On:

– I ja musiałem to zjeść. Od tego czasu większą uwagę przykładam do tego, co zamawia moja żona. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że nie będzie jej smakowało i ja to będę konsumował.

Ciekawe, czego nie chce konsumować mąż Reńki, który zabezpiecza się, dając jej komórkę. Czerwoną.

Przyjeżdżam kompletnie złachana z pracy. Nie mam siły na nic. Wczoraj musiałam czekać na kolejkę prawie całą godzinę. Adam podstawił mi pod nos kanapki z żółtym serem i pomidorem, ale nie mam siły jeść.

– Trzeba było zadzwonić, to bym wyjechał po ciebie – powiedział.

Ale skąd ja miałam wiedzieć, siedząc w redakcji, że będzie taki korek w Alejach i że się spóźnię na kolejkę? Mężczyźni są zupełnie bez wyobraźni. Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by usiadł, prawda?

Wzięłam kąpiel i postanowiłam poczytać w łóżku, mimo że jest dopiero dziesiąta. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Wstałam o szóstej i dalej byłam zmęczona. Szyją już w ogóle nie mogę ruszać.

Adaśko zadzwonił do redakcji o drugiej.

– Zamówiłem ci kręgarza – powiedział i podał adres na drugim końcu miasta. – Masz do niego absolutnie iść, bo wpisał cię wyjątkowo na dzisiaj. Przyjadę tam po ciebie.

W innych okolicznościach podejrzewałabym, że coś kombinuje. Byłam wzruszona, że ktoś o mnie zadbał, i oczywiście wcześniej wyszłam z redakcji i pojechałam na drugi koniec miasta. Drzwi otworzył mi cudowny mężczyzna, który kazał mi się rozebrać. Właściwie dawno nikt mi tego od drzwi nie proponował.

Okazało się, że wyskoczył mi taki kręg, co jak wyskoczy, to w ogóle nie wiesz, czy żyjesz. Bolało jak cholera, ale chiropraktyk nie takie rzeczy widział. Choć jak mnie nacisnął, zapragnęłam, żeby miał coś wspólnego raczej z wróżeniem. Ale on mnie próbował nastawić. Leżałam u niego na kozetce, a on boleśnie majstrował przy moim ciele. Gdyby jeszcze od tego się szczuplało!

Najpierw spojrzał na mnie i jęknął. Matko moja, dobrze, że Niebieski tak nie jęczy na mój rozebrany widok! Jęknął z powodu krzywizn. A potem mnie troszkę ponastawiał i powiedział, co i jak mam ćwiczyć. I to nie ma mieć nic wspólnego z callaneticsem, do cholery!

Ledwie człowiek zacznie nowe życie, które ma mu świetnie iść, już mu czegoś zabraniają! Dobrze, będę leżeć na dywanie i machać tymi nogami, tak jak mi kazał chiro, który nie wie nic o długu, o Reni i o tym, jakie mam kłopoty.

– Do szyi będziemy się dobierać później. – Jego głos jest stanowczy, więc mu wierzę.

– Na razie zajmę się lędźwiowym – dodaje wyjaśniająco.

Jest to obiecująca propozycja ze strony mężczyzny, nawet jeśli jest tylko naszym lekarzem.

– Gdyby pani odrobinę poprawiła stan mięśni brzucha – powiedział na pożegnanie chiropraktyk – to kręgosłup lepiej by się zachowywał.

No i proszę! Idź tu, człowieku, do lekarza, to ci tak przyłoży w twój czuły punkt, że nie musisz czytać pism kobiecych o dietach i z nich się dowiadywać, jaka jesteś beznadziejna przy Claudii Schiffer, o nie! Usłyszysz od niego, że jesteś kawałem tłustej baby i masz schudnąć.

Niestety to, że Adam przyjechał po mnie, nie osłodziło mi tej fatalnej wiadomości. Adam jakoś się inaczej zachowuje. Może rację ma Reńka i muszę schudnąć?

Chudnę w tajemnicy

Umówiłam się z Ulą, że ona też w tajemnicy przed Krzysiem będzie chudła. Pożyczyłam w tajemnicy przed Adamem książkę o zdrowym życiu. Przeczytałam tam, że trzydniowe oczyszczanie znakomicie na mnie wpłynie. Pierwszy dzień – kefir i suchary z żytniego chleba, drugi dzień – ww. suchary i sok z jabłek, trzeci dzień – gotowane warzywka. Mogę zacząć w piątek, to sobotę i niedzielę jakoś w domu przetrzymam, a potem już poleci. Nie powiedziałam o niczym nawet Tosi, która zresztą od czasu, kiedy wróciła z Zakopanego, siedzi głównie u Uli, bo jej córki, Isia i Agata, również wróciły.

Przez tydzień szukałam sucharów z pełnoziarnistego chleba – to wcale nie jest proste. Wreszcie córka sąsiadki Mojej Mamy powiedziała, że jej znajoma ma teściową na Grochowie i tam chyba są. Wobec tego poprosiłam uprzejmie córkę sąsiadki Mojej Mamy, żeby poprosiła znajomą, która ma teściową na Grochowie… Mogła.

Jestem zaopatrzona w suchary i nic już nie stoi na przeszkodzie. Nikomu nie będę o tym mówić! Suchary najpierw chciałam schować w kredensie. Potem pomyślałam o piekarniku. W końcu schowałam na dole w szafce, przy kuchence, żeby nie było głupich pytań, po co ja kupuję suchary w takich ilościach. Jeśli chodzi o pytania, to Adaśko ogranicza się do pytań o stan mojego kręgosłupa. Nie kojarzyłby zresztą mojej diety z zaleceniem chiro, ale na ogół mężczyzna, dopóki mu kobieta nie powie, że jest za gruba, to naprawdę tego nie zauważa. Kupiłam trzy litry kefiru. Zapytałam zdawkowo Ulę, czy ewentualnie też chce ze mną jeść te suchary. Powiedziała, że mowy nie ma, bo ona teraz dużo energii zużywa na odchudzającą gimnastykę i je normalnie. No i dobrze.

Boże, jaka ja się obudziłam głodna! Wypiłam kefir i zjadłam suchary. Wytrzymam! Wytrzymam! Żrę te suchary i popijam kefirkiem. W tajemnicy przed Borysem i Niebieskim. O Tosi nie wspomnę. Jakoś przeżyję do poniedziałku. W poniedziałek siedzę w redakcji i udaję, że nie widzę, iż wszyscy zajmują się wyłącznie jedzeniem. Jestem głodna. Myślę o obiedzie złożonym z dwóch schabowych z ziemniaczkami puree. Piję kefir.

Wracam do domu i tu zaczynają się problemy. Tosia z Adamem czekali na mnie z pachnącymi mielonymi, które zrobiła Tosia pod telefoniczne dyktando Mojej Mamy, a ja musiałam udawać, że zjadłam wcześniej obiad.

Adam od razu po obiedzie rozłożył papiery na stole w kuchni, żeby popracować, bo Tosia zajęła jego komputer. W ogóle nie mogłam się dostać do sucharów! Wypiłam kefir i kręciłam się po domu jak kto zbędny. Aż mnie zapytał, co ja tak wędruję po kuchni wte i wewte. Mężczyźni są tak skonstruowani, że nie zauważą, że ścięłaś swoje warkocze do stóp i jesteś łysa jak kolano, natomiast jak chcesz się dostać do swojego schowanego sucharka, od razu stają się podejrzliwi.

Umieram z głodu. Pytam Adaśka, czy poszedłby do kina. Poszedłby, ale nie dziś, bo ma robotę. Pytam Tosię, czy nie poszłaby do kina. Poszłaby, ale z Jakubem i nie dziś. Dzwonię do Uli, czy może by poszła ze mną do kina. Wszystko jest lepsze niż siedzenie w domu, gdzie schowałam sucharki, do których nie mogę się dostać. Ula krzyczy, że bardzo chętnie ze mną pójdzie do kina. Idziemy na nowy film z Harrisonem Fordem. W kinie Harrison był śliczny i zapraszał swoją żonę na kolację. I byli na przyjęciu. Było tam dużo dobrego jedzenia. Potem jego żona przygotowała koszyczek z jedzeniem i poszła do sąsiadki, żeby jej to wszystko dać. Ale sąsiadki nie było, tylko sąsiad, który ten koszyk z jedzeniem wziął spod drzwi. Potem podglądała jednego pana, co jadł samotnie kolację w nocy, przez lunetę. Potem sięgała do lodówki. Potem on otwierał wino. Był to jakiś film o żywieniu, nie jestem pewna, czy zdrowym. W międzyczasie ktoś kogoś zabijał, ale nie jadł, więc traciłam zainteresowanie akcją. Przy życiu trzymała mnie tylko świadomość, że w kuchni, w szafce, najdalszej, koło piekarnika, mam ukryte suchareczki i natychmiast po przyjściu do domu wykorzystam pierwszą okazję, żeby się z nimi zamknąć w łazience.

Do domu wpadam późnym wieczorem i czuję, że pożarłabym nawet wołu niezarażonego wściekiem, bo ten już mam w sobie. Kuchnia pusta, Niebieski przed kolejnymi złymi wiadomościami ze świata, Tosia uwieszona na telefonie. Rzucam się do szafki – ani śladu po moich sucharkach!

Mamo moja, gdzie ja je wsadziłam? Może mi się wydawało, że tutaj? Może jednak przełożyłam je do kredensu? Wyjmuję wszystkie gary z kredensu. Nie ma! Wyjmuję wszystko z szafki pod zlewem. Nie ma. Nie ma! Nie ma!!!

Wtedy wchodzi Adam. Patrzy na kuchnię, na te gary i pokrywki na podłodze, naczynia żaroodporne, ziemniaki, szczotkę i kosz do śmieci i mówi:

– Szukasz sucharków? Ja już nakarmiłem Borysa. Przez cały wieczór leżał przy tej szafce. Nie masz pojęcia, jak mu smakowały!

Boże!!!

Wobec tego zjadam dwa pyszne mielone sznycelki. Tosia świetnie gotuje. I trzy kromki chleba. Muszę chyba pomyśleć o jakiejś bardziej radykalnej głodówce.

Tosia kończy rozmowę z Jakubem.

– Mam nadzieję, że to on dzwonił – rzucam życzliwie przez ramię. Nie chcę myśleć o wysokości następnego rachunku telefonicznego.

Tosia patrzy na mnie z wyrzutem, a potem spogląda na kanapkę w mojej ręce, a potem w jej oczach pojawia się błysk zrozumienia.

– Jesteś na diecie? To były twoje sucharki, co? Ale kino!

Więc idę do siebie i włączam komputer.

Adam przestał mówić o komputerze Szymona. Niestety, wziął dodatkowe dyżury w radiu i w ten sposób na siedem nocy w tygodniu dwie spędzam samotnie. Nie wiem, dlaczego tak zdecydował. Może ma mnie dosyć. Może widzi, że nie jestem jednak kobietą jego życia.

Tosia przyniosła mi dzisiaj książkę Wyobraź sobie, że jesteś szczupła i zostawiła na stole w kuchni.

– Co to jest? – otworzyłam ją.

– A takie tam – powiedziała wyjaśniająco. – Ja przeczytałam.

– To bzdury – odrzekłam.

– Nikt ci nie każe tego czytać. Ale zajrzyj – powiedziała Tosia i pobiegła do samochodu, gdzie już na nią trąbił Adam. I pojechali. Ona do szkoły, on do pracy.

Zostałam sama. Mam straszną robotę, ale zaglądam.

Zwinęłam się w kłębek w fotelu. Otworzyłam książkę, popijając herbatkę z cukrem i pojadając serniczek od Uli. Najważniejsza rzecz to odpowiednie lektury. Otóż w tej właśnie książce niezwykle mądrej autorki jasno było napisane, że organizm sam wie, jak powinien wyglądać. Ty nie musisz nic robić! Całym twoim zadaniem jest wyobrażanie sobie, że jesteś szczupła! Czy to nie cudowne???

