O matko moja, jak ja wyglądałam w tym kostiumie! Wiedziałam, że świat będzie leżał u moich stóp! Będę sensacją na plaży! Na razie, czyli przed wyjazdem, musiałam oddać dług i w tym celu na cały lipiec zatrudniłam się sezonowo w Horteksie.
Właśnie. Dlaczego Tosia nie może się zatrudnić sezonowo w Horteksie? Dlaczego bierze ode mnie pieniądze, zamiast być pomocą cukiernika? Ja zostałam pomocą kuchenną na cały lipiec. Do obowiązków pomocy kuchennej należało sprzątanie, a do praw jedzenie bez ograniczeń wszystkich dobrych rzeczy, lodów, deserów itd. Korzystałam z praw i obowiązków tak wytrwale, że już po tygodniu mogłam zwrócić dług oraz odkładać na te sierpniowe wakacje, kiedy to świat będzie leżał u moich stóp. Kostium oglądałam codziennie wieczorem, marząc o chwili, kiedy nad morzem polskim pojawię się w nim jak cudo. A wtedy świat legnie u moich itd.
Kremówki i lody przestały mi smakować po siedmiu dniach. Wtedy przerzuciłam się na ananasy z puszki i krem do tortów, który cukiernicy dawali nam w małych miseczkach do spróbowania. Trzy tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Nocny pociąg osobowy wiózł mnie nad polskie morze wieczność całą, a kostium leżał na dnie plecaka i poprawiał mi samopoczucie, aż do chwili, kiedy rozlokowawszy się w wynajętym pokoju, zorientowaliśmy się wszyscy, że owszem, jest tanio, bo do morza trzy i pół kilometra.
Przez całe trzy i pół kilometra wyobrażałam sobie, co to będzie, kiedy wreszcie włożę swój niezwykły kostium w kolorze amarantowym i jak ten świat legnie u moich stóp, a wszyscy zawyją z zachwytu. Do dziś żałuję, że droga nad morze nie trwała dłużej.
A potem… Na plaży, zasłonięta kocem przez przyjaciółkę, próbowałam dłuższą chwilę wcisnąć się w amarant. Najpierw poszedł szew przy ramiączkach od stanika. Potem okazało się, że stanika nie można zapiąć na plecach. Wszędzie się wrzynało, piło, ciągnęło. Pod stopami zamiast świata miałam tylko piasek. Właściwie było tak, jak chciałam. Przez dwa tygodnie wzbudzałam sensację, kąpiąc się w krótkich spodenkach i koszulce koloru zielonego, który był wyjątkowo nietwarzowy.
Rozmyślaniom o kostiumie kąpielowym oddawałam się, usiłując powkładać różne przedmioty, przyprawy do koszyczka z przyprawami, czyste talerze do szafki, a brudne kubki po śniadaniu do zlewu. Przy okazji znalazłam dwa rachunki do zapłacenia, o których zapomniałam, wetknięte za stolnicę, a swobodny strumień moich myśli znów popłynął ku banknotowi stuzłotowemu, który dałam Tosi. Kot Zaraz wskoczył na stół. Spędziłam go czym prędzej, ponieważ smutna historia mojego kostiumu to nie powód, żeby koty chodziły po stole. Moje zasoby finansowe pomniejszyły się o następne sto złotych, taka jest smutna prawda. Muszę skontaktować się z Ostapko. Ostatnie dwie noce prawie nie zmrużyłam oka. Może nie powinnam była pochopnie podejmować tak ważnych decyzji? Ale przecież ludzie są uczciwi. I ona chciała dla mnie dobrze. Zabiorę się do pracy i zaraz mi zły nastrój minie. Może jednak najpierw zadzwonię do redakcji, w której pracowała Ostapko, i tam się czegoś dowiem?
W redakcji “Expressu Porannego” traktują mnie grzecznie. Owszem, pracowała. Owszem, już nie pracuje. Owszem, niestety nie mają z nią kontaktu. A w jakiej sprawie, może mi pomogą? Nie mogą. Ale słyszeli, jakoby być może ewentualnie ostatnio zatrudniła się na Bartyckiej w dziale sprzedaży BCHW. Dzwonię do informacji, podają mi numer na Bartycką. BCHW ma prawdopodobnie wewnętrzny 176.
Włączam komputer, przecież zaraz siądę do tych listów, ale na razie chodzę z telefonem po domu. Dlaczego mnie tak nosi? Przecież nie z powodu kostiumu Tosi. Na Bartyckiej nikt nie odbiera. Jest tam zaledwie milion sklepów i działów sprzedaży, więc dlaczego miałby ktoś odbierać?
Czekam uparcie, aż telefon przechodzi z długiego sygnału na sygnał krótki. A potem dzwonię jeszcze raz i jeszcze. Uparłam się. Wreszcie jakiś chropawy głos damski warczy w słuchawkę:
– Słucham!
– Czy mogłaby mnie pani połączyć z numerem 176?
I cisza. A potem w oddali smętny sygnał nieodbieranego telefonu. Czekam i czekam w nieskończoność, ale dlaczego znowuż, jak mawia Renka, miałby ktoś pracować o tej porze, to jest około dwunastej w południe, w dzień powszedni?
Dzwonię raz jeszcze na centralę. Znajoma chropawość:
– Słucham!
– Bardzo przepraszam, czy może pani sprawdzić, czy numer 176 to numer BCHW? – wkładam w swój głos tyle słodyczy, że ani chybi zemdli mnie za chwilę.
– Pani nie wie, jaki wewnętrzny, i pani dzwoni? Ja też nie wiem, jaki wewnętrzny. – Babsko w słuchawce załatwia mnie krótko i ostro.
– Czy byłaby pani tak uprzejma i sprawdziła, czy ten wewnętrzny na to stoisko…
– A jakim sposobem ja pani sprawdzę, co? – satysfakcja w jej głosie jest przerażająca.
– Czy przypadkiem pani nie wie, czy to stoisko jest czynne? – ponawiam próbę.
– A skąd ja mogę wiedzieć? – Pretensja w głosie wylewa mi się prosto do ucha, muszę odstawić dalej słuchawkę.
– Myślałam, że pani tam pracuje.
– Ja wiem, proszę pani, to, co mnie centralka odpowiada, ja nie chodzę po Bartyckiej i nie sprawdzam, pani sobie przyjdzie i sprawdzi, czynne czy nieczynne, jak pani ma za dużo czasu. Bo ja tu pracuję, a nie zajmuję się głupotami! – i trzask słuchawki.
Moje pieniądze
Nie wiem, co mam robić. Ostapko miała zadzwonić parę dni temu. Ach, co ja mówię. Prawie dwa tygodnie temu. I nic, i cisza. Moje niepomnożone pieniądze spoczywają w jej rękach, a mój mnożący się jak myszki japońskie strach o te cholerne pieniądze wzrasta z każdą minutą. Teraz nawet nie mogę powiedzieć Adamowi, o co chodzi, bo przecież umówiliśmy się, że wszystkie ważne decyzje podejmujemy razem, a ja ten interes przed nim ukryłam. Zawsze mogę wziąć kredyt, który mnie zabije, ale nie jesteśmy małżeństwem, więc nie on będzie odpowiadał finansowo, gdyby… Oblewam się zimnym potem. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby… Wracam do komputera.
Droga Redakcjo,
W moim życiu tak się porobiło, że boję się wszystkiego. Nie jeżdżę nawet autobusami do matki, choć mieszka o dwa kilometry. Pan Bóg mi dał wszystkie wady, jakie człowiek może mieć. Już nawet nie patrzę do lustra. Ale najgorsze to to, że nie mam co ze sobą zrobić. Wydaje mi się, że zaraz się coś stanie, tylko nie wiem co. Nawet byłam u lekarza, ale on powiedział, że to nerwica. Nie wiem, co to jest nerwica. Nie chce mi się żyć. Może gdybym coś zmieniła, zrobiła sobie jakąś operację plastyczną czy co, to byłoby lepiej. Myję bez przerwy ręce, ale już mi się rany porobiły, i dlatego lekarz mówi, że to nerwica. Czy ja umrę?
Nie oddała komuś swoich wszystkich, a właściwie nie swoich pieniędzy i ma problem. Mnie też się wydaje, że zaraz się coś stanie. I też by mi się przydała operacja plastyczna. Idę do pokoju Adama i wyciągam ze stosu innych książkę o zaburzeniach psychosomatycznych.
„Nerwica stanowi pojęcie zbiorcze dla różnego rodzaju objawów czynnościowych i zespołów chorobowych, których przyczyną jest reakcja na jakiś ujemny bodziec środowiskowy czy emocjonalny”.
Na przykład taki bodziec, jaki sobie zafundowałam ja. Na przykład, jeśli weźmiesz ze wspólnego konta wszystkie pieniądze, nie mówiąc mężowi, i zainwestujesz je w Ostapko. Z tym, że ja nie mam męża.
„Oprócz częstych objawów wegetatywnych nie stwierdza się żadnych typowych zmian w stanie fizycznym. Nawet najbardziej odporny człowiek w szczególnie trudnej sytuacji życiowej może zareagować objawami nerwicowymi, jak pocenie się, czerwienienie, skurcze spastyczne jelit, biegunki, jąkanie się, uczucie pustki w głowie”.
Boli mnie brzuch, jak pomyślę o Ostapko. Czy to objaw nerwicowy? Mam pustkę w głowie. Nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, tylko na tych cholernych pieniądzach. Jeśli do tego dołączą się spastyczne skurcze jelit…
„Objawy takie towarzyszą często pospolitym sytuacjom życiowym: egzamin itd. Nikt nie rozpoznaje w takiej sytuacji nerwicy, chociaż opisane objawy…
Czy mam to wszystko przepisać? Po co komu ta wiedza? Czy od tego ona przestanie się bać autobusu? Albo pomyśli, że jest piękna i nie musi robić operacji plastycznej, która wpłynie kojąco na pracę mózgu? Dlaczego właściwie dałam pieniądze obcej kobiecie, z którą raz w życiu miałam do czynienia i która właściwie nie wzbudziła mojego zaufania? Nie mogę tak myśleć. Spokojnie. Muszę odpisać na ten cholerny list, człowiek oczekuje ode mnie pomocy…
„Najczęściej nerwica rozwija się wskutek ujemnych bodźców powtarzających się przez dłuższy czas. Czasem chodzi tu o te same czynniki, czasem kilka różnych przyczyn nakłada się na siebie. W zależności od odporności osobniczej, a także cech wrodzonych, nerwica może rozwinąć się…”
Właśnie, cechy wrodzone, jakie właściwie są moje cechy wrodzone? Naiwność? Głupota? Chęć dorównania Rence? Żeby Adam nie zwracał na nią uwagi, tylko na mnie? Czy to jest cecha?
„…mają różnego rodzaju trudne przeżycia emocjonalne, np. nieporozumienia z partnerem seksualnym…”
Będę miała nerwicę, i to jaką! Mój Adasiu Niebieski, przecież ja cię nie chciałam oszukać, tylko pożyczyć i zrobić nam wszystkim dobrze! I nie wpędzać cię w poczucie winy, że nie zarabiasz tyle co mąż Renki… A może ja podświadomie chcę, żebyś zarabiał tyle co jej mąż? I żebyś był moim… Stop.
“Można zresztą mówić wtedy o strachu, a więc o stanie, w którym istnieją konkretne przyczyny niepokoju. Trudno znaleźć granicę między lękiem fizjologicznym a patologicznym. O patologii mówimy wtedy, kiedy lęk jest stały i utrudnia nam pracę…”
O patologii w moim przypadku w ogóle nie może być mowy. Czy mój strach ma wpływ na moje funkcjonowanie w pracy? Nie. Przecież siedzę i pracuję, jak gdyby nigdy nic. Boże, co ja zrobię, co ja zrobię, Adam! Wróć z tej cholernej pracy i powiedz mi, jak mądrze odpisać! Odkładam list. Powinien odpisać lekarz. Nie mogę szkodzić.
Dlaczego Azor lubi Adama?
Droga Redakcjo,
Nie znalazłam w Waszym piśmie czegoś ważnego, o czym ludzie powinni się dowiadywać z gazet. Nie wszczynacie ważnych rozmów o zasadach, które wskazują sposób życia przynoszący korzyści również pod względem fizycznym. Na przykład “zachowanie umiaru w nawykach służy zdrowiu (I Tym. 3:2). A przecież jeśli będziemy się kierować zasadami słowa Bożego, będziemy szczęśliwszymi ludźmi. I każdy, kto będzie przejawiał spokój wewnętrzny płynący z Biblii, stanie się lepszym mężem lub żoną. Wy piszecie tylko o seksie i o tym, co robić, żeby seks zawładnął całym naszym życiem. Jeśli dalej będziecie tak postępować, doprowadzicie ludzi do degeneracji. Nie szerzycie dobrych idei…
Co ja mam odpisać? Czy seks doprowadza do degeneracji? Mnie nie. Ale innych może doprowadzić, na przykład doprowadzi kiedyś do degeneracji Tego od Joli, który nie oglądając się na rodzinę, stop, teraz muszę pomyśleć o nim siedem dobrych rzeczy. Przychodzi mi to z trudnością, ale Ula mi powiedziała, że duszę leczy się w bardzo prosty sposób. Jeśli pomyślisz o kimś, że jest świnia (albo inaczej, bo świnia czasem to zacny eufemizm), to natychmiast masz pomyśleć o siedmiu jego dobrych cechach, żeby nie zostawiać złej energii w kosmosie. Ula w ogóle nie wierzy w energię ani w kosmos, ale mówi, że to dobre ćwiczenia na przytępienie rozdętego ego, które każdy z nas hoduje sobie w samotności. Nie przychodzi mi do głowy siedem dobrych rzeczy związanych z Tym od Joli, bo od miesięcy wszystkie dobre rzeczy kojarzą mi się tylko z Adaśkiem. Ale spróbuję. Po pierwsze – dzięki niemu mam Tosię. Po drugie… kiedyś mi wyjął masło z lodówki, żebym miała miękkie… Po trzecie… nigdy mnie nie uderzył. Ale kapitalnie mi to idzie, doprawdy. Również nikogo nie zabił, nie okradł. Wróć. Po trzecie… będzie się miał z pyszna, jak Jola za dziesięć lat rozejrzy się za rówieśnikiem. I bardzo dobrze! I świetnie, tylko niestety będzie już za późno na żałowanie tego, co się zrobiło własnej byłej żonie, która będzie bardzo szczęśliwa.
Otwieram szeroko drzwi do ogródka. Praca w domu ma swoje bardzo dobre strony, wtedy kiedy pada albo jest obrzydliwie, albo wieje silny wiatr, albo jest zima. Ale kiedy czerwiec się całkowicie rozpanoszy i słońce świeci jak oszalałe, i wychynęły z ziemi wszystkie dorodne roślinki, które zakwitną lada moment, praca w domu wymaga bardzo silnej woli.
Zanim siądę do komputera, mogę spokojnie przejść się do Reńki, która dzwoniła, żeby przyjść, bo kupiła za dużo róż i niektóre jej nie pasują. Odda za darmo. Może też kupiła za dużo narzędzi, bo mi stylisko od grabi amerykańskich pękło i widły są nie do użytku, albo ma za dużo grabi… Spacer mi świetnie zrobi, tym bardziej że to niedaleko. Czasami zastanawiam się nad niesprawiedliwością losu. Taka Reńka ma wszystko. Prawdziwego ślubnego męża, pieniądze, służącą, nie musi pracować, chodzi do kosmetyczki i na masaże limfatyczne. Jedyna jej wada to rottweiler, który jest olbrzymi i czarny, i nie pociesza mnie to, że jeszcze nikogo nie zagryzł. Zamykam dom i wychodzę na drogę. Świat czerwcowym przedpołudniem jest zachwycający. Do Reńki jest może osiemset metrów, ale te osiemset metrów prowadzi wśród brzóz, i świeże liście lekko trzepoczą człowiekowi nad głową. Mijam stary dąb i olbrzymi dół, w który przed paroma miesiącami wpadł samochód Adama, że aż miska olejowa pękła. Dół jest groźny, coś kopali, a potem zapomnieli o nim, gliniasta, czerwonawa ziemia robi się w tym miejscu po deszczu zdradliwa. I dlatego właśnie Reńka dostała od męża samochód terenowy. Staję przed jej bramą. Azor, jej uroczy rottweiler, biega wzdłuż siatki. I nie szczeka. Dzwonię. Reńka w zielonej sukience biegnie do furtki.
"Serce na temblaku" отзывы
Отзывы читателей о книге "Serce na temblaku". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Serce na temblaku" друзьям в соцсетях.