłownię. Może Tosia ma rację. Może zamiast zajmować się całym światem, powinnam na przykład codziennie przynajmniej godzinkę poćwiczyć. Kobieta w moim wieku powinna dbać o siebie. Potem jest za późno. Nie będę się oszukiwać. Już jest za późno. Wieczór zapowiada się smutno. Moja nieletnia córka pojechała nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, Adam wróci w nocy, bo go kolega zaprosił jako eksperta do audycji radiowej, a ja jestem zupełnie sama. Koty buszują gdzieś w ogrodzie, tylko Borys ma wyrzut w spojrzeniu.

A może właśnie to jest taki moment, żeby zamiast postanawiać, że kiedyś pomyślę, podjąć jakieś decyzje już? Na przykład mogę sobie w domu ćwiczyć callanetics – bo mam wideo. I wcale nie dlatego, że Renia ćwiczy, tylko dlatego, że mam ochotę. Nie zabiera czasu dojazd na takie zajęcia – bo odbywają się w moim własnym domu, nie mam cudownego wykrętu w postaci braku odpowiedniego stroju, butów i innych gadżecików, bo nikt mnie nie widzi. Postanowiłam zacząć już – nie od jutra. I nie po to, żeby się porównywać z Jolą, tylko dla siebie.

Wyrzuciłam wszystkie rzeczy z szafy, żeby odnaleźć stare spodnie, co miały tę fantastyczną cechę, że były luźne. Przekopałam się przez sterty spódnic, sweterków, sukienek, ręczników, prześcieradeł, obrusików, skarpetek i już wieczorem byłam na najlepszej drodze do zrobienia generalnych porządków we wszystkich szafach. Wideo czekało spokojnie. Kiedy poskładałam wszystkie spódnice, sweterki, sukienki, ręczniki, prześcieradełka, obrusiki i skarpety uprzednio wyrzucone i włożyłam z powrotem do szafy – przypomniałam sobie, że czarne spodnie wyrzuciłam w kwietniu, kiedy robiłam generalne porządki i kiedy postanowiłam nie mieć żadnych starych i za luźnych rzeczy, które kiedyś mi się przydadzą.

W związku z tym wyłożyłam z powrotem na podłogę poskładane spódnice, sweterki, sukienki, ręczniki, prześcieradła, obrusiki itd., żeby odnaleźć szare legginsy, które spakowałam na samo dno szafy w zeszłym roku, bo przecież do następnego lata daleko. Następnie włożyłam rzeczy do szafy byle jak, bo już byłam zmęczona nieustającymi porządkami. Wideo czekało, ale zrobiło się późno. Przygotowałam legginsy i tiszercika na jutro – nie poddając się losowi, który chytrze próbował mnie odciągnąć od codziennej zdrowej gimnastyki. Adaśko wrócił w nocy, kiedy spałam jak zabita.

Wstałam wcześnie – ale znowu nie aż tak wcześnie, żeby mnie zbrzydziło. Adam pocałował mnie szybko na do widzenia i tyle go widziałam. Popracowałam cztery godziny.

Droga Redakcjo,

Poznałam nad morzem chłopaka. Przysięgliśmy sobie miłość do grobowej deski, on mieszka blisko granicy i nieźle żyje z handlu przygranicznego, ale, droga Redakcjo, czy wy tam nie wiecie przypadkiem, czy sejm zlikwiduje handel przygraniczny, bo chcemy założyć rodzinę i lepiej byłoby wiedzieć, na czym stoimy…

Taka mądra to ja nie jestem. Nie wiem, na czym stoicie i na czym będziecie stać. I nawet sejm wam tego nie powie. Ani ustawa. Ja sama nie wiem, na czym stoję.

Droga Redakcjo,

Chciałabym rzucić palenie, byłam nawet u jednego hipnotyzera, to on wziął pięćdziesiąt złotych, a ja dalej palę. To mi się w ogóle nie opłaca. Poszłabym do jakiegoś innego, ale żebyście za niego poręczyli, bo dosyć oszustwa w naszym kraju. A ja to może i palę więcej, a to kosztuje i niezdrowo.

Oszust! Mój Boże! Pięćdziesiąt złotych sama bym dała, żeby mnie nikt nie oszukał na więcej. Znajoma z redakcji zna kogoś, kto zna Ostapko. Obiecała, że postara się o jej adres. Palenie jest niczym, jeśli moje życie legnie w gruzach z powodu Ostapko. A ja nie mogę się rozlecieć.

Postanowiłam zrobić sobie przerwę. Nikogo nie ma, mogę poćwiczyć, nikt się nie będzie ze mnie naśmiewał. Nie wszystko naraz – powtarzałam sobie. Wstawać skoro świt, rzucać palenie itd. Najważniejszy pierwszy krok. Odłożyłam listy.

Włożyłam legginsiki i tiszercika. Zjadłam drugie śniadanie. Zaczęłam czytać biografię Hemingwaya – pasjonująca. Za oknem lało. Bardzo przyjemna pogoda do callaneticsu. Oczywiście – gdybym gdzieś miała teraz wyjść – byłoby strasznie. Ale w domu? Bardzo proszę. O pierwszej w południe włączyłam wideo. Przegoniłam psa do przedpokoju. Wideo cierpliwie czekało. Wyłączyłam muzykę, wsadziłam kasetę. I wtedy zadzwoniła Moja Mama – co robię. I jeśli nie jestem specjalnie zajęta, to może bym wpadła, bo zrobiła sto ruskich pierogów.

Wyłączyłam wideo, zdjęłam legginsiki, włożyłam dżinsy i wsiadłam w kolejkę. Pierogi ruskie były przepyszne. Wróciłam do domu wieczorem, razem z Adamem.

Adam wszedł do pokoju i od razu potknął się o kupę ubrań. Obok szafy leżała sterta swetrów, o których zapomniałam. Schowam później. Przecież postanowiłam się gimnastykować i muszę zacząć dziś, a nie jutro. Adamowi powiedziałam, że przez następną godzinę będę zajęta i żeby mi nie przeszkadzał. Wykazał znikome zainteresowanie i powiedział, że wobec tego idzie do Krzysia. Zdjęłam dżinsy i włożyłam legginsiki. I tiszerta. Włączyłam wideo. Zamiast callaneticsu ukazał mi się Harrison Ford. Nawet nie podejrzewałam, że mam nagrany ten film! Uwielbiam Harrisona Forda! Deszcz zaczął bębnić w okno. Obejrzałam calusieńki. Bardzo przyjemny film, kiedy tak pada i pada.

O dziesiątej zorientowałam się, że jest dziesiąta. Trochę się zdenerwowałam, że świat cały się sprzysięga przeciwko takiemu człowiekowi jak ja – który coś dobrego postanowił dla siebie zrobić. Przewinęłam Harrisona Forda – o rany, jak on na nią patrzył! – i włożyłam kasetę, na której powinien być callanetics. Powinien, ale nie było. Byli Dezerterzy. Wyjęłam Dezerterów i włożyłam następną. Wiem, że powinnam mieć wszystkie kasety opisane, ale nie mam. Zresztą to znakomita okazja, żeby nareszcie coś uporządkować – wobec tego siadłam wygodnie w fotelu i zajęłam się kasetami. Przygotowałam karteczki, nakleiłam na kasety i po prostu je opisywałam. Adam wsadził głowę w drzwi i popatrzył na mnie nieprzytomnie. Zupełnie inaczej niż Harisson Ford na tę pannę, w której się kochał.

– Co robisz?

– Nie widzisz? Porządek! – odpowiedziałam gniewnie. Mógł tak długo nie siedzieć u Uli i Krzysia.

– Od wczoraj? Kładę się, jestem nieprzytomny ze zmęczenia.

OK. W ogóle nie będę zazdrosna o to, że często wraca późno w nocy. Przecież bywa w radiu. I nie polecę do niego natychmiast tylko dlatego, że idzie do łóżka. Wpadłabym w związek toksyczny, to jest taki, w którym ludzie ani przez moment nie mogą być sami.

– Kładziesz się? – Adaśko stoi w drzwiach.

“Jeśli zależy ci przede wszystkim na nim i rzucasz wszystko na każde jego żądanie…”

– Jeszcze mam tutaj robotę…

– To dobranoc.

Nawet się nie obraził, nie powiedział “chodź”, przecież bym poszła. Po prostu poszedł. Nie brakuje mu mojej obecności. Niech sobie śpi, skoro lepiej mu beze mnie. Dalej naklejałam karteczki na kasety. Przy Cienistej dolinie spłakałam się jak norka. Była pierwsza. Kasety z callaneticsem nie znalazłam.

Opisane kasety postanowiłam ułożyć porządnie, a nie byle jak. Przygotowałam jedną półkę na książki. To znaczy, zdjęłam książki i ułożyłam tam kasety. To też było pożyteczne zajęcie – bo odnalazła się książka Olgi Tokarczuk, myślałam, że mi jej nie oddała moja przyjaciółka pół roku temu, i prawie zerwałam kontakty z kłamczuchą jedną, co książek nie oddaje. Trochę mi się zrobiło głupio. Jutro do niej zadzwonię. Książki ustawiłam chwilowo na parapecie, bo i tak muszę zrobić generalne porządki w książkach. Położyłam się spać o wpół do trzeciej.

Następnego dnia zadzwoniłam do mojej przyjaciółki i przeprosiłam, że posądzałam. Zaczęłam od Adama, Reni, co chodzi na siłownię, czarnych spodni, tiszerta, obwodu w talii, szukania kasety itd. Bardzo się ucieszyła, że zadzwoniłam, bo właśnie znalazła moją Olgę Tokarczuk. U siebie na półce. Bo pożyczyłam jej nie Prawiek, tylko E.E. Więc ja się też ucieszyłam. Następnie powiedziała, że może mi pożyczyć kasetę z callaneticsem na zgodę i przeprosiny. Umówiłyśmy się na środę.

Tosia dzwoniła, że jest fantastycznie i czy może jechać do Szwecji. Nie może! Dlaczego?! Bo nie! Mówi, że rozmawiała z Adamem i on jest zdania, że ona może jechać do Szwecji. Czy ze mną rozmawiał? Nie, bo jeszcze nie wrócił. Bo oni chcą na rowerach jechać, prom jest tani, chociaż na parę dni, i że już rozmawiała z Tym od Joli, to przyśle jej jakieś pieniądze, i żebym nie utrudniała, tylko dała paszport Karolinie, bo Karolina pojechała po swój. Rowery są na miejscu. Nie! Nie! I jeszcze raz nie!