– Firma nie zawali się bez ciebie. Przedtem radziłem sobie sam, poradzę więc i teraz.
Tylko czy ona poradzi sobie bez niego?
– W takim razie będę tu z samego rana.
Ponieważ Jake nie odpowiadał, westchnęła i poszła. Kiedy się obejrzała, zobaczyła jednak, że odłożył szmatę i patrzy w ślad za nią.
Podczas gdy Rupert spał, Phyllida siedziała na ocienionym tarasie i przyglądała się różowym i szarym australijskim kaktusom, pieniącym się dziko wzdłuż drogi pomiędzy wysokimi kauczukowcami. Poprosiła go o czas do namysłu, a Rupert zgodził się nie nalegać.
Wiedziała, że musi wszystko przemyśleć. Przedtem myliła się, skąd pewność, że i tym razem nie popełnia błędu? Być może Jake miał rację i było to tylko chwilowe zauroczenie, które minie, gdy wróci do dawnego trybu życia. Dla przyzwoitości powinna dać Rupertowi szansę ma przypomnienie jej o ważnych niegdyś dla niej sprawach.
Przed przeprowadzeniem się do Jake’a opróżniła lodówkę, więc musieli pójść coś zjeść. Wiedząc, jakim jest snobem, zaprowadziła go do najlepszego lokalu w mieście, lecz drażnił ją jego chłodny ton i wyniosłe spojrzenie.
– Liedermann, Marshall i Jones dopytywali się o ciebie – powiedział, gdy już złożyli zamówienie. – Chodzą słuchy, że chcą cię na nowo przyjąć. W istocie Barry Shillingworth prosił, żebyś skontaktowała się z nim natychmiast po powrocie. – Dotknął jej dłoni. – Jak widzisz, kochanie, wszyscy cię potrzebujemy.
Wszyscy, z wyjątkiem Jake’a, pomyślała z żalem. Delikatnie, by nie urazić Ruperta, cofnęła dłoń. Odwróciła wzrok i natrafiła na znajome spojrzenie zielonych oczu.
Doznała szoku. Poczuła się tak wstrząśnięta, jakby nagle stanęła nad przepaścią. Przez chwilę pragnęła, by jej myśli dotarły do Jake’a, lecz spostrzegła, że siedzi w towarzystwie Val, a kelner podaje im jedzenie.
To tu właśnie z nią przychodził! Chora z zazdrości popatrzyła niechętnie na Jake’a. Jej spojrzenie było wrogie, jego chłodne i oskarżycielskie.
– Jakoś nie wyrażasz nadmiernego entuzjazmu – zauważył Rupert i Phyllida zmusiła się, by zwrócić na niego uwagę.
– Bujasz gdzieś w obłokach! Zawsze miałaś fioła na punkcie tej cholernej pracy.
– Przepraszam, Rupercie. – Bezradnie wzruszyła ramionami. – To wszystko dzieje się zbyt szybko. Muszę się z tym oswoić.
– Nie bardzo rozumiem, z czym – zdenerwował się nieco.
– Nie ma nad czym deliberować. Po powrocie wszystko będzie tak jak dawniej. Chyba tego właśnie chciałaś.
– Od przyjazdu do Australii miałam mnóstwo czasu na przemyślenia – próbowała wyjaśnić. – Nie rozumiesz? Nie mogę po prostu udawać, że LMJ mnie nie wylali ani że się nie posprzeczaliśmy.
Rupert spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Taka okazja już się nie powtórzy. Z tego, co mówił Barry, możesz nawet spodziewać się awansu. Nigdy nie ociągałaś się z chwytaniem takich możliwości.
– Nie – przyznała niechętnie. – Wiem, że oparłam całe moje życie na pracy. Ale teraz miałam okazję spojrzeć na to wszystko z dystansu. Nie wiem, czy chcę jeszcze wrócić do reklamy.
Twarz Ruperta pojaśniała z zadowolenia.
– To znaczy, że nie chcesz już pracować? W takim razie możemy się pobrać natychmiast po powrocie.
– Nie w tym sensie – powiedziała szybko, zanim Rupert zabrnął zbyt głęboko w niebezpieczny dla niej temat. – Po prostu w tej chwili sama nie wiem, czego chcę.
– Zmieniłaś się. – Rupert spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
Phyllida znów napotkała spojrzenie Jake’a.
– Owszem, zmieniłam się.
Rupert był uszczęśliwiony zmianą nastawienia Phyllidy do jej kariery, ale nie mógł wprost uwierzyć, że dziewczyna unika jakiejkolwiek wiążącej odpowiedzi.
– Za parę dni możemy być z powrotem w Anglii – powiedział. – W tej sytuacji, nic cię tu już nie trzyma.
– To nie żarty – odparła ostrożnie. – Muszę się przespać z tym problemem, Rupercie. Nie chcę w pośpiechu podejmować kolejnej decyzji.
Kolacja dłużyła się w nieskończoność. Phyllida z całych sił starała się nie spuszczać wzroku z Ruperta, lecz odruchowo zerkała wciąż w stronę Jake’a i Val.
Wreszcie, ku jej uldze, Jake i Val wstali. Po chwili zdała sobie jednak sprawę, że muszą przejść obok nich i znów się najeżyła.
Val zatrzymała się zdumiona na widok Phyllidy.
– Cześć, nie wiedziałam, że tu bywasz.
– Świat jest mały – uśmiechnęła się niepewnie Phyllida. Spojrzała na Jake’a. – Cześć – dodała chłodno, jakby nie rozstali się przed paroma godzinami.
– To jest narzeczony Phyllidy – zaanonsował ironicznie Jake. – Rupert, prawda?
– Rupert Deverell – powiedział z godnością Anglik. Spojrzał na Jake’a, nie wiedząc, czy ma się obrazić z powodu kpiącego tonu, jakim został przedstawiony uroczej blondynce.
– Myślałem, że chcieliście zostać sam na sam – nacierał Jake. – Czyżby zabrakło już wspólnych tematów?
– Oczywiście, że nie – odparł Rupert z godnością. – Jednak człowiek musi jeść.
– Gdybym to ja nie widział narzeczonej przez dwa miesiące, nie zwracałbym uwagi na jedzenie – powiedział Jake. – W dodatku, gdyby tą narzeczoną była Phyllida, nie puściłbym jej samej nawet na miesiąc.
– Co to ma znaczyć? – spytał wojowniczo Rupert, unosząc się z krzesła.
– Tylko tyle, że sam nie ma narzeczonej, bo żadna dziewczyna nie chciałaby wyjść za mąż za takiego podejrzliwego i zaborczego osobnika – wtrąciła Phyllida, spoglądając nienawistnie na Jake’a. Posadziła Ruperta z powrotem na krzesło. Usiadł, mamrocząc coś gniewnie.
– Nie wiedziałam, że jesteś zaręczona – powiedziała szybko Val, by zdusić w zarodku kiełkującą awanturę.
– Naprawdę? – Phyllida spojrzała z irytacją na Jake’a.
Czemu nazwał Ruperta jej narzeczonym? Przecież powiedziała mu prawdę na jachcie. Nie śmiała jednak zaprzeczyć w obecności Ruperta. Wolała wyjaśnić mu w cztery oczy, że nie zmieniła zdania w sprawie ich małżeństwa.
– Gdybym wiedziała, że tu jesteście, zaprosiłabym cię wraz z narzeczonym do naszego stolika – ciągnęła Val, poprawiając dłonią jasne włosy. – Planujemy podróż dookoła świata i przydałyby się nam twoje porady kulinarne. Żadne z nas nie zastanawiało się nad tą stroną rejsu, prawda, Jake?
Dla Phyllidy był to kolejny cios. Jake i Val planowali wspólny rejs dookoła świata? Co noc będą leżeć na szerokiej koi, a światło księżyca będzie opromieniało ich swym blaskiem. Jake i Val błądzący po pustych plażach w promieniach zachodzącego słońca. Chciała się zerwać i krzyknąć: „Nie”, by zetrzeć ten głupawy uśmieszek z twarzy Val i oświadczyć, że Jake należy do niej.
Usta miała zdrętwiałe, gardło ściśnięte i suche.
– Czyżby Jake ci nie wspominał, że jestem niezbyt przydatna na jachcie? – Popatrzyła na niego, pragnąc mu przypomnieć, jak przytuleni do siebie obserwowali wyskakujące z wody delfiny, jak rozmawiali o zmierzchu i jak namiętnie kochali się owej nocy pod gwiazdami.
Jake odwzajemnił spojrzenie, w pociemniałych z gniewu oczach wyczytała, że pamięta wszystko aż za dobrze i jest zły, że mu to przypomina.
Rupert roześmiał się z niedowierzaniem.
– Nie mów mi, że żeglowałaś, kochanie. Wobec tego, najwyższy czas zabrać cię do domu, zanim staniesz się prawdziwą sportsmenką. Wolę cię jako domatorkę, szczególnie w łóżku!
Jake zrobił straszną minę, a Phyllida przestraszyła się, że rzuci się na Ruperta. Jednak tylko ścisnął rękę Val tak mocno, że dziewczyna jęknęła.
– Wobec tego nie będziemy cię fatygować – oznajmił twardo. – Pewnie chcesz jak najszybciej wrócić do domu.
– Coś takiego – powiedział Rupert, spoglądając z wściekłością w ślad za Jakiem. – Za kogo ten śmieć się uważa?
Phyllida odprowadzała wzrokiem wychodzącego z restauracji Jake’a. Bez niego sala wydawała się zimna i pusta.
– Nie zawsze jest taki. – Przypomniała sobie uśmiech Jake’a, szeptane przez niego miłosne zaklęcia.
– Nie wiem, co ta jego przyjaciółka w nim widzi – warknął Rupert, wciąż poruszony zajściem.
Jego przyjaciółka Val. Szczęściara, będzie mogła co rano budzić się w jego ramionach.
– Pewnie wie swoje – powiedziała cicho. Nieważne, jak niemiły potrafił być Jake. Ona też wiedziała.
– Zaczynam myśleć, że między wami coś zaszło – wyznał Rupert. – Jak on patrzył na ciebie i na mnie! Gdyby spojrzenie mogło zabijać, zostałaby ze mnie mokra plama na ścianie. No, ale skoro wybiera się z tą dziewczyną w podróż dookoła świata, to chyba nie jest tobą zainteresowany. Więc jednak doszło między wami do czegoś, czy nie?
– Nie – powiedziała ze smutkiem Phyllida. – Do niczego nie doszło.
Rano zamówiła taksówkę.
– Ale przecież ja tu jestem! – zaprotestował Rupert, gdy poinformowała go o tym. – Ten osobnik chyba się ciebie nie spodziewa?
– Łodzie wymagają przygotowania – odparła, chociaż skończył się gorący okres i na ten weekend nikt nie wyczarterował żadnego jachtu. – Nie ma sensu, żebym siedziała tu z założonymi rękoma, kiedy będziesz odsypiał różnicę czasu. Wpadniesz po mnie później.
Rupert marudził, lecz Phyllida uparła się. Przystań była obecnie jedynym miejscem, gdzie czuła się jak w domu, poza tym aż do bólu pragnęła spotkać Jake’a. Być może nigdy więcej do niczego między nimi nie dojdzie, ale musiała go zobaczyć. Nawet nie musiała na niego patrzeć, wystarczała jej świadomość, że będzie w pobliżu.
Do późna w nocy przekręcała się z boku na bok, katując się myślą o Jake’u i Val. Czy zmieniłoby to coś, gdyby wiedziała, że naprawdę są sobie bliscy? Czy kiedy się z nią kochał, układał w myślach wyprawę z Val? Zmęczony umysł Phyllidy nie potrafił znaleźć żadnej odpowiedzi. Wiedziała tylko, że jej marzenie o życiu z Jakiem legło w gruzach, podobnie jak i wiele innych.
Jake miał jeszcze bardziej niemiły wyraz twarzy i unikał Phyllidy, jak tylko mógł. Kiedy pod koniec pracy odnosiła kubeł, odezwał się do niej wreszcie:
– Przed chwilą dzwoniła Chris. Wraca z Mikiem do domu, przyjadą jutro rano.
Jutro? Phyllida przeraziła się na myśl, że nadszedł już koniec.
– To wspaniała wiadomość – mruknęła.
– Odbiorę ich z lotniska – dodał Jake. – Powinnaś być w domu, żeby ich przywitać. Nie musisz tu przychodzić. Nie ma wielkiego ruchu i sam dam sobie radę, póki nie wróci Chris.
– Rozumiem. – Nie ma przed nią nawet jutra. Koniec nastąpił dziś. Teraz. Jak w transie sięgnęła po torebkę. – Więc rozstajemy się?
Jake zerwał się z krzesła.
– Ja… tak, chyba tak… – Zawahał się, jakby chciał coś powiedzieć, ale kiedy odezwał się ponownie, zabrzmiało to sztywno i formalnie: – Dziękuję za współpracę.
– Nie ma za co. – Phyllidzie wydawało się, że przebywa w obcym ciele. Nie mogła tak zwyczajnie odejść, nie mówiąc mu, co czuje! Odwróciła się. – Jake…
– Słucham? – Nie wyglądało to zachęcająco.
– Jake, ja… – urwała. Wyznanie, że go kocha, potrzebuje i że serce jej pęka na myśl o rozstaniu, powinno pójść gładko, ale słowa uwięzły jej w gardle. Mógłby roześmiać się jej prosto w twarz, strzelić palcami i dodać, że miłość powinna zarezerwować dla swej bezcennej kariery.
Jej wahanie obudziło czujność Jake’a.
– O co chodzi? – spytał.
A niech się śmieje, postanowiła Phyllida. Przynajmniej ulżę sobie.
– Jake, chciałam ci powiedzieć…
Przerwał jej donośny dźwięk klaksonu. Przez okno zobaczyła Ruperta siedzącego za kierownicą wynajętego samochodu i bezradnie opuściła ręce. Wzrok Jake’a stężał.
– Lepiej już idź. Nie możemy pozwolić, żeby jego lordowska mość czekał.
Phyllida przygryzła wargi i skinęła głową. Nie potrafiła zdobyć się na wyznanie, kiedy obserwował ich Rupert. Może było to bez znaczenia, może za jakiś czas będzie się cieszyła, że zdobyła się jedynie na zdawkowe:
– Do widzenia.
Szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu. Rupert czuł się urażony, że zostawiła go samego na cały dzień. Wciąż narzekał w drodze do domu.
– Nadal nie rozumiem, czemu musiałaś pójść do pracy – powiedział, otwierając drzwi. – Nawet ci nie zapłacił!
– Nie o to chodzi – rzekła zmęczona.
– Tak? A o co? To nie działalność dobroczynna i nie podoba mi się, że moja narzeczona spędza całe dnie, pracując za darmo, zwłaszcza dla takiego typka jak Tregowan.
– Nie jestem twoją narzeczoną – powiedziała, rzucając torebkę na krzesło. – Przestałam nią być w chwili, kiedy oddałam ci pierścionek.
Rupert nasrożył się.
– Myślałem, że postanowiliśmy puścić to wszystko w niepamięć.
– To ty tak postanowiłeś.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że odbyłem tę całą podróż na próżno? – zdumiał się.
Westchnęła.
– Byłam bardzo rozgoryczona po tamtej kłótni. To normalne. Gdybyś przyszedł do mnie następnego dnia i powiedział to, co usłyszałam od ciebie wczoraj, pewnie rzuciłabym ci się w ramiona. Teraz cieszę się, że tego nie zrobiłeś.
– Cieszysz się?
– Teraz wiem, że pobierając się, popełnilibyśmy straszny błąd. – Starała się wytłumaczyć mu to najdelikatniej, jak tylko potrafiła. – Nie znaliśmy się tak naprawdę. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo różnimy się od siebie.
"Serce nie sługa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Serce nie sługa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Serce nie sługa" друзьям в соцсетях.