Serniczek teściowej Uli świetny. Przymykam oczy i sobie wyobrażam. Wchodzę do supersklepu, gdzie wiszą cudowne sukienki. Podchodzi do mnie grubawa sprzedawczyni.

– Który numer? – pyta.

Na jawie to wiem, że numery zaczynają się od czterdziestki, ale w marzeniu jakimś – bardzo proszę.

– Trzydzieści sześć – odpowiadam. Wchodzę do przymierzalni, wkładam tę śliczną sukienkę numer trzydzieści sześć i jak wyglądam? Znakomicie! Tylko kolor jakiś taki… A obok wisi cudowna koralowa sukienka z cieniutkiego jedwabnego aksamitu… Więc zwracam się do grubawej sprzedawczyni i proszę o koralową. Niestety, mówi grubawa, koralowe są tylko w większych rozmiarach, od czterdziestki wzwyż…

Dzwonek do drzwi. Grubawa ze sklepem pryska jak bańka mydlana. No i proszę, jednak nie starcza mi wyobraźni! Zawsze wiedziałam, że zmiany na poziomie fizycznym występują dopiero później. Podnoszę się – a to Ula. Prosto z pracy, więc nie skorzystała z furteczki w ogrodzie.

– Co robisz?

Zasłaniam książkę, bo po co ma wiedzieć, że zajmuję się ćwiczeniem wyobraźni. Która mi tak szwankuje. Robię dla Uli herbatę – Ula nie słodzi. Nic dziwnego, że cukiernie plajtują i biedni ludzie, którzy w nich pracują, za chwilę zostaną bez pracy.

Ula pcha się na fotel, podnosi koc, książka spada na podłogę. Przepadło! Ula ogląda ją z uwagą, a następnie z taką samą uwagą patrzy na mnie.

– Czytasz to?

No, obrazków przecież nie oglądam. Kiwam głową, co może znaczyć, że doprawdy nie wiem, skąd ona się tu wzięła, oraz że nie czytam, bo ktoś mi podłożył, ciekawe kto, oraz może czytam, a może nie, co to ciebie obchodzi.

– Nie – mówię – tak sobie przeglądam.

– Ty chyba zwariowałaś całkowicie – mówi Ula. – Ty wierzysz w takie bzdury?

Naprawdę ta Ula to w ogóle pozbawiona jest duchowości. Kompletna materialistka. Jak jej wytłumaczyć, że organizm jest sam w sobie zupełnie mądry i wie, czego mu trzeba? Że niech tylko sobie człowiek wyobrazi, że jest szczuplutki, a organizm w mig to podchwyci?

– Jadłaś sernik – mówi oskarżycielskim tonem Ula.

No słowo daję, już wolę, jak dzwoni Moja Mama. Ona przynajmniej nie widzi przez telefon, co jem.

– Sama przyniosłaś – warczę.

Taka właśnie jest przyjaźń. Najpierw ci coś dobrego dają, a potem mają pretensję, że to zużywasz zgodnie z przeznaczeniem.

– Dobry, nie?

No tak, moja wyobraźnia zaczęła działać, bo Ula wcale nie jest oskarżycielska, tylko uśmiecha się do mnie.

– Pyszny.

– Zostało ci trochę?

Zasadniczo nie zostało. To znaczy, owszem, jest tam w kuchni w szafce jeszcze mały kawałeczek, ale na pewno już go nie można podzielić na dwa kawałeczki. To prawie tak, jakby go w ogóle nie było. Ale z drugiej strony to przecież teściowa Uli go piekła, a Ula przyniosła mi prawie pół blachy. Czyli że właściwie powinnam ten maleńki, prawie niewidoczny kawałeczek sernika szybko położyć na talerz i podsunąć Uli. A jeśli Ula chciała go jeść, to dlaczego mi przyniosła? A kto daje i odbiera, ten się w piekle… Piekło składa się na pewno z mnóstwa kawałeczków sernika, do których normalny grzesznik nie może się dostać. Widzę Ulę w tym piekle w otoczeniu smakowitych, zarumienionych, pokrojonych kawałków, z których wystają cudowne rodzynki, i wyciąga rękę, ale one wszystkie są bardzo